Komentarze
Happy Sugar Life
- komentarz : Sangvogel : 28.07.2020 00:29:48
- 5,5/10 : Holly2002 : 19.06.2020 07:59:24
- * : Baronowa Znaks : 10.02.2020 10:47:15
- Re: Wymierające / zapomniane gatunki : Cthulhoo : 31.01.2020 11:39:10
- Re: Wymierające / zapomniane gatunki : Lina : 30.01.2020 23:05:42
- Re: Wymierające / zapomniane gatunki : Cthulhoo : 30.01.2020 11:57:22
- komentarz : Melmothia : 30.01.2020 11:35:18
- Re: Wymierające / zapomniane gatunki : Lina : 30.01.2020 11:32:59
- Wymierające / zapomniane gatunki : Lina : 30.01.2020 10:11:29
- komentarz : I. : 30.01.2020 10:01:41
1) Pomysł na anime bardzo fajny, podobał mi się koncept zwykłego thrillera, pozbawionego zjawisk nadprzyrodzonych, pozostawionego jedynie z mrocznością umysłu. Niestety, ale cały ten koncept został szybko zepsuty. ''Gorzkie, słodkie, okruchy, miłość, słoik, napełniać'' – to jest najkrótszy opis tego anime, jaki przychodzi mi do głowy. Tak w kółko, przez całą serię.
2) Postaci to w większości tragedia. Niemal wszyscy ludzie w tym anime to zaślinieni pedofile, mordercy, zboczeńcy, sadyści i psychopaci. Zaledwie jedna postać nie posiada poważniejszych zaburzeń psychicznych – i nie wiem, czy traktować to ze śmiechem, czy z przerażeniem. O ile na początku robi to jakieś wrażenie, o tyle z czasem… po prostu nudzi, zwłaszcza, że znakomita większość postaci jest zwykłymi zapychaczami, które nie zostają rozwinięte w żaden sposób. Najlepszym tego przykładem jest kliknij: ukryte postać nauczyciela, który chyba nie ma ani jednej sceny bez obrzydliwego ślinienia się na myśl o Satou, a który po gdzieś 6 odcinku prawie w ogóle się nie pojawia. Odnosiłem tutaj z kolei wrażenie, że widzę jakieś niewykorzystane szkice koncepcyjne antagonistów z SAO. Tak samo obłędne spojrzenia, zaślinione twarze i nawiedzone głosy.
Sama postać Satou to kopiuj‑wklej Yuno Gasai – nie tylko pod kątem zachowania i motywów (tak, jak Yuno miała obsesję na punkcie Yukkiego, by go chronić, tak Satou ma ją na punkcie Shio), ale nawet wyglądu. Serio, niektóre sceny wyglądały jak niewykorzystany materiał z Mirai Nikki, szczególnie, gdy oczy Satou świeciły się jak lampy ciemniowe. Bardzo drażniła mnie postać Shio ze swoją cukierkowatością i naiwnością. Większość scen z Satou i Shio jest wtórna i miałka. Shio coś tam gaworzy i zachowuje się jak dziecko, Satou płacze ze wzruszenia i powtarza, że musi to ochronić. I tak do końca serii, w każdym odcinku. Pod koniec po prostu przewijałem te sceny, bo wiedziałem, że nic nie stracę.
Ogólnie to ckliwe postaci z trudnymi historiami są w anime codziennością i nie wiem, czy kogokolwiek, kto obejrzał więcej niż pięć jakichś poważniejszych tytułów to w ogóle rusza, szczególnie jeśli jest ich w nadmiarze.
3) Fabularnie pozostaje masa dziur i niedopowiedzeń. Już pomijam sam koncept, gdzie psychopatka Satou znajduje dziecko na ulicy i od razu się w nim zakochuje, zanosząc do mieszkania obcego faceta kliknij: ukryte którego potem zabija. Szkoła nie interesuje się w żaden sposób kontaktem z rodziną Satou, zaginionej nastolatki nikt nie szuka, opieka społeczna, policja, sąsiedzi – tego nie ma (albo jest strywializowane do bólu). W najbardziej okamerowanym kraju świata można sobie dokonać zabójstwa w parku i nikt nie będzie szukał winowajcy. Wszystko wycięte i spłaszczone do bólu. Zakończenie niestety typowe, sztampowe, bez polotu, z wielkim bum, bardzo rozczarowujące. Odarło to anime z całego suspensu.
