Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 4/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 9 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 497
Średnia: 6,86
σ=2,12

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Yamato Nadeshiko Shichihenge

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2006
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Perfect Girl Evolution
  • Wallflower
  • ヤマトナデシコ七変化♥
Gatunki: Komedia, Romans
Widownia: Shoujo; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

O brzydkim kaczątku, które nie chciało zostać łabędziem… Czyli jak nie robić serii shoujo.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

W luksusowej posiadłości, należącej do pewnej ekscentrycznej damy, mieszka sobie czterech młodzieńców. Kyouhei Takano, Ranmaru Morii, Yukinoujo Touyama i Takenaga Oda różnią się właściwie wszystkim, ale mają jedną cechę wspólną – urodę, przyciągającą dziewczęta jak magnes. Co rano udają się do szkoły w otoczeniu wianuszka wielbicielek, by po południu wrócić do pięknej willi. Innymi słowy, żyć, nie umierać. Sielanka jednak zostaje pewnego dnia przerwana kolejnym pomysłem (rzadko skądinąd bywającej w domu) gospodyni. Oto do posiadłości ma wprowadzić się jej siostrzenica, rówieśniczka bohaterów, dziewczę, któremu zdecydowanie brakuje ogłady i klasy potrzebnej do bycia kobietą światową… Tak, dobrze zgadujecie: ich zadaniem stanie się uczynienie z Sunako „prawdziwej damy”. I równie dobrze zgadujecie, że nie będzie to proste: uwielbiająca mrok, horrory i w ogóle wszystkie okropieństwa dziewczyna wcale nie ma życzenia zmieniać swojego stylu życia. Ale też panowie nie zamierzają rezygnować z syzyfowej pracy, szukając kolejnych sposobów na uczynienie jej królową towarzystwa.

Po tak absurdalnym pomyśle spodziewać się można tylko równie absurdalnej i parodystycznej komedii dla dziewcząt, z obowiązkowymi wątkami romantycznymi w tle. W dodatku twórcy mają tu ułatwione zadanie, ponieważ scenariusz jest adaptacją bardzo popularnej zarówno w Japonii, jak i USA mangi autorstwa Tomoko Hayakawy. Co zatem można popsuć? Jak się okazuje, wszystko po kolei.

Absolutną podstawą tego typu serii są postacie. Niekoniecznie realistyczne czy wiarygodne psychologicznie, muszą jednak być na tyle udane i sympatyczne, by widzowie mieli ochotę śledzić ich perypetie. Tymczasem tutaj nawet o podstawowym składzie nie można powiedzieć praktycznie niczego, poza całkowicie zewnętrzną charakterystyką: Ranmaru to niepoprawny uwodziciel, Takenaga – nadmiernie opanowany stoik, Yuki – słodki dzieciak, a Kyouhei – szorstki buntownik. Stworzyć 25­‑odcinkową serię, która praktycznie ani o milimetr nie poszerza tych zdawkowych opisów jest pewną sztuką – która udała się bezbłędnie, acz nie można tego uznać za powód do dumy. Jeśli czegoś się z czasem dowiadujemy, to tylko tego, że panowie są skrajnie sztuczni i plastikowi… I właściwie trudno powiedzieć, dlaczego – tego rodzaju „typy charakterystyczne” powinny być właściwie samograjami. Przypuszczam, że popełniono tu błąd niestety częsty: postacie komediowe nie mogą być wyłącznie śmieszne. Zrobienie z bohaterów bandy idiotów wprawdzie zapewnia kilka dodatkowych gagów, ale bezpowrotnie gubi sympatię widzów. Równie poważnym błędem jest nieumiejętność postawienia granicy pomiędzy komedią a wzruszeniem – tu najlepszym przykładem może być Kyouhei. Pomysł „chłopaka tak przystojnego, że musi chodzić do szkoły w obstawie policji” jest – powiedzmy – śmieszny raz. Pomysł czynienia z tego właśnie dręczącego go poważnego problemu… Niestety, nie działa, nawet przy założeniu, że miała to być parodia.

