
Komentarze
Saiunkoku Monogatari
- nuda trochę : annnni : 2.03.2021 11:09:32
- Re: Nudne to to : angeleye : 2.03.2021 11:07:39
- Boże, co za nuda : gaijin : 20.04.2015 16:06:04
- O tym jak z nauczyciela do gubernatora : Yumi Mizuno : 28.10.2014 00:19:16
- komentarz : Karmel : 4.04.2013 14:30:07
- O rudym rozpasaniu,"Terra e" i nowym wrażliwym łotrze do kolekcji : Oczko : 16.12.2012 17:08:54
- komentarz : Lenneth : 2.11.2012 03:01:18
- Re: Bombonierka z bishami! Wszyscy niebywale smaczni, a najbardziej …Sa Sakujun! : Lenneth : 2.11.2012 02:40:13
- komentarz : Akaruisama : 11.08.2012 00:32:44
- komentarz : podkladek0713 : 27.03.2012 17:42:30
nuda trochę
Boże, co za nuda
O tym jak z nauczyciela do gubernatora
Anime zaczyna się fenomenalnie, później jest ciekawie, koniec mnie rozczarował i zakończenie fabularne. Nawet lekko zaczęła mnie denerwować główna bohaterka. Ale nie aż tak strasznie bardzo.
Generalnie anime dobre i przyjemne. Mile spędzony czas. 7/10
Dobry koniec – poruszające, mroczne shoujo, nadal całkiem realistyczne psychologicznie/obyczajowo, z ciekawymi postaciami.
Beznadziejny środek. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Fabuła wlecze się jakby chciała, ale nie mogła. Intrygi polityczne podane w takiej formie, że nijak nie idzie się w nie wciągnąć (ogólnie to widzimy żmudną pracę biurową i niewiele poza tym). Absolutna przewidywalność plus rozwiązania deux ex machina. Nawet sceny „walk”, mające od czasu do czasu podkręcać tempo akcji (?), skonstruowano w skrajnie statyczny sposób. Do zmęczenia, ale bez przyjemności.
To może być tytuł do dłuższej wypowiedzi. Saiunkoku Monogatari to naprawdę jedna z najlepszym serii, które oglądałam. Wbrew pozorom to nie jest anime o dziewczynie i jej wielbicielach, ale o silnej osobowości kobiecej, która znalazła odwagę, żeby wejść do zdecydowanie męskiego świata. Bohaterka ma pewne cechy shoujo, jest miła, urocza, łagodna, o dobrym sercu. Ma jednak wiele zalet już nie tak charakterystycznych. Jest silna, opanowana, mądra, potrafi stłumić w sobie kobiece odruchy i posłużyć się logiką. W dodatku nie ma cech bohaterki do wszystkiego, Shuurei jest zdolna, ale wie, jakich umiejętności jej brakuje i potrafi poprosić o pomoc.
Cesarz Ryuuki jest postacią bardziej schematyczną, ale ma w sobie bardzo wiele uroku. Saiunkoku jest jednym z tych anime, w którym naprawdę widzę szanse powodzenia związku głównych bohaterów.
Zaletą tej serii są bohaterowie, ich charaktery, sytuacje życiowe i wybory są pasjonujące, a przy tym całkowicie realistyczne. Żaden z nich nie jest pozbawiony wad i niedoskonałości, co sprzyja lepszemu odbiorowi akcji przez widza.
Dobrze narysowaną postacią jest Seiran, którego ze względu na trudną przeszłość bardzo łatwo byłoby sprowadzić do roli cierpiącego męczennika.
