x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Akebi-chan no Sailor Fuku
Akebi-chan no Sailor Fuku
4/10.
Piano no Mori [2019]
Mega polecam, bo fabuła jest bardzo wzruszająca, muzyka świetna, a postaci (w większości) przemiłe. Jedyne co to grafika trochę kuleje, naprawdę uważam, że mogłoby być lepiej. Tyle dobrze, że już w drugim sezonie nie ma tych komputerowo wygenerowanych scen w trakcie występów. Było to okropne i zabijało vibe.
Nie mogę powiedzieć, że ta adaptacja mnie w pełni zadowoliła, ale mimo wszystko zobaczyć tyle Polski w anime… Cudo ;)
Taisou Zamurai
Jeśli ktoś się waha czy zabrać się za ten tytuł, to polecam podejście gdzie nadrzędnym celem ma być dobra zabawa, a nie analiza pod względem wierności realiom gimnastyki.
Kreska jest po prostu ok, muzyka (dla mnie) trochę bardziej niż ok, postaci sympatyczne, fabuła może się wydawać lekko naciągana, chociaż dla mnie to akurat działa całkiem dobrze. Ogólne wrażenie bardzo dobre.
Daję 8/10.
Hoshiai no Sora
W tym anime, mamy trochę sportu, trochę przyjaźni, a do tego całą paletę wszelkich patologii rodzinnych.
Bardzo cenię sobie te serię za poruszenie tematu przemocy wobec dzieci (mam tu na myśli i fizyczną i psychiczną), ale fajnie by było zachować przy tym równowagę. kliknij: ukryte Można się poczuć skrajnie, widząc jak każda z postaci ma jakieś issues z opiekunami. Nawet rodzice tego chłopca, którzy przychodzili na każdy mecz przejawiali jakieś takie dziwne podejście – kliknij: ukryte sugerowanie zrzucenia winy na innych i odrzucania wszelkiej odpowiedzialności za swoje postępowanie też nie jest moim zdaniem ok.
Uważam, że trochę lepiej by się to oglądało, jakby było mniej poruszonych wątków. Jasne, każdy z nich przedstawiał jakąś inną formę nieprawidłowego postępowania wobec dziecka, ale… Warto zachować rozsądek i równowagę ;)
Sam temat soft tenisa moim zdaniem został ujęty w dobry sposób, ale warto wziąć pod uwagę, że tak naprawdę był tłem do innej ważnej kwestii, która została poruszona w tej serii. Mecze się na szczęście nie dłużyły, zostały fajnie przedstawione, natomiast jedyna rzecz, która mi trochę doskwierała, kliknij: ukryte to taki szybki postęp chłopaków z drużyny, którzy nagle mogli się mierzyć z mistrzami, jak równy z równym. Ostatni mecz to już w ogóle jakaś bujda. Trochę scenarzystów poniosło. Tak samo geniusz Makiego też był w moim mniemaniu zbyt wyolbrzymiony.
O tym, że seria właściwie kończy się w połowie nawet nie chce wspominać (ale to zrobię, jakby ktoś czytał komentarze przed obejrzeniem i chciał wiedzieć na co się pisze – ja nie wiedziałam xD)... Poczułam się trochę oszukana, ale z tego co widzę to autorzy chyba sami byli niemniej zaskoczeni. Gdybym miała brać pod uwagę taki chamski cliffhanger, to zapewne ocena poszybowała by parę oczek w dół, ale nie chce, więc daje 7/10.
Szczerze liczę na drugi sezon, nie tylko ze względu na to, że chce wiedzieć co się stanie dalej, ale także dlatego, że nie ma zbyt wielu anime o takiej trudnej tematyce, więc szkoda by było to kończyć tak bez żadnego rozwiązania. Będę trzymać kciuki za kolejne (przynajmniej) 12 odcinków!!
Kaze ga Tsuyoku Fuite Iru
Zaczynając od ogólnego zarysu – bardzo się cieszę, że tym razem nie mieliśmy znowu do czynienia z typowym licealnym klubem sportowym, a ze starszymi studentami, fajna odmiana. Do tego pierwszy raz miałam do czynienia z anime o bieganiu, więc było to coś czego wcześniej nie doświadczyłam, co jest dla mnie bez wątpienia zdecydowanym plusem. Tempo akcji było dla mnie odpowiednio zrównoważone, nie czułam, by seria się ciągnęła, ale także nie czułam by wydarzenia leciały na łeb na szyję. Mogę się trochę jedynie przyczepić do tego, że nie poczułam za bardzo by minęło kliknij: ukryte aż 10 miesięcy od pierwszego odcinka do Hakone Ekiden, ale zdaję sobie sprawę, że to może być kwestia mojego dosyć szybkiego obejrzenia serii. Pory roku się zmieniały, więc możliwe, że to po prostu moja nieuwaga.
Grafika także była bardzo ładna, dopracowana, chociaż niektóre sceny mogły wydawać się karykaturalne, jak np. biegnący Książe. Zastanawiam się czy to nie celowy zabieg, bo przyznam, że ja na tych scenach płakałam ze śmiechu (dosłownie). Do tego nie wiem, czy to tylko ja, ale… Projekty postaci bardzo przypominały mi postacie z Haikyuu. Jak pierwszy raz zobaczyłam Kakeru, to miałam takie… „To teraz Kageyama będzie biegał?!”. Miałam takie wrażenie podobieństwa aż do ostatniego odcinka. Tak samo Haiji… Może to przez fryzurę, kształt twarzy? Hmm, nie wiem. Możliwe (a nawet najbardziej prawdopodobne), że to tylko moje subiektywne wrażenie.
Muzyka była po prostu ok. Właśnie sobie słucham drugiego endingu, który mi się chyba najbardziej podobał z całego soundtracku.
Technicznie wszystko było dla mnie bardziej niż dobre i za samo to seria zyskuje u mnie parę punktów więcej, jednak największym plusem tego anime są postacie.
Mamy 10 facetów z własnym unikalnym charakterem i każdego jakimś cudem dało się fajnie przedstawić w zaledwie 23 odcinkach. Wiadomo, że to na Kakeru i Haijim skupiała się największa uwaga, ale nie było to po prostu nachalne. Często w sportówkach jest tak, że główni bohaterowie kradną całą akcję, a poboczni są, bo są i tworzą jakieś tam tło.
Tutaj tego aż tak nie odczułam. Cała grupa była super, każda postać była inna, z własną historią, co najważniejsze nieprzedramatyzowaną, więc dla mnie jak najbardziej na plus. Moimi ulubionymi postaciami byli chyba Haiji i Prince. kliknij: ukryte Mega mi przykro było, kiedy w ostatnich scenach widziałam, jak ten pierwszy utykał, wiedząc, jak bardzo kochał biegać… Ale przynajmniej spełnił marzenie ;)
Co do fabuły, to uważam, że to anime jest serio realistyczne, jak na sportówkę. Nie znajdziemy tu jakiś super dziwnych skillów, jak w chociażby Kuroko no Basket. Widziałam niżej kilka komentarzy, że jak ktoś się zna na bieganiu, to nie weźmie go na poważnie. Ja się nie znam i nie neguje, że faktycznie niektóre zabiegi fabularne mogły być nierealne, bo sama wręcz uznałam, że progres Księcia chociażby był zbyt szybki, ALE w porównaniu do innych serii sportowych, ta się cechuje moim zdaniem odpowiednim balansem pomiędzy realizmem, a takim zdrowym nienachalnym popychaniem akcji do przodu, poprzez właśnie postępy poszczególnych postaci.
kliknij: ukryte Bardzo podobało mi się jak wszyscy członkowie klubu się ostatecznie zaangażowali w bieganie, nawet jeśli na początku Haiji musiał się uciekać do manipulacji i szantażu. Kilka ostatnich odcinków było wręcz wzruszających i nie będzie zaskoczeniem, jak przyznam, że po zakończeniu zwyczajnie się poryczałam z emocji.
Podsumowując – bardzo ujął mnie ten tytuł. Na tyle, że chciałabym w przyszłości jeszcze do niego wrócić. Było po prostu przyjemnie. Odpowiednia mieszanka okruchów życia i sportu zawsze znajdzie miejsce w moim serduchu.
Ode mnie ocena 9/10. Choć mocno się wahałam, czy nie dać 8, bo jednak parę wad widziałam, ALE jako, że oceniam na podstawie ogólnego wrażenia, to 9 jest jak najbardziej zasłużona.
Polecam serdecznie obejrzenie, jeśli ktoś by się wahał. Jakiekolwiek by ktoś miał preferencję, to myślę, że akurat na tym tytule się nie zawiedzie.
Re: Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu - recenzja
Re: Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu - recenzja
Re: Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu - recenzja
Re: Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu - recenzja
Och, to jak się nie zgadzam z recenzją, to od razu wychodzi na to, że „nie umiem wziąć na klatę…”? Z tego też wynika, że recenzję powinny czytać TYLKO osoby, które podzielają myśl recenzentki. Wow, brawo xD
Do reszty się już nawet nie odniosę, bo mi się zwyczajnie nie chce. Napisałam wszystko co chciałam w pierwszym komentarzu, a też nie jest moim celem zmienianie czyjegoś nastawienia, czy perspektywy (chociaż w tym wypadku i tak zapewne nie byłoby to możliwe), so… Whatever.
Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu - recenzja
Plot twist polega na tym, że całkiem mnie rozbawił ten wywód i choć z oceną i z niektórymi aspektami recenzji się nie zgadzam, to czytało mi się to całkiem miło i zabawnie (w tym pozytywnym sensie).
Z czym się nie zgadzam, to przede wszystkim porównywanie mangi do anime. To tylko moje osobiste odczucia, ale wchodząc na recenzje anime, chciałabym by odnosiła się tylko do anime, bo ja na ten moment nie czytałam mangi i nie bazuje swojej oceny na porównywaniu obu tych materiałów i ich treści, a na treści samej kreskówki, a w niej NIE BYŁO gwałtu. Pierwszej nocy z tego co pamiętam Takato powiedział „przestań” i Junta przestał, a dobijanie się do drzwi bardziej interpretuje jako próbę skomunikowania się po tym co zaszło. Oczywiście można odnieść wrażenie, że nadal chce się do niego dobrać, ale z drugiej strony nie wykluczone, że tak naprawdę może chciał pogadać o tym co się stało zamiast zostawiać sprawę samej sobie… Chociaż może rzeczywiście biegunka im to uniemożliwiła… Kto wie?
A za drugim razem nasz rozochocony seme wprost zapytał, czy Takato pozwala mu chociaż raz się z nim przespać, więc i tu nie widzę gwałtu, a tym bardziej syndromu sztokholmskiego.
Mam wrażenie, że cała część recenzji odnosząca się do sprawy powyżej jest tak naprawdę o mandze, a nie anime. Nawet potem autorka konsekwentnie wspomina tu i ówdzie „gwałt z miłości”, gdzie od początku, tego gwałtu nie było… W mojej ocenie tylko po to by jeszcze dobić to anime, by jeszcze bardziej pokazać, że nie warto obejrzeć, a to że już lekko koloryzuje fakty i miesza źródła jest już przecież nieważne, prawda?
A wcale, że nie! Proszę tak brzydko nie kłamać!
Mnie się całkiem fajnie oglądało. Jedyny odcinek, który uważam za całkowicie niepotrzebny to ten na plaży. Był tak całkowicie odcięty od głównej historii, że aż dziwnie się go oglądało. Niemalże, jak jakiś odcinek dodatkowy.
ALE reszta była ok. A już najbardziej ok były retrospekcje, które pokazały (w nie aż taki obraźliwy sposób, bez przesady), to jak relacja głównych bohaterów się rozpoczęła. W pewnym stopniu wyjaśnia to pewnego rodzaju uległość Takato wobec Azumayi i to, że ten drugi wcale nie musiał go tak długo namawiać na seksy. Najwyraźniej obaj chłopcy mieli już coś do siebie wcześniej. Nie wiem co jest złego w pokazaniu tych przeszłych zdarzeń, przecież kiedyś ich znajomość musiała się rozpocząć skoro nasz rozochocony seme tak bardzo „kochał” Takato (kochał w cudzysłowie, coby nikt się nie przyczepił, że tak naprawdę to była tylko obsesja! Sadystyczna obsesja, a co!).
Z czym się zgadzam w recenzji, to to, że postacie drugoplanowe faktycznie były bardzo nudne i nic sobą nie reprezentowały. Jedyna osoba, która mnie zainteresowała, to Usaka i to tylko dlatego, że rozpoczęto jego wątek, jakimś spotkaniem z kolesiem, którego potem już nigdy nie zobaczyliśmy i jakąś retrospekcją/wyobrażeniem, która do niczego nie prowadziła, a tylko pobudziła ciekawość i to w tym nieprzyjemnym sensie. Nie rozumiem po co były te dwie powyższe sceny z nim, które przywołałam.
Drugim bohaterem, który jako tako dał się poznać to Sasaki i w sumie tylko w jednym odcinku, więc też nie było tego wiele.
Zgadzam się też ze skrzydełkami Junty, które w pewnym momencie faktycznie zaczęły wkurzać.
