Komentarze
Marmalade Boy
- Związek po japońsku : Roth : 9.12.2016 13:43:17
- Re: Obejrzałem Marmoladę :) : Marilee : 5.01.2014 00:03:17
- Re: Obejrzałem Marmoladę :) : Oljum : 4.01.2014 22:31:11
- Obejrzałem Marmoladę :) : Sezonowy : 4.01.2014 21:13:36
- Re: Małe pytanie. : poncz. : 6.01.2011 21:24:15
- Re: Małe pytanie. : Avellana : 6.01.2011 13:44:02
- Małe pytanie. : poncz. : 6.01.2011 13:22:09
- Końcówka ... : racjona : 15.05.2010 21:57:18
- Przepiękna historia... : Marilee : 7.04.2010 13:35:19
- Aż dziw, że marmoladka taka smaczna... : Dżul : 23.11.2009 23:12:20
Związek po japońsku
Obejrzałem Marmoladę :)
Tymczasem – podobało mi się. Z zastrzeżeniami, ale mimo wszystko podobało mi się.
Marmalade Boy to w gruncie rzeczy trzy powiązane ze sobą historie miłosne, z trzema bohaterkami. Pierwsza i zarazem najważniejsza dotyczy Koishikawa Miki i gatunkowo można ją zakwalifikować jako bardziej jako absurdalną komedię obyczajową (pod koniec niepotrzebnie i w wydumany sposób przeradzającą się w dramat). Druga kręci się wokół Suzuki Arimi i jest to czystej wody komedia romantyczna, bardzo przyjemna w treści i formie. Niestety, również najkrótsza. Trzecia opowieść dotyczy Akizuki Meiko, od lat po cichu romansującej ze starszym mężczyzną, który zarazem jest jej nauczycielem. Ta historia to dramat, w dodatku bardzo udany, przekonujący i ładnie poprowadzony. To najciekawsza opowieść, nie tylko najbardziej prawdziwa i wiarygodna, zmuszająca widza do zaangażowania, ale też nieprzewidywalna. Dzięki zwrotom akcji sam dałem się nabrać dwa czy trzy razy, nie mając pojęcia, jaki będzie jej finał. To zarazem ten rodzaj historii, który spodobałaby się dorosłym, gdyby tylko przenieść ją do kina fabularnego. No i Meiko jest najlepiej skonstruowaną drugoplanową bohaterką Marmolady, a do tego towarzyszy jej najlepszy męski bohater drugoplanowy, Miwa Satoshi. Facet ma klasę, której ze świecą szukać po animowanych bohaterach, niezależnie od gatunku filmowego. Kibicowałem mu po bratersku w nierównej walce o serce i inne części ciała pięknej Meiko. Jestem zdania, że ta para stanowczo powinna dostać własny serial.
Marmolada jest długa, wyraźnie podzielona na części. Część ostatnia, kiedy to ukochany Miki wyjeżdża za ocean do szkoły, jest wyraźnie najsłabsza, momentami nawet głupawa. Brakuje jej tego nerwu, z jakim opowiadano wcześniej choćby historię Meiko. Tu już się nudziłem, a główna bohaterka, która nie tylko jest głupiutką gąską, ale ma też paskudny zwyczaj wierzyć we wszystko, co się jej mówi i wyobrażać sobie Bóg wie co na podstawie błahostek, które potrafi rozdmuchać do rangi życiowego problemu – irytowała mnie. Doprawdy, tyle fajnych dziewczyn pojawia się w tej opowieści, a Yuu musiał wybrać właśnie ją? Jeszcze rozumiem, gdyby chorował na oczy, ale on wyglądał całkiem zdrowo. Ech… No, ale może niepotrzebnie narzekam: przecież gdyby oboje prezentowali ten sam poziom urody i inteligencji, nie byłoby mangi i nie byłoby anime. A tak, jest Książę, jest Kopciuszek i jest bajka. Ale i tak „amerykańską” część historii z czystym sumieniem mogli sobie darować.
Jak napisałem na początku, podobało mi się. Dobrze ogląda się opowieść, która ma dużo miejsca na rozwinięcie skrzydeł, gdy producent nie zmusza zespołu do wciśnięcia jej kolanem w jeden sezon. Jest czas, żeby poznać bohaterów z różnych stron, przyzwyczaić się do nich, polubić. Wątki jak wątek Meiko i Satoshi mają czas pięknie się rozwinąć i wybrzmieć do końca, bez wkurzającej ingerencji nożyczek scenarzysty, wycinających co bardziej soczyste kąski, byle tylko zmieścić się w limicie odcinków.
To napisawszy, mogę z czystym sumieniem wrócić do animowanych mechów, wybuchów, samurajskich mieczy i czarodziejek w marynarskich mundurkach. :)
Małe pytanie.
Końcówka ...
Przed kliknij: ukryte wylotem Yuu do Stanów historia była znośna i spokojnie dawałam 8. Potem moja irytacja rosła z każdym odcinkiem, a seria pretendowała do miana brazyliany/wenezueliany roku :/
Humor gdzieś się ulotnił, a piętrzyły się tylko niedopowiedzenia. Miałam ochotę parę postaci trzasnąć w twarz, żeby nie p…liły tylko powiedziały prosto z mostu o co chodzi i wszystko byłoby jasne. Ale totalnym przegięciem był pomysł na to, że kliknij: ukryte Yuu i Miki są jednak rodzeństwem wg krwi (mają wspólnego ojca) – zamiast spytać rodziców wprost i od razu wyjaśnić sprawę, to nieeee trzeba było teatralnie zerwać po raz 208 z Miki i uciec do Stanów ehs sorki – się rozpisałam.
Ostatecznie zostawiam ocenę 8/10, ale ostrzegam przed końcową dłużyzną, potokami łez i lamentu (z resztą autorka recenzji również o tym niestrawnym momencie wspomina).
Przepiękna historia...
Jeśli chodzi o fabułę. Z początku nieco wystraszyła mnie perspektywa 76 odcinków. Pomyślałam sobie, że to ciut za dużo, jednak podczas seansu zmieniłam zdanie i pod koniec serii zrobiło mi się smutno, że muszę się już rozstać z ulubionymi bohaterami i ich przygodami. Anime potrafiło wzruszyć i wycisnąć sporo łez kliknij: ukryte chociażby w odcinku w którym Na‑chan wyjeżdża a Meiko biegnie przy pociągu lub moment ich pogodzenia się bądź rostanie Miki i Yuu ale także sprawiało, że w okolicach serca robiło się cieplutko;] W szczególności jak leciała piosenka Saigo no Yakusoku [The Last Promise] ahh przepiękna…
Grafika natomiast pozostawia wiele do życzenia jednak przy takiej historii jaka została nam zaserwowana przez twórców Marmalade Boy, grafika schodzi na dalszy plan, jak nie na najbardziej odległy;]
Anime zalicza się i będzie zawsze się zaliczać do moich ulubionych, dlatego daje mu 10/10 i z czystym sumieniem mogę je polecić każdej osobie, która lubi historie z życia wzięte i nie boi się uronić paru łez przed monitorem:)
Aż dziw, że marmoladka taka smaczna...
Anime baaaaardzo nierówne. Były momenty, w którym mocno ziewałam, bo odcinki dało się streścić do „On/ona przypomina sobie przeszłość i miota się emocjonalnie”. Były tak absurdalne pomysły, że opadała mi szczęka i pytałam samą siebie, czy oni ode mnie oczekują, że w to uwierzę. Ale były też chwile naprawdę wzruszające i zabawne, które kazały mi machnąć ręką na wszelkie niedoskonałości i po prostu cieszyć się smakiem marmoladki. A zawdzięczam to postaciom, których nie dało się nie pokochać i nie kibicować z całego serca. Dobrze, że się wszystko dobrze skończyło. Ale, co chyba wszyscy mówią, szkoda, że przebieg zdarzeń był aż tak przewidywalny…Może bym się wszystkim trochę bardziej przejmowała, gdyby zostało miejsce na chociaż cień wątpliwości.