Ale zaraz, seria obraca się przecież dokoła osoby Sunako. Osoba, która nie zamierza poddawać się obowiązującym kanonom i woli żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami, która nie daje się uwodzić słodkimi słówkami i która często sprawia wrażenie istoty wprost z jej ukochanych horrorów, ma wszelkie zadatki na świetną bohaterkę… Tyle tylko, że wszystkie jej przekonania i zainteresowania wyrastają tylko i wyłącznie z głębokich kompleksów. Ponieważ usłyszała coś niepochlebnego o swojej urodzie, postanowiła skryć się w mroku, gdzie jej wygląd nie będzie miał znaczenia. Proszę nie syczeć z irytacją, że zdradzam coś istotnego! Ta prawda zostaje nam podana dosłownie w pierwszych sekundach pierwszego odcinka, a potem jeszcze powtórzona dla pewności z adekwatną retrospekcją. W rezultacie Sunako nieodwołalnie stała się dla mnie osobą przewrażliwioną (ja rozumiem, ukochany, ale bez przesady), sztuczną (skoro uważa, że i tak nie może być piękna – a nie, że nie musi się dostosowywać) i, krótko mówiąc, zwyczajnie żałosną.

Sytuacji nie poprawiają postacie drugoplanowe, ponieważ praktycznie ich nie ma. Pojawiają się może ze dwie istotniejsze dziewczyny, w niektórych odcinkach jakaś postać epizodyczna, oraz koszmarne i odczłowieczone „elementy komediowe”, których zadaniem jest wpychanie gagów tam, gdzie nie dało się ich wepchnąć innym sposobem. Prym wiedzie kwartet „gotyckich lolit” – podobno w mandze pojawiający się epizodycznie, tu natomiast obowiązkowo (i na siłę) wepchnięty w każdy odcinek. Jak przypuszczam, ich zachowanie ma być śmieszne.

Fabuła, jak łatwo się domyśleć, jest bardzo epizodyczna, przy czym „epizodyczność” w tym przypadku oznacza całkowitą dowolność. Bohaterowie bez ładu i składu są rzucani w jednym odcinku na szkolny dzień sportu, w innym do gorących źródeł, znowu jakiś przerywnik szkolny, znienacka wizyta na bezludnej wyspie… Kolejność odcinków nie ma prawie żadnego znaczenia, a dobór wydarzeń sprawia jednak zbyt chaotyczne wrażenie, jakby autorka po prostu z rozdziału na rozdział mangi wymyślała jakieś przygody, nie przejmując się ich łącznością z wcześniejszymi i późniejszymi. Także same odcinki nie są najlepiej skonstruowane – akcja przyspiesza i zwalnia szarpnięciami, grzęznąc w nieistotnych scenach i gubiąc się w nagłym chaosie. Przeszkadzało mi to szczególnie w początkowej części – nie umiem jednak powiedzieć, czy później sytuacja trochę się poprawia, czy też ja się przyzwyczaiłam i przestałam zwracać na to uwagę. Ostatni odcinek zawiera wyciągnięty za uszy z kapelusza finał i o tyle już mnie nie rozczarował, że w tym momencie nie oczekiwałam niczego poza tym, że seria nareszcie się zakończy.

Skoro komedia, to ma być śmiesznie. I tu właściwie 90% gagów stanowią dwa powtarzające się motywy: „bohaterka dostaje fontannowego krwotoku z nosa” oraz „wszyscy biegają w kółko i głośno krzyczą”. Tak, słusznie mniemacie, że robi się to dość szybko monotonne. Żarty wciskają się także w sceny, które chwilę później lub wcześniej próbują być wzruszające, skutecznie je „kładąc”. W dodatku tempo wydarzeń (przypuszczam, że miało być żywiołowe) zwykle powoduje, że schemat jest taki: „teraz macie 10 sekund, żeby się wzruszyć, zanim ktoś powie coś głupiego, Sunako dostanie krwotoku albo wszyscy zmienią się w zdeformowane karzełki i zaczną wrzeszczeć”. Humor ma zdaje się w założeniu być absurdalny – szkoda, że częściej bywa dziwaczny niż naprawdę śmieszny. Zawiodło przełożenie mangi na język filmu – coś, co zapewne nieźle prezentowało się na panelu mangi, zanimowane w całą scenę może bardzo stracić albo wręcz stać się niesmaczne – przykładem niech będzie prezentowany w którymś odcinku bondage na modelu anatomicznym człowieka.