Uważam, że najsilniejszą stroną opowieści są wątki polityczne i intrygi na dworze. Ta część nie jest już w żaden sposób bajkowa. Ryuuki jest bardzo młody i, chociaż niezaprzeczalnie inteligentny, nie ma doświadczenia w sprawowaniu władzy. Arystokraci są zdemoralizowani długą walką o tron i nie zamierzają okazywać posłuszeństwa obecnemu cesarzowi. Co więcej urzędnicy pozostający przy dworze są rozdarci między własną karierą, interesami ich rodów oraz lojalnością w stosunku do cesarza. Kou Shuurei jest kartą prztargową, jako urzędniczka mająca wpływ na cesarza, króra nie waha się wykorzystać wszystkich swoich umiejętności w jego służbie, oraz jak księżniczka z prostej linii swojego rodu. Fascynujące okazuję się relacje w ich rodzinie, wsparcie jakie klan Kou od początku okazuje swojej hime oraz obowiązki, jakie za to wsparcie na niej spoczywają.
Za bardzo ciekawą uważam relację głównej bohaterki z Koyuu. Jest pomiędzy nimi wyraźna sympatia, podziw, porozumienie, ale nie ma pociągu ani miłości. kliknij: ukryte Jestem w stanie wyobrazić sobie ich małżeństwo oparte na potrzebach dynastycznych, tak jak trudno wyobrazić mi sobie Shuurei jako cesarzowej.
Te wątki stają się jeszcze ciekawsze w drugiej serii, gdyż Bohaterka nabywa więcej doświadczenia i wyzbywa się swojej przesadnej dobroduszności i ufności.
Bardzo miło ogląda się również sceny z Seiranem, chociaż charakter ich relacji nie jest jasny. Seiran chyba skrycie kocha Shuurei, ale nic nie robi, by ją zdobyć.
Sa Sakujuna uważam za niezbędny wszędzie czarny charakter, nie całkiem jednak czarny, tak jak pozytywne postaci nie są całkowicie białe. Nie mam wątpliwości co do uczuć jakie wzbudzał w bohaterce, Sakujun wzbudza w niej pożądanie, może dlatego, że jest jedynym mężczyzną z jej otoczenia, który ośmiela się po nią sięgnąć. Po tym doświadczeniu Shuurei dojrzewa i staje się bardziej świadoma swojej kobiecości oraz uczuć, jakie wzbudza w niej cesarz.
Ogromna wściekłość na koniec
Polubiłam główną bohaterkę. Mimo że nie podjęłabym zawsze tych samych decyzji co ona, to spodobało mi się że zdecydowanie nie zmieniła się w mdłą i pustą marionetkę. Mimo że nad jej głupotą czasem ubolewałam (tak jak nad samą serią), urzekło mnie to że nareszcie główna bohaterka, nie będąca specjalistką od sztuk walki, zna podstawy samoobrony! Naprawdę zawsze, przy każdym shoujo czekałam aż jakaś bohaterka się obudzi i w odpowiedniej scenie kopnie jakiegoś kolesia w intymne miejsce.
A teraz tekst ukryty z powodu ewidentnego spojlera. : )
kliknij: ukryte Co do mrocznego bishounena. Szczerze nie odebrałam watku z nim tak jak inni (z tego co czytałam komentarze). Nie wydawało mi się że Shuurei go wybrała, bardziej zwrócił jej uwagę na pewne rzeczy (lęk przed miłością, uczucia do cesarza), mimo że denerwowało mnie jak po nim płakała, jednak szczerze mówiąc, nie dziwię jej się. Sakujun nie był całkowicie złą postacią, a bohaterka zdążyła go trochę poznać i siłą rzeczy trochę do niego przywiązać. Jego śmierć była dla niej wstrząsająca, nie oznacza to jednak że darzyła go silnym uczuciem. Taką przynajmniej am nadzieję.
Podsumowując. Oglądając Saiunkoku Monogatari czułam ogromną frustrację, nie zmienia to jednak tego że jest to seria dobra. Można powiedzieć że bardzo mi się spodobała, stąd moja złość. Na razie walczę z ciekawością i chęcią obejrzenia drugiej serii, gdyż spodziewam się że rozczaruje mnie ona jeszcze bardziej. Jak na razie nie jestem w stanie wystawić obiektywnej oceny, ale na pewno nie będzie ona mniejsza od 5/10 i nie większa od 8/10.
