Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 19
Średnia: 5,79
σ=2,65

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Element Hunters

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 39×24 min
Tytuły alternatywne:
  • エレメントハンター
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Miejsce: Świat alternatywny; Czas: Przyszłość
zrzutka

Pierwiastki? Złap je wszystkie!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

W pierwszej połowie XXI wieku z powierzchni naszej planety zaczęły nagle znikać pierwiastki chemiczne. Zjawisko to spowodowało ogromne zniszczenia i drastyczne zmniejszenie się populacji ludzkiej. Mimo że przyczyna tajemniczych zniknięć nie została znaleziona, naukowcom udało się ustalić, że pierwiastki są przenoszone na planetę Nega Earth, znajdująca się w innym wymiarze. Aby zapobiec grożącej Ziemi zagładzie, stworzono specjalną jednostkę, której członkowie, tytułowi Element Hunters, mają za zadanie odzyskiwać z Nega Earth brakujące pierwiastki. Grupa składa się z trzech osób w wieku gimnazjalnym, które muszą wykazać się nie tylko odpowiednią kondycją fizyczną, ale i nieprzeciętną inteligencją. Ren, Chiara i Homi to szkolni przyjaciele, którym w głowie głównie zabawa. Ich kolejna wyprawa, tym razem do ruin starego zamczyska, okaże się pierwszym krokiem do zostania nieoficjalnymi Łowcami…

Element Hunters rozpoczyna się jak typowa seria z „potworem tygodnia”, przeznaczona dla młodszej widowni. To jednak tylko pierwsze wrażenie, na dodatek bardzo mylące, dlatego zdecydowanie warto dać jej szansę. Przez kilka pierwszych odcinków faktycznie bohaterowie głównie biegają za QEX (są to zwierzęta zamieszkujące Nega Earth, które zmutowały pod wpływem kontaktu z jakimś pierwiastkiem) i uczą się, jak wykonywać swoje obowiązki. Ponieważ serial ma aż trzydzieści dziewięć odcinków, twórcy postanowili się nie spieszyć, tylko powoli zaznajomić widzów z postaciami oraz otaczającym je światem. Co prawda osoby, które są przyzwyczajone do fajerwerków i szybkiej akcji już od pierwszych minut, na pewno poczują się znużone takim tempem rozwoju sytuacji, lecz w przypadku tej produkcji warto dokładnie śledzić podawane mimochodem informacje. Fabuła, mimo iż dosyć naiwna i dziecinna, potrafi zaskoczyć skomplikowaniem i precyzją. Wszystkie wydarzenia zostały ze sobą zgrabnie i logicznie powiązane, a wątek przewodni (tak, istnieje tu coś takiego) i intryga wydają się zaskakująco sensowne i poważne jak na serię dla dzieci. Zresztą już sam pomysł, aby zamiast abstrakcyjnych pokemonów bohaterowie „kolekcjonowali” pierwiastki chemiczne, jest wyjątkowo godny pochwały. Nauka poprzez zabawę to naprawdę wspaniała rzecz. Warto jednak wspomnieć w ramach ciekawostki o małej wpadce scenarzystów, którzy w jednym z odcinków kazali Renowi i spółce wlewać wodę do kwasu (niedoinformowanym i zapominalskim przypominam, że ZAWSZE należy postępować odwrotnie). Niestety końcówka odrobinę mnie rozczarowała. Do pewnego momentu wszystkie wydarzenia układały się w spójną całość i miały całkiem porządne, „naukowe” podstawy. W finale postawiono na „jeden, mały kamyczek”, który stał się przyczyną lawiny i zapewne nie miałabym nic przeciwko, gdyby ten kamyk okazał się w mniejszym stopniu przepełniony emocjami. Z drugiej strony seria w żadnym momencie nie aspiruje do bycia czymś więcej niż rozrywką dla dzieci i przynajmniej pod tym względem jest wierna założeniom od początku do końca. Poza tym, doceniam dbałość scenarzystów o realizm sytuacji. Kiedy ktoś umiera, robi to naprawdę i nie wyskakuje po dziesięciu odcinkach jak królik z kapelusza. Natomiast bohaterowie nie posiadają żadnych supermocy i muszą polegać na sprzęcie, który pozbawiony zasilania, wpływa na ich możliwości. Niby są to drobiazgi, ale w dużej mierze decydują o solidnej jakości całej produkcji.

