Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 9/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 14 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,64

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 974
Średnia: 7,9
σ=1,63

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Nanami)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Pandora Hearts

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 25×24 min
Tytuły alternatywne:
  • パンドラハーツ
Tytuły powiązane:
Pierwowzór: Manga; Miejsce: Świat alternatywny
zrzutka

Wciągająca historia, nawiązująca do Alicji w Krainie Czarów, o trójce kompanów, poszukujących prawdy o wydarzeniach sprzed stu lat. Czyli kolejne urwane anime oparte na niezakończonej mandze.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: hakman4

Recenzja / Opis

Oz Vessalius to zwyczajny, nieco dziecinny nastolatek. Należy do jednego z pięciu wpływowych rodów i przygotowuje się właśnie do ceremonii osiągnięcia pełnoletności, która odbędzie się w dniu jego piętnastych urodzin. Nie ma zbyt wielu problemów na głowie i niczego się od niego specjalnie nie oczekuje, więc sprawia wrażenie radosnego lekkoducha, wykorzystującego każdą wolną chwilę na zabawę. W dniu ceremonii oczywiście nie wszystko pójdzie zgodnie z planem i młody Vessalius nie będzie się z pewnością nudził – podążając za dziwnie znajomą melodią, niczym Alicja z Krainy Czarów za białym królikiem, wpada do głębokiego dołu i na starym grobie odnajduje tajemniczy zegarek kieszonkowy. Chwilę potem spotyka dziewczę, które zdaje się go dobrze znać. Na dodatek dziewczyna najwyraźniej ma ochotę go zabić, a to dopiero początek serii przedziwnych zdarzeń. Wszystko jednak jakoś wraca do normy i Oz zostaje sprowadzony do przyziemnej rzeczywistości, jednak nie na długo. Ceremonia pełnoletności zostaje brutalnie przerwana przez zakapturzonych intruzów, którzy przybyli, aby strącić młodego Vessaliusa na samo dno Otchłani – równoległego świata, który dla jednych wygląda jak przepastne więzienie, a dla innych jak pudełko z zepsutymi zabawkami. „Twoim grzechem jest to, że w ogóle istniejesz” – oto wyrok, jaki usłyszy nieszczęśnik. To wydarzenie z pewnością będzie punktem zwrotnym w życiu Oza i skłoni go do szukania odpowiedzi na pytanie, co to za „grzech” popełnił.

Muszę powiedzieć, że sam początek brzmiał dla mnie przeciętnie. Przyznałam mu jednak kredyt zaufania, jako że zawierał pewien potencjał, mogąc rozwinąć się w niesamowity kicz albo w coś niezwykle ciekawego. Na szczęście zdecydowanie bliżej mu do drugiej opcji. Fabuła jest bardzo dobra, potrafi zaciekawić, a czasem zaskoczyć. Opowiada ona głównie o wędrówce Oza i jego współtowarzyszy przez świat, który na pierwszy rzut oka niczym się specjalnie nie wyróżnia, jednak jest pełen przedziwnych stworów i magii. Od czasu do czasu natykają się na nieprzyjazne potwory z Otchłani, zwane „Łańcuchami”, które dybią na ich życie. Bohaterowie nie mają określonego celu podróży, jednak kolejne wydarzenia popychające akcję do przodu pasują do siebie jak fragmenty skomplikowanej układanki. Nie ma tu wyraźnego głównego wątku fabularnego, jest nim sama podróż w poszukiwaniu prawdy. Mimo to nastrój serii przez większość czasu jest lekki i komediowy. Gdy jednak wymagają tego okoliczności, potrafi być pełen powagi i podniosły. Trzeba przy tym przyznać, że równowaga między tymi dwoma klimatami została idealnie wyważona.

