x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Wizja relacji międzyludzkich.
Podchodziłam do Evy bardzo nieufnie, jednak całość zaskakująco mi się spodobała. Nie stanę się z pewnością fanką, ale i nie mogę się zgodzić z jednoznacznie negatywnymi opiniami.
Dla mnie Evangelion jest przede wszystkim przedstawieniem poglądów jego autora, dość pesymistyczną wizją relacji międzyludzkich, niepozbawioną jednak okruchu nadziei. To próba poradzenia sobie z problemem, dlaczego ludzie pragną bliskości, chociaż powoduje ona cierpienie, i na odwrót: czemu się nawzajem krzywdzą, skoro chcą jedynie akceptacji i miłości. Oddaje dystans pomiędzy ludźmi i niemożność porozumienia. Z drugiej strony odpowiada, że ten mechanizm posiadania emocjonalnej „bariery” pomaga nam zachować indywidualność i zbudować własną osobowość, gdyż bez tego istnielibyśmy jedynie jako wyobrażenie innych, nie jako prawdziwi „my”. W taki sposób odczytuję główne przesłanie twórcy. Nie jest to moja wizja świata – choć sama nie wiem, czy ten sposób interpretacji nie jest dowodem, że jednak tak myślę. W końcu każdy ma inne przemyślenia po Evangelionie.
Co do szalenie erudycyjnego poprzedniego komentarza, chciałabym się odnieść do jednego zdania (na resztę nie mam czasu i mi się nie chce):
Nie zgadzam się z opinią, że Evengelion odwołuje się do tej mistyki. Owszem, używa aluzyjnych nazw i symboli, ale nie mają one znaczenia dla fabuły i interpretacji. Myślę, że jest wręcz przeciwnie: im bardziej ktoś się zna na kulturze chrześcijańskiej czy judaistycznej, tym bardziej nieadekwatne i powierzchowne ich użycie może denerwować. A jeśli ktoś dopiero przy okazji tej serii dowie się o istnieniu opowieści o Lilith, czy włóczni Longinusa – to Evangelion może mu się wydać bardziej skomplikowany czy uduchowiony niż jest w rzeczywistości. Dla mnie jest to tylko dekoracja.
Gdybym miała już podać jakąś funkcję naddaną symboliki używanej w Evangelionie, powiedziałabym, że jest to sugestia wobec widza, żeby nie odbierał przedstawionej historii dosłownie, jako kolejnego anime o mechach i dzieciach ratujących świat (choć przyznam, że do dwudziestego‑któregoś odcinka Evangelion sprawdza się i pod tym względem), tylko przenosi go na plan bardziej metaforyczny.
No i wszystko fajnie, tylko odzywa się moja minimalistyczna dusza: za dużo tego! Różnorakie odwołanie kulturowe są w Evangelionie wpychanie są dosłownie wszędzie, powodując wrażenie natłoku i bełkotu.
Co do samego EoE: z pewnością jest mocny, fantasmagoryczne i turpistyczne wizje z drugiej części naprawdę oddziałują na wyobraźnie i emocje, zapadając w pamięć.
A jedną z największych zalet całości serii jest to, że wymaga od oglądającego skupienia i uwagi, żeby wyłapać aluzje zawarte w niedopowiedzeniach i zauważyć pewne szczegóły, bez których Evangelion staje się jeszcze bardziej niezrozumiały.
Mydlana bańka.
Rzeczywiście, bohaterki są tak przesłodzone, że niemal nie widzi się indywidualnych cech i całe stadko można podsumować słowem moe. Zresztą wydaje się, że część z nich jest niepotrzebna – do samej fabuły niewiele wnoszą, a niepotrzebnie odwracają uwagę od najważniejszego dramatu. Sama historia jest z gatunku takich, nad którymi nie należy się za bardzo zastanawiać, czy próbować podejść do niej racjonalnie. Jest nielogiczna i pobieżnie naszkicowana. Nie wierzę, że jest ktokolwiek, kto do końca zrozumiał, co tak naprawdę dzieje się na ekranie.
Jednocześnie po seansie miałam wrażenie, że właśnie obcowałam z czymś bardzo ładnym, nie mam poczucia straty czasu. Air nie jest anime dla każdego – dla mnie z pewnością do końca nie jest. Jest bajkowe, ma magiczną atmosferę. Nie dziwię się osobom, które wzrusza i skłania do przemyśleń. Jeśli ktoś potrafi się oderwać od rzeczywistości i dać się porwać nostalgiczno‑ciepłemu nastrojowi – z pewnością będzie tym anime zachwycony.
