x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Wolf's Reign
Re: Wolf's Reign
bardzo godziwa przygodówka
fabularnie seria też bardzo dobra – wciągająca (na końcu każdego odcinka jest jakiś pobudzający ciekawość „haczyk”), klimatyczne retrospekcje, świetnie wyważone dramatyzm i akcja.
świat przedstawiony – interesujący i dość spójny. ciekawie pokazane mikrospołeczności (zwłaszcza tessikowie).
co do zarzutów, to jak dla mnie za mało technologii (a jest fajny steampunkowy potencjał), a za dużo eksperymentów naukowych podlanych mistycyzmem, który zupełnie do mnie nie trafił. motyw wojenny dość niejasny (choć wątek cesarza hirukena okazał się bardzo fajny). nie podobały mi się też same xam'dy i „formy człekopodobne” (takie miałam śmieszne tłumaczenie). zakończenie mogłoby być lepsze, o czym już pisali tu ludzie w komentarzach.
ale poza tymi niuansami 8/10 – warto oglądać!
Re: Drogi Recenzencie, wyluzuj z tym GitS 2: Innocence
doceniam misterną tkankę intertekstualną innocence, niemniej dla mnie jedynka jest dużo lepiej wyważona pod względem wplatania filozofii w fabułę i w pełni rozumiem, że ghost 2 może wydawać się komuś przegadany i przesadzony. to kwestia indywidualna. dobrze to zresztą podsumowuje fragment recenzji gits2 autorstwa zegarmistrza (podkreślenie moje):
zawsze zdumiewa mnie, jak łatwo ludzie w odpowiedzi na krytykę tego, co lubią, wyciągają widły i pochodnie (lub, co gorsza, zaczynają powiewać Sztandarem jakiejś grupy).
więcej luzu, panowie.
Zombies are back to eat your brains!
Od razu rzuca się w oczy brak polityki. W pierwszym sezonie odgrywała dużą rolę i chociaż czasami gadające głowy spowalniały akcję praktycznie do zera, robiły za to fajną podkładkę do fabuły. Political fiction było na niezłym poziomie – już samo wyeksponowanie wątków ekonomicznych w serii o mechach jest godne uwagi. Tymczasem w dwójce w miarę logiczna i zróżnicowana scena polityczna ustąpiła miejsca kilku marionetkowym organizacjom (Federacja, A‑laws, Kataron), którym przypadło mniej więcej po jednej IdeiTM na każdą i które po kolei wyskakiwały na scenę, by wypowiedzieć swoje banalne i naiwne kwestie.
W czym zresztą i tak nie mogły oczywiście przebić głównych bohaterów. Tu muszę się przyznać, że podobnie jak autor recenzji uwierzyłam na chwilę, że umarli naprawdę umarli i Celestial Being (czy też raczej „Celestjal Biijing”, jak to mają w zwyczaju wymawiać nazwę tej organizacji wszyscy zainteresowani) będą się musieli trochę nagimnastykować, żeby posklejać nowy skład z niedobitków. Ale gdzie tam! Najwyraźniej śmierć bohatera jako przeszkoda w jego powrocie do akcji to przeżytek z czasów, gdy scenariusze pisały dinozaury. Po prostu twórcy na chama wyciągnęli wszystkich z grobów, żeby z tego anime zrobić farsę ostateczną!
