Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,60

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 100
Średnia: 6,99
σ=1,55

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Shinchou Yuusha ~Kono Yuusha ga Ore Tueee Kuse ni Shinchou Sugiru~

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2019
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 慎重勇者~この勇者が俺TUEEEくせに慎重すぎる~
zrzutka

Ostrożny aż do przesady bohater wyrusza na ratunek opętanej przez siły zła krainie. Parodia schematów gatunku z zaskakującym zakończeniem.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Ratowanie świata nigdy nie jest proste. Sytuacje, w których wesoła kompania poszukiwaczy przygód musi mierzyć się ze standardowymi czarnymi charakterami, nie są aż tak liczne, jak by się mogło wydawać. Zagrożenia są najczęściej bardzo złożone, wrogowie wyjątkowo przebiegli, zaś czasami najzwyczajniej w świecie okoliczności notorycznie sprzysięgają się przeciw heroicznym wybawicielom. Jednocześnie rzadko który bohater podnosi kwestię ryzyka, z jakim wiąże się jego zadanie. Nie obywa się bez utyskiwania na własny ciężki los, odpowiedzialność i wyrwanie z dotychczasowego beztroskiego żywota, ale pomijając tytuły, których twórcy z premedytacją postanawiali dopiec swym podopiecznym, przygoda jest nacechowana pozytywnie. Chwali poświęcenie, przyjaźń, rzucanie się bez wahania w paszczę lwa i podobnie altruistyczne postawy, co brzmi szlachetnie, ale może być postrzegane jako przejaw naiwności.

Shinchou Yuusha: Kono Yuusha ga Ore Tsueee Kuse ni Shinchou Sugiru zgodnie z japońskim podtytułem mierzy się z powyższym problemem. Wezwany przez boginię Ristarte do uratowania nękanego przez siły zła świata bohater ma wszystkie cechy herosa idealnego w ramach wymogów anime. Sprowadzony z innej rzeczywistości młodzieniec jest silny, inteligentny, zwinny, błyskawicznie opanowuje wszelkie sztuki magiczne i posługiwanie się dowolnym orężem. Wydawać by się mogło, że przystojny chłopak szybko zaradzi zagrożeniu, złamie kilka serc niewieścich i wróci do własnych spraw, jednakże mimo jego rozmaitych zalet na jaw wychodzi pewna krytyczna przywara charakteru. Seiya Ryuuguuin jest bowiem ostrożny i nie zamierza ślepo rzucać się na ratunek pokrzywdzonym, nie upewniwszy się wpierw, że jemu samemu nic nie zagraża. Postawa logiczna, albowiem pokonanie bohatera skaże świat na cierpienie pod rządami demonicznego lorda, jednakże protagonista jest w swej przezorności wręcz paranoidalny. Najmniejszego galaretowatego gluta traktuje niczym wroga pokroju złotego smoka, a kupując zestaw mikstur leczących, zamawia ich tyle, że do transportu potrzebna byłaby kolejowa cysterna. W swym dążeniu do bycia przygotowanym na wszystko jest nieustępliwy, co przyprawia opiekującą się nim boginię o ból głowy.

Tytuł jest przede wszystkim komedią, która wykorzystuje obsesję Seiyi na rozmaite kreatywne sposoby. Gagi są przewidywalne, ale zabawne z dwóch powodów. Po pierwsze, przerysowane reakcje bohaterów na czele z Ristarte kontrastują ze stoickim spokojem bohatera, który za nic w świecie nie rozumie, jak ktoś może być tak nieostrożny, by nie nosić przy sobie zapasowego miecza i miecza zapasowego numer dwa, na wypadek gdyby ten pierwszy uległ uszkodzeniu. Dzięki temu dowcip wybrzmiewa silniej, niż gdyby pozostali członkowie drużyny również byli nieszablonowymi osobowościami. Po drugie, pewna przewidywalność i powtarzalność gagów zostaje zamieniona w zaletę, kiedy to widz, podobnie jak i kompani protagonisty, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co zaraz nastąpi, a wrogowie i osoby postronne postępują w myśl oklepanych schematów, z zaskoczeniem przyjmując nieszablonowe podejście Seiyi do niemal każdego aspektu bycia poszukiwaczem przygód. Dochodzi wręcz do tego, że widz ze współczuciem przypatruje się knowaniom czarnych charakterów, nieświadomych sytuacji i mających się boleśnie przekonać, jak bardzo nie docenili swojego przeciwnika. Podobnie ma się sprawa z ratowanymi wieśniakami i mieszczanami, którzy niejednokrotnie lepiej wyszliby na inwazji hord ciemności, niż na metodach stosowanych do ich pokonania.

Kolejnym źródłem komediowego potencjału są zakochujące się w bohaterze kolejne boginie, dla których związek ze śmiertelnikiem to temat tabu, ale które widok niewzruszonego przystojniaka wysyłającego przypadkowo źle interpretowane sygnały sprowadza na złą drogę. Zbawca ludzkości jest utrapieniem świata boskiego, nie tylko łamiąc serca, ale i doprowadzając do załamania nerwowego. Ponieważ wzorem greckich mitów boskość wiąże się najwyraźniej z rozmaitymi drobnymi skrzywieniami charakteru, sytuacja nierzadko zupełnie wymyka się spod kontroli i ma daleko idące konsekwencje.

Śledząc kolejne rozwiązywane problemy i pokonywane zagrożenia, bawiłem się przednio. Nie jest to zawsze humor wysokich lotów, ale spełnia swoją funkcję, zapewniając dużo autentycznego śmiechu. Gdy jednak wydaje się, że tytuł skończy się walką z władcą sił zła prowadzoną w myśl dotychczasowej formuły, końcówka serialu niespodziewanie wywraca wszystko do góry nogami. Trzy ostatnie odcinki zrywają z beztroską, lekką formułą opartą na tych samych gagach, i wprowadzają zaskakujący zwrot akcji, tłumaczący wiele wcześniejszych wydarzeń i stawiających drużynę w trudnym położeniu. Ilość nieszczęść i tragizmu jest wręcz przytłaczająca, jak gdyby twórcy testowali, do jakiego stopnia mogą dopiec bohaterom. We wcześniejszych odcinkach wysyłali co prawda pewne sygnały, że sytuacja nie jest oczywista i prosta, jednak nie mogłem się spodziewać tak drastycznego przeskoku treści i klimatu.

Ów przeskok będzie bez wątpienia nadrzędnym czynnikiem decydującym o wrażeniach z seansu. Część widzów doceni nieszablonowe rozwinięcie fabuły i odświeżenie dotychczasowego podejścia do tematu, ale równie liczna grupa uzna zabieg za zbędny i nieuzasadniony, psujący dotychczasowe pozytywne wrażenie lekkiej, komediowej rozrywki. Pozostanie nieporuszonym, jakkolwiek możliwe, będzie raczej wyjątkiem niż najczęstszą postawą. Sam zaliczam się bardziej do pierwszej grupy, uważając, że Shinchou Yuusha zyskuje na niniejszym zwrocie akcji. Przede wszystkim celnie puentuje on postawę protagonisty, który przecież od początku traktował wszystko serio i ostrzegał o konieczności bycia gotowym na wszystko. Widzowi łatwo ulec iluzji obcowania z tytułem lekkim i niezobowiązującym, co zostaje przewrotnie wykorzystane przeciwko niemu w końcówce. Doceniam ów manewr i żałuję, że twórcy nie bawią się częściej w ten sposób oczekiwaniami płynącymi z formuły tytułu. Taki zabieg może sprawić, że nawet pozornie prosta i przeciętna seria zapadnie w pamięć na dłużej. To ryzykowana gra, w której łatwo popełnić błąd i zaprzepaścić dotychczasowe dokonania, ale recenzowane anime wychodzi z niej w moim odczuciu zwycięsko.

Zamykając kontrowersyjną tematykę, pozostaje mi krótko wspomnieć o bardziej przyziemnych elementach, takich jak oprawa audiowizualna. Shinchou Yuusha prezentuje się estetycznie, a z powodu komediowej natury wysiłki ekipy skupiły się przede wszystkim na bohaterach i ich mimice, która skutecznie wzmacnia humorystyczny przekaz, ale sprawdza się także w poważnych momentach pod koniec serii. Stylistyka jest do bólu oklepana, ale ponieważ tytuł nierzadko parodiuje pewne gatunkowe schematy, nie spodziewałbym się prób wyłamania się ze sprawdzonej formy. Niestety, szczegółowość modeli i teł waha się od przeciętnej po wręcz paskudną. Zwłaszcza te drugie często są po prostu rozmazanymi wielobarwnymi plamami, a jedynym czynnikiem ratującym sytuację jest fakt, iż szybkie tempo akcji i bombardujące widza gagi nie pozostawiają wiele okazji do wpatrywania się w gorzej wykonane elementy. Pozytywnie mogę się za to wypowiadać o udźwiękowieniu, bo o ile muzyka poza openingiem w wykonaniu MYTH & ROID to po prostu solidne rzemiosło, tak seiyuu wykonują kawał dobrej roboty. Szczególnie muszę pochwalić Aki Toyosaki jako Ristarte, mającą wręcz nieograniczony repertuar ekspresyjnych reakcji na kolejne wyczyny swojego podopiecznego.

Shinchou Yuusha to tytuł, który początkowo umknął mojej uwadze mimo zasadniczej sympatii do tak zwanych „isekajów”. Dopiero pojawienie się bohaterów w drugiej serii Isekai Quartet sprawiło, że zainteresowałem się nim bliżej i nie żałuję podjętej decyzji. Elementy humorystyczne zapewniły mi przednią rozrywkę na nieskomplikowanych zasadach, a przewrotne zakończenie przyjąłem z zainteresowaniem jako odmianę od zwyczajowych pomysłów. To z pewnością pozycja mocna w swoim gatunku, ale kontrowersyjna i relatywnie ryzykowna, gdyż finał może zepsuć wcześniejsze dobre wrażenia. Mimo to, wbrew życiowej postawie Seiyi, zaryzykowanie i zapoznanie się z nim uważam za warte fatygi. Wszak przesadnej ostrożności również można z czasem pożałować.

Tassadar, 18 czerwca 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: White Fox
Autor: Light Tsuchihi
Projekt: Gouichi Iwahata, Mai Toda, Noritaka Suzuki, Saori Toyota
Reżyser: Masayuki Sakoi
Scenariusz: Kenta Ihara
Muzyka: Yoshiaki Fujisawa