x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Yahari Ore no Seishun Lovecome wa Machigatte Iru. Zoku
Nie wiedziałam czy dać tej serii 7 czy 8.
Niby wciągnęła mnie tak samo, jak pierwsza, ale jednak brakowało tego „czegoś”.
Poprzedni sezon skupiał się raczej na ukazaniu w nieco ironiczny sposób systemu działania społeczeństwa, przepychanek słownych głównych bohaterów, ciętych ripostach i gnojeniu Hikkiego. No i to miało swój swoisty urok.
Teraz dostałam mini melodramat. Ta kocha tego, ta siamtego, ten nie kocha nikogo. Płacz, kłótnie, rozłamy w grupach… No za dużo jak na 13 odcinków. Szkoda, że z naprawdę świetnej szkolnej komedii, zrobił się średni romans.
Oregairu 2 wiele straciło w porównaniu do poprzedniego sezonu.
Kreska także ogromnie wpłynęła na ogólny odbiór. Akurat zrobiłam sobie małą powtórkę pierwszej części i zaraz potem obejrzałam sequel, więc taka nagła zmiana na początku mi nieco przeszkadzała. Dało się przyzwyczaić, ale i tak uważam, że poprzedni Hachiman wyglądał o wiele lepiej, to jest – wcześniejszy wygląd bardziej pasował do jego przegniłej osobowości. Teraz wygląda zbyt przystojnie(?), chyba tak to mogę określić. Yukinoshita i jej siostra, wraz z głównym bohaterem chyba najbardziej się zmienili. Haruno na początku nie rozpoznałam! Do tego Komachi jest teraz taka nijaka.
No i czy tylko ja zauważyłam, że charakter Yukinoshity był zupełnie inny? Mam takie wrażenie. Wcześniej miała w sobie taki „pazur”, teraz stała się mdła.
Ogólnie ujmując, czas na oglądaniu tego anime zleciał mi naprawdę szybko i dobrze się bawiłam, ale porównując pierwszy sezon, któremu dałam ocenę 8 i ten, to niebo a ziemia.
Daje 7/10 i czekam niecierpliwie na następną część, choć czuje, że fabuła dalej pójdzie w kierunku romansidła, będą rozterki miłosne, łzy itp.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie gorzej ;)
Re: Baccano!
Baccano!
Co, jak co, ale czas spędziłam strasznie miło, nawet pomimo tego, iż mam wiele zastrzeżeń.
Wydarzenia, które miałam przyjemność oglądać były bardzo interesujące. Cały czas się coś działo, nie było szansy na nudę. Jednak mam pewne wątpliwości, czy pomimo tak dobrego materiału na anime twórcy w pełni go wykorzystali.
Seria była ciekawa, ale mnie nie wciągnęła. Nie wiem czemu, ale po prostu nie było tej ekscytacji, a każdy kolejny odcinek oglądałam tylko z umiarkowanym zaciekawieniem.
Zabieg z pomieszaniem chronologii wydarzeń, jak zwykle mnie nie zawiódł i tak jak w „Durarara!!”, skupiałam całą swoją uwagę na tym co się dzieje na ekranie byle tylko nie przeoczyć czegoś ważnego i w miarę możliwości nie pogubić się w akcji.
Uważam jednak, że na tak wielką ilość postaci, było zdecydowanie za mało odcinków. Wszystko to działo się niestety za szybko i motywy bohaterów nadal pozostają dla mnie zagadką, a przynajmniej części z nich.
No bo co? W sumie dostaliśmy tu jedną wielką rzeź i niby jakieś tam powody są, ale tak powierzchownie opisane pozostawiają tylko uczucie niedosytu.
kliknij: ukryte Co było motywem Ladd'a tak naprawdę?
Zabijał kogo popadnie bez jakiegoś konkretnego celu. Wiem, że miał na pieńku z Jacuzzi, ale ani go jakoś specjalnie nie szukał, ani nic, no nie wiem. Zdaje sobie sprawę, że czerpał radość z zabijania, ale serio? Czy uczynienie jego postaci wariatem bez skrupułów było głównym zamiarem twórców?
Albo Vino?