Myślę, że Air jest jak bańki mydlane, puszczane przez jego bahaterki – może puste i nietrwałe, ale jednak ślicznie iskrzące się w słońcu i urocze.
Re: Groteskowy koszmarek.
Więc jednak mnie stara pamięć nie myliła. Teraz to mnie zupełnie zatkało- niezgodność z mangą to jedna sprawa, ale machnięcie ręką na WŁASNE zakończenie… *brak słów* Ano taki szczególik, mogło im się zapomnieć,prawda? Może cała druga seria to był taki psychologiczny eksperyment, jak bardzo można zrobić w bambra fanów?
Właśnie odczuwam przemożną potrzebę zmiany mojej oceny Kuroshita na 1. =.="
Chyba wezmę przykład z Ciebie, Yumi, i pójdę sobie obejrzeć dla odstresowania jakąś dobrą serię…
Utena jako mit współczesny
Tytuł mojego komentarza zainspirowany został lekturą książki „Tezeusz w labiryncie”. Autor tego dzieła wysuwa teorię, że archetypy i symbole zawarte w mitach, były zapisem podświadomości ludzi starożytnych i były przez nich intuicyjnie pojmowane, zaś dla ludzi współczesnych są one nie do odczytania. Podczas oglądania Uteny towarzyszyła mi myśl, że oto mam do czynienia z mitem współczesnym. Symbole, aluzje, typy osobowości i inne umowne rzeczy w tym anime są odczytywane przez widza w klarowny, choć nie zawsze dający się jasno wyrazić, sposób. Duża część akcji dzieje się tylko na poziomie psyche, zaś na planie rzeczywistym nie ma miejsca, gdyż jest stłumiona przez świadomość. Trzeba zaznaczyć, że to stłumienie nie ma wydźwięku wyłącznie pejoratywnego: nieujawniane emocje są zazwyczaj brudne, pierwotne, nieokiełznane i destrukcyjne. kliknij: ukryte Dlatego też ich wygrana nie jest możliwa, pozorny spokój, który zapanowuje na końcu jest tylko ułudą. Sama Utena zdaje się na początku nie mieć ukrytych pragnień, być tylko sobą samą i przez to zmieniać otoczenie. kliknij: ukryte Jednak na końcu to ona okazuje się być najbardziej wplątaną w grę podświadomości i to dla niej powrót do normalności okazuje się niemożliwy.
Wraz z rozwojem serii coraz bardziej sięgamy w podświadomość- bohaterów, a zarazem swoją. Stąd coraz większe natężenie podskórnego, wszechobecnego erotyzmu…witamy w świecie Freuda…
Jeśli mam dalej lecieć w ten pseudointeligenty komentarz, to wspomnę jeszcze, że postać Anthy kojarzyła mi się nieodparcie z tytułową bohaterką dramatu Gombrowicza „Iwona, księżniczka Burgundii”. Pomijając już tak oczywiste aspekty, jak uległe i apatyczne zachowanie, to rola jaką odgrywały jest bardzo podobna- stawały się lustrem otoczenia, które odkrywało najgorsze, najbardziej ukrywane cechy, a także – paradoksalnie- poprzez doprowadzoną do ostateczności bierność były katalizatorem wydarzeń. Na swój sposób symbolizują również erotyzm w stanie czystym, pozbawionym estetycznej otoczki.
Kończąc ten mętny wywód- zachęcam wszystkich do zgłębienia się w świat Uteny i odkrycia własnej interpretacji. A ode mnie- oczywiście- 10/10…
której nawet mi się nie chce komentować. Powiem tylko tyle: nigdy do mnie nie przemawiało odbieranie widzom brutalny sposób, czegoś do czego się przywiązali, po to, by mieli poczucie, że obcują z czymś „guembokim”. kliknij: ukryte A śmierć wuchty postaci wciśnięta w, hm, 10 odcinków wywołała u mnie porażającą emocjonalną intensywnością reakcję, której nie powstydziłaby się sama Chizuru: „Eh?”.
A zbaczając z tematu: ameba. Chizuru jest amebą, oto wniosek z drugiej serii. Obydwa gatunki (tak, zaliczam toto do osobnego gatunku) są nieśmiertelne, już o podobieństwach w życiu wewnętrznym nie wspominając. Na początku drugiej serii obrałam dobry kierunek i zaczęłam traktować ją jako element komediowy (Chizuru: „Chcę się przydać, proszę, powiedz, co mogę zrobić by wam pomóc…” Hijikata: „Zrób herbatę.” <--- autentyk, no ja was proszę…), ale potem z fabuły zrobiło się takie miałkie bagienko, że nawet ten plan nie wypalił…=="
Re: Parę słów na temat tego anime
No, bo nie musiała wspominać o tym, że recenzuje anime? I tła zostały ocenione jako grafika anime, a nie obraz w sensie dzieło namalowane farbami na płótnie przez malarza… I dlatego Twój kolejny argument
jest pozbawiony sensu. Inni użytkownicy portalu też w muzeum parę razy byli. ;P Ale nie oceniają grafiki anime w tej kategorii i w związku z tym docenili Mushishi.
Tak dla pewności spytam: czyli uważasz, że żadne anime nie zasługuje na maksymalna ocenę za grafikę? Czy też masz innego kandydata?
Groteskowy koszmarek.
Po każdym odcinku mówiłam sobie w duchu: zaraz rzucę toto w kąt i zapomnę, że w ogóle powstało, bo niszczy całkiem miłe (choć nie zapierające dech w piersiach) wrażenie po pierwszej serii. Jednak obejrzałam wszystko, chyba tylko po to, by się dowiedzieć, jak twórcy postanowili zakończyć tę maskaradę. Gdybym chciała być dokładna, powinnam krytykować każdy odcinek po kolei,ale ograniczę się do oceny całokształtu.
Po pierwsze, fabuła. Jaka fabuła, przepraszam? Może powinnam szkła wymienić na mocniejsze, ale nie widziałam tutaj żadnego zagmatwania, wielowątkowości, ani tajemnicy. Pomijając niektóre absurdalne w swej głupocie pomysły, fabuła była prosta, żeby nie powiedzieć prostacka. Początek: bolesny wysiłek twórców, by wymyślić sposób na odkręcenie końcówki pierwszego sezonu. Czy im się to udało? Chyba tak, bo fanki nie zwrócą uwagi na nieścisłości i idiotyzm założenia, zachwycona tym, kliknij: ukryte że Cieluś żyje i jest z Sebciem. Reszta widzów popuka się znacząco w czoło, ale kto by się nimi przejmował. Rozwinięcie: twórcy nie wiedzą, co dalej robić, więc biorą parę pomysłów z pierwszej serii, dodają parę nowych Traum i Dramatów, sklejają wszystko fanserwisem i mają nadzieję, że będzie się trzymać kupy. (Zresztą mam wrażenie, że niektóre rzeczy z pierwszej serii zostały, hmm, dyskretnie pominięte, ale nie jestem po niej na świeżo, więc do końca nie mogę stwierdzić. Czy mi się tylko wydawało, że Lau zginął?) Końcówka: kolejny bolesny wysiłek, tym razem mający na celu wymyślenie zakończenia, które się spodoba fankom. Ostatni odcinek oglądałam z desperacką (choć irracjonalną) nadzieją, że zakończy się tak, by odciąć drogę do zrobienia kolejnego sezonu. Haha. Jasne. Skoro końcówka pierwszego jej nie odcięła, to tutaj twórcy jawnie zostawili sobie otwarta furtkę. Już widzę, jak pewnego dnia mówią: „Kurcze, jakoś mało ostatnio zarabiamy… No, dobrze, że zawsze możemy zrobić Kuro3 i wzbogacić się na fankach!”
Postaci: nowe, wbrew pozorom, nie są złe- na początku. Ale tutaj jest mój największy zarzut: bezsensowny, obrzydliwy fanserwis. Nie pamiętam go w takim stężeniu w pierwszej serii, gdzie motywy shonen‑ai były najwyżej pariodiowane, lub utrzymane na nie cielesnym poziomie. Teraz fanserwis, w różnej formie, wylewał się w ekranu i przyprawiał mnie o mdłości. Właściwie wszystkie postaci, które go nie dostarczały, dostały minimalną ilość czasu antenowego. Reszta została sprowadzona do tej roli: Grell (który tutaj mnie denerwował, miast bawić swoją obsesją), Alojzy (zakochany w swoim lokaju, przebierający się bez powodu za dziewczynę) Cloude (reagujący co najmniej dwuznacznie na Ciela), Sebastian (prezentujący 10 razy więcej emocji niż poprzednio i ogólnie cały będący fanserwisem),no i Hannah (ta scena z rozbieraniem, dajcie spokój…). Nawet Cielu został sprowadzony do roli śpiącej księżniczki, o której względy walczą dwa demony. Właściwie to każda chwila była fanserwisem,w ten czy i inny sposób. Zaś nieliczne sceny z resztą postaci wypadały, moim zdaniem, najzabawniej i najnaturalniej.