Podsumowując nie zgadzam się (prawie!) totalnie z recenzją, która została napisana w sposób (a jakże! w końcu to tanuki) bardzo subiektywny, bez ani krzty obiektywności, bo nawet grafika musiała zostać zjechana, choć teoretycznie jest po prostu normalna… A szpiczaste podbródki są chyba w każdym anime, więc miałam wrażenie, że przytyk ten był po prostu, aby był. Z ciekawości właśnie wpisałam kilka randomowych tytułów – Toradora, Kuroshitsuji, Durarara… Hm, wszędzie szpiczaste podbródki. MAGIA.
Co mnie najbardziej zabolało, jako czytelnika, to to chamskie porównanie do mangi. CZEMU, POWTARZAM CZEMU przywoływana jest tu manga, kiedy recenzja jest o anime? Jeszcze wspomnienie o pierwowzorze mogłabym przełknąć, ale tak naprawdę mam wrażenie, że cała recenzja jest potem bazowana na takim miksie manga x anime, co według mnie nie jest w porządku. Tak jak wyżej wspomniałam co chwila przywoływana jest sprawa gwałtu, do którego nie doszło. Nie wiem, gdzie w tym logika. Jedyne co mi przychodzi na myśl, to po prostu usilne zniechęcenie do obejrzenia, bo recenzentowi się nie spodobał tytuł. I jeszcze ta ocena 1/10.
PIĘKNE.
Re: Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu
No i co do seiyuu muszę sie zgodzić. Często jest tak, że głosy naprawdę mogą zepsuć zabawę, a tutaj faktycznie wszystko grało ;)
Dakaretai Otoko 1-i ni Odosarete Imasu
Świetnie się bawiłam, jedno z lepszych anime z tego gatunku… Na bank biorę się za mangę!
8/10
Miira no Kaikata
Koi to Uso cz.2
Koi to Uso
Pod koniec trudno mi nawet było oglądać to anime, z powodu głównego bohatera, jego niezdecydowania, tym jaki był ciapowaty i nawet głosu, który był ultra mega irytujący. Po prost nie mogłam na niego patrzeć. Ririna też mnie już powoli zaczęła denerwować i nawet Takasaki, za którą stałam murem… A finał tego tytułu, to już w ogóle inny poziom xD kliknij: ukryte Żyjmy w trójkącie już zawsze i niczego ostatecznie nie wyjaśnijmy. Spoko.
Jedynie Nisaki mi żal. Ciekawe jak sobie system radzi z przypisanymi partnerami, jeśli ktoś jest, no nie wiem… Np. kliknij: ukryte gejem? Jego wątek akurat fajnie poddał próbie słuszność całych tych notyfikacji.
Masakra totalna. Jak czytałam zapowiedź, to myślałam, że to będzie coś mniej płytkiego, naiwnego i dziecinnego. Skrycie liczyłam na coś poważniejszego, a nie na sceny, gdzie dwie 16‑nastoletnie osoby boją się dotknąć swojej ręki.
Ech. Czemu mnie to spotyka? T_T
Ballroom e Youkoso
Dziękuję ;)
Ode mnie 8/10, choć przyznam, że wahałam się czy by nie dać 7, ale ostatnie sceny mnie bardzo rozczuliły.
Hitorijime My Hero
Ostatecznie wyszło całkiem przyjaźnie i miło, fajnie mi się oglądało. Właściwie obejrzałam to w mniej niż jeden dzień, więc jest serio całkiem ok, choć momentami faktycznie fabuła trochę przymulała i było za dużo dramy. Chyba się poważnie zestarzałam, bo jeszcze te 3 lata temu jak oglądałam np. Love Stage, to jakby mniej czułam tej słodyczy i poirytowania niektórymi zachowaniami bohaterów, a uważam, że LS było dużo bardziej infantylne.
Czekam na ten moment, kiedy zrobi się serio fajne anime o np. dorosłych ludziach, w troszkę poważniejszej oprawie. To by było cudowne ;)
Czuję się jakby mi ktoś zmolestował mózg, a ja nic z tym nie mogę zrobić…
Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu 2
Tytuł idealny, choć 12 odcinek pozostawił mnie w stanie konsternacji i szczerze powiedziawszy trochę mnie zasmucił, obrzydzając mi wszystkie te poprzednie wydarzenia. Powiedzmy, że troszkę żałuję, że nie skończyli tego na 11 odcinku i nie pozwolono tej serii odejść we wzruszającej, trochę patetycznej otoczce. Ale o tym trochę później.
Już od pierwszego odcinka wiedziałam, że to będzie coś do czego będę często wracać wspomnieniami. Cała ta atmosfera japońskiego teatru, takiej trochę „starości” sprawiała, że oglądało się to z wielką przyjemnością.
Też uważam, że sam pomysł na fabułę jest bardzo oryginalny, ale może niekoniecznie pociągający? Może dlatego to anime nie jest tak popularne (choć nie zaprzeczam, że ma wysokie noty, chodzi tu bardziej o liczebność widowni) i to jest bardzo dołujące, bo wielu ludzi nawet nie wie co traci.
Postaci są bardzo głębokie, jakkolwiek by to nie brzmiało, może dlatego, tak bardzo się do nich przywiązałam.
Zaczynając od Bona, który pomimo, że przypominał mi trochę takiego typowego moherowego dziadygę, dał się polubić i w pewnym sensie zrozumieć. Podziwiam jego poświęcenie w stosunku do Konatsu, choć po tym nieszczęsnym 12 odcinku mam trochę negatywne nastawienie do ich relacji. Naprawdę wolałabym go nie pamiętać.
Ale już pomijając te drzazgę fabularną, uważam, że jest naprawdę świetnie stworzoną postacią. Niby narzeka, niby jest uparty jak osioł, ale trudno go nie lubić, znając jego przeszłość.
Cieszę się też, że nareszcie dowiedzieliśmy się co naprawdę stało się z kliknij: ukryte Sukeroku i jego lekko popapraną żonką. Trochę mi to otworzyło oczy co do zachowania Bona, choć poprzednia wersja też była mocno prawdopodobna.
Yotarou mnie trochę irytował, bo przyznaję, że nie przepadam za takimi głośnymi postaciami. No i czasami był zawstydzający, aczkolwiek doceniam, że był naprawdę pozytywnym i miłym w gruncie rzeczy człowiekiem. Taki głupek, ale do czegoś dążący i rozwijający się pomimo całej tej swojej głupkowatej osobowości.
Konatsu była trochę dziwna z tą całą mieszanką uczyć co do Bona, ale tak trudno mi ją oceniać.
Shinnosuke w podstawówce był taki słodki i milutki, to było mega słodkie, jak potrafił wykorzystać swój urok osobisty by zyskać to co chce. Przebiegła bestia! Jak już dorósł, to się trochę zdziwiłam jego zmianą. Widać, że mocno inspirował się swoim kliknij: ukryte „dziadkiem”, czy też „tatusiem” jak kto woli.
kliknij: ukryte Ech co do tego „tatusia”. Boziu, ja nie wiem co podkusiło autorkę (bo zakładam, że takie samo zakończenie było w mandze, która została skompletowana) by zasiać w ludziach takie wątpliwości? I to jeszcze jakie?! Przecież to jest takie dziwne, szokujące i trochę obrzydliwe, przynajmniej w mojej ocenie.
To co, Shin jest dzieckiem Bona i Konatsu? Dla mnie to się kupy nie trzyma. No bo jak mu powiedziała, że jest w ciąży, to nie widziałam w nim jakiś wielkich emocji, pokazujących, że się tym przejmuje, a zakładam, że jakby chociaż domyślał się, że to jego dziecko, to jednak wykazał by jakąś większą dozę zainteresowania, czy też odpowiedzialności. Nie wydaję mi się by takie zachowanie pasowało do Bona, który na początku podchodził trochę z rezerwą do Shina.
Poza tym on miał z 60 lat jak się to dziecko urodziło… Dla mnie to jest po prostu cringe. Jak zaczęto ten temat, to ja miałam jedno wielkie WTF na twarzy. Bardzo żałuje tego odcinka, chce go wszelkimi sposobami wyprzeć z pamięci.
Ech. Mimo wszystko prawie cały drugi sezon przepłakałam od nadmiaru emocji, wiec daję z czystym sumieniem 9/10 (12 odcinka nie pamiętam!).
Polecam każdemu, kto się jeszcze waha, czy poświęcić czas tej serii czy nie. To łącznie tylko 25 odcinków, a wywiera duże wrażenie.
PS. Pan Matsuda to jest chyba nieśmiertelny ;)
Masamune-kun no Revenge
Koncepcja mi się podobała. Chłopak, który w dzieciństwie zaznał upokorzenia chce się zemścić na dziewczynie, która sprawiła mu największą przykrość. No spoko, lubię takie rzeczy i może faktycznie na początku główny bohater coś robił w tym kierunku, natomiast tak w połowie wszystko zaczęło się psuć i iść w utarte schematy, bo oczywiście NIE MOŻE zabraknąć odcinka na plaży i w parku rozrywki. No i rzecz jasna i oczywista, kliknij: ukryte zawsze musi się znaleźć ta druga, miła, słodka i zakochana i w dodatku… Chora. A jakże.