Oczywiście nie znaczy to, że anime było złe – świetnie się przy nim bawiłem, miało kilka rewelacyjnych momentów, choćby scena ''wywiadu'' z Satou, pozbawiona muzyki, z oszczędnością jakichkolwiek dźwięków (swoją drogą, aż przykro mi się zrobiło, jak Satou opowiadała o swoim ''hobby'' – zakupach, filmach i piciu herbaty. To potwierdzało odczucie, że była bardzo, bardzo samotna – ale tak wewnątrz), czy scena kliknij: ukryte zabójstwa Shoko, sekwencja z jej udziałem i odkrywaniem prawdy aż po finał było jednym z mocniejszych w anime w ogóle – zwłaszcza moment, kiedy Satou zimnym głosem mówi, że nic do niej nie czuje.. Sama Satou przedstawiona w wielu scenach znakomicie, zresztą samą przyjemnością było słuchanie Kany Hanazawy (seiyuu w tym anime to w dużej mierze czysty majstersztyk). Muzyka bardzo ładna, wprawiała w odpowiedni nastrój.
Ogólnie to daję 6/10 – dobre anime, ale żadna rewelacja.
5,5/10
lub sprawiło, że zapałałam sympatią do bohaterek. Wręcz ta sytuacja mnie odrzucała i denerwowała. Szczególnie gdy w każdym odcinku powtarzały się sceny, w których Satou ciągle powtarzała te same frazesy typu „Muszę chronić moje życie z Shio” czy „Dzięki tobie wreszcie jestem szczęśliwa”. Po pewnym czasie robiło się to męczące i przewijałam te momenty bo wiedziałam, że i tak niczego nowego się nie dowiem. Żadnej postaci nie polubiłam, ale doceniam rolę Mitsuboshiego (ten blondyn ze spinką), który momentami mnie śmieszył. Anime oceniam na 6/10 gdyż nie jest ono tragiczne, ale mnie wyjątkowo nudziło i uważam je za stratę czasu.
*
„Jest jak sadomasochistyczny hentai próbujący wmówić widzowi, że seks oralny to skrajna perwersja” – ujęło mnie to porównanie.
Wymierające / zapomniane gatunki
OH NO!
Co do samego anime: fabuła, zauważyłem CZTERY zmiany (plot hole):
- Auntie ŻYJE! Anime i manga sugerowało inaczej
- Satou najpierw mieszka w innym budynku, magicznie jej apartament znalazł się nad mieszkaniem auntie
- Dziwnym trafem Asahi domyślił się o który budynek i piętro chodzi posiadając tylko numer apartamentu który NIE powinien zmieścić się na zdjęciu
- Auntie z nieba wie gdzie mieszka Satou mimo że prawie nie rozmawiają i nie dbają o siebie
Ja bym to zrobił inaczej:
Kiedy Satou i Shio spadają straż pożarna JEST już na miejscu! Dwie dziewczyny lądują na poduszce powietrznej.
Z powodu dużej wysokości Matsuzaka ma obrażenie głowy i…traci pamięć. Adoptuje ją mama Shio bo mała może być szczęśliwa tylko z Satou.
Płomień trawi cały budynek, Taiyou, Asahi i ciało Shouko spala się na popiół. Auntie udaje głupią lądując w szpitalu psychiatrycznym. WELCOME: HAPPY SHIO LIFE…
A tak anime zostawia nas w poczuciu beznadziejności, z rozbitymi słoikami i cukierkami na zewnątrz :(
Shio złamana, blondas też, Asahi jest yandere, Yuuna pewnie pójdzie siedzieć, Auntie w więzieniu :(
Satou pewnie stanie się „akuryo” (zły duch) i będzie zabijać…podsumowując: 0/10 – tragedia :((
P.S. Debiut studia? Pozew od Pierrota za debiut, fajna rzecz. Kretyni :\
Zamaskowano spoilery.
Moderacja
Uwielbiam opening, końcowa piosenka też jest niezła, ale piosenka początkowa połączona z animacją daje bardzo dobry efekt. Niby słodko i kolorowo, ale też mrocznie i po prostu dziwnie.