Brak też jakichkolwiek nawiązań kulturowych, które doceniałam w pierwszej serii, jak zagadki kryminalne rozwiązywane przez Ciela. Po prostu w monotematyczności Kuroszka 2 nie było na nie miejsca.
Grafika i muzyka są na podobnym poziomie, jak w pierwszej serii, czyli bardzo mi odpowiadające. Tylko jeden odcinek,ten w pociągu, wydał mi się brzydki. Ale nie mam na co narzekać. Tylko, że to sprawia jedynie, że Kuroshitsuji 2 jest jak ślicznie pomalowana wydmuszka…w bardzo fanserwiśnych kolorkach.
Podsumowując: dałam 3/10. Chciałam mniej, lecz uznałam, że technicznie nie jest źle, więc nie mogę serii kompletnie skreślić. No i moje zdanie na jej temat dokładnie odpowiada opisowi oceny 3 na Tanuki.
Nadal nie pozbierana...
Re: Co ta Chizuru robi w tym anime !?
Re: Co ta Chizuru robi w tym anime !?
Właśnie! Kiedy w trakcie oglądania Hakuoki zabawiałam się wymyślaniem jak najbardziej wymyślnych możliwości uśmiercenia Chizuru, w pewnym momencie boleśnie sobie uświadomiłam, że, cholera, ona by to wszystko mogła przeżyć! Ktoś zna sprawdzony sposób na zgładzenie kliknij: ukryte demona? ;D
Eva, nawet Yuuki zdradzała przejawy jakiś przeżyć wewnętrznych, nie wspominając o sprawności fizycznej i umiejętności poświęcania się. W ogóle, do tej pory bohaterki shoujo miały dylemat, gdy były ciągle ratowane, często ze szkodą dla swych rycerzy… A ta… kliknij: ukryte Miała okazję odejść i przez to zapewnić nieco większe bezpieczeństwo swych biszów i co? Nie, bo tu jej zbyt ciepło i wygodnie, w zamian za robienie herbatki ma stado ochroniarzy 24 godziny na dobę! Szkoda gadać… a jednak nie można się powstrzymać od narzekania na nią. :)
Naprawiono spoilertaga. Moderacja.
Przy pewnym podejściu- ideał
Dziury w fabule są. Niewielkie, właściwie to detale, ale psujące odbiór. I nie chodzi mi o elementy wymienione w recenzji. Przykład: kliknij: ukryte dorosła Miho wita się z daleka skinieniem głowy z Fukouru. W ostatnim odcinku dowiadujemy się, że jest niewidoma. Albo kiedy Yuu wymienia imię Tobi, który mu się nie przedstawił. Itp.
No i rzecz całkowicie logiczna, kiedy się bierze na ostrzał teorię niekończącej się liczby możliwych wszechświatów- trzeba to sprowadzić do dającego się ogarnąć poziomu, tutaj jednego miasta i życia kilku ludzi. Wada? Konieczność? Moim zdaniem, cały wątek naukowy trzeba potraktować pobłażliwie, nie jest to mocny fundament, ale też chyba nie o to twórcom chodziło. Podstawą anime są rzeczy wymienione przeze mnie w pierwszym akapicie.
Duże kontrowersje może wzbudzać stosunek Haruki do Karasu, jednak po zastanowieniu musiałam przyznać, że jest zrozumiały przy jej sposobie postrzegania świata.
Oprawa audiowizualna pasuje do serii idealnie, co nie znaczy, że jest idealna sama w sobie. Jednak stworzyła niepowtarzalny klimat.
A na koniec mój zupełnie subiektywny żal i pretensja: kliknij: ukryte jak mogli zabić mi Atori? To była moja ulubiona postać…
Re: Co ta Chizuru robi w tym anime !?
Z tego fragmentu wynikałoby, że robi całkiem dużo (zmęczyłaby się tym, biedaczka…) ;D Ja bym powiedziała, że ona snuje się, anemicznie roni łzy, równie bez przekonania wypowiada imiona biszów i robi pranie/herbatę. Ach, i to jej ekspresywne „Eh?”, przez które mój komp niemal pożegnał się z tym światem… To anime przez Chizuru może być traktowane jak ćwiczenie cierpliwości dla furiatów.