Może obejrzałam już za dużo anime, ale pod koniec to mnie już zaczęło totalnie męczyć. Wszystko było zbyt słodkie, nawet jeśli fabuła tego nie wymagała. I zbyt oczywiste, myślę, że nawet nie musiałabym oglądać drugiego sezonu, by mniej więcej wiedzieć co się będzie działo. I jeśli faktycznie tak się zdarzy, że zrobią kontynuacje, to nie jestem taka pewna czy będzie to warte mojej uwagi.
Fanserwis o dziwo mi aż tak nie przeszkadzał, nie było to jakoś bardzo narzucone. Za to wkurzała mnie Aki, była mega dziecinna i nie można tego zrzucić na charakter. Po prostu niedojrzała, mała wredota, która najzwyczajniej w świecie przez rozpuszczenie nie do końca ma kontakt z rzeczywistością. Neko i Yoshino pod tym względem były akurat spoko, kliknij: ukryte więc jak na początku byłam przeciwko tej pierwszej, tak pod koniec nawet żałowałam, że Masamune tak się uparł na to płaskie dziewuszysko.
Ech ciężka sprawa. Wahałam się pomiędzy 5 a 6, ale ostatecznie nich będzie to 6, nie było tragedii, ale według mnie potencjał zmarnowany i pod koniec było już całkiem żałośnie.
Battery
Fabułę mangi pisała autorka No.6, co już pozwala myśleć o tym jako o czymś „pewnym”, ponadto za grafikę odpowiada Takako Shimura od takich tytułów, jak Aoi Hana, Wandering Son, czy Okite Saisho ni Suru Koto wa i faktycznie kreska właśnie była chyba najprzyjemniejszym elementem seansu, chociaż co i do tego mam kilka zastrzeżeń.
Zacznę może od plusów, których jest nieporównywalnie mniej w stosunku do minusów, więc i szybciej potrwa ich wymienienie.
Tak jak wspomniałam, kreska jest naprawdę przyjemna, lekka, wprawdzie prosta, ale nadal na fajnym poziomie. I na tym mogłabym skończyć z zaletami, ale o zgrozo, klimat tego anime także mi się podobał, niby nudnawy, trochę mdły, ale w sam raz na taki jesienny, smutny wieczór, kiedy nic się człowiekowi nie chce, włącznie z myśleniem i „jaraniem się” akcją.
Dla mnie połączenie sportówki i okruchów życia byłoby idealną kombinacją, bo nie ukrywam, że oba te gatunki darzę sympatią i ten tytuł także nie był dla mnie najgorszą opcją spędzenia czasu, ALE patrząc obiektywnie było to po prostu nudne, tak nudne, że nie działo się nic, null, zero. Mamy Haradę, który się przeprowadził do dziadka, mamy Go, mamy baseball, niby jakieś kłótnie, jakieś tam dwa mecze, ale zero w tym polotu, serio, to ma być akcja?
Mecze były tak mało żywiołowe, tak nieciekawe że prawie przysypiałam. Gdybym wcześniej nie obejrzała innego anime o baseballu, nawet nie znałabym zasad, bo nic nie było wyjaśnione. Ok, no wybaczam, bo może faktycznie miało być w tym więcej obyczajówki, niż sportu, ale skoro ten sport jest, to jednak wypadałoby coś o nim powiedzieć.
Jak już zaczęłam temat samego sportu, to i chciałabym skomentować stosunek bohaterów do niego.
Eh… Po prostu brak słów. Bohaterowie są w gimnazjum, a zachowują się jak jakaś cudowna drużyna z wielkimi szansami na zaistnienie. Podchodzą do tego tematu tak poważnie, że to aż śmieszne. Okropnie dziwna jest ta nienaturalność, ten brak realizmu, chociaż jak zakładam autorzy właśnie chcieli by fabuła była realna. No nie udało się. Niestety.
Reakcje postaci na różne sytuacje też były bardzo przesadzone. kliknij: ukryte
Ojej.
Chwaliłam wcześniej kreskę, ale nie wszystko mi się podobało.
Bohaterowie są w pierwszej gimnazjum. Ile ma się wtedy lat? 13/14? Oni wyglądają na minimum 17! Aż dziwnie mi się na nich patrzyło, mając w głowie fakt, iż nadal są w gimbazie i ledwo z podstawówki wyszli. Na moje oko, prawie podstawówka nie wygląda aż tak dorosło. Strasznie mi to doskwierało.
No i jeszcze przyczepie się do Go i projektu jego postaci.
