x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Lot koszący
Napaliłam się na „Giun Sagę” jak szczerbaty na suchary. Zaczęło się trzęsieniem ziemi- porządne animowane fantasy, żadnych emo, księżniczka do rzeczy, porządny następca Conana, do tego odrobina polityki- by skończyć gruzach. Guin wydawał mi się znakomity- tajemniczy, mądry wojownik bez przeszłości. Czekamy co się stanie. I czekamy. Czekamy… kliknij: ukryte Nie doczekamy się. Trudno, mamy za to Imperium… przepraszam nie ta bajka, no, Cesarstwo. Jest na czym oko zawiesić. Ametris spodobała mi się z początku- prawda, że jest zadzierającą nosa paniusią nie mającą pojęcia o zadaniach jej przydzielonych, ale to akurat wydało mi się wiarygodne- niejedna armia rypnęła się przez oddawania dowództwa urodzonym łamagom. Tymczasem na scenę wchodzi Naris i Ametris należy skreślić. Definitywnie.
Do końca Naris pociągnie serię, sprawi, że nie rzuciłam jej w pierony. Trochę pomogli mu w tym Rinda i Remus. Ta pierwsza, mimo, że wkurzająca wydała mi się wiarygodna- osoba zagubiona w nowej sytuacji, rozpaczliwie czepiająca się tego, co zostało. Remus trochę zaciekawia przemianą i jakoś dociągnęli do końca.
Krytykowana tu „baśniowość” choć rzeczywiście może prowadzić do groteskowych efektów nie zraziła mnie tak bardzo- takie odrealnienie ma swój urok.
W sumie- anime raczej niewypał, ale chyba zabiorę się za książki.
Kochane mordobicie
To chyba jedyne anime z RTL7, które wytrzymało dla mnie próbę czasu, a właściwie uwielbiam do tej pory jeden jego fragment- saga Freezera (trzymajmy się polskich nazw). Już potężni, ale jeszcze nie przeładowane Mary Sue przeciwko jednemu z najlepszych czarnych charakterów w historii. Chyba tylko w tym jednym wypadku napiszę: oglądajcie z dobrymi napisami, względnie po niemiecku. Polsko‑francuski Freezer jest wyprany z charakteru. Amerykański to histeryk o słownictwie i manierach żula. Niewiele zostało z japońskiego arystokraty, grzecznego do granic ironii, pewnego swojej potęgi, ale jednocześnie prawdziwie paranoicznego.
Potem mamy Tronka z Przyszłości, który ciągnie kolejną sagę, trzecia to lot koszący.
Wspomnę jeszcze o wersjach, które widziałam.
Niemiecka- nagrać, spatefonować, zachować
Polska- w miarę wierny obraz (wycięte chyba kilka minut), ale tłumaczona chyba „na głuchy telefon”, co w połączeniu z lektorem wykastrowało wszystkie postacie.
Amerykańska- ma oddzielny wpis na myanimelist i słusznie. Z jednego odcinka sklejano dwa, nadpisywano dialogi (tu ma źródło większość fanowskich „mitów”),wiele głosów drapie uszy, muzyka inna (czemu?) ale nie jest źle. Przyjemnie obejrzeć dla odmiany.
I co tu napisać?
Utena pozostanie dla mnie anime idealnym, do którego wracam i tęsknię, ale ostrzegam, że nie każdemu może się spodobać.
Za dużo makaronu
Magdalenka
Fabuła czysto pretekstowa- bankiet wydany przez Herkulesa dla krewnych i znajomych królika, tajemniczy gość, nowy przeciwnik, przegląd ataków, garść żartów. Wyciąg dla wyjadaczy, którzy na DB Kai nie mają już cierpliwości, a chcieliby zobaczyć jeszcze raz kamehame, fuzje, postacie z ostatnich odcinków i chyba wszystkie charakterystyczne dla DB drobiazgi.
+Gagi, gagi, jeszcze raz gagi
+Rywalizacja Goku z Vegetą‑nie przepuszczą samotnemu kawałkowi sushi na talerzu przeciwnika
+Rzodkiewkowa loteria
+Szibito pije piwo, Boski Miszcz jak zwykle świntuszy, Hercules gra kozaka, C18 myśli o kasie
+Przywitanie Niespodziewanych Gości
+Pastiszowa walka
-Mogli trochę tych gości rozwinąć. Pozostawia lekki niedosyt, ale o to chyba chodziło.
Nie dla dzieci!
Re: Krótko
Re: Nie do zdobycia.
Jeden z lepszych pomysłów w Dragon Ball
Ociec prać?
Kochani, nie wiem co jedli twórcy kinówek DBZ, ale powiem krótko: ja też chcę.
Po raz pierwszy obejrzałam dawno temu i nieodmiennie bawi mnie do dziś. Idealny przykład na to, że ulubione nie znaczy najlepsze. Bo co tu dużo mówić- po pojawieniu się bohatera trzeba stop‑klatki, żeby się porządnie wyśmiać. A fabuła, cóż…
kliknij: ukryte
Zasadniczo się biją, poza tym biją się no i jeszcze biją. Gdzieś po obrzeżach filmu obija się legenda o gościu co z urodzenia przypakowany był lepiej niż cała reszta razem wzięta. Niestety zuy król zamiast ucieszyć się z oszczędności na szkoleniu wściekł się nie wiadomo czemu i zrobił małemu ała po czym kazał razem z tatusiem wyrzucić na śmietnik (sic!). Jakby tego było mało w żłobku taki jeden darł mu(małemu) się nad uchem i za to teraz mały, który wyrósł w międzyczasie, natrze mu uszu.
Niezmiennie fazowe, bawi, trochę uczy i nadaje się do oglądania w towarzystwie.
Re: Nie do zdobycia.
Swego czasu mi się podobało, ale wątpię, czy zainteresowałoby mnie dzisiaj.
Kto nie znał tej epoki, nie wie co to słodycz życia
Niewiele w tyle pod względem skomplikowania pozostają du Barry i de Polignac. Ile w nich było uczuć, ile wyrachowania? Cały czas zalezne od wpływowych protektorów i sieci powiązań nie są pozbawione ludzkich uczuć.
Rosalie- chyba moja ulubiona postać. Pod pewnym względem przypomina mi Anię z Zielonego Wzgórza. Mimo niewątpliwie traumatycznych przeżyć zbiera się do kupy i stara się żyć.
Last but not least- Oscar i Andre. Za to ich kocham, że nie są posągowi, zmieniają się. To samo mogę powiedzieć o każdej postaci tutaj- wszystko się zmienia.
Do tego świetna muzyka i doskonale ukazana epoka.
Co tu jeszcze robisz, marsz do oglądania!
Utena dla Juniorów
Nie znam się na grafice i muzyce- po prostu daję się porwać. Tutu wciągnęła mnie do początku. Chłonęłam każdy odcinek, a przy końcu naprawdę odetchnęłam z ulgą.
Zastanawiam się, czy Twórcy świadomie nawiązywali do Uteny- zabawa konwencją księcia i księżniczki, wykręcenie znanych motywów, heroina w dość nietypowej roli, odwrócenie postaci do góry nogami, nonsensowne zachowania kliknij: ukryte bunt przeciwko Mistrzowi Gry.
Anime niby dla dzieci, a ja nie mogłam się oderwać.
Marsz Weselny nigdy już nie będzie taki sam.
Gonzo, Gonzo?
Eire shoujo quality
A myślałam, że za stara jestem na shoujo, tymczasem spotkała mnie miła niespodzianka. Seria może nie wybitna, ale dobra i wciągająca. Nie tylko dla panienek z dobrego domu.