Zgoda, w porównaniu z pierwszym sezonem Setsuna w zasadzie przestał się zastanawiać, czy jest/nie jest/będzie/nie będzie Gundamem, Tieria skończył ze swoimi fochami, Allelujah przynajmniej przez większość swojego czasu antenowego nie musi z płaczem przekonywać Halleluja, że tenże jest zły i niedobry (swoją drogą: cóż to za bystrzackie posunięcie z tą wymianą „h” w imieniu z ostatniego miejsca na pierwsze!), Louise nie jest już rozpieszczonym bogatym bachorem i tak dalej, i tak dalej. Ale co z tego, skoro w swoich nowych wcieleniach ci, co byli nudni i bezbarwni, są zasadniczo dwa razy nudniejsi i bezbarwniejsi, a ci, którzy rokowali (jak Lockon albo, ewentualnie, Christine), dziwnym trafem akurat nie wstali z grobu, tylko się w nim przewracają, oglądając poczynania swoich nędznych zamienników? Małym wyjątkiem jest Louise, której tragedia rodzinna wyszła trochę na dobre – ale za to kliknij: ukryte nie dość, że ma teraz zaawansowaną psychozę i kwękającego Saijego na karku, to jeszcze Ribbons postanowił z niej zrobić Innowatora. Dżizas!
A przy okazji wstawania z grobu: dlaczego, ale to DLACZEGO musiała powrócić tak nieskończenie frajerska imitacja złej postaci jak kliknij: ukryte Ali Al‑Sacheez?!? Przysięgam, już samo zdziwione powtarzanie w kółko PEŁNEJ WERSJI JEGO IMIENIA przez Setsunę wywołuje we mnie akrobacje flaków. I oczywiście, zapewne dla symetrii, tzn. żeby mnie ostatecznie dobić, twórcy przywrócili również do życia skończenie frajerską imitację frajerskiej postaci, czyli kliknij: ukryte Patricka Colasoura (to ten ciul, który podwala się do Kati Mannequin). Btw nie to, żebym uważała powrót tych palantów za tak wielki spoiler, ale może ukrycie ich imion powstrzyma kogoś, kto to czyta, od mdłości… Przynajmniej tyle mogę zrobić dla Przyszłości Ludzkości, zainspirowana przemowami Setsuny…
Którego to pierwszosezonowe rozkminy na temat jego aktualnej lub potencjalnej gundamowej tożsamości naprawdę były stokroć lepsze niż gadki, które serwuje nam w sezonie drugim. Myślę, że facet w pewnym momencie po prostu zapomniał puknąć księżniczkę Marinę Ismail i to go zgubiło: zamiast ocalić siebie przed frazesami o Powszechnym Porozumieniu Ludzkości (Amen), a ją przed kliknij: ukryte pisaniem przaśnych piosenek i emitowaniem ich nieznanymi sposobami w radiu o zasięgu wszechświatowym, pogrążył ich oboje (i widzów, przy okazji) w egzystencjalno‑modlitewnym sosie o konsystencji kwaśnej śmietany, który to sos nazywa naszą przyszłością. Gundamie, ratuj!
Speakin' of Gundam… Że też twórcy sami się nie kapnęli, że kliknij: ukryte sto mechów z Trans‑Amem robi stukrotnie mniejsze wrażenie niż jeden. Technologiczny improvement to zawsze jeden z miodniejszych aspektów serii o gundamach, ale w sytuacji, gdy obowiązuje zasada „co odcinek to pojedynek”, inżynierowie nie nadążają z wymyślaniem coraz lepszych zabawek, a konkurencja z ich masową multiplikacją… to człowiek naprawdę przestaje się podniecać kolejnym Twin Drivem. Nic więc dziwnego, że przy rosnącej w ciągu geometrycznym liczbie wypasionych mechów końcówka serii przerodziła się ostatecznie w kliknij: ukryte grupową spowiedź głównych bohaterów: gdy gundamskie lasery przestały się już mieścić na ekranie, graficy dali scenarzystom sygnał, że konflikt należy rozwiązać werbalnie (oraz, tradycyjnie, przez rozbieranie się. Bo nic tak nie studzi bojowych zapędów jak widok bezsutnej klaty przeciwnika!). Dzięki temu zabiegowi zakończenie powinno zostać, podobnie jak produkty McDonaldsa, nasączone środkiem przeciwwymiotnym: takiego nagromadzenia gadek o Przyszłości Ludzkości nie uda się uzyskać nawet po odwirowaniu pomnożonych przez siebie Seeda i Seeda Destiny!