Jak się pojawił po raz pierwszy na ekranie, to nie myślałam, że jest głównym bohaterem. Po prostu niczym się nie wyróżniał, wyglądał jak postać drugoplanowa. Harda miał tam jakiś swój styl, cechy charakterystyczne, ale Go, to masakra. Dali by mu chociaż jakiś fajny element, tak tylko dla niego… Nie wiem, jakiś pieprzyk chociaż!
Już pomijając wygląd.
Seiyuu Seihy strasznie mnie irytował (tak jak i cała postać w sumie), ale teraz jak patrzę, to dzieciaczek jest malutki, więc w sumie głupio mi się tak czepiać. Niemniej jednak wkurzał mnie jego głos, tyle powiem.
Shunji mnie wkurzał za to swoją „księżniczką, księżniczką!”. Nie wiem zazdrosny był o tego swojego mena, co się tak czepiał tego Harady i ciągle gadał, że Kadowaki się w nim zakochał?
W ogóle jakieś gejowe to było. Lubię jak jest gejowo, ale nie kiedy to nie pasuje do sytuacji, czy coś.
Podsumowując.
Trudno mi jednoznacznie ocenić to anime, bo wynudziłam się, ale z drugiej strony szybko mi poszło to oglądanie i nawet przyjemnie, choć to moje powyższe gadanie wcale może o tym nie świadczyć.
Dla mnie takie 5/10, ale z czystym sercem.
Spodziewałam się naprawdę wiele, niczego ambitnego, ale jednak na poziomie, nie dostałam tego, ale tragedii też nie było. Dało się w końcu oglądać ;)
Magi: Sinbad no Bouken
Ode mnie 8/10.
Nie mogę się doczekać następnego sezonu! Oby zrobili go jak najszybciej!
Durarara!!
Jako, że serię poprzednią oglądałam dosyć dawno temu, postanowiłam odświeżyć nieco pamięć i obejrzałam sezon pierwszy ponownie kilka dni temu.
Szczerze powiedziawszy w trakcie oglądania Durarara!!x2 Shou nie zauważyłam różnicy w jakości fabuły, ale problem zaczął się kiedy nadszedł czas na kolejną część, bo ona już mnie niestety trochę jednak rozczarowała…
Nie wiem, może to jest kwestia tego, że zrobiono 3 części zamiast jednej, czy też ewentualnie dwóch? Jakoś dziwnie mi się to oglądało. Nie było już aż takiego zaskoczenia, chociaż ekscytacja i zaciekawienie nadal pozostało (w końcu obejrzałam wszystkie 3 części w mniej niż trzy dni, o czymś to świadczy).
Też jest kwestia tego, że jednak za dużo tych postaci się pojawiło i niekiedy miałam mętlik, jak podawano czyjeś imię, a ja nie kojarzyłam o kogo chodzi. Główny problem był z tymi całymi grupami Yagiri, Awakusu itp., do tej pory zresztą nie wiem, kto gdzie należał, ale ok, da się to przeżyć, nie byli aż tak ważni…
Akcja leciała na łeb, na szyję, ale nie wiem czy w tym momencie to wada, czy zaleta. Dzięki temu nie było znużenia, ale z drugiej strony to było zbyt… Intensywne. Przynajmniej ja mam takie wrażenie, ciągle coś się działo przez co większość rzeczy nie zapadła mi w pamięć tak jak (chyba) powinna.
Co mnie zaś najbardziej zaskoczyło? kliknij: ukryte Zmiana w Mikado, zdecydowanie to jest jeden z atutów drugiego sezonu. Może to tylko moje preferencje, ale spodobało mi się jakim chorym socjopatą stał się ten cichy, niepozorny chłopak!
Ja wiem, że już w pierwszym sezonie nie stanowił przykładu normalności, ale teraz to było już tak widoczne, że brak mi słów. Absolutnie najlepszym momentem było kiedy wbił długopis w rękę Aoby i potem ją spokojnie opatrzył. W głowie miałam tylko „OMG! On to naprawdę zrobił! WOW!”
Natomiast trochę zdziwiła mnie zmiana w Kidzie.
kliknij: ukryte Bardzo delikatny się zrobił, niezdecydowany i to mnie najbardziej irytowało. Czego jak czego, ale Kide miałam za trochę bardziej cool. Oczywiście staram się wykazać trochę empatii wobec niego, ale i tak nie do końca potrafię go zrozumieć.
Shizuś jak zawsze w formie, jak go lubiłam w pierwszym sezonie, tak ta sympatia pozostała. Fajny facet i tyle.
kliknij: ukryte Sama siebie zdziwiłam, ale bardzo spodobała mi się jego relacja z Voroną, dzięki Shizuo polubiłam też i ją.
