Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 14
Średnia: 5,79
σ=1,57

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Masamune-kun no Revenge R

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2023
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Masamune-kun's Revenge R
  • 政宗くんのリベンジR
Gatunki: Komedia, Romans
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Harem, Realizm
zrzutka

Druga odsłona serii, w której wreszcie się dowiemy czy i w jaki sposób Masamune dokona długo oczekiwanej zemsty. Rzecz zdecydowanie lepiej napisania od pierwszej części, przez co – paradoksalnie – słabsza od niej.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Na kontynuację serii Masamune­‑kun no Revenge fani musieli czekać aż sześć lat. Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem, dlaczego – manga zakończyła się w 2018 roku, wielu miłośników anime zapewne już straciło zainteresowanie tytułem, a świat japońskiej popkultury na pewno mógłby zaoferować studiu Silver Link coś świeższego. Być może czynnikiem decydującym było wydanie na początku roku sequelu mangi Masamune­‑kun no Revenge Engagement, ale wtedy rozsądniej byłoby wyemitować serię wcześniej (z drugiej strony początkowo serial miał być emitowany mniej więcej w tym samym czasie, co wydanie pierwszego tomiku nowej mangi, ale prace zostały przerwane oficjalnie z powodu COVID­‑u…). Bez względu na okoliczności, nie będę narzekać – przynajmniej kolejne anime uniknęło losu jednosezonowej reklamy mangi, a to już coś.

Ponieważ zdecydowanie nie polecam seansu Masamune­‑kun no Revenge R bez zaznajomienia się z pierwszym sezonem, ograniczę się do błyskawicznego streszczenia poprzednich dwunastu odcinków: przez cały ten czas obserwujemy jak Masamune próbuje podbić serce Aki Adagaki, szkolnej piękności znanej z upokarzającego odrzucania wszystkich zalotników. Jednak jeśli myślicie, że bohaterem kieruje szlachetne uczucie nastoletniej miłości, to jesteście w błędzie – Masamune dobrze zna zepsutą księżniczkę, bo dawno temu dostał od dziewczyny uwłaczającego kosza. To smutne wydarzenie mocno zmieniło chłopaka: wziął się ostro za ćwiczenia, rzucił się w wir nauki i starannie przestudiował aspekty psychologiczne w relacjach damsko­‑męskich (z pomocą jakże merytorycznego źródła naukowego, jakim jest manga shoujo). Teraz, z inną tożsamością i jako „perfekcyjny kawaler do wzięcia” pragnie rozkochać w sobie Aki, by odegrać się za dawne poniżenie. W całej intrydze pomaga mu Yoshino Koiwai, służąca bezdusznej księżniczki, chcąca zemścić się na swojej pani (zdecydowanie popieram, zważywszy na to, że jest traktowana niewiele lepiej od niewolnika), a na dalszym planie przewijają się inni uczniowie gotowi namieszać w tych relacjach.

W przeciwieństwie do wielu widzów, zaznajomiłem się z tym tytułem dużo później, gdzieś na początku roku 2023. Nie podzielałem więc zniecierpliwienia fanów, pragnących wreszcie dowiedzieć się, jaki będzie finał miłosnych perypetii bohaterów, i nie musiałem sobie odświeżać pierwszego sezonu przed rozpoczęciem nowej odsłony. Seans Masamune­‑kun no Revenge R rozpocząłem niewiele po ostatnim odcinku pierwszej serii. W przypadku kontynuacji, która powstała z takim opóźnieniem, myślę, że najpierw warto omówić dwie kwestie – na ile ta seria jest przyjazna dla kogoś, kto zapoznał się z tym tytułem lata temu i niekoniecznie wszystko pamięta, oraz jaki jest mój stosunek do sezonu z 2017 roku.

Jeśli chodzi o pierwsze zagadnienie, to nie mam dobrych wiadomości – twórcy zdecydowali się na bardzo, bardzo krótką sekwencję przypominającą zdarzenia z poprzedniego sezonu, by już po niespełna minucie mknąć z kolejnymi wydarzeniami. Serial bezceremonialnie kontynuuje wydarzenia sprzed sześciu lat, jakby od poprzedniej odsłony minął raptem miesiąc lub dwa. Inna rzecz, że z kilku względów serię o zemście Masamune traktowałbym bardziej jako dwudziestoczteroodcinkowe anime, które z powodów formalnych zostało podzielone na dwie części, niż jako fabułę składającą się z dwóch sezonów (ale o tym później).

Nie nazwałbym pierwszej odsłony Masamune­‑kun no Revenge wielkim tytułem, natomiast seria dysponuje jednym znakomitym atutem, jakim jest parodiowanie szkolnych komedii romantycznych. Kibicowałem Masamune i Aki, by ostatecznie nie doszło do zemsty i zostali parą, zgodnie z zasadą wymyśloną przez kabaret Potem: „Weźmy ślub, bo to nieludzkie mieszać w to jeszcze dwie inne niewinne osoby”. Nasz protagonista to arogancki, niezbyt lotny, przystojny buc, zaś jego „ukochana” to wariacja na temat najgorszej możliwej tsundere: rozwydrzona, chorobliwie nieśmiała, zakompleksiona i również niespecjalnie inteligentna. Jednak uważam, że był to zabieg celowy – można stworzyć antypatyczne postacie na skutek artystycznej nieudolności, ale można też nakreślić bohaterów z wyolbrzymionym zestawem najgorszych cech, którzy dostarczą odbiorcy niemałej rozrywki. Tym bardziej że tej dwójce towarzyszy grupa równie przejaskrawionych typów: jedyny kolega Masamune nie stanowi dla niego przeszkody w zdobywaniu niewieścich serc, bo sam jest tak dziewczęcy, że wszyscy biorą go za licealistkę, matka głównego bohatera już nawet nie wygląda jak jego starsza siostra (jak to bywa w lekkich szkolnych seriach), a jak dziesięciolatka (co rodzi mnóstwo pytań, na które nie chcę znać odpowiedzi), udręczona koleżanka z klasy ma do przesady dramatyczną przeszłość, koleżanki Aki to właściwie jej fanatyczne wielbicielki, i tak dalej, i tak dalej… Na tym tle Yoshino jest jedyną w miarę racjonalnie myślącą osobą i jej postać chyba najlepiej oddaje punkt widzenia odbiorcy. Jednocześnie jej postawa wobec chlebodawczyni jest nie tyle przesadzonym stereotypem, ile komediowym zaprzeczeniem tradycyjnego etosu bezwzględnie oddanego podwładnego.

Przez dwie trzecie sezonu bawiłem się znakomicie, z radością nienawidząc głównych bohaterów i spokojnie łykając wszelkie absurdy licealnych dramatów. Nie przeszkadzały mi papierowe postacie, głupkowata fabuła i przewidywalne gagi. Problemy zaczęły się później, kiedy pojawił się rywal Masamune, nieco otyły chłopak, podobno przyrzeczony Aki zgodnie z umową pomiędzy rodami (pisząc o bohaterce jako o księżniczce, za bardzo nie hiperbolizowałem). Ten wątek przeszkadza mi z dwóch powodów. Po pierwsze, rywalizacja w tym trójkącie miłosnym wymaga od nas większego skupienia i logicznego myślenia, a w czasie seansu tej serii korzystanie ze zdrowego rozsądku szkodzi. Po drugie, twórcy chyba chcieli, byśmy tak bardzo znielubili nowego bohatera, aby na zasadzie kontrastu wzbudzić w nas sympatię do Masamune i Aki. Niestety, z mojej perspektywy ten pierwszy element jest zbędny, a ten drugi – niemożliwy. Cóż, przynajmniej zakończono ten sezon obietnicą wycieczki do Paryża, co potraktowałem jako zapowiedź powrotu do radosnej głupawki.