A ja myślę, że nie, bo nie byłoby wtedy miejsca na shinsegumi i ich katany… Ja raczej przepowiadam, że wreszcie zostanie porządnie porwana i nasi bishoneni będą mieli okazje bronić jej jeszcze bardziej epicko niż wcześniej…i więcej świecić ślipiami na czerwono.
Co do reszty Twojego komentarza… łaczę się w bólu i potwierdzam: tak, każdy się z Tobą zgodzi.
Re: Pół metra wyżej, czyli tam, gdzie pomieszkują uczucia...
Re: Pół metra wyżej, czyli tam, gdzie pomieszkują uczucia...
Kosuda nie ma haremu, bo Yamada świetnie wyrabia normę (kolejny powód posiadania przez nią więcej niż jednej osobowości- dla każdego coś miłego, harem zlał się w jedną osobę…). Z tego powodu reszta postaci potraktowana jest po macoszemu, poza tym, że żadna z reszty dziewczyn nie leci nachalnie na głównego bohatera, są one schematyczne i spełniają marginalną rolę. Więc nie podnoszą mojej oceny postaci.
Trudno mi ocenić, czy B Hata H Kei jest bardziej realistyczna od innych serii czy nie. Wydaje mi się, że nie, nawet niezamierzenie, ale zgaduję, że wynika to z tego, że mamy inny pogląd o rzeczywistości. Więc może dla Ciebie jakoś ją oddaje.
Re: Pół metra wyżej, czyli tam, gdzie pomieszkują uczucia...
Poza tyn, ta seria miała śmieszyć, a nie odzwierciedlać prawdziwe życie, więc po co na siłę dodawać jej głębi?
A swoją drogą, ciekawe, co by wyszło z shoujo, którego główna bohaterka miałaby założenia takie jak Yamada… Cóż, pewnie nigdy się tego nie dowiem. :D
Re: Czytanie ze zrozumieniem...
Czytanie ze zrozumieniem...
?!
Ale oglądać będę, bo taka głupota rzadko się zdarza.
P.S Jakby co, to ten komentarz nie wynika z tego, że jestem facetem i nie jestem w stanie docenić uroku głównych bohaterów, bo jestem płci żeńskiej. Po prostu jestem obiektywna. I odsyłam na forum w celu zapoznania się z obszerniejszą argumentacją. Nie tylko moją. :D
Moderacja.
Re: Dziękuję...
Możesz się cieszyć, że porzuciłeś serię po kilku odcinkach, ale na Twoim miejscu nie oceniałabym książki po okładce, a już na pewno nie dowodziła, że mam rację, skoro (nie obejrzawszy serii) nie masz nawet argumentów na poparcie swojej tezy, a jedynie subiektywne uczucie po zapoznaniu się z początkiem.
A gdyby tak to zestawić rzeczywistością...
"A droga wiedzie w przód i w przód..."
Mushishi posiada w sobie magię, którą trudno ubrać w słowa. Jest w nim klimat tak eteryczny i nieszablonowy, jak same mushi. Poprzez spokojny rytm opowieści seria pokazuje prawdę o ludziach, ich słabościach i ich sile. Nie oferuje łatwych happyendów, ani pustych pouczeń. Jednak wiedza, że nieważne, jak się zakończy historia jednej osoby, podróż Ginko będzie trwać dalej, niesie kojące przeświadczenie, że wszystko będzie dobrze, bo taka jest natura świata. Tak jak niespiesznie, lecz nieodwołalnie zmieniają się pory roku, tak jak świat umiera i odradza się w niekończącym się cyklu.
Urzekł mnie sposób przedstawiania uczuć- choć nigdzie nie padają miłosne wyznania, miłość jest wszechobecna w ludzkim pragnieniu, by być blisko ukochanej osoby. A historia Fuki była chyba najpiękniejszą historią miłosną, jaką widziałam w anime.
Po obejrzeniu Mushishi wszystko wokół wydało mi się zbyt jaskrawe, zbyt głośne, zbyt szybkie. Natychmiast zatęskniłam do świata mushi, gdzie człowiek i natura współegzystują na równi, gdzie życie jest codziennie cudem i wszystko uzupełnia się nawzajem.
Nie są to może konkretne przemyślenia, ale też kogoś, kto oczekuje od anime dosadności, Mushishi odstraszy po pierwszym odcinku. Lecz jeśli ktoś ma ochotę przystanąć w biegu życia i podumać nad ludzką naturą, otoczony jednocześnie zachwycającymi obrazami i łagodną muzyką- niech wyruszy w podróż wraz z Ginko.