Jeśli już jestem przy postaciach, to nie mogę ominąć Izayi. Według mnie ten facet jest majstersztykiem jeśli chodzi o fikcyjne postaci. Nie potrafię go ocenić jednoznacznie. Nie wiem, czy on jest zły, czy jednak neutralny, bo dobry na pewno nie jest.
Podczas ponownego oglądania pierwszego sezonu, dziwiłam się czemu taką niechęcią do niego pałałam, ale już pod koniec sobie przypomniałam. Nikt tak nie potrafi mnie wkurzyć jak Izaya. kliknij: ukryte Autentycznie cieszyłam się jak stało mi się coś złego. Kiedy go dźgnięto nożem, aż piszczałam z radości, pod koniec zaś trzeciej części, „modliłam się”, żeby mu się znowu nie upiekło.
Jak widzę po komentarzu niżej jednak jakieś konsekwencje są i jeździ na wózku. Mam co do tego ambiwalentne uczucia. Niby mu współczuję, ale z drugiej strony go nienawidzę, więc no… Mam nadzieję, że zekranizują jego dalsze losy. Jestem mega ciekawa.
Muzyka była taka sobie. Przynajmniej jeśli chodzi o openingi i endingi. Bardziej zwróciłam uwagę na muzykę w tle, która według mnie była na całkiem fajnym poziomie.
Grafika? Ona się CHYBA trochę zmieniła w porównaniu do pierwszego sezonu. Nie potrafię jednoznacznie określić co jest takiego odmiennego. Izaya wyglądał trochę młodziej ;)
Podsumowując.
Według mnie jeśli weźmie się pod uwagę cały sezon drugi, wszystkie trzy części, to nie wypada on aż tak źle, choć moje początkowe narzekania mogą nieco mylić.
Podobało mi się, po prostu mi się podobało.
Druga część mnie trochę przymuliła, ale ogólnie jest ok.
To nadal ta sama stara Durarara!!, może po prostu wątek fabularny już nie tak fajny, jak z pierwszego sezonu?
Niemniej jednak ode mnie 8/10, bo jednak bardzo fajnie spędziłam te ostatnie trzy dni!
Coś ze mną nie tak?
Tengen Toppa Gurren Lagann, Wirtualna Lain, Mahou Shoujo Madoka Magica czy Cowboy Bebop, to tylko niektóre z anime, których obejrzenie sprawiło mi wielką trudność. Nie inaczej jest z Hellsingiem, do którego zabierałam się kilka ładnych lat i… Żałuję, po prostu żałuję tych kilku godzin, które spędziłam na „walce” z tym anime, bo oglądaniem tego nie mogę nazwać. Mogłam obejrzeć wersję z 2001 roku, bo nie sądzę bym cokolwiek z tej „zabawy” straciła, a przynajmniej krócej trwałaby męczarnia.
To może od początku.
Pierwszy odcinek nawet w porządku, choć akcja wydawała mi się trochę za szybka i jakaś taka mało ciekawa, no ale dobra. Mówię sobie – to pierwszy odcinek, nie można tak oceniać bez poznania całości, więc brnę dalej. Niestety nic się nie poprawiło, a wręcz pogorszyło. Watykan, wampiry, ghule, jakieś mutanty… Naziści? Nie za dużo tego?
Już pominę ten cały fabularny absurd milczeniem, ale tego, że do żadnej, powtarzam ŻADNEJ postaci nie poczułam chociaż malutkiej dozy sympatii po prostu znieść nie mogę. Bohaterowie tak mnie irytowali, że ughh. Na czele z Integrą i Victorią. Jak były na ekranie, to miałam ochotę wyłączyć i nigdy nie wracać.
A Alucard? Chyba miał być tajemniczy i ogólnie „cool”, ale coś nie wyszło.
Jestem strasznie rozczarowana, do samego końca miałam nikłą nadzieję na jakieś „bum”, które pomogłoby mi przetrwać i cieszyć się w jakiś sposób z seansu, no ale cóż, zdarza się.
Po tylu „dobrych” seriach rekomendowanych przez fanów anime chyba wreszcie nauczyłam się, iż, to, że tytuł podoba się innym, nie oznacza, że mnie też to dotyczy…
Ode mnie 2/10.
Nie biorę w tej ocenie pod uwagę grafiki, muzyki itp., tylko ogólne wrażenie. Przemęczyłam tę serię, więc na więcej ode mnie nie ma co liczyć.