Nie przepadam za takim natłokiem nienormalnych postaci i wszelkich patologii, ale z jakiegoś powodu było to strawne mimo wszystko. Ja musiałam dać 7/10 ze względu na to z jaką niecierpliwością oczekiwałam na kolejne odcinki (zwłaszcza w porównaniu z resztą anime z tego sezonu…)
Happy Sugar Life prosiło się o standardowe kliknij: ukryte „dobro” zwycięża czyli Satou i Shio uciekają, po drodze zabijając braciszka i żyją sobie gdzieś razem, a blondyna załatwia ciocia; lub „zło” wygrywa czyli Shio ucieka od Satou, którą potem zabija braciszek lub ciocia, ewentualnie ciocia zabija wszystkich.
Niestety wymyślili coś takiego niedopowiedzianego z samobójstwem i odrodzeniem(?). Co to ma być? To jest tak jakby postać nie mogła być po prostu zła i wygrać, co więcej zrobili z Satou (postaci ostrożnej, inteligentnej, chłodno kalkulującej) idiotkę, która będzie ryzykować wszystkie swoje wcześniejsze starania i cały plan ucieczki dla kawałka biżuterii. Co gorsza, nie mogła spokojnie popełnić samobójstwa razem z Shio, bo tę twórcy postanowili, nie wiedzieć po co, uratować, i na dodatek z tym ichniejszym odrodzeniem(?) w kimś. Nie dość, że para ludzi nie może spokojnie popełnić samobójstwa (bo ktoś na pewno przeżyje), to jeśli byłeś zły to czeka cię reinkarnacja bo nie możesz umrzeć będąc zły. Mogłoby to być zrozumiałe w serii o duchach, religii itp., ale nie powinno mieć miejsca w kryminało‑thrillerze.
Zazwyczaj krawędziowe anime próbują grać na emocjach widza poprzez nadmierną brutalność, bezsensownie szalone postaci, szok poprzez seksualizację pozornie niewinnych elementów i wiele innych rzeczy, które mógłbym wymieniać do rana. Happy Sugar Life robi to zupełnie inaczej – co najważniejsze, robi to prawidłowo.
Zaczynając od genialnej pracy seiyu, zwłaszcza Kany Hanazawa w roli Satou – słychać było, że doskonale czuje swoją postać. Idealnie manipulowała emocjami, adaptowała się do sytuacji i kiedy trzeba było potrafiła również zagrać bezwględny, apatyczny charakter; nie ma tutaj żadnego overactingu(jak w przypadku postaci drugoplanowych), tylko idealny balans i umiejętności aktorki głosowej. Bardzo podobała mi się również rola Shouko – jedynej, normalnej postaci z całej cyrku. Bardzo fajnie kontrastowała pomiędzy „normalnym”(w moralnym tego słowa pojęciu) światem, a tym, co działo się w życiu Satou; BARDZO żałuję, że kliknij: ukryte dialog z 9 odcinka był praktycznie w całości wycięty, to mogła być wisienka na torcie.
Druga rzecz – pikantne szczegóły grzechów Satou trzymane były za kulisami. Twórcy nie skazywali widza na oglądanie bezsensownej brutalności, gwałtów, czy innych motywów, które miałyby zszokować widza. Budowany powoli klimat, przyswajanie odbiorcy do niewygodnych faktów i wszystko w odpowiednio rozprowadzonych ilościach.
Trzy – postać Satou. Będąca jednocześnie główną bohaterką i najbardziej spaczoną ze wszystkich(może oprócz ciotki – ale u niej wróżę jakąś trwałą chorobę psychiczną lub nawet kilka) była na tyle ogarnięta, że potrafiła trzeźwo przeanalizować sytuację i znaleźć optymalną opcję. Nie była ryzykantką, pod uwagę brała tylko gwarancje.
Cztery – seria jest po prostu „ładna”. Ciekawe odwzorowane projekty postaci, z okazjonalnymi uproszczeniami, kadry nie są ucinane, sceny są pełne i pozwalają widzowi wczuć się w akcję. Zwrócić uwagę również należy na odpowiednio dobrany kontrast kolorów w zależności od sytuacji – ciemność spowita chaosem oraz słodkie momenty, przyprawione jasnymi odcieniami różu, czy błękitu.
Pięć – OP/ED. Te zazwyczaj działają niezależnie, tutaj jednak są idealnym dopełnieniem i podkreśleniem charakteru serii. Widząc opening pojawia się nam słodka historia, która kryje za sobą coś niepojącego i jest również jedną z rzeczy, po której seria się idealnie identyfikuje.