Raging bish feast!
Owszem, zaczęłam oglądać SM przede wszystkim dlatego, że potrzebowałam anime o biszach. Bisze nie zawiedli – co jeden, to ładniejszy, ze szczególnym wskazaniem na Seirana. Ale co za dużo, to niezdrowo – w armii rycerzy na białych koniach nikt nie jest wyjątkowy! Ciężko się do kogoś z nich przywiązać! Chińskie nazwiska wcale nie pomagają w orientacji.
Od strony wizalnej anime wcale nie powala na kolana. Owszem, kreska wyjątkowo przyjemna, panowie przepiękni, ale tylko w zbliżeniach. Tła mogłbyby być bardziej szczegółowe, ale co najbardziej rzuciło mi się w oczy to STATYCZNOŚĆ animacji. Postacie mało się ruszają, w dziwny, przesadnie udramatyzowany sposób. Postacie w tle nie ruszają się wcale! Plus, ja rozumiem, że to nie shounen, ale sceny walk zawiodły mnie srodze. Jak można /skopać/ scenę, w której dwóch przecudnych wojowników stoi naprzeciw siebie z mieczami…? Powinni za coś takiego karać. ;)
Niemniej jednak, każda fanka długowłosych piękności powinna przynajmniej zapoznać się z tytułem. Oglądanie nie nuży, humor jest całkiem przyjemny, a umoralniające gadki (np. o pracy nad sobą) strawne. Jeszcze nie dokończyłam serii, ale raczej to zrobię. :)
ok
Inteligentne, ciepłe, zabawne, czego chcieć więcej? Ja w każdym razie polecam. :)
niestety nie
Trochę tu polityki, trochę romansu, trochę przygody, trochę… no właśnie. Seria nie skupia się za bardzo na żadnym aspekcie, przez co ciężko zagłębić się w historię, która skacze w różnych kierunkach cały czas. Dotrwałem do końca serii po jakiś 3 tygodniach. 3/10 to wszytko co mogę dać, było bardzo nudno i bardzo nijako. Nie mam najmniejszego zamiaru podchodzić do drugiej serii. Dlaczego to jest w kategorii komedia, też nie jestem w stanie zrozumieć. Największą wadą według mnie jest główna bohaterka, której nie byłem w stanie polubić. Odnosiłem wrażenie, że zachowuje się jak naiwne dziecko w świecie dorosłych. Na koniec jako fan romansideł ;] uważam że ten aspekt został niemalże pominięty.
nierówne
fabuła nie jest odkrywcza, ale przynajmniej konsekwentna, choć oglądając tą serie miałam dziwne wrażenie że twórcy zabardzo nie wiedzieli o czym ma być, dla świętego spokoju wzieli troche tego troche tamtego wrzucili wszystko razem nawet nie zastanawiając się nad odpowiednimi proporcjami i powstała taka dwuczęściowa hybryda, każda z części sama w sobie jest strawna ale razem mogą denerwować, pierwsza skupjająca się na romansie jest przykrótka i można by to dalej pociągnąć tworząc coś naprawde sympatycznego, a tak główna wybiera własne marzenia zostawiając cesarza, w baśniowej konwencji oczywiście będzie na nią czekał, aż Shuei wyżyje się zawodowo, ale gdyby potraktować to bardziej życiowo to cesarz siłą rzeczy zostanie zmuszony do zapewnienia ciągłości dynastii ,
część druga która dotyczy ambicji młodej arystokratki jest lepsza i lepiej dla całego anime byłoby gdyby wszystk od początku poszło w te strone, ponieważ jej potyczki ,pokonywanie przeszkód by osiągnąć to w co się wierzy naprawde jest wciągające i potrafi człowieka zaskoczyć,
postacie są ciekawe, jednak w całej serii można dostrzec że nasza feministka zabardzo nie wie jak poradzić sobie z własnymi uczuciami, cesarz po początkowej przemianie stanoł w miejscu i został daleko w tyle, podczas rozwoju innych postaci,
co do grafiki nie mam zastrzeżeń, może dla niektórych być zbyt słodka, ale nie przyprawiła mine o bół zębów, przez całą setie utrzymuje równy poziom, utrzymana w 2D
muzyka nie zapada na długo w pamięci choć opening zasługuje na wyróżnienie
anime wacha się pomiędzy 7 a 8
Bombonierka z bishami! Wszyscy niebywale smaczni, a najbardziej …Sa Sakujun!