W pewnym momencie zadaniem łowców staje się nie tylko odzyskiwanie pierwiastków, lecz również znalezienie sposobu na zatrzymanie niepokojącego i niebezpiecznego zjawiska, a przy okazji odkrycie, jaką tajemnicę skrywa planeta Nega Earth. O dziwo, oficjalni Element Hunters, zamiast bruździć bohaterom, często służą im radą i pomocą – co również stanowi jedną z większych zalet tej serii. Twórcy nie poszli na łatwiznę i oszczędzili widzom klasycznego podziału na dobrych i złych, fundując każdej z postaci porządną motywację do działania. Jednocześnie ładnie podkreślili, jak bardzo różni się mentalność dziecka i dorosłego. Mimo że to zazwyczaj ci drudzy są głosem rozsądku i podejmują decyzje, często potrafią kłócić się o drobiazgi, są uparci i niechętni do współpracy, nawet gdyby miała przynieść im korzyści. Tymczasem dzieci potrafią odłożyć na bok nieporozumienia i działać razem, kiedy wymaga tego sytuacja. Chociaż grupa oficjalna lubi podkreślać swoją elitarność, docenia pracę i umiejętności młodszych kolegów. Nie ma między nimi niezdrowej rywalizacji, ponieważ są na tyle dojrzali, że doskonale zdają sobie sprawę, iż to, co robią, może zaważyć na przyszłości Ziemi. Dlatego na dłuższą metę, nie mogą sobie pozwolić na egoizm. Oczywiście takie podejście jest wynikiem ciągłych spotkań i rozmów. Nie pojawia się od razu.

W ogóle bardzo ładnie zarysowano charaktery i osobowości postaci, które pod wpływem różnych wydarzeń ulegają zmianie. I nie mówię tu tylko o głównych bohaterach, ale również postaciach drugoplanowych. Najlepiej widać to po Renie, który z chłopaka przypominającego pod względem zachowania chociażby Naruto, przeistacza się w całkiem mądrego i rezolutnego chłopca, który zaczyna zwracać uwagę na uczucia innych i nabiera chęci do pogłębiania swojej wiedzy. Jeszcze większe zmiany przechodzą członkowie oficjalnej drużyny, początkowo zainteresowani głównie rozwijaniem swojej kariery. Dopiero kontakt z młodszymi kolegami pozwala im zrozumieć, czym dla ludzi mieszkających na Ziemi jest nadzieja związana z odzyskiwaniem pierwiastków. Warto przy okazji wyjaśnić, że Tom, Rodney i Ally, czyli autentyczni Element Hunters, dużą część swojego życia spędzili w kosmicznej kolonii i, podobnie jak większość obsługi stacji, traktują całą sprawę bardzo chłodno i obiektywnie. To podejście znakomicie widać po dorosłych bohaterach, którzy mają swoje plany i są gotowi zaryzykować dobrem Ziemi, aby je zrealizować. Nie dlatego, że są źli i nieczuli, lecz ponieważ są przekonani, że mają słuszność i tylko tak zdołają uratować ludzkość. Wracając jednak do małoletnich bohaterów, scenarzystom należą się brawa za przedstawienie dzieci takimi, jakimi są naprawdę. Element Hunters to idealny przykład na to, że aby zostać superbohaterem, nie trzeba mieć wyjątkowych zdolności, traumy czy tragicznej przeszłości. Odwaga, odrobina zdrowego rozsądku, niczym nieskrępowana wyobraźnia i upór, połączone z łutem szczęścia jak najbardziej wystarczą (no dobrze, jest mały wyjątek). Oprócz tego, zafascynowali mnie rodzice naszej trójki: zaskakująco normalni i sympatyczni. Co prawda nie trzęsą się nad swoimi pociechami jak kwoka nad jajkiem, ale też daleko im do „wiecznie nieobecnych opiekunów”.

Całości dopełnia całkiem porządna oprawa audiowizualna. Grafika należy do gatunku charakterystycznych i albo się ją polubi, albo rzuci się serię z niesmakiem. Projekty postaci bardziej przypominają te z amerykańskich kreskówek: duże głowy nasadzone na wyjątkowo szczupły korpus z anorektycznymi kończynami. Cóż, ja po pierwszym odcinku byłam zauroczona, zwłaszcza że animacji nie można nic zarzucić, lecz jestem w stanie zrozumieć przeciwników takiej konwencji. Tła i QEX również przypadły mi do gustu. W przypadku tych pierwszych, duże wrażenie robią zalane ruiny miast i dosyć szczegółowe oddanie przestrzeni, którego nigdy nie spodziewałabym się znaleźć w serii dla dzieci, na dodatek o tej długości. Natomiast QEX na szczęście nie przypominają pluszowych, abstrakcyjnych maskotek, ale okazują się pomysłową wariacją na temat dobrze znanych nam zwierząt. Oczywiście najczęściej są tak słodkie i urocze, że chciałoby się je wyciskać. Cały serial utrzymano w ciepłych, żywych barwach, lecz nie ma mowy o pstrokaciźnie czy kiczu.

Serialowi towarzyszy przyzwoita ścieżka dźwiękowa. Większość utworów stanowi jedynie nienarzucające się widzowi tło wydarzeń i zupełnie nie zapada w pamięć. Mile zaskoczyły mnie ostatnie odcinki, wypełnione podniosłymi kompozycjami rodem z filharmonii, które idealnie budowały napięcie i podkreślały dramatyzm sytuacji. Opening jest dynamiczny, melodyjny i coś zdecydowanie mi w nim nie pasuje, ale nie do końca potrafię powiedzieć co. Słyszałam już mnóstwo złych piosenek i First Pain Chiaki Ishikawy raczej do nich nie należy, lecz mam wrażenie, że gdyby nie jakiś tajemniczy element, byłaby ona znacznie lepsza. Zupełnie inne odczucia mam co do piosenki towarzyszącej napisom końcowym: Suihei Liebe ~Mahou no Jumon~ to jeden z najbardziej chwytliwych i genialnych utworów, jakie słyszałam. Ta mnemoniczna kompozycja w zabawny sposób pozwala zapamiętać pierwiastki chemiczne i przyznaję się bez bicia, że często zdarzało mi się ją śpiewać.

Rzadko spotyka się długie serie skierowane do młodszego odbiorcy o tak przemyślanej kompozycji. Element Hunters spokojnie może konkurować z shounenami dla młodzieży i wiele z nich wyprzedza o mile, zarówno pod względem fabuły, jak i postaci. Oczywiście biorąc pod uwagę widownię docelową, nie znajdziemy tu przemocy czy nawet śladu fanserwisu, dlatego osoby poszukujące czegoś w rodzaju Bleach czy Naruto mogą być zawiedzione „poziomem” widowiska. Oprócz dzieci, serię mają szansę docenić osoby lubiące dopracowaną fabułę i sympatycznych, chociaż nieco sztampowych bohaterów. To nie jest porywające kino akcji, ale szalenie pogodna opowieść o przyjaźni z przygodą w tle. Coś dla ludzi lubiących dopieszczać swoje wewnętrzne dziecko.

moshi_moshi, 18 kwietnia 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: HeeWon Entertainment, NHK
Autor: Kazunori Itou
Projekt: Bong Hyeon Yoo, Daigo Okumura
Reżyser: Yoshiaki Okumura
Scenariusz: Naruhisa Arakawa
Muzyka: Toshihiko Sahashi