Ktoś zabił jego autorytet – Tonego – i chłopak sfiksował chyba już do końca.
Czy jego zadaniem też było po prostu stworzenia krwawej oprawy dla wydarzeń? Nie wnosił niczego specjalnego do serii tak naprawdę.
Brak rozwinięcia sprawy Chane i Huey'a też mnie wkurza.
Pokazują nam kilka scen z owymi bohaterami, a resztę sami mamy sobie dopisywać? Jak Huey trafił do więzienia i dlaczego? W jakim konkretnym celu stworzył Chane?
Masa pytań, a odpowiedzi brak.
Dostaliśmy paletę najróżniejszych bohaterów, jednak ich kreacja wydała mi się niezwykle płytka. Za mało, za mało, za mało! Tak właściwie trudno określić jakąkolwiek postać jednoznacznie, bo jest po prostu za mało informacji na jej temat.
Najbardziej chyba lubię bezbłędną parę debili – Isaaca i Mirie. Takie dwa słoneczka tego anime.
Czesław, Vino i Firo także wzbudzili we mnie pozytywne uczucia.
A wkurzał mnie chyba jedynie Jacuzzi. Straszna ślamazara z niego.
Grafika była w porządku, moim zdaniem bez szału, ale pasująca do serii.
Muzyka jakoś mnie nie porwała. Opening bardzo praktyczny, bo można się było nauczyć postaci, a ending się niczym nie wyróżniał.
Moje ogólnie wrażenie to 7/10.
Za chwilę będę oglądać OVA, może coś więcej się wyjaśni.
Mam jeszcze pytanie.
Na MAL'u pisze, że jakaś postać/postacie są z „Durarara!!”. Ktoś wie o co chodzi? Bo oglądałam uważnie obie serie, i nie zauważyłam, aby bohaterowie się jakoś powielali.
DRAMAtical Murder
Gdyby jeden pocałunek miał o tym decydować to i kliknij: ukryte Naruto, by musiało należeć do tego gatunku i kliknij: ukryte No.6...
Przytulanki i podteksty się nie liczą! O!
Zankyou no Terror
Przed chwilą przeczytałam kilka komentarzy i niektórym nie mogę się wprost nadziwić.
Ja rozumiem, że nie wszystkim mogła przypaść do gustu fabuła, że postacie mogły irytować, ok. Ale jedno mnie naprawdę szokuje. Jak można twierdzić, że muzyka w tej serii jest przeciętna lub co gorsza – zła?!
Od dawna, naprawdę od bardzo dawna nie słyszałam lepszego soundtracku. Nie przewijałam ani openingu ani endingu, a uwierzcie, że naprawdę szkoda mi czasu na takie pierdoły i już wolę od razu pobrać sobie dany utwór, niż poświęcać te 1.30 min z każdym nowym odcinkiem.
Miało to w sobie coś, co pasowało do serii i nadawało klimat.
Muzyka „w tle” też była świetna (w końcu to Yoko Kanno!), na pewno poszukam kilku utworów.
Fabuła była oryginalna, chociaż pare elementów mi nie pasowało. No niestety zawsze musi być COŚ. kliknij: ukryte Tu uważam za niepotrzebne takie subtelne zarysowanie relacji damsko‑męskich. Niby takie nic, a jednak bardzo przeszkadzało. Lisa i Twelve nawet ok, ale Five i Nine? Jak dla mnie tragedia, nie ogarniałam ich relacji. Wszystko wskazywało na to, że Five była sadystką i lubiła dręczyć swojego „ukochanego”. Inaczej ten pocałunek na końcu byłby całkowicie nielogiczny.
To tyle, jeśli chodzi o wady fabuły.
Teraz czas na postacie.
Uwielbiam Nine, to mówię na wstępie. Miał cel i konsekwentnie do niego dążył, co bardzo cenie sobie w bohaterach. Myślę, że jakby to było konieczne, to poświęciłby także i Lise. I za to go lubię. kliknij: ukryte Twelve okazał się być tym słabszym, pragnącym bliskości kogoś innego. Przynajmniej ja tak to odebrałam.
Lisa wbrew pozorom była bardzo potrzebna. Na początku serii może nie odgrywała ważnej roli, ale później była niezbędna.
Sam pan Shibazaki wydał mi się nierealnie inteligentny, ale ogólnie podobała mi się jego kreacja. Był ok.
Grafikę sobie odpuszczę, bo to raczej kwestia gustu. Mnie się podobała w każdym bądź razie.
Mam specyficzny gust i raczej jak coś mi się spodoba, to na amen.
Pomimo pewnych wad, które dostrzegam daję 9/10.
Zakończenie wzbudziło we mnie tyle emocji, że chyba nie miałabym sumienia dawać niższej oceny. Było do bólu przewidywalne, ale akcja została tak ładnie poprowadzona, że udało się wydobyć z tego uczucia.
Polecam! Anime nie jest długie, a warto się zapoznać chociażby ze względu na muzykę.
Meganebu!
Czy to znaczy, że jest ze mną bardzo, bardzo źle?
Bo tak szczerze, to czuję się lekko upośledzona z tego powodu.
A teraz tak serio.
Od początku nie spodziewałam się niczego ambitnego, ot grupka facetów, lekki fanserwis i humor niskich lotów. Dostałam to czego oczekiwałam i jest mi z tym dobrze. Myślałam tylko, że będzie lepsza grafika, ale to już można przełknąć. Wspomnę tylko, że jest bardzo prosta, ale nawet ładna. Oczy raczej nie krwawią, no i pasuje do fabuły!
A przepraszam… fabuły jako takiej nie ma. Krótkie historyjki z okularami w tle i podobno humorem.
Nie no, pare razy się uśmiechnęłam, poza tym anime było tak lekkie, przyjemne, że nie miałam raczej powodu do rozpaczy. Taki idealny przykład „odmóżdżacza”.
Jak bardzo by ktoś nie hejcił tego anime, to musi przyznać, że akcje z okularami bardzo życiowe xD Sama nosze, więc wiem!
Postacie strasznie płytkie i jak ukazano je na początku, tak do końca nie pokazały siebie z innych stron. Jednak to nie jest chyba wada. Seria jest taka krótka, że nawet nie powinno się na to zwracać uwagi.
Szczególnie polubiłam przewodniczącego Rady Uczniowskiej, ze względu na jego seiyuu (Sugiyama Noriaki, który użycza głosu Sasuke. Nie lubię go, ale aktora głosowego ma dobrego) i jego sado kolegę, bodajże Watanabe (nawet nie pamiętam imion szczerze powiedziawszy). W kubie okularników za to do gustu przypadł mi Hayato. Był najnormalniejszy.
Ode mnie 6/10.
Wiem doskonale, że niezasłużone. Wielu innym, lepszym, bardziej docenianym seriom dawałam niższe noty, ale po prostu temu chyba bym nie mogła. Zbyt przyjemnie spędziłam czas na nie myśleniu ;)
Re: Death Note
Lenneth, Tobie także życzę czasu i funduszy! W końcu każdemu się to przydaje :)
Re: Death Note
Co do zakończenia… Oczywiście, w mandze będzie to wyglądało inaczej i na pewno inne emocje towarzyszyły przy czytaniu i oglądaniu. Ja niestety nie miałam przyjemności przeczytania mangi, więc odnoszę się tylko do akcji w anime. Może kiedyś przy odrobinie wolnego czasu i funduszy, będę miała szansę do porównania.
Złe zakończenia są najlepsze! Nie ma nic piękniejszego, niż wzruszenie się na anime. Zazwyczaj takie tytuły dostają ode mnie wyższą ocenę i stają się moimi ulubionymi, więc zgadzam się w stu procentach :)
Re: Death Note
Ja nie napisałam, że zakończenie jest złe, bo nie jest. Jest oryginalne, ale dla kogoś kto murem stał za Lightem, będzie to wielki cios i rozczarowanie :) Tak to jest jak człowiek przywiąże się do jakiejś postaci. Potem można się nieźle na tym przejechać…
Death Note
Death Note jest moim pierwszym „świadomym” anime i mam do niego ogromny sentyment. To właśnie ta seria przekonała mnie do chińskich bajek :) Jednakowoż nie polecam tego tytułu na pierwszy raz. A dlaczego? Wydaje mi się trochę zbyt ciężkie dla raczkującego dopiero w tym rejonie osobnika. Miałam problemy z zapamiętaniem imion, ciężko było mi się przyzwyczaić do japońskiego języka i muzyka jak na tamten czas była dla mnie po prostu dziwna. Uważam, że wiele zabawy przez to straciłam.