I gdy wreszcie w ramach pożegnania Lockon Stratos II zapowiedział na grobie swojej rodziny, że OD TERAZ idzie zostać Gundam Meisterem, to cóż mogłam mu odpowiedzieć, ja, nieszczęsny Widz, Który Dotrwał Do Końca Serii? Miałam tylko taką alternatywę: „To coś ty, na miłość gundamską, robił do tej pory przez 25 odcinków?!?” albo „A idź w cholerę!!!”. I wybrałam to drugie.
Before I knew it this dream was all gone
dodatkowe oczko w górę w ocenie za pomysłowy tytuł :-)
Re: Jeśli ktoś brał tę serię na poważnie, to czynił to na własne ryzyko
niemniej w próbie nadania swoim sentymentom bardziej wymiernego charakteru wyżej stawiam yattodetamana – w krainę absurdalnych transformacji, absurdalnych robotów i absurdalnych gagów zapuścił się on co najmniej tyleż razy dalej od yattamana, o ile więcej ma literek w imieniu ^^
Re: Słowo do recenzji
ps. uch‑och, ale mi strzeliłeś pochwałę :>
Re: Słowo do recenzji
dla mnie takie rozumowanie brnie w absurd.
po pierwsze – dlaczego podnieść, a nie obniżyć? na podstawie kurtuazyjnego założenia, że większej grupie będzie się podobać niż nie podobać? ależ żyjemy w kraju malkontentów :-) poza tym myślę, że ludzie chętniej wyrażają poglądy negatywne niż pozytywne, stąd przecie tyle flame warsów dookoła.
po drugie – recenzja „dla wszystkich” to jakaś myślowa utopia. zakładam, że dobry recenzent jest w stanie ustalić odbiorców projektowanych oraz, że tak powiem, aprojektowanych, i przekazać obu grupom stosowne argumenty za i przeciwko obejrzeniu – ale dlaczego miałby uwzględniać „wszelkie, potencjalne gusta”? żeby to zrobić rzetelnie, musiałby – pomijając niemożliwość takiej operacji, wynikającą z za małej mocy obliczeniowej ludzkiego mózgu – dostać multischizofrenii :-) a i wtedy, chociażby ze zwykłej przekory, znaleźliby się protestujący ze swoimi nieuwzględnionymi gustami.
po trzecie – jest grupa utworów, w której ustalenie grup docelowych nie może być jednoznaczne, bo zwyczajnie utwory te są na to za dobre: łącząc różne konwencje, próbują opisać rzeczywistość wielowymiarowo, nie zamykając się w ramach jakiegoś gatunku. i ludzie to chwytają – dla przykładu jeden z komentarzy do „cowboya bebopa”:
i wreszcie – czemu recenzja „dla wszystkich” miałaby służyć? przebijaniu się czytelnika przez wielopiętrową listę wyliczeń grup docelowych, żeby wreszcie odnaleźć się w punkcie dajmy na to 103.1.2.34?
dla mnie jednym z istotniejszych poziomów czytania recenzji, jak zresztą każdego innego tekstu nie stricte naukowego, jest próba rekonstrukcji świata recenzenta, z jego punktem widzenia, ewentualnymi animozjami i słabostkami. jeżeli recenzent napisał kilka spójnych, niesprzecznych logicznie tekstów, to taka próba jak najbardziej się udaje i mogę z dużą pewnością stwierdzić, czy dana rzecz mi się spodoba czy nie. a przecież o to chodzi.
Re: Dla kogo Ghibli robi anime?
This is not the end. You will see the real Cowboy Bebop someday!
Re: Bardzo adekwatna recenzja:)
jak widać Spike też nie pamiętał okoliczności wypowiedzenia tych słów. ale to nie ma znaczenia :-)
Dopóki nie znajdziecie królestwa Hadesa, wasze ciała będą martwe jak głazy!
tigre, tigerman, wrrr