Ja jednak uważam, że motorem napędowym całości są tutaj świetnie skonstruowane postaci i relacje między nimi, natomiast reszta stanowi tylko tło. A bohaterów tu niemało! Z początku odniosłam wrażenie, że są oni sztampowi i łatwo ich przypisać do pewnych schematów, jednak szybko przekonałam się, że nie do końca tak jest, co należy zdecydowanie uznać za plus. Oz to z pozoru pogodny młodzieniec, który jednak z powodu skłonności do przedkładania dobra swoich przyjaciół nad własne życie sprawia nielichy problem tym, którym nie jest obojętne jego zdrowie. Od dzieciństwa towarzyszy mu jego przyjaciel, będący jednocześnie wiernym sługą – mały beksa Gilbert, panicznie bojący się kotów, co też Oz często wykorzystuje do szantażowania biedaka. Po niedługim czasie dołączy do nich Alice, będąca Łańcuchem – zawierając kontrakt z Ozem, będzie mogła wydostać się ze swojego więzienia, jednak w zamian będzie użyczać mu swoich mocy – a trzeba zaznaczyć, że Alice nie jest zwykłym, przeciętnym Łańcuchem, a jednym z tych trzęsących podziemnym światkiem. Na dodatek w przeciwieństwie do pozostałych stworów łudząco przypomina ludzką istotę. W tle przewinie się również korowód mniej lub bardziej barwnych postaci, których nie sposób nie polubić. Choćby przystojny, małomówny i wiecznie zmartwiony Raven (nie wiem, co w nim fanki widzą, ale cóż, rankingi mówią same za siebie), czy Break – bezczelny i tajemniczy osobnik, który ma ni to przyjazne, ni to wrogie zamiary i zawsze kieruje się swoim własnym interesem. Jest również Vincent, udający niewiniątko sadysta i psychopata, który lubi namieszać tu i ówdzie, usprawiedliwiając się, że robi to dla swojego brata, Ravena. Moim faworytem jest enigmatyczny osobnik o imieniu Jack – pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach, nikt nie wie, co planuje, nikt nie wie, jaki jest jego cel. Ale samo jego pojawienie się wywołuje dreszcz ekscytacji, gdyż zdaje się kluczem do rozwikłania zagadki z przeszłości. A to tylko pojedyncze jednostki wybrane z licznego towarzystwa… Spore grono ślicznych panów z pewnością stanowi magnes dla fanek, jednak panowie także nie mogą narzekać. Z postaci żeńskich mamy tutaj wszędobylską Alice, główną bohaterkę, która nie przebiera w słowach, a jej hałaśliwa i nieco egocentryczna natura tylko dodaje jej uroku. Pojawia się również współpracująca z Breakiem Sharon, a także małomówna i pozbawiona własnej woli Echo, będąca „dziewczyną na posyłki” Vincenta. Trudno tu określić jasno, kto jest dobry, a kto zły, choć pojawia się parę postaci mogących pretendować do tej drugiej kategorii. Stanowi to pewien mankament w końcówce, która staje się trochę naciągana, jednak wielowymiarowość postaci pozwala nie zwracać na to większej uwagi. Relacje między postaciami wypadają niesamowicie naturalnie i ciekawie. Nieraz są one źródłem śmiechu, a sceny komediowe i te „na serio” bardzo dobrze się uzupełniają i współgrają ze sobą. Nawet odcinki będące „zapychaczami” nie do końca nimi są, gdyż wnoszą do fabuły coś nowego. Sam świat przedstawiony i prawa nim rządzące są również dosyć ciekawe i bogate, a ich poznawanie stanowi ważny element fabuły, tak że nie będę się nad nim tutaj rozwodzić i pozwolę, by czytelnik mógł się o tym przekonać sam.

Pisząc o fabule Pandora Hearts nie sposób nie wspomnieć o tym, że historia bardzo ciekawie operuje czasem. Wydarzenia z teraźniejszości przeplatają się z tymi z przeszłości, by nagle wskazać niespodziewane połączenia między jednymi i drugimi. Nie sprowadza się to do zwyczajnej „reinkarnacji”. Podstawę fabuły stanowi historia dawnej stolicy świata, w którym rozgrywa się akcja serii – Sablier, która została zniszczona sto lat temu. Krąży wiele wersji tamtych wydarzeń, od oficjalnej (trzęsienie ziemi), po te mniej oficjalne… Wiadomo jednak, że to właśnie te wydarzenia są kluczem do zagadek teraźniejszości, więc bohaterom nie pozostaje nic innego, jak trzymać się tego tropu i szukać odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę stało się sto lat wcześniej. Niestety, jako że anime obejmuje tylko część – i tak nieukończonej – mangi, nie dostaniemy odpowiedzi na to pytanie. Jednakże czytelnicy pierwowzoru nie powinni być zawiedzeni ekranizacją – jest ona dosyć wierna oryginałowi, wzbogacona ponadto piękną muzyką. Uważam jedynie, że papierowa wersja lepiej działała na wyobraźnię, czemu anime nie udało się do końca sprostać. Trzy ostatnie odcinki są radosną twórczością własną scenarzystów serii, jednak nie przekreślają one szans na kontynuację zgodną z mangą.

Nie sposób również nie wspomnieć o zapożyczeniach z Alicji w Krainie Czarów, przewijających się tu i tam. Oczywiście nie jest to ekranizacja, ani nawet luźna interpretacja tej książki, jednak można dostrzec liczne podobieństwa. Imiona i niektóre postaci zostały zaczerpnięte z dzieła Lewisa Carrolla – choćby imię głównej bohaterki. Pojawi się również królik, Szalony Kapelusznik i wiele innych postaci. Muszę jednak zaznaczyć, że takie smaczki odkryją raczej ci, którzy czytali oryginał, gdyż, jak łatwo zgadnąć, anime wykorzystuje angielskie wersje imion. Do podobieństw należy zaliczyć również baśniowy, lekko zakręcony klimat, wyraźnie inspirowany tą opowieścią – choćby wybór momentu rozpoczęcia historii – symboliczne zakończenie dzieciństwa i przejście do świata dorosłych, czy wizja Otchłani, przypominająca Krainę Czarów, do której trafiła Alicja po wskoczeniu do króliczej nory.

Poziom grafiki w Pandora Hearts prezentuje się niestety odrobinę gorzej niż reszta elementów. Faktem jest, że manga jest niesłychanie szczegółowa i dopracowana, więc aby utrzymać ten poziom, byłyby potrzebne wysokie nakłady finansowe… Niestety przy zapewne mocno ograniczonym budżecie twórcy nie mogli zaszaleć. Postawili na projekty postaci wiernie przypominające kreskę pierwowzoru i trzeba przyznać, że akurat to im się udało. A potem często eksperymentowali, raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Muszę również odnotować, że grafika z oficjalnego zwiastuna w porównaniu do tej, jaką widzimy w anime, jest zupełnie różna, jakby inne studia były za nie odpowiedzialne. Ta pierwsza zdecydowanie bije na głowę to, co nam pokazano w wersji telewizyjnej. A czemu? Przede wszystkim zawiodłam się na doborze kolorystyki w niektórych scenach. Zdecydowanie oczekiwałam bardziej przyciemnionej, operującej większą ilością czerni palety barw, grającej półcieniami i mrokiem zlewającymi się w jedno, podkreślającej mroczno­‑zakręcony nastrój. Tymczasem kolorystyka bywa wręcz cukierkowa – żywe kolory przy pełnym oświetleniu, bądź rzucające się w oczy połączenia barw, jak choćby zieleni i czerwieni, dające po oczach, odcinające się od siebie wyraźnie i gryzące się ze sobą. Jednak ten mankament daje o sobie znać tylko od czasu do czasu, przy scenach, które aż wołają o coś bardziej podkreślającego ich klimat. Przez większość czasu kolorystyka jest w porządku, a niekiedy potrafi zachwycić grą światłocienia. Zresztą nierówność animacji, kreski i palety barw to jedna z cech charakterystycznych tej produkcji – niestety. Same postaci wypadają dobrze – mają bogatą mimikę i nawet drobne, acz ważne gesty nie zostały pominięte. Zazwyczaj poruszają się w miarę płynnie, chociaż widać wyraźnie, do których odcinków przykładano się bardziej, a do których mniej. Oglądając jeden z odcinków w połowie serii ma się wrażenie, że został wyjęty z zupełnie innej bajki – tak bardzo widoczne jest cięcie po kosztach. W tym odcinku animacja postaci niby jest bogatsza, jednak sprawia wrażenie bardzo, ale to bardzo niechlujnie zrobionej. Bywają też i inne przypadki, gdy grafika przez cały odcinek ma tendencje zniżkową tylko po to, by w ostatnich minutach zachwycić nagłym skokiem formy – fani żartują, że twórcy oszczędzali cały odcinek, aby w momencie pojawienia się Jacka jakość animacji gwałtownie podskoczyła o parę oczek. Kolejnym mankamentem były dodatkowe cienie, widoczne najbardziej jako pasma na włosach postaci. Kompletnie dla mnie niezrozumiałe i nie do pojęcia, bo o ile szatyna z niebieskim odcieniem włosów jeszcze przeboleję, to jednak blondyn z niebieskim odcieniem jest totalnym nieporozumieniem. Starano się również wiernie oddać stroje z pierwowzoru, charakteryzujące się dużą szczegółowością i świetnymi teksturami. W anime początkowo postanowiono je odwzorować, co widać choćby na sukience Sharon, i wszystko wygląda ładnie i pięknie – niestety, tylko statycznie. Gdy dziewczyna się poruszyła, zabolał fakt, że owszem, suknia również się porusza, jednak tekstura pozostaje nieruchoma. I chyba twórcy doszli do wniosku, że skoro nie ma pieniędzy, to lepiej w ogóle zapomnieć o teksturach. Dobrze się stało. Generalnie jednak nie ma co narzekać, graficznie jest to uczciwie wykonane rzemiosło, choć trudno tu się doszukiwać kunsztu czy wytworności. Kolejną małą wadą mogą być projekty potworów z Otchłani – w zamierzeniu miały być chyba groteskowe i straszne, jednak wypadają kiczowato. Ot, choćby królicza forma Alice, z ogromną kosą w łapce, kusą sukienką, białą kokardą i powiewającym płaszczykiem. W dodatku pod koniec ma się wrażenie, że ich różnorodność znacząco się zmniejszyła, a szkoda, bo akurat tu wyobraźnia twórców mogła zaszaleć.

Jednym z bardziej charakterystycznych elementów Pandora Hearts jest z pewnością podkład muzyczny. To właśnie oprawa audio była największym magnesem, który mnie do tego anime przyciągnął, gdy czytałam zapowiedzi na wiosnę 2009. Kompozytorką muzyki jest nie kto inny, jak sama Yuki Kajiura, która momentalnie skojarzyła mi się jako twórca ścieżki dźwiękowej do takich anime, jak Tsubasa Chronicle, Madlax czy cyklu .hack. A trzeba przyznać, że mnie niesamowicie przypadły one do gustu! Nie zawiodłam się ani odrobinę. Muzyka jest świetna i bardzo dobrze podkreśla nastrój scen, a także broni się całkiem nieźle do słuchania samodzielnie. Można jej najwyżej zarzucić powtarzalność – kto miał już styczność z muzyką komponowaną przez tą panią, może odnieść wrażenie, że gdzieś już to słyszał i że wszystko jest grane na jedną nutę, jednak pomimo braku powiewu świeżości nie ma co narzekać. Ważne, że idealnie pasuje. Być może też odrobinę brak większej liczby cudownych utworów wokalnych, takich jak w .hack//SIGN, jednak ten jeden, który się pojawia, jest niezwykle przyjemny, a na dodatek śpiewany przez Emily Bindiger, którą mogliśmy słyszeć w różnych seriach z cyklu .hack i która ma również na koncie takie utwory, jak Flying Teapot czy Adieu z anime Cowboy Bebop. Na dodatek dla mnie, jako czytelniczki mangi, niezmiernie ciekawe było, jak będzie brzmieć utwór Lacie – melodia wygrywana przez kieszonkowy zegarek. Bardzo spodobała mi się jej interpretacja, a wyżej wspomniana piosenkarka właśnie do tej melodii śpiewa piosenkę. Pani Kajiura miała również swój wkład w tworzenie openingu, będąc kompozytorką piosenki poniekąd znanego zespołu FictionJunction – dla mnie jest to utwór niezły, jednak nie stanowi klasy sam w sobie i po pewnym czasie po prostu się go przewija, gdyż animacja nie jest również jakoś specjalnie przyciągająca. Endingi za to mamy dwa, oba zespołu savage genius, których słucha się przyjemnie przez jakiś czas, ale tylko tyle. Jeśli zaś chodzi o animację, to pierwszy jest oczkiem puszczonym w stronę męskiej części widowni, a drugi składa się z uroczych szkiców postaci.

W ostatecznym rozrachunku mam wrażenie, że Pandora Hearts miało o wiele większy potencjał, choć trzeba jasno powiedzieć, że nie jest źle. Jest to niestety kolejny przykład ekranizacji niedokończonej mangi, co zdecydowanie nie wyszło tej serii na dobre. Nic więc dziwnego, że przy próbie zamknięcia tego w 25 odcinkach ma się wrażenie, że gdzieś po drodze zgubiły się sens i logika, a po zakończeniu oglądania można czuć wyraźny niedosyt. Jednak satysfakcjonujące zakończenie nie było po prostu możliwe, a twórcy zaszaleli z końcówką sami, trzymając jednak swoją wyobraźnię na wodzy na tyle, aby nie pogrzebać szans na drugi sezon. Jestem odrobinę zawiedziona, bo o ile przy papierowej wersji musiała działać wyobraźnia i mroczny klimat sam się tworzył, o tyle w anime nie udało się zbudować tak wielowymiarowego świata. I z takim też podejściem oceniam ten tytuł – jako potencjalną część większej całości, która powinna doczekać się kontynuacji. Przecież zdecydowana większość zagadek nadal pozostała nierozwiązana, a tajemnice postaci aż wołają o odkrycie! Szkoda by było to tak zostawić, zwłaszcza że seria jest chyba całkiem popularna, szczególnie wśród żeńskiej części fandomu. Oby więc do kontynuacji!

Nanami, 5 listopada 2009

Recenzje alternatywne

  • Mitsurugi - 17 listopada 2009
    Ocena: 8/10

    Trzymetrowy królik z kosą? Lalki mordujące ludzi? Wyprawy do Otchłani? Alicja? XIX­‑wieczna Europa? Dziwne to wszystko? A pewnie, że tak! Ale przy tym znakomite i niezwykle wciągające. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: XEBEC
Autor: Jun Mochizuki
Projekt: Chizuru Kobayashi, Shin'ichi Yamaoka
Reżyser: Takao Kato
Scenariusz: Mayori Sekijima
Muzyka: Yuki Kajiura

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Pandora Hearts na forum Kotatsu Nieoficjalny pl