Zgadzam się też z Salvą co do doprowadzającej czasem do szału skrytości bohaterów, zwłaszcza Yuu. Dlaczego oni woleli cierpieć z powodu nieporozumień, zamiast wygarnąć co im leży na serduchu? No, ale wtedy anime by się skończyło przed rozpoczęciem…
Chciałam też przygadać Yuu, bo przez znakomitą większość serii strasznie mnie irytowały niektóre jego zachowania wobec innych dziewczyn. Wydawał się wyjątkowo bierny i nie sprawiał wrażenia skupionego wyłącznie na Miki. Błagam, dlaczego te wszystkie dziewczyny zakochiwały się w nim od pierwszego spojrzenia? Doszło do tego, że cieszyłam się jak głupia, kiedy tylko pojawiał się ktoś zainteresowany Miki. Ale, jak mówię, przeszło mi koło 60 epa, bo w końcu mnie przekonał co do szczerości uczuć. Uwielbiam tę parę! ^^
Z pozostałych postaci moimi ulubieńcami są Satoshi i Michael, ale właściwie każdy znalazł miejsce w moim serduszku… No i kto nie uwielbia rodziców! Są najfajniejszą rodziną w anime ever! :D
Do grafiki i muzyki, o dziwo, łatwo przywykłam, chciaż na początku z trudem powstrzymywałam się od zarysowywania kredką na ekranie co koszmarniejszych rozwiązań kolorystycznych ciuchów…^^"
Cóż, kiedy zaczęłam pisać komentarz, byłam świeżo po ostatnich czterech odcinkach i nie mogłam nadziwić się głupocie bohaterów, którzy chyba nagle przestali umieć liczyć i myśleć logicznie, jakby ich mózgi nagle zostały wessane w przestrzeń kosmiczną. Po prostu błagałam na kolanach, żeby ktoś zakończył ten koszmar i ich oświecił… Więc nie byłam totalnie zachwycona. Ale teraz, kiedy sobie przypominam całokształt…nie mogę zaprzeczać, co zresztą widać, że wciągnęłam się niesamowicie i dawno tak bardzo nie przejmowałam się shoujo. Ach, słodki marmoladki smak… To może zastępować prawdziwe słodycze! ^^ Ale i tak zamierzam przeczytać mangę i w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie, jak twórcom udało się z 8 tomów zrobić 76 odcinków, bo na razie pozostaje to fascynującą zagadką.
Marmalade Boy
Zacznę może od minusów, bo trochę się ich tu namnożyło. Nie ukrywam – moje obawy się sprawdziły. Anime było schematyczne – co chwila pojawiały się nowe postaci, albo piętrzyły one problemy, albo były kolejnym problemem wynikającym z problemu, czy to po stronie Yuu, czy Miki. Żeby się nie nudzić, dodajmy nową postać, niech będzie miała przeciwny charakter, ale zachowywała się dokładnie tak samo – bo przecież wszyscy zakochują się od pierwszego wejrzenia, a po kilku dniach znajomości wyznają sobie miłość hmmm – denerwujące? A i owszem, ale do zniesienia. Kolejne co w oczy raziło, to urywanie sytuacji w ich kluczowym momencie, bynajmniej nie wracanie do nich w kolejnym odcinku, jedynie przypominanie ich sobie i tłumaczenie przy pomocy pamiętnika. Również do zniesienia, zostają jedynie pytania – a co się działo później, czyżby wszyscy żyli jakoby nic się nie stało, aż do wydarzeń z odcinka kolejnego? Tak, wiem to tylko anime, na dodatek ma już trochę lat – wybaczam. Również spoilerowanie w przerywnikach wybaczam, chociaż mała dawka niewiedzy stanowczo by się przydała w niektórych sytuacjach, bo przecież miłość w cale nie jest prosta, a często jest bardziej skomplikowana niż to się może wydawać. Grafika? Może niezbyt piękna, szczególnie w początkowych odcinkach, dlatego nie mogę powiedzieć, że można się do niej przyzwyczaić, można ją zaakceptować – tyle wystarczy żeby cieszyć się samym oglądaniem.
Tak, nie ukrywam jednak, że seria urzekła mnie niezwykle, błędy błędami, wady wadami, ale liczy się satysfakcja i wrażenia ogólne prawda? Uczucia przedstawione w Marmalade Boy, może nie są aż tak namacalne jak się tego wcześniej spodziewałem, ale jednak dają sporo do myślenia. Ogólnie w trakcie seansu zazdrościłem im wszystkim, że znaleźli kogoś, kogo mogą kochać. Prócz tego seria napawała mnie optymizmem, czasem smutkiem, zdarzało się w myślach krzyczeć, że dzieje się nie tak, jak być powinno! Bo nie oszukujmy się – niektóre problemy były piętrzone na siłę, problem kulminacyjny – zdający się być najważniejszym i najtrudniejszym do przejścia, potraktowany został w sposób szybki, błahy i trochę bez wyrazu. Jednak coś co cechuje tą serię, to na pewno chęć a zarazem wrażenie uczestnictwa w życiu ich wszystkich, towarzyszenie im, dopingowanie ich – właśnie tak, mimo że postaci te nie tylko te są fikcyjne, ale ponadto narysowane, będąc nierealnymi,stają się zarazem tak naturalne i prawdziwe. Yuu, Miki, Satoshi – jedne z najbardziej charyzmatycznych postaci z jakimi się w shoujo anime zetknąłem, sympatia do Meiko znikła po drodze, a reszta osób – bynajmniej żadnych zastrzeżeń :)
Tak na koniec dodam, ze śmiałem się trochę z ich ubrań – wiem, że to było dawno, ale niektóre sukienki w stylu piżam to jest to! Ponadto zastanawiałem się czy oni naprawdę z taką łatwością mogli się przemieszczać między dwoma talk odległymi krajami, zawsze, wszędzie, w tym wieku? Prócz tego kwestia języków obcych też mnie trochę irytowała – raz problem był, raz o nim zapominano :) Gwoli ścisłości – to nie są jakieś wyraźne minusy, powiedzmy nieścisłości które w odbiorze serii ni jak nie przeszkadzają.
Na koniec wyznanie – bałem się mi. długości serii, łyknąłem ją w ok 5 dni i jedyne co mi zostało to niesamowita pustka i smutek – chcę więcej!
Ps. Nie wiem jak się ma anime do mangi, ale po seansie zerknąłem do kilkudziesięciu ostatnich stron i doszedłem do wniosku, że wydarzenia przedstawione są tam trochę inaczej, a pewne niedomówienia z anime są wyjaśnione (mi. sytuacja ze zmianą partnerów).
I po marmoladce, mru!
Ja z kolei nie zostałam wciągnieta jakoś specjalnie od pierwszych odcinków. Tak porzadnie mnie zassało do słoiczka dopiero koło 20 odcinka na wiecie‑którym łuku z yaoi… XD
Co do kreski, to rzeczywiście, trzeba się przyzwyczaić. Przynajmniej kolorystyka nie była jaskrawa, choć niektóre zestawienia kolorów ciuszków… a na dodatek panowie wcale jakoś specjalnie od różu nie stronili. Ale z biegiem serii trzeba przyznać, że i bohaterowie i ich ubiór dojrzewaja w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Trzeba też przyznać, że nawet jeśli jakiejś postaci się baaardzo nie lubiło, to twórcy nie skazywali jej na wieczna nienawiść fanów i potrafili naturalnie przedstawić coś, by wskoczyła chociaż na status neutralny. Z malutkimi wyjątkami, ale cóżby to była za seria anime bez ani jednej znienawidzonej postaci.
Końcówka zaiste może być trochę męcząca, ale ja chyba po prostu uodporniłam się na okresowe napady głupoty bohaterów i więcej miałam z tego śmiechu, niż udręki. Ostatni odcinek rekompensuje z nawiązką uprzednie angstowanie.
Jak dla mnie mocne 8 z duuużym plusem, byłoby i więcej, gdyby nie zbytnia przewidywalność. Twórczy chyba chcieli wyprać anime z zaskakujących pairingów i sytuacji itp. więc jeśli ktoś uwielbia być zaskakiwanym – niech skrupulatnie przewija kolejno: opening, tytuł odcinka, przerywnik w środku, zapowiedz kolejnego odcinka i ending.
polecam:) marmolada najwyższej jakości:D
People, eat marmalade, it's tasty!:))
Wciągające
Szkoda też, że pary są takie przewidywalne, tak jak i happy end :/ Nie wiem jaka dokładnie jest końcówka, ale przeczytałam na angielskiej wikipedii, że autorka mangi miała ponoć zrobić smutne zakończenie, ale zrezygnowała z tego. A szkoda… Mogli by chociaż dorobić 2gi alternatywny ending.
Pełna zgoda z..
Kreska rzeczywiście była ciężka w odbiorze z mundurkami , ale człowiek to bestia która się dostosuje i zaakceptuje.
Warto spędzić przy tym czas.
Niech żyje szczerość !
Przede wszystkim w Marmalade Boy ujęły mnie postaci. Postaci które zachowywały się o dziwo normalnie ! Coś niespotykanego jak na serie shoujo, ponieważ zwykle anime tego typu obfitują w wyjątkowo mało inteligentne jednostki, zwłaszcza płci żeńskiej (a przynajmniej ja się z takimi głównie stykałam). Żeby nie sięgać daleko, aktualnie wychodząca Itazura na Kiss jest serią, która korzysta z podobnych motywów co Marmolade Boy, a powiedzenie, że Itazura nie dorasta do pięt MB byłoby ciężką dla Marmoladki obrazą. Miki w przeciwieństwie do Kotoko zachowuje się jak zwyczajna nastolatka. Ma gorsze i lepsze dni, jak każdy. Jest pełna uroku osobistego i nie sposób jej nie lubić. Poza tym na docinki ze strony Yuu na początku reaguje emocjonalnie ale potem się do niego pięknie dostraja. Czasami brakowało mi tylko większego zdecydowania u niej i jeszcze jednej rzeczy, ale na tę jedną rzecz poświęcę osobny akapit. Co do Yuu natomiast to charakter miał prowadzony bardzo konsekwentnie, nie mam zastrzeżeń. Może poza tym, że dawał się obcałowywać wszystkim dookoła bez najmniejszych protestów. Ale generalnie był naprawdę świetny, miał zabójcze poczucie humoru i bywał niesamowicie wręcz uroczy. Dla mnie dopóki nie pojawił się Satoshi był ulubionym bohaterem męskim. Pod koniec mój stosunek do niego zrobił się nieco mniej ciepły, ale nadal mimo wszystko jest postacią ciekawą. Natomiast Satoshi… Satoshi to jest cała epopeja bo dołączył do panteonu moich ukochanych bohaterów. W pełni zasłużył sobie na to miejsce. Uwielbiałam go od pierwszej chwili w której się pojawił. Jak dla mnie był najrozsądniejszą postacią całej serii. Jego reakcje były zawsze dokładnie takie jakie powinny być. W przeciwieństwie do np. Ginty. Chociaż jak na początku Ginty nie lubiłam tak potem jednak zdołał mnie do siebie przekonać, mimo że pod koniec miał jeszcze jedną spektakularną wpadkę. Ale generalnie można go zaliczyć do bardziej udanych postaci. Jeżeli chodzi o bohaterki to oprócz Miki bardzo polubiłam też Arimi. Była pełna godności, dumy i miała niesamowitą klasę. Naprawdę wzbudziła we mnie podziw. Meiko lubiłam na początku, ale potem mi przeszło. W parze z jednym sympatycznym osobnikiem szaleńczo mi się podobała, ale sama jako takia, zwłaszcza w późniejszych odcinkach już nie bardzo. O postaciach można by pisać naprawdę dużo, były wyjątkowo udane, realistyczne, konsekwentnie prowadzone, uczyły się na własnych błędach, nie były nadzwyczaj inteligentne ale głupsze od własnych butów też nie, poza tym były pełne uroku i szalenie sympatyczne. Nie sposób nie napisać nic o genialnych wręcz rodzicach, którzy moją sympatię zdobyli zaraz w pierwszym odcinku, a udowodnili że na nią zasługują w odcinku ostatnim. Rzadka rzecz jak na anime – rodzice… A tutaj mało że występowali, oni uczestniczyli w życiu swoich dzieci. To już w ogóle kuriozum na skalę światową.
Przechodząc do tych mniej sympatycznych aspektów MB, w pewnym momencie troszeczkę mnie zaczęły drażnić wszechobecne wątki romantyczne. Każdy obowiązkowo kogoś kochał, albo był kochany. Wiem, że to shoujo i stąd takie ilości tego typu wątków, ale w pewnym momencie stało się to nieco męczące. Inną rzeczą, która szalenie mnie irytowała była szczerość, a raczej jej brak (chyba, że bohaterowie byli brutalnie przypierani do muru). Z niejasnych dla mnie powodów postaci unikały szczerości jak diabeł święconej wody. Często krótkie spięcie czy kłótnia lepiej rozwiązałyby problem niż wielodniowe fochy czy urazy. Stąd też mój sarkastyczny tytuł tego komentarza. Naprawdę mi to przeszkadzało. Inna rzecz, że wtedy seria byłaby krótsza co najmniej o jedną trzecią i zostałaby całkowicie wyprana z tych ciepłych, romantycznych scen.
Jako odtrutkę na dramat i irytującą awersję bohaterów do szczerych rozmów mieliśmy wspaniały humor oraz bardzo ciekawe rozwiązanie niektórych wątków. Naprawdę kilka razy seria zostawiła mnie z wielkim zaskoczeniem na twarzy. W jednym momencie byłam pewna, że twórcy osiągnęli szczyt i genialniejszej sytuacji nie wymyślą, po czym kolejna scena przekonywała mnie, że się myliłam. Albo byłam przekonana, że seria zaczyna się staczać żeby nagle znowu odzyskała poziom. Dla mnie to swoisty Code Geass wśród serii shoujo. Wiem, że niektórym pewnie wyda się to niefortunnym porównaniem, ale dla mnie bardzo dobrze opisuje tą serię. Nie mam doświadczenia w seriach shoujo ale ta wyjątkowo przypadła mi do gustu. Co prawda należałaby się drastyczna śmierć w mękach za tytuły czy za wygląd postaci w mundurkach, ale to jedne z nielicznych wad. Ewentualnie lekka wtórność w końcowych odcinkach rzuca się w oczy, ale zakończenie jest satysfakcjonujące, szalenie miłe i ciepłe, jak cała ta seria. Romantyczne momenty pomiędzy bohaterami były wyjątkowo urocze i w żadnym razie nie mdłe. Bardzo spodobały mi się też rozmowy z przyjaciółką za pomocą pamiętnika, czy przekazywanie ważnych informacji za pomocą robocików.
Natomiast co do oprawy dźwiękowej, również zakochałam się w Momencie, który towarzyszył niemal każdej bardziej bogatej w emocje scenie. Poza tym niesamowicie przypadli mi do gustu seiyuu. Zwłaszcza głos Miki wydawał mi się taki ciepły i słodki, idealny dla tej bohaterki. Opening nie był specjalnie odkrywczy, ale również mi się podobał. Jeśli chodzi o kreskę to lepiej miłosiernie pominąć ją milczeniem, aczkolwiek w pewnym momencie postaci zaczęły mi się bardziej podobać. Przez jakiś czas kreska się polepszyła, ale generalnie stoi na dość niskim poziomie. Jedyne co mi się podobało zawsze i bez wyjątku to przeurocze SD. Zarówno te występujące w przerywnikach‑spoilerach czy te w normalnych odcinkach.
Podsumowując bardzo polecam Marmalade Boy wszystkim, którzy lubią romanse. Nie tylko paniom. Sama oglądałam anime z osobnikiem płci męskiej, który również był oczarowany serią. Tak więc nie jest regułą, że jak shoujo to tylko dla pań. Jeśli ktoś ma ochotę na kubek gorącej czekolady dla duszy to MB idealnie się do tego celu nadaje.
ze słoiczka :)
Oprawa graficzna nie powala, niby buźki są ładne, ale z anatomią już znacznie gorzej. Poza tym postacie w szkolnych mundurkach wyglądają jak szafy dwudrzwiowe – istne koszmarki. Ale mają za to pełne szafy ubrań, w których wyglądają o niebo lepiej, nawet zdarza im się zmieniać fryzury! Muzyka bardzo przypadła mi do gustu, zwłaszcza niektóre jazzowe kawałki, chociaż ten gatunek muzyki, akurat w tej serii mnie totalnie zaskoczył. Opening jest całkiem sympatyczny, mimo że tekst nie powala głębią. Ale muszę przyznać, że z piosenek najbardziej wpadła mi w ucho ta, która leciała pod koniec każdego odcinka – Moment, śliczny utwór w starym stylu.
Gorąco polecam Marmoladkę wszystkim miłośniczkom shoujo i nie tylko (okazuje się, że nawet panom może się spodobać (sprawdzone)), to wyjątkowo udana i urocza seria, w sam raz na poprawę nastroju.
MarmaladeBoy
Denerwowała mnie straszliwie główna bohaterka.Wrr, ile ona ma lat 17 czy 5!?Była czasem tak infantylna,że nic tylko dźgnąć ją w oko.
Ale za to kocham rodziców Miki i Yuu o, i Arimi.
i tych małych chłopców (GastaBoys?) z Marmalade Boy Movie.^^