Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 7
Średnia: 6
σ=1,6

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Slow Step

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 1991
Czas trwania: 5×45 min
Tytuły alternatywne:
  • スローステップ
Tytuły powiązane:
zrzutka

Trójkąt romantyczny ze sportem w tle – czyli adaptacja mangi Mitsuru Adachiego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Dokładne opisanie zawiązania fabuły wplątałoby nas w niepotrzebne detale, zdradzając w dodatku sporo rzeczy, które widz powinien raczej sam poznawać. Powiedzmy więc po prostu, że OAV śledzi perypetie sercowe nastoletniej Minatsu Nakazato, gwiazdy szkolnej drużyny baseballowej i oczka w głowie trenera Yamazakury. To właśnie ona przez przypadek wplątuje się w klasyczny trójkąt – z jednej strony jest jej kolega z dzieciństwa, Shuu Akiba, z drugiej – mieszkający po sąsiedzku Naoto Kadomatsu. Dla pełnego obrazu dodać jeszcze należy, że obaj panowie trenują boks (acz bardzo różnią się poziomem umiejętności), a na domiar złego Naoto nie wie, że Maria Sudou, w której się zakochał, to przebrana (z dość złożonych powodów) Minatsu…

Serie „sportowe” to coś, z czym z różnych przyczyn nie miałam jeszcze wiele do czynienia. Słyszałam za to sporo pochlebnych opinii na temat specjalizującego się w nich mangaki, Mitsuru Adachiego, mającego na koncie tytuły takie jak Touch, H2 czy Cross Game. Jeśli jednak tasiemcowa seria telewizyjna to za dużo dla nieprzygotowanej osoby, krótka OAV, będąca adaptacją siedmiotomowej mangi, która w dodatku ukazywała się początkowo w magazynie shoujo, wydawała się idealna na początek. Pozostaje mi wierzyć, że był to wypadek przy pracy, albo że scenarzyści zmienili więcej, niż tylko zakończenie.

Naciągnięte do granic możliwości zawiązanie akcji to w mangach, szczególnie romantycznych, nic nadzwyczajnego. Można je wybaczyć, jeśli służy jako wstęp do historii, która ładnie, nawet jeśli nieszczególnie realistycznie z „życiowego” punktu widzenia przedstawia emocje postaci. Tu jednak bardzo wyraźnie tego właśnie zabrakło. Uczciwie mówiąc, z całej trójki bohaterów wiarygodnie wypada tylko Shuu, otwarty i niepoważny, dla którego „koleżanka z dzieciństwa” stała się kimś więcej, a który przez nią jest traktowany nadal jak zwykły kumpel. Rozumiem, że początkowe próby „odnalezienia prawdziwej miłości” w wykonaniu Naoto to był zabieg komediowy, mający trochę ożywić sztywną postać. Jednak jego wzięte z sufitu uczucie do Marii Sudou, przelane potem bez wahania na samą Minatsu, jest zbyt naciągnięte nawet jak na wątek miłości od pierwszego wejrzenia. Nic zaś absolutnie nie tłumaczy głównej bohaterki. Gdyby była zahukaną ciamajdą, szarą myszką bojącą się całego świata, może jeszcze dałoby się zrozumieć, dlaczego nie potrafiła całego nieporozumienia wyjaśnić na samym początku. Jednak pytanie, dlaczego energiczna, gwałtowna i żywiołowa, a przy tym pewna siebie dziewczyna umawia się (w przebraniu) z facetem, do którego nic nie czuje, tak długo, aż w końcu zaczyna się w nim zakochiwać, jest już poza moim zasięgiem. Tym bardziej, że w jakimś tam stopniu jest też od początku zainteresowana Shuu i z nim także się umawia, tylko w swoim „zwykłym” wcieleniu. Innymi słowy, problem nie polega na samej dziwaczności sytuacji, ale na niespójności charakteru bohaterki, która nie jest przecież pokazana ani jako kompletna idiotka, ani jako zimna suka, bawiąca się uczuciami innych. Postaci drugoplanowe, przede wszystkim trener Yamazakura oraz podkochująca się w nim Ayako Sawamura, są nie tyle niespójne, ile enigmatyczne: z dotyczących ich wątków poznajemy wyrwane fragmenty, układające się nawet w sensowną całość, ale przez swoje poszarpanie nieangażujące emocjonalnie widza. Podobnie nieangażujące jest zakończenie (różniące się zresztą od przedstawionego w mandze), niewynikające praktycznie z niczego, jeśli nie liczyć drugiej połowy ostatniego odcinka.

No dobrze, ale skoro to tytuł „sportowy”, to czemu nie ma ani słowa o sporcie, zapytacie? Jak pisałam, nie jestem ekspertką od tego gatunku, ale spodziewałam się, że w seriach sportowych ważną rolę odgrywa, no wiecie – sport. Tymczasem tutaj pokazywane dość przypadkowo treningi pełnią raczej rolę spotkań towarzyskich, umożliwiających popchnięcie do przodu wątków obyczajowych, niż wstępu do jakichkolwiek poważniejszych rozgrywek. Oglądamy w sumie urywki jednego czy dwóch meczów baseballa (trzeba przyznać, że Minatsu ma ponoć talent, ale jej drużyna do rewelacyjnych nie należy) – problem polega na tym, że być może dla osób zaznajomionych dobrze z tym sportem mają one sens, ale laikowi nie pozwolą poczuć „emocji gry”. Najbardziej udanym pod tym względem elementem jest walka bokserska, pokazana w czwartym odcinku – podejrzewam, że wielu widzom może się wydać ciut za długa, ale był to bardzo ładny, w dodatku wyjątkowo dobrze animowany pojedynek. Cała reszta, w tym dylematy Sawamury, czy istotna jest dla niej gra w drużynie, czy tylko zdobycie zainteresowania trenera, a także deklaracja Naoty, zamierzającego zostać mistrzem świata w boksie, jest potraktowana na tyle po łebkach, że właściwie nie warta uwagi. Elementy tego rodzaju trzeba odpowiednio „rozegrać” w fabule, inaczej sprawiają wrażenie obowiązkowych dla sportowej tematyki hasełek, doczepionych na siłę.

Dla wielu widzów wszystko, co wyprodukowano dawniej niż pięć lat temu, to „stara kreska”, „oldschool” i tak dalej. Jednak osoby, dla których wiek anime nie ma kluczowego znaczenia, wiedzą doskonale, że także i starsze tytuły różnią się bardzo między sobą pod względem grafiki. Na tle produkcji z początku lat 90. Slow Step wypada raczej przeciętnie, szczególnie jak na serię OAV. W dużej mierze odpowiadają za to niezbyt ciekawe projekty postaci. Obaj protagoniści są do siebie niezwykle podobni (różnią się głównie fryzurą i kształtem oczu, a i to nie bardzo), do tego stopnia, że w wielu momentach odróżniałam ich głównie po głosie. Krótko ostrzyżona Minatsu ma stanowić typ sportsmenki, ale przypuszczam, że na podstawie samych zrzutek bez trudu wmówiłabym Wam, że jest to seria shounen­‑ai. W dodatku bohaterkę na sporej części ujęć szpecą za duże, jakby dorobione z jakiejś masy uszy. Jeśli się nad tym zastanowić, wśród pań tylko Sawamura może prezentować się atrakcyjnie, natomiast wśród panów nie ma chyba takiej osoby – nawet pojawiający się pod koniec serii nowy nauczyciel, Soumei (podobno szalenie przystojny), wygląda dość nijako. Animatorzy popisali się w kilku scenach, takich jak wspomniana walka bokserska, oszczędzając swoje siły w innych, czego efektem są kompletnie wyludnione scenerie i liczne nieruchome ujęcia. Tła są poprawne, ale podobnie jak w przypadku postaci – widziałam lepsze w tytułach bardzo zbliżonych rocznikowo.

Amatorów serii sportowych pozostaje mi raz jeszcze uprzedzić, że wątki sportowe nie odgrywają tu znaczącej roli – istnieją, ale nie dominują fabuły, nie ma też żadnej związanej z nimi konkluzji. Opinia amatorów romansów, którym nie przeszkadzają produkcje „starej daty”, zależy zaś przede wszystkim od tego, na ile z ich punktu widzenia rzucać się w oczy będą opisane przeze mnie naciągnięcia zarówno fabuły, jak i zachowań postaci.

Avellana, 1 października 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TOHO
Autor: Mitsuru Adachi
Projekt: Tokuhiro Matsubara
Reżyser: Kunihiko Yuyama
Scenariusz: Toshimichi Saeki
Muzyka: Hiroya Watanabe