Ale pomijając to…
Żeby wymyślić taką historię to naprawdę trzeba mieć łeb. Świetnie wykreowane postaci, oryginalna fabuła, akcja pełna napięcia. Fajnie, fajnie. Z tym, że tylko do 26 odcinka, bo oczywiście kliknij: ukryte po śmierci L'a, musi wkroczyć dwoje mniej i bardziej wkurzających gówniarzy. Mello – nałogowy zjadacz czekolady, którego notabene prawie nie ma i do tej pory nie wiem po cholerę on w ogóle się w tej serii znalazł, ale do którego nie mam większych zastrzeżeń i oczywiście genialny wszystkowiedzący, makabrycznie denerwujący gówniarz Near. Och, jedna z naprawdę niewielu postaci, która doprowadzała mnie do szewskiej pasji, a to już wyczyn, bo jestem raczej cierpliwa i wyrozumiała! Zatem gratuluje i bije pokłony. No bez jaj… L się tyle męczy z Kirą, a ten w parę odcinków robi wielkie BUM i Kira unicestwiony.
No sorry, ale jak dla mnie odcinków 26‑37 mogłoby już nie być, bo tylko psują serię.
Byłam też wielce rozczarowana zakończeniem. kliknij: ukryte Raito umiera? Serio? I to jeszcze przez tego ciapę Matsudę i przede wszystkim za sprawą genialnej genialności mojego ukochanego, wkurzającego Near'a? Litości! Ja wiem, że to jednak Ryuk dobija Lighta, ja wiem, ale łatwiej mi się zrzuca winę na bohaterów, których nie lubiłam. Pomimo mojej całej, szczerej sympatii do Ryuk'a jemu też nie wybaczę. Zdaje sobie sprawę, że mieli taki układ, ale po prostu nie spodziewałam się takiego końca. Jejku. Jeśli jakaś postać miała prawo zabić Raito, to był to L. To oni ze sobą rywalizowali, to oni przeżyli ze sobą tyle czasu i to właśnie ta dwójka według mnie powinna do końca ze sobą walczyć. Walka dwóch geniuszy.
Ech, chciałabym jeszcze wtrącić słówko na temat Misy, bo z tego co się orientuje, to wiele osób wkurzała. Przyznam, że mnie też, ale potem jakoś ją zrozumiałam i polubiłam. Swoją drogą ona jest naprawdę niesamowita. kliknij: ukryte Oddać dwa razy połowę życia, a i tak umrzeć ostatnia…
Na sam koniec zostawiam sobie Raito. Och, Raito. Moja pierwsza fikcyjna miłość. Nie będę rozwodzić się nad jego charakterem czy postępowaniem. Napiszę tylko, że go kocham. O! Tyle ode mnie w tym temacie.
Reasumując – świetna seria do 26 odcinka, bo potem jest już nuda i wszelki absurd, wykraczający poza ludzkie pojęcie.
Ocena trochę obniżona przez postać Near'a i zakończenie, ale i tak wysoka.
8/10.
Kuroshitsuji II
Dlaczego akurat teraz komentuję?
Z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że po prostu zatęskniłam. Obie serie mają w sobie pewien urok, który przyciąga i choć mogłabym obejrzeć je drugi raz to myślę, że to nie byłoby już to samo. Nie przeżyłabym tego w taki sposób jak za pierwszym razem. Wniosek? Według mnie jest to anime na raz. Nie wywołałoby już tych samych emocji za drugim, czy kolejnym razem. Oczywiście to tylko moja opinia, każdy podchodzi do serii inaczej.
Moim drugim i głównym powodem napisania tego komentarza było to, że poczułam się w niewielkim obowiązku usprawiedliwienia Aloisa, bo to jedna z moich ulubionych postaci, a uwierzcie mi, że jestem dość wybredna w tej kwestii.
Przeczytałam kilka komentarzy i w pewnym stopniu się do nich odniosę.
Ktoś napisał, że lubić Aloisa może osoba tylko niezrównoważona psychicznie, może to prawda, może nie. Ja zawsze próbuje zrozumieć postępowanie bohaterów. Ich powody. Próbuje analizować wszystko co tylko się da. W przypadku Aloisa dużą rolę odniosła jego przeszłość.
kliknij: ukryte Kiedy ukazano jego dzieciństwo już widać lekkie odchyły w jego zachowaniu. Jakie normalne dziecko na poważnie życzy sobie śmierci tylu ludzi? Ale to jeszcze nie jest aż tak złe. Wszystko zaczyna się po śmierci jego brata, kiedy już nie ma dla kogo żyć i czuje się zupełnie samotnie. Właśnie w tym tkwi problem. W samotności i braku miłości. Gdyby ktoś kiedyś okazał mu trochę uczucia na pewno by taki nie był. Ale świat był dla niego okrutny, więc on stał się taki sam dla świata. Rozumiem go w stu procentach. Może był słaby, bo nie potrafił się wziąć w garść jak Ciel, tylko popadł w zupełne szaleństwo, ale to mnie w nim zauroczyło.
Może trochę dziwić przywiązanie Aloisa do Claude, ale on jako jedyny okazał mu zainteresowanie. Alois mu zaufał, choć nie powinien, wszak to demon, a wiadomo, że demony to obłudne istoty. Dlatego strasznie wkurzyłam się na tego nędznego lokaja, kiedy zabił swojego pana, chociaż mogłam się tego spodziewać. Przedtem nie miałam nic do niego, ale kiedy to zrobił to szczerze go znienawidziłam.
Może tak nie powinno być, ale… Ciel to jedna z najmniej lubianych przeze mnie postaci z tego anime. Dla mnie jest taki jakiś nijaki. Tak szczerze to nawet nie pamiętam żadnych ciekawszych scen z nim. Za to Sebastian. Och Sebastian! :D Muszę pisać więcej? To wyraża więcej niż tysiąc słów.
Grell może i był ciekawą postacią, ale momentami naprawdę mnie wkurzał.
Undertaker, cóż mogę o nim napisać… Jak dla mnie to jego było zdecydowanie za mało, a w Kuroshitsuji II to już w ogóle jakaś masakra.
Służący byli chyba najzabawniejszymi elementami obu serii. Byli świetni. Szczególnie uroczy wydawał mi się Finny.
Kuroshitsuji II było lepsze niż pierwsza seria. Choć obu dałam taką samą ocenę, do drugiej jestem bardziej przywiązana i to ona wydała mi się bardziej tragiczna.
Przede wszystkim nie powiewało nudą, jak to było w przypadku pierwszej części. Niektóre odcinki, owszem – były ciekawe, ale nie przepadam za tym, że w każdym odcinku jest inna historia. Wolę, kiedy fabuła jest ciągła.
O grafice chyba nie muszę nic pisać, bo każdy widzi. Jest świetnie dopracowana i jeśli mam być szczera to na razie żadne z anime jakich obejrzałam nie miało lepszej.
Muzyka też stoi na dobrym poziomie. Zakochałam się w endingu.
Pozostała jeszcze jedna kwestia sporna – zakończenie. kliknij: ukryte Mnie się podobało. Niby skończyło się szczęśliwie(?)... Chociaż zależy dla kogo. Żal mi trochę Sebastiana, bo wszystkie jego starania poszły na marne, a do tego jeszcze musi służyć gówniarzowi przez wieczność, chociaż mam taką malutką nadzieję, że może trochę jednak lubi Ciel'a i nie będzie się z nim tak męczyć jak mi się wydaję.
Myślę, że nie ma co się kierować komentarzami i ocenami. Każdy woli co innego. Ja się trochę przestraszyłam takich niskich ocen, ale obejrzałam i nie żałuje, dlatego warto sprawdzić chociaż kilka pierwszych odcinków :)
Polecam.
10/10 + ulubione.
Byousoku 5 cm
Nie wiem czy mi się podobało, czy też nie. Nie wiem.