Tak, panowie w SM zasługują na najwyższe uznanie. Nie tylko mogą spokojnie służyć jako obiekt estetycznej kontemplacji, ale posiadają interesujące, unikalne CHARAKTERY. Co więcej, relacje pomiędzy nimi są na tyle angażujące, że stanowią solidną przeciwwagę i uzupełnienie fabularnych zawirowań romantycznych. Połowa mego uwielbienia dla tytułu wynika z faktu, ze SM to prawdziwy pean na cześć męskiej przyjaźni! Żadnych dwuznacznych aluzyjek, żadnych erotycznych podtekstów. Za to mnóstwo iście rozczulającej braterskiej troski, życzliwości, lojalności, autentycznego oddania. I świetnie, bo gdyby jedynym emocjonalnym wypełniaczem serii były interakcje na linii Shuurei – jej harem, widz niechybnie zginąłby z nudów (zwłaszcza, że zanim główna heroina poczuje wolę Bożą, upływa trochę czasu).
Skoro chwalę postacie męskie, nie mogę nie wypowiedzieć się na temat Sakujuna. Generalnie bez trudu wysmarowałabym hymn pochwalny na cześć każdego z panów, zwłaszcza Seirana, który jest moim faworytem, jednakże nie ma takiej potrzeby, bo ju zostali docenieni przez innych komentatorów. Natomiast Sa Sakujun… no cóż… Komentarze nie pozostawiają wątpliwości: nie cieszy się on wśród entuzjastów SM zbyt pochlebną opinią. Moim zdaniem niesłusznie. Dlatego postanowiłam przyjąć na siebie niewdzięczną rolę adwokata diabła i spróbować go trochę wybronić. A przynajmniej wskazać na jego nietuzinkowość jako bohatera.
Uważam, że to nieprzeciętnie udana postać. Historia potrzebowała jakiegoś czarnego charakteru z klasą – wyrafinowany, zepsuty do szpiku kości, cyniczny dekadent meloman spełnił swe zadanie znakomicie! Taki z niego trochę Saiunkokowy Petroniusz. Ponadto, bądźmy szczerzy, bez niego galeria wymarzonych męskich typów byłaby nieco niepełna. Ryuuki, Shuuei, Kouyuu, Serain, Ryuuren – wszyscy oni owszem cudni, kochani, ale tacy jacyś oswojeni, poczciwi, dworni (nawet pozornie nieokrzesany Ensei), wpatrzeni w Shuurei niczym w święty obrazek. Dlatego, kiedy ni stąd ni zowąd pojawia się na horyzoncie mroczny typ, który nie tylko nie wielbi nabożnie naszej księżniczki, ale wręcz bez pytania sięga po to, czego pragnie – i robi to na tyle umiejętnie, że nie dostaje potem po twarzy (no, przynajmniej do czasu) – ja umoszczam się wygodniej w fotelu i rozpływam nad miłą odmianą. Nie żebym pochwalała ten typ zalotów. W realu to absolutnie niedopuszczalne, ale w fantazji… cóż…fantazja rządzi się przecież swoimi prawami.