Chciałbym napisać również, że fabuła – aczkolwiek nie czułem tutaj żadnej „oryginalności”, być może ewentualnie sam motyw jeśli brać pod uwagę, że nieczęsto ekranizuje się bajki o porwaniach i syndromie sztokholmskim.
____________________________
Od wystawienia 7 trzymają mnie dwie rzeczy:
1. Przesłodzone yuri. W bardzo wielu momentach miałem ochotę po prostu przewinąć.
2. Słaba końcówka(nie licząc aftera, ten był satysfakcjonujący).
Moja ocena konćowa to 6/10, na którą Happy Sugar Life zdecydowanie zasługuje.
ep 11
Wazne zeby zakonczenie bylo konkretne. A moze jeszcze jakis plot‑twist w ostatnim odcinku, np. kliknij: ukryte trojkacik z braciszkiem – raczej watpliwe, bo Satou nie zamierza sie z nikim dzielic Shio; a moze „ciocia” napusci kogos na Satou i zakonczenie w stylu „Usual supsects”.
Ta seria jest zbyt dobra, ze zbyt inteligentna i zdeterminowana glowna bohaterka, zeby sie zepsuc na koncu.
Naprawdę, nie pamiętam od czasów pierwszego sezonu „Higurashi” równie dobrego thrillera‑kryminału. Bez zbednych nadnaturalnych czy „sajfajowych” bzdur. Szkoda tylko, że postacie drugoplanowe nie były trochę bardziej „ugruntowane” i/lub dociekliwe; albo żeby był ktoś kto bardziej „deptałby Satou po piętach” jak L z Death Note, Lunge z Monstera czy Oishii z Higurashi np. kliknij: ukryte jakiś nauczyciel lub nauczycielka – niestety w tej roli trafił się zboczeńco‑psychol, którego Satou rozegrała jak chciała; lub policjant – niestety tutaj też nie trafił się przesadnie kompetentny osobnik.
Ale jako całość, jak do tej pory, wypada bardzo dobrze. Można? Można. Szkoda tylko, że tak rzadko.
ep9
Oczywiście kliknij: ukryte finisz był wiadomy od czasu, kiedy tylko Shouko zaczęła coś podejrzewać ale końcówka była poprowadzona naprawdę fajnie – szkoda tylko, że nie usłyszeliśmy całego dialogu, ten mógł jeszcze bardziej dowartościować serię, jeśli odpowiednio go poprowadzić.
Generalnie podobał mi się odcinek. Szkoda tylko, że kliknij: ukryte padła jedyna normalna postać w całej bajce.
Ciekawi mnie czy twórcy celowo „uprościli” grafikę, próbując osiągnąć efekt jak w Higurashi.
A tak w ogóle to ten sezon sponsoruje literka „ha” :-)
Lubie satou, wszystko bierze w swoje ręce, manipuluje ludźmi i nie jest naiwna do bólu. Ciężko również przewidzieć, co zrobi w danej sytuacji.
Przyjemnie się ją ogląda mimo tego, że show nie powala.
Odcinek 9
Koślawa kreska nie nadążała za pełnymi emocji głosami postaci, aktorzy naprawdę świetnie to zagrali (na plus że nie było dzisiaj żadnego sapania) co jeszcze bardziej potęgowało irytację.
I właśnie w takim rysowanym na kolanie stylu zaanimowano mój ulubiony moment z komiksu… Przykrość.
Nawet nowa śliczna piosenka nie była mi w stanie tego wynagrodzić. Jeśli dobrze odczytałam znaki, to piosenka nazywa się „Kanaria” (Kanalia? ;), czyli kanarek?
22 minuta, 17 sekunda.
I stał się cud, postaci wypiękniały, kliknij: ukryte nawet Satou trzymająca nóż wygląda pięknie. Smutno jest patrzeć na śmierć ulubionej postaci, ale przyznaję się, że przewinęłam sobie tę scenę kilka razy, te zmiany kolorów, szamoczące się cienie, niemy krzyk – wszystko było perfekcyjnie. Ale i tak żal dziewczyny :<
odcinek 8
Co jak co, ale Happy Sugar Life, mimo swoich wad i głupotek, jest chyba najbardziej interesującą serią tego sezonu. Niby ma dużo wspólnego z tego typu edgy syfem, ale przynajmniej ma pomysł na siebie i potrafi (trochę) wciągnąć. No, i jeszcze jest boski głos Kany Hanazawy.