Do samego końca byłam przekonana, że to anime jest beznadziejne i dziwiłam się tak wysokim ocenom. Nudziło mnie, a pomimo tego były jakieś trudne do odczytania emocje, nie mam pojęcia jakie. Może dzięki tym emocjom dotrwałam do końca?
kliknij: ukryte Najbardziej dotknęła mnie chyba scena w pociągu, to oczekiwanie głównego bohatera, aż czułam to zniecierpliwienie, gorycz. Potem było… Nijako
Ostatnia scena była poruszająca, ale co w niej poruszającego było? Nie wiem, ale się popłakałam.
Zaraz po skończeniu „Byousoku 5 cm”, zaczęłam myśleć co też takiego autor miał do przekazania. Może, że przez głupie zbiegi okoliczności tracimy coś ważnego, szansę na lepszą przyszłość lub po prostu tracimy tą lepszą, wymarzoną przyszłość przez własne wybory, których potem możemy żałować… Ależ znów nie wiem, czy właśnie taki żal czują bohaterzy.
To było trudne anime, które pozostawia bez wątpienia trudne emocje i właśnie za te emocje daje 8/10.
Sword Art Online
Trochę się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam ocenę na początku, jeszcze przed obecną recenzją, bo tak, z jednej strony bardzo, bardzo słaba ocena redakcji i recenzenta, z drugiej ponad 1000 ocen najwyższych od czytelników… No trochę dziwne. Ale to w sumie nie miało znaczenia w tym, że się tak guzdrałam, po prostu czekałam na pełną ilość odcinków. Przyzwyczaiłam się do trochę „dziwnych” ocen ze strony redakcji, czy też recenzenta, więc przykro mi przyznać, ale nawet nie zwracam na nie szczególnej uwagi.
Hmm, hmm jeśli chodzi o samo SAO… To cóż…
Grafika? Postacie mnie nie powaliły na kolana… Ale tła? Nie potrafię wyrazić słowami, jedno wielkie WOW. Wracając do postaci… Pomimo tego, że wiele razy widziałam lepiej dopracowane, to myślę, że te jednak tam doskonale pasowały, miały ten swój urok. I każda była zupełnie inna, nie tak, jak w niektórych anime, kiedy to jedyną rzeczą jaką różnią się bohaterowie są włosy i ubrania.
Charaktery postaci, też jak najbardziej na plus. Kirito bardzo pozytywny, Asuna, Klein… Wszyscy ok.
Muzyka dobrze dobrana. Openingi i Endingi były według mnie w porządku. Zawsze je przewijam, ale tu często ich słuchałam.
Fabuła genialna, miło się oglądało, nie nudziło się w ogóle, nawet po 10 odcinkach z rzędu.
Sama gram w MMORPG, więc dla mnie było to coś szczególnie wyjątkowego, doskonale wczułam się w akcje. Hah, te walki z bossami… Jeśli mam być szczera, to nigdy jakoś nie przepadałam za walkami w anime, nudziły mnie. Te jednak były emocjonujące i ciekawe. Aż sama byłam autentycznie zdziwiona. Gdyby była tylko taka możliwość grania, jak oni mogli… uch!
Do 13 odcinka było to istne odzwierciedlenie idealnego anime (dla mnie), ale po 13 odcinku z przykrością muszę stwierdzić – już nie było tak fajnie.
kliknij: ukryte ALO już nie było takie och i ach, było ok… Ale wiecie… To już nie to samo. Ten wątek miłości Sugu do Kirito… Coś strasznego! To nie o to chodzi, że nie lubię jej postaci. Jest w porządku, ale i tak mnie to trochę odrzucało.
W kwestii Alfheim zgadzam się z Dragwen… Bo ja też chciałam, aby cała akcja odgrywała się w SAO, można, by tyle rzeczy tam jeszcze zrobić… Ale nie! Muszą być słodkie wróżki. Choć nie chciałam, aby kończyło się na 13 odcinku. O nie, już bym zniosła to całe ALO, tylko po to, aby jeszcze nie rozstawać się z całym światem.
Daje 10/10…
Pomimo tego, że ALO mi się już tak nie podobało, to sądzę, że to ocena w pełni zasłużona :D
Nie zgadzam się z recenzją.