No dobrze, zapyta ktoś, uparcie ignorując zamieszczone poniżej kadry, a co z grafiką? Ostatecznie ozdobą tego anime powinien być dobrany zaprzęg bishounenów, nieprawdaż? Cóż, jeśli „brzydki bishounen" to oksymoron, to po Yamato Nadeshiko Shichihenge spacerują cztery oksymorony. Naprawdę dawno nie zdarzyło mi się widzieć tak nieudanych twarzy – coś w układzie oczu i (przede wszystkim) wydatnych ust jest po prostu odpychającego. O sylwetkach nie wspomnę – od patykowatych przystojniaków z anime nie należy oczekiwać sensownej anatomii. Zresztą, o czym my mówimy – bohaterowie przez większość odcinka potrafią występować w trybie super­‑deformed, a już postaci pojawiających się w tle praktycznie nigdy nie widzimy narysowanych normalnie. Na plus zapisać można natomiast projekty dziewcząt – Sunako i Noi wyglądają naprawdę ładnie, szkoda tylko, że w przypadku Sunako na palcach jednej ręki można policzyć sceny, w których nie występuje w postaci zdeformowanej karlicy. O czymś takim jak „tła” należałoby miłosiernie zamilczeć – powszechnie wiadomo, że nie były one mocną stroną Tomoko Hayakawy i że manga pod tym względem także pozostawiała wiele do życzenia. O ile jednak puste panele w mandze da się jakoś wytrzymać, o tyle żałośnie ubogie tła w anime sprawiają wrażenie raczej efektu drastycznych cięć budżetowych niż świadomego zabiegu. Owszem, oprawa muzyczna jest całkiem udana, ale w tym przypadku niewiele może pomóc i tak nieudanym scenom. Interesujące jest też to, że aż do połowy serii czołówka jest składanką mało ciekawych scen z pierwszego odcinka – później natomiast zastępuje ją straszliwie fanserwisowy pokaz wdzięków bohaterów.

Moi znajomi, którzy czekali na tę serię, opowiadając o tym, jak dobra jest manga, zakończyli oglądanie po kilku odcinkach. Czymkolwiek wersja papierowa ich przyciągała – w wersji animowanej znikło to bezpowrotnie. Seria sprawia raczej wrażenie niskobudżetowego gniota niż ekranizacji znanego bestsellera, a jej wartość, zarówno treściowa, jak i artystyczna, jest zdecydowanie poniżej średniej. Teoretycznie kolejne parodystyczne shoujo, skierowane do widowni obu płci, opierające się na absurdalnym humorze – praktycznie seria dla nikogo. Bardzo zdecydowanie odradzam.

Avellana, 24 lipca 2007

Recenzje alternatywne

  • Paweł - 13 stycznia 2009
    Ocena: 8/10

    Czy anime brzydkie i mało ambitne ma szansę zyskać akceptację widza? Yamato Nadeshiko Shichihenge to przykład, że komedia wcale nie musi być mądra, wystarczy, żeby wyśmiewała wszystkie znane schematy, bawiąc przy tym widza do łez. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Nippon Animation
Autor: Tomoko Hayakawa
Projekt: Tetsurou Aoki, Yasuko Sakuma
Reżyser: Shin'ichi Watanabe
Scenariusz: Haruka
Muzyka: Hiromi Mizutani, Yasuharu Takanashi