Uwielbiam postać Sakujuna za to, że…
Uwaga! Tu następuje mój skandalicznie długi wywód będący w zasadzie jednym wielkim SPOJLEREM!
jest tak wyrazista, a jednocześnie wyjątkowo spójna i przekonująca. Uwielbiam go za to, że jest łotrem doskonałym. Zło, które niewątpliwie reprezentuje sobą socjopatyczny rudzielec, jest jednocześnie niezaprzeczalne i nieoczywiste. Sakujunem nie powoduje gniew, ambicja, zazdrość, żądza zemsty czy bogactw. Gardzi on tym, co napędza pospolitych złoczyńców. Nie ma w nim żadnych ludzkich przywiązań i marzeń. Żadnej ludzkiej słabości Żadnego lęku. Nawet przed kliknij: ukryte śmiercią, o czym świadczy brawura, z jaką Sakujun ze śmiercią flirtuje i nonszalancja, z jaką ostatecznie wychodzi jej na spotkanie (przyznam, że dla mnie to jedna z najbardziej fascynujących jego cech). Sam Sakujun wielokrotnie przyznaje, ze świat człowieczych emocji jest dla niego kompletnie niezrozumiały. Owa „nieludzkość” wydaje mi się kluczem do zrozumienia całej postaci. W Sakujunie mieszka obcość, której nie da się oswoić. To dzięki niej jest on w tym samym czasie i niegodziwy, i niewinny. Tak jak niewinne są drapieżniki. One po prostu ze swej natury żywią się innymi stworzeniami. W tym kontekście cudnie wykoncypowano wątek pozornej zniewieściałości. To maska, która w równym stopniu ukrywa prawdziwą naturę Sakujuna, co ją odsłania. Lenistwo Sakujuna jest bowiem lenistwem dzikiego, potężnego zwierzęcia, które wygrzewa się w słońcu, doskonale świadome swego piękna i siły. Tę ostatnią ujawnia z rzadka, kiedy przyjdzie mu na to ochota, wtedy jednak wszyscy drżą ze strachu. Najbardziej przypominał mi Sakujun wielkiego, dzikiego, płowego kota. Wszystko przez ów specyficzny, zdradliwy wdzięk – spowolnione, przyczajone ruchy, zmrużone oczy, łaszące się spojrzenia, aksamitny głos. Dlatego takie fascynujące są sceny, kiedy tygrys udaje rozkosznego kociaka, pozwala się Shuurei głaskać i czesać – na zasadzie „zobacz, mimo mojej potęgi przy tobie jestem słaby”. Rany! która by się na coś takiego nie złapała! Trochę wyrozumiałości dla naszej protagonistki! (kocia metafora genialnie sprawdza się także we wszystkich tych momentach, kiedy przymilny rudzielec – w jednym zgrabnym susie – na powrót staje się drapieżnikiem, a biedna myszka – myszką).
Jeśli chodzi o wątek kliknij: ukryte Sakujuna i Shuurei to najbardziej podoba mi się to, iż postacie nie zakochują się w sobie (powiedzmy, że tak nazwę ich wzajemny afekt z braku lepszego słowa)li tylko dlatego, że tak chcą scenarzyści. Uczucie, które obserwujemy, ma uzasadnienie w ich charakterach i wyznawanych przez nie wartościach. Długo dumałam nad tym, co ich oboje tak do siebie przyciąga. A zwłaszcza co przyciąga Shuurei w Sakujunie (co on ma, czego nie ma Ryuuki, chciałoby się z miejsca zapytać!). Otóż Sakujun jest absolutnym panem samego siebie – wynika to oczywiście z faktu, że jest też egoistą doskonałym, że nie kocha nikogo i niczego, że nie czuje się związany przez żadne prawa ani zasady moralne. Jeśli czegoś pragnie, po prostu po to sięga. Nie prosi, nie przeprasza. Z żelazną konsekwencją i pełną bezkompromisowością zaspokaja swoje pragnienia (o ile akurat chce mu się pragnąć). Do nikogo nie należy. O nikogo się nie martwi. Jest permanentnie wolny. Na Shuurei – wszak ona jest maniaczką niezależności i skuteczności – musiało to zrobić wrażenie! Cała sprawa ma zresztą drugie dno. Śmiem twierdzić, że kliknij: ukryte tym, co zbliża do siebie Sakujuna i Shuurei jest … ich emocjonalna niepełnosprawność. Sakujun nie kocha, bo nie potrafi (choć na końcu to by nawet chciał). Shuurei nie kocha, bo się boi – zamknięcia, utraty wolności i mocy, odcięcia od marzeń. Oddanie się mężczyźnie najwyraźniej tak jej się właśnie kojarzy. Nawet Sakujun pojmuje szybciej niż ona tę prawdę, że miłość, nawet jeśli oznacza powierzenie komuś swojej wolności, uczynienie siebie zależnym i bezbronnym, stanowi największe szczęście, czyni życie godnym przeżycia i nadaje sens śmierci.