Wróćmy do właściwej części serii. Początek nowego sezonu to powrót do dobrze nam znanej formuły i prezentacja najlepszych elementów tego anime. Jest to całkiem ładnie narysowane (kadr z Łukiem Triumfalnym, ukazujący całkiem sporo szczegółów, od razu miło mnie nastroił), zabawne i oczywiście totalnie niewłaściwe, jeśli chodzi o realia. Stolicę Francji ukazano jako urocze, nostalgiczne miasto dla zakochanych, a nie wielką metropolię, pełną brudu, tłumów i nierzadko zaniedbanych dzielnic (mieszkałem dość długo w tym mieście, więc wiem, co mówię). Co zaś się tyczy elementów około kulturowych – to tu seria z miejsca zdobyła u mnie punkty. Seans Masamune­‑kun no Revenge R przypomniał mi, że takie serie jak Akiba Maid Sensou lub Tomo­‑chan wa Onnanoko! były raczej wyjątkami od reguły i Japończycy ciągle nie łapią, o co chodzi z zachodnią kulturą i nauką języków obcych. Tamtejsi „Francuzi” nie potrafią wymówić poprawnie nawet tak pospolitego zwrotu jak „Wesołych Świąt” (Joyeux Noël), a jeden z bohaterów czyta z przewodnika zwrot po francusku, którego mieszkańcy kraju nad Sekwaną normalnie by nie użyli. Wisienką na torcie jest nowa, lokalna bohaterka, która pragnie dowiedzieć się więcej o życiu miłosnym japońskich licealistów. Zawiązanie fabularne tego wątku jeszcze ujdzie (francuska młodzież jest zafiksowana na punkcie japońskiej kultury), natomiast spotkanie z bohaterami skutkuje wymianą poglądów, gdzie Paryżanka demonstruje najbardziej stereotypowe dla tego kraju podejście do miłości. I właśnie za takie głupoty ceniłem pierwszy sezon.

Po krótkiej wizycie we Francji bohaterowie wracają do ojczyzny, a scenariusz nie najgorzej rozwija ich relację. Przy tak postępujących zdarzeniach spodziewałem się, że gdzieś do dziesiątego odcinka postacie będą powoli odsłaniać karty, byśmy w końcu dostali jakąś konkluzję na ostatniej prostej. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy mniej więcej w połowie sezonu pewne wątki zostają poprowadzone do końca i seria już na tym etapie rozpoczyna trzeci akt! Właśnie z tego powodu (i wspomnianej wcześniej niechęci twórców do omawiania poprzedniego sezonu) uważam, że całość o wiele lepiej traktować jako jednolity, dwudziestoczteroodcinkowy byt. Przy takich założeniach stosunkowo łatwo wyodrębnić w serialu podział na trzy akty.

A to nie koniec zaskoczeń – w ostatnich sześciu odcinkach dzieje się też coś, czego absolutnie się nie spodziewałem. Mianowicie, jakość scenariusza gwałtownie się poprawia. Nie sądzę, by była to kwestia talentu scenarzystki Michiko Yokote (skoro pisała również dialogi do pierwszej serii), bardziej wydarzeń z mangi. Nagle bohaterowie zaczynają dostrzegać, że niekoniecznie są w centrum wszechświata, pojawiają się mądre pytania na temat tego, co w nas zostanie, jeśli dokonamy zemsty i czy na pewno jesteśmy zakochani we właściwej osobie… W każdej normalnej serii licealnej powiedziałbym, że to świetny, wartościowy materiał dla młodzieży. Tylko jest jeden problem – nie można zapomnieć o tym jak bardzo absurdalne były wcześniejsze wydarzenia. Ostatnio dość często wspomina się o zasadzie stosowanej przez dobrych filmowców, czyli „mniej znaczy więcej” (ang. less is more), tutaj można by zastosować inną zasadę – „głupiej znaczy mądrzej”. Niby fajnie, że spróbowano nadać historii jakiejś głębi i powagi, ale tym samym sypie się ton serii i ostatecznie nie działa ani jako głupia komedia, ani jako romantyczna opowieść o nastoletniej miłości. Co gorsza, ostatni odcinek wraca w rejony absurdu, oferując nam zakończenie co najmniej średnio satysfakcjonujące. I nie mówię tego dlatego, że protagonista wybrał nie tę pannę, co trzeba, bo do takiego zaangażowania trzeba by stworzyć interesująco napisane postacie (to seria, która ewidentnie nie stoi bohaterami), ale dlatego, że nie było ku temu żadnej podbudowy poza radosnym trollowaniem odbiorcy. W ten sposób nie jestem pewien czy tak mało satysfakcjonujący finał wynika z ogromnego przyspieszenia wydarzeń (a zatem nieudolności zespołu) czy raczej chęci powrotu do nabijania się z komedii romantycznych. Pod kątem klasyfikacji gatunku i tonu seria zakończona jest dość dwuznacznie, a zdecydowanie tego nie potrzebowałem. Być może to zabieg celowy, by kolejne wątki wyjaśnić w sequelu, ale od strony artystycznej finał sezonu prezentuje się słabo.