Mi bardzo podobała się kreska, żadna z postaci nie była podobna do drugiej, wszystkie były oryginalne, szczególnie dziewczyny były przecudne (najbardziej podoba mi się Mio). Także charaktery postaci – wszystkie były odmienne. No i problemy…
Nie należy jednak spodziewać się czegoś wielce ambitnego, fabuły wprawdzie może i nie było, ale jeśli ktoś ma ochotę po prostu się pośmiać, to, to będzie idealne.
Zakończenie mi się jedynie nie podobało, kliknij: ukryte bo chciałam dowiedzieć się którą wybrał! A tu nic… Ale to nie jest aż taki wielki problem, gdyż wszystko sobie można dopowiedzieć samemu.
I coś mi tu jeszcze nie gra, wiecie?
Masochizm – dewiacja seksualna, w której istotną cechą jest czerpanie rozkoszy seksualnej w związku z niezwykle silną uległością i podporządkowaniem się drugiej osobie
Alghedonia – Przeżywanie rozkoszy podczas doznawaniu bólu.
Według mnie ta druga perwersja jest bardziej na miejscu… Ale nie wiem, mogę się mylić :)Chociaż masochizm też tam był, ale jednak alghedonia przeważała moim zdaniem.
Nie wgłębiając się w to bardziej, napiszę tylko, że seria na prawdę nie jest taka zła jak recenzent ją przedstawił, tak w ogóle nie wiem czego się spodziewał.
Ja dostałam to, czego oczekiwałam i nie jestem wcale zawiedziona. Moja ocena to 8/10, bo na prawdę miło spędziłam czas.
Pesymistycznie
Cała seria była bardzo wzruszająca, więc nie dziwne, że się popłakałam, ale, że się popłaczę po jednym na prawdę krótkim odcinku to, to był dla mnie szok. Bardzo pesymistyczna wersja zakończenia.
I muszę dodać, że i tak w mojej główce siedzi inny koniec :) Wolę wierzyć w to, że jednak kliknij: ukryte spotkają się i będą razem. Tak jak to sugerowało zakończenie 13 odcinka.Trzeba się jakoś samemu pocieszyć, nie? ^^
Przyjemne i lekkie
Obejrzałam owe anime w jeden dzień i wcale mnie nie nudziło, z przejęciem obserwowałam poczynania bohaterów. Fabuła była ciekawa, kreska w bardzo moim stylu, postacie intrygujące, muzyka… hmm ending ładny, opening mniej, ale nie drażni uszu. W trakcie oglądania ostatniego odcinka prawie się popłakałam, dlatego też z czystym sumieniem daję 10/10.
Męka
Nudne i przewidywalne. Dałam 4/10 tylko dlatego, że w niektórych scenach się uśmiechnęłam i kreska jest „w miarę” znośna. Miałam wielką ochotę pozostawić to i nigdy już do tego nie wrócić… ale nie mam w zwyczaju uciekać. Cóż, chyba miałam jeszcze nadzieję na rozkręcenie się akcji. Złudną, jak zdążyłam się przekonać. Główny bohater, Keita, irytujący, ciągle potrzebuje czyjejś pomocy, wkurzająco dobry i wyrozumiały, przy tym naiwny jak 5‑letnie dziecko. Kazuki jest… Dziwny. Umino to jedna z dwóch postaci, które wzbudziły we mnie inne, niż negatywne uczucia. Druga to Jin Matsuoka, ale to raczej dzięki temu, że przypominał mi trochę Suobi'ego z Loveless.
W 12 odcinku próbowali dodać dramatyzmu, ale to było raczej żałosne i wymuszone.
Nie mogę zaprzeczyć, że spodziewałam się czegoś lepszego, po ocenach recenzenta i redakcji. Anime bardzo, bardzo nie w moim stylu.
Polecam osobom, które lubią mocno przesłodzone historyjki miłosne i podpisuje się pod słowami Kaizokukumy :
„Anime jest na prawdę, tylko dla cierpliwych i nie wymagających zbytnio rozwiniętej fabuły.”
Krótko mówiąc – jedno z najgorszych Shounen‑ai/yaoi jakie widziałam do tej pory.