Po 5 odcinku
Nikt nie rysuje mang na grających pocztówkach (chyba…?) i chyba dlatego dobrze się to czytało (przeglądało dla rysunków) bez tych wszystkich odgłosów mlaskania, siorbania, sapania, jęków itp.
Oglądam dalej, chociaż przyznaję że z coraz mniejszym entuzjazmem. Ciekawi mnie tylko jak przedstawią odcinek o kliknij: ukryte konforntacji Satou z Hidą (ciemnowłosą koleżanką z pieprzykiem i chyba jedyna normalna osoba w tej serii) i o przeszłości rodziny Shio.
eP 2
Mam nadzieję jednak, że to wszystko jest trochę bardziej przemyślane i „w tym szaleństwie jest metoda”.
eee co?
W końcu coś fajnie porąbanego ;)
Czasami przydaje się taka bajka, oby tylko tego nie zrąbali ;)
Po 1 epku
Ale w sumie serio – to nie było takie złe. Owszem, porąbane, zresztą pewnie mnóstwo świrów tu będzie, ale jakieś takie… wyjątkowo strawne. Naprawdę fajnie mi się oglądało, jak bohaterka dała lekcję pani menadżer. Inna sprawa, że motyw z kliknij: ukryte porwaniem i gwałtem na nieletnim chłopaku, to nie jest coś, co się często w anime spotyka. Ogólnie mało tu chyba będzie ugrzecznionych, niewinnych postaci. Samo to, że bohaterka do tej pory umawiała się z wieloma chłopakami, jest dość odświeżające.
Nie ma co traktować tego na poważnie oczywiście, ale w kategoriach thrillera, to ma szansę się dobrze pokazać. W końcu – co również ważne – nie próbowano widzów przyciągnąć krwawą sieczką. Dano tylko do zrozumienia, jakie sceny się działy za kulisami, ale nie musieliśmy przez pół epka oglądać tryskającej hektolitrami krwi (co niektórzy twórcy anime uznają za szczyt wyrafinowania w tym gatunku). Poza tym graficznie jest przyzwoite, co też swoje robi.
Szczerze? Ja to kupuję. Nie wiem dlaczego, ale spodobało mi się to. Nie będzie z tego żaden ósmy cud animowanego świata, ale może tym razem dostaniemy psychopatów w miarę strawnej odsłonie.
Lesbijskie pedofilskie wycieczki psychopatki
Prawdę mówiąc może to moje spaczenie już, ale wydaje mi się że Pani menadżer grubo przesadziła próbując kliknij: ukryte uciąć pensję głównej bohaterki. Ja rozumiem porwanie i gwałt na nieletnim, ale złamanie kontraktu przez swoje widzimisie? Po prostu tak się nie robi
Jest nadzieja?
Po zobaczeniu trailerów byłam zła i zniesmaczona – wszystko wyglądało tak tanio, plastikowo i tandetnie, jakby uznano, że „skoro fani czekajo, to wsysko przełkno”.
Zasiadałam do pierwszego odcinka na zasadzie „no dobra, odhaczmy że zobaczone i wymażmy graficzne koszmarki z pamięci” i może dlatego że spodziewałam się najgorszego… To nie było jednak aż tak źle?
Wiem że jest zasada, że pierwszy odcinek ma najładniejszą kreskę, żeby przyciągnąć widzów i można oszczędzać na wszystkim w pozostałych odcinkach… Ale kupił mnie opening (kojarzył mi się z fanowską animacją pod piosenki Vocaloidów, a lubię oglądać takie rzeczy), podobała mi się gra Kany Hanazawy, zwłaszcza ta scena kiedy kliknij: ukryte wraca do domu po rozprawieniu się z szefową i to jak pokazali te momenty „gorzkości”/szaleństwa (te czerwone oczy z spiralą… Aż mi się Uzumaki przypomina), byłam przygotowana na głos Shio, więc nie wstrząsnął mną tak jak przy trailerze (ale i tak mi się nie podoba), powtarzające się sceny z buteleczką i cukierkami sprawiają że ma się ochotę podgryzać coś słodkiego podczas rysowania XD
Teraz mam trochę zgryz, bo znam dalszą historię z komiksu i obawiam się spadku jakości. Na razie zobaczę kolejny odcinek i jeśli utrzyma poziom pierwszego to obejrzę do końca. Jeśli nie – porzucę bez żalu, kreska w mandze o wiele bardziej mi się podoba.