Jak łatwo się domyślić, również postacie średnio angażują. Owszem, kiedy mają spełniać swoje komediowe zadania, to dostarczają nam odpowiednią dozę rozrywki i działają jako urocze karykatury. Gdy seria zaczyna nabierać głębi, sprawy zaczynają się komplikować – z jednej strony cieszy mnie, że spróbowano upodobnić ich do ludzi i nawet na krótką metę twórcy byli w stanie mnie zainteresować, ale… Znów wracamy do tego, że przez cały pierwszy sezon i kawał drugiego Aki, Masamune i wszyscy pozostali byli jednowymiarowymi wydmuszkami rodem z taniego kabaretu. Przykro mi, jednak to zwyczajnie nie działa. Szkoda, bo gdyby te wątki wykorzystać w innej serii albo w ogóle stworzyć od podstaw nowe anime, to mielibyśmy do czynienia z naprawdę dobrym serialem.

Natomiast muszę pochwalić serię za ładną oprawę audiowizualną. Jest narysowana bardzo estetycznie, postacie są zróżnicowane, mamy sporo lokacji i bardzo dobrze zrobione tła, a do tego jest to ładnie animowane. Jasne, można się przyczepić, że poza kilkoma zabytkami Paryż jest nieciekawy i nieco trąci banałem, brakuje tu też oryginalności i artystycznego kadrowania, ale mimo wszystko to seria zrobiona zdecydowanie powyżej średniej. Muzyka z kolei była jednym z moich większych zaskoczeń – to naprawdę bardzo solidna ścieżka dźwiękowa, pełna zróżnicowanych, świetnie ilustrujących sceny melodii. Co prawda czasem kołatała mi po głowie myśl, czy ta oprawa nie jest przypadkiem trochę za dobra jak na tę serię, ale nie na tyle, bym powiedział, że źle współgra z anime. W zasadzie moje jedyne zastrzeżenie to czołówka i tyłówka – odsłuchanie tej pierwszej do końca było dla mnie sporym wyzwaniem, ta druga pozostawiła totalnie obojętnym.

Przyznaję, że nie jest to może najdłuższa recenzja, ale jak już wspomniałem – ten sezon to bardziej druga połowa całości (zatem zaczynamy od środka drugiego aktu), a niełatwo ocenić coś takiego, nie wpadając w spojlery. Jeśli chodzi o potencjalną rekomendację, to polecam serię wyłącznie tym, którzy obejrzeli sezon pierwszy i są ciekawi finału. Pozostali mogą obejrzeć tę historię bez większych oczekiwań, ale i bez zbędnego zgrzytania zębami: początek jest radośnie głupawy, na późniejszych etapach również zagościł mi na twarzy uśmiech i na pewno nie nazwę tej serii totalną porażką. Z drugiej strony trudno mi znaleźć powód, dla którego miałbym polecić to anime. W sumie cieszę się, że drugi sezon wyemitowano w potwornie słabym okresie letnim 2023 i może to jest najlepsze podsumowanie – pozostawić sobie tę serię na mniej ciekawe sezony. Natomiast nie mogę wam obiecać, że czeka was udany seans.

Sulpice9, 24 października 2023

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Hazuki Takeoka, Tiv
Projekt: Natsumi Inoue, Yukiko Akiyama, Yuuki Sawairi
Reżyser: Mirai Minato
Scenariusz: Michiko Yokote
Muzyka: Tatsuya Katou