No właśnie. kliknij: ukryte Scena śmierci Sakujuna. Mistrzostwo świata. Łatwo tu było popaść w tani sentymentalizm. kliknij: ukryte Zrobić z Sakujuna męczennika miłości, rozbroić cały, z takim mozołem i wyczuciem budowany, wizerunek postaci. Myślę, że twórcy wyszli z tej próby obronną ręką. Sakujun nie przeżywa cudownej metamorfozy. Nie zostaje cudownie nawrócony. Nie porzuca swojej tygrysiej natury. kliknij: ukryte Kiedy mówi „kocham cię”, to mówi to w swoim języku i fraza ta znaczy coś zupełnie innego, niż gdyby ją wypowiedział np. Ryuuki. Choćby sam pomysł spętania Shuurei poczuciem winy na resztę życia. Dość potworny koncept, nieprawdaż? Ale genialnie pasujący do Sakujuna. Doskonale pokazujący jego kompletne niezrozumienie tego, „jak czują ludzie”. (patrz dialog w epizodzie 26!). Miłość, altruizm i poświęcenie nie leżą w naturze drapieżników. Sakujun próbuje kochać, robi to szczerze, ale nie może przecież wyjść poza swoją naturę. Dlatego wszystko kończy się … jatką. Dla obojga zaangażowanych. Krwawy pocałunek wcale nie był obrzydliwy. Raczej symboliczny. Sakujun, wedle przewidywań Seirana, dotkliwie poranił Shuurei. Choć nie chciał, zostawił w jej sercu bolesny, krwawy ślad. Biedny piękny potwór! Nie żałowałam łez.
Jest jeszcze jedna intrygująca rzecz w leśnej scenie. Mimo że – tak jak przed chwilą napisałam – Sakujun generalnie pozostaje Sakujunem, coś się w nim jednak zmienia. kliknij: ukryte Ostatecznie traci on kontrolę nad sytuacją, nad swoimi uczuciami. Gorączkowy gest, z jakim sięga do włosów Shuurei, skryta w nim desperacja, prawdziwe żywe pragnienie ukazują jasno, że oto powstała znacząca wyrwa w nieludzkim opanowaniu i arogancji tej postaci. Pocałunek, który częściowo wymusza na zszokowanej pani gubernator, nie jest już (jak wcześniej) częścią strategii wyrafinowanego uwodziciela, ale wydaje się wynikać z autentycznego głodu kochanej (na jego własny kaleki sposób, ale jednak!) osoby. Po raz pierwszy Sakujun całując dziewczynę zamyka oczy. Zamiast sycić się z triumfem oniemieniem Shuurei, sam poddaje się doznaniu bliskości. To, co było wcześniej grą, zabawą – jasne jak słońce, że manipulacja służy naszemu rudzielcowi za ulubioną rozrywkę – przestaje nią być. Sakujun jest w tym jednym momencie autentycznie słaby i bezbronny. I nie mam tu na myśli wyłącznie jego fizycznego stanu, choć oglądanie go w agonii samo w sobie stanowi nie lada szok (z tym policzkiem to nasza szlachetna heroina przesadziła nieco). Umieranie przeżywa Sakujun z właściwym sobie chłodnym dystansem (co mnie kompletnie rozwaliło), jakby po prostu testował nowe doznanie. Słabość wynika raczej z faktu, że wydaje się on na łaskę Shuurei. Na łaskę jej przychylności, jej czułości. Zresztą o to przecież poniekąd chodziło w całym tym nieszczęsnym herbacianym zakładzie. Chwila, kiedy Sakujun zdradza się ze swoim bezsilnym pragnieniem miłości, kiedy rozpaczliwie próbuje wymóc wzajemność na zszokowanej Shuurei, to dla mnie jeden z najbardziej przejmujących momentów całej serii. I przykład na to, jak subtelnie można rozegrać wątek wewnętrznej ewolucji postaci (mam poważne podejrzenie, ze pąki kwiatów, które za sprawą spinki do włosów stanowią swoisty leitmotiv relacji Shuurei i Sakujuna, stanowią symboliczny komentarz do zmian, jakie zachodzą w nich obojgu).
I ostatnia rzecz – Sakujun w dużej części jest głosem. Głosem Takehito Koyasu. Zakochałam się w nim z miejsca. Teraz potrafię rozpoznać ten głos wszędzie i nie muszę dodawać, że już zawsze będzie on dla mnie … rudy ;) Poza rozkoszną „kosmatą” barwą mamy tu jednak do czynienia ze wspaniałym i celowym jej wykorzystaniem. Głos Sakujuna przez większość czasu wibruje pogardą i drwiną. Jego lekceważące gardłowe śmiechy to mistrzostwo świata. A kiedy chce być uwodzicielski – no cóż – niech się wszyscy schowają. Scena, w której szepcze Shuurei do ucha kliknij: ukryte swoje prawdziwe nazwisko, to kompletny nokaut. Przez dobre pół godziny zbierałam z podłogi swoją zaślinioną szczękę.
Podsumowując: Nie sądzę, żeby relacja z Sakujunem w jakiś sposób naruszała wizerunek Shuurei. Ja osobiście byłam zachwycona faktem, że kliknij: ukryte wreszcie komuś udało się choć trochę wytrącić naszą heroinę z równowagi. Zaczynała mnie już potężnie męczyć ta jej nadludzka odporność na męskie wdzięki. To dzięki zmysłowemu rudzielcowi Shuurei zaczęła czuć wolę Bożą . Kolejna bezdyskusyjna zasługa na koncie drugiego syna klanu Sa!
To było moje chyba 2 anime . Strasznie smaczne i jak dla mnie wcale nie nudne ale to kwestia gustu :) Denerwowała mnie Korin, szczerze nie wiem z jakiego powodu i „siwy” Seiran .
Skończyłam na drugim sezonie, dalej nie mam jak oglądać, bo nie ma żadnej strony na której byłby trzeci sezon . Ano szkoda, więc nieco skrzywdzona psychocznie jestem xd
Myśle, że to nie było jakieś anime o głupiej nastolatce która się " sprzeda” czy co tam . W zasadzie problemy Shuurei są tak jakby poruszające ale to może tylko dlatego, że jestem beksa .
Ten świat anime mnie pochłonął .
Nudne to to
Szczerze...
Przykro mi, ale to anime w żaden sposób mnie nie poruszyło. No, minimalnie, kilka zalet ministerialnych doradców, (heh, tych młodszych:), Seiran, któremu kibicowałam i herbatka Shouki. Cesarz pozostał poza nawiasem moich zainteresowań. I ta akcja… wolniejsza niż żółw na trasie.
ehh...
niestety
wspaniałe
Ta seria na zawsze pozostanie w mojej pamięci, bo było to pierwsze anime jakie obejrzałam. Najpierw na Hyperze, później resztę już na komputerze.
Już dwukrotnie obejrzałam pierwszą serię i jestem naprawdę zachwycona.
Słyszałam, ze producenci rozpoczęli już dosyc dawno kolejną serię, jednakże HYPER jej do tej pory nie wpuścił na ekrany…
Może ktoś wie, kiedy to nastąpi???
Byłabym bardzo wdzięczna!!!!!!
Bardzo ciekawe i zabawne anime.