Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 12 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,17

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 865
Średnia: 8,01
σ=1,53

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ano Hi Mita Hana no Namae o Bokutachi wa Mada Shiranai

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 11×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Anohana: The Flower We Saw That Day
  • あの日見た花の名前を僕達はまだ知らない
zrzutka

Rzecz o tym, jak pogodzić się z przeszłością, czyli oryginalny dramat obyczajowy? A może jednak tani wyciskacz łez?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Przyjaźnie z dzieciństwa często ulegają rozluźnieniu, powoli tracimy kontakt z ludźmi poprzez brak wspólnych zainteresowań i… tak dalej. Znamy? Najprawdopodobniej z autopsji. Jednak w przypadku szóstki głównych bohaterów sytuacja wydaje się nieco bardziej skomplikowana. Pewnego lata Jintę Yadomiego (zwanego Jin­‑tan) odwiedza hałaśliwa i niezwykle dziecinna Meiko Honma (Menma), która pragnie ponownego zjednoczenia dawnych przyjaciół. Zadanie wydaje się dość trudne, gdyż obecnie nastoletni bohaterowie prawie nie utrzymują ze sobą kontaktu. Nic w tym niezwykłego? Niestety Menmę widzi jedynie Jinta i to właśnie jej śmierć sprzed lat przyczyniła się do rozpadu paczki przyjaciół. Jak z tym problemem poradzi sobie niecodzienny duet składający się z ducha i hikikomori?

Brzmi oryginalnie? Owszem, seria miała szansę stać się ciekawym i niecodziennym dramatem obyczajowym. Szkoda tylko, że z tej szansy nie skorzystała. W tego typu historiach nie ma co liczyć na pokręcone i rozbudowane wątki, przyprawiające widza o zawrót głowy. Fabuła jest prosta i to nie poziom jej skomplikowania ma za zadanie przyciągnąć fanów. Chodzi tu raczej o umiejętne pokazanie relacji międzyludzkich, wiarygodne i dostatecznie zróżnicowane charaktery, które nie zaskoczą swoją wtórnością. W takich przypadkach prosta sytuacja wcale nie jest taka prosta, a emocje bohaterów potrafią wszystko skomplikować i trzeba to umiejętnie rozwiązać. Jeśli jednak ktokolwiek liczył na udany dramat psychologiczny, poruszający istotne problemy, to srodze się zawiedzie. Produkcji tej znacznie bliżej do melodramatycznego Uwierz w ducha niż faktycznego studium psychologicznego postaci w obliczu śmierci wspólnej przyjaciółki. Problem tkwi w tym, że amerykański film sprzed ponad dwudziestu lat nie stara się udawać czegoś, czym nie jest, a próby zawarcia głębszej historii w Ano Hana wypadają niezwykle nieudolnie.

Odniosłam bowiem wrażenie, że głównym celem, jaki postawili sobie twórcy, było wzruszenie widza za wszelką cenę. Często kosztem logiki i przy pomocy ogranych chwytów. Warto zaznaczyć, iż pojawiły się również pomysły unikatowe, jednak znacznie je ograniczono i nieszczególnie dodały one atrakcyjności tytułowi, a co najwyżej mogły wprawić w zakłopotanie i wywołać falę pytań: „po co?”. Z czasem główny wątek traci na subtelności i atrakcyjności, które ustępują miejsca przedramatyzowaniu i płytkiemu sentymentalizmowi. Pozornie niejednoznaczne i skomplikowane relacje między bohaterami można ostatecznie podsumować jednym lub dwoma przymiotnikami, wśród których na pewno będzie „płytkie”. Macie może nadzieję na niecodzienne podejście do tematu przyjaźni i jej różnych obliczy? Niestety, tutaj go nie znajdziecie. Najprościej jest zrzucić odpowiedzialność na najbardziej skrajne emocje i wszystko powinno się jakoś ułożyć. Przykro mi, drodzy twórcy, to niekoniecznie tak działa.

Wspominałam o logice? Tak… Z przykrością muszę donieść, iż owa krucha i wrażliwa niewiasta bardzo szybko zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Gdyby inne elementy wypadły dostatecznie przekonująco, można by tę kwestię zignorować, jednak w tym przypadku ewidentnie postawiono na dramatyzm. Cóż, wyszło infantylnie i momentami niekoniecznie sensownie (przykład? Menma mimo bycia duchem potrafi wpływać na otoczenie, np. zbić szklankę, ale bohaterowie jakoś nie chcą tego wykorzystać…). Gdyż wystarczy chwilę pomyśleć, a cały scenariusz magicznie kurczy się do odpowiedniejszych rozmiarów.

Trochę inaczej ma się sprawa z bohaterami, którzy sami w sobie stanowią grupę mniej lub bardziej normalnych i przede wszystkim sympatycznych nastolatków. Posiadają odpowiednio zróżnicowane charaktery, zachowują się w miarę wiarygodnie i dręczą ich typowe problemy okresu dorastania. Niestety, wszystko to w oderwaniu od wątku głównego, od którego scenariusz nie pozwala im jednak uciec. Ich osobowości, wkraczające powoli na terytorium przeszłości, zostają skutecznie odarte z warstw i zredukowane do wulkanów emocji, które mają problem z akceptacją rzeczywistości, kryjąc w sobie bardzo ograniczone uczucia. A ich szumnie kreowane na skomplikowane związki rozwiązać prościej niż nieco trudniejsze zadanie tekstowe z matematyki w gimnazjum (na poziomie podstawowym, oczywiście). Z tego powodu trudno napisać o nich coś konkretnego bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły, które odebrałyby przyjemność z ewentualnego seansu. Odrobinę lepiej wypada zmarginalizowana rodzina Meiko, która to byłaby, moim zdaniem, znacznie lepszym materiałem na bohaterów ewentualnego scenariusza dramatu obyczajowego z domieszką kina psychologicznego. Jednak przymiotnik „zmarginalizowana” powinien mówić wszystko…

Po koszmarze graficznym, jakim okazało się Togainu no Chi, studio A­‑1 Pictures ponownie pokazało, że potrafi stworzyć oprawę techniczną na miarę Fractale bądź Kannagi. Już na wstępie widzów wita bogata i niesamowicie wyrazista kolorystyka, która towarzyszy płynnej animacji oraz szczegółowym tłom i wnętrzom. W projektach postaci widać wiele znajomych twarzy, jednak podobieństwo to wynika z samego stylu rysowania, ponieważ każde z bohaterów zostało zaprojektowane z dbałością o detale i posiada zestaw charakterystycznych cech, które nadają im odpowiedniej indywidualności. Odbyło się to na szczęście bez udziału zbędnych udziwnień pokroju wszystkich kolorów tęczy na włosach. Brak tu szalonych pościgów czy scen walki, więc płynna animacja miała okazję objawić się w bogatej mimice bohaterów, którzy przeżywają przeróżne, najczęściej bardzo skrajne emocje i trudno wczuć się w ich sytuację, jeśli podniesionemu głosowi towarzyszy kamienna twarz. Zaś monotonię krajobrazów (małe miasteczko otoczone zalesionymi górami?) dostatecznie wynagradza ich szczegółowość. Miłą odmianą jest również zróżnicowana garderoba postaci, które zmieniają stroje dość często. Oprawa muzyczna jest raczej spokojna i mało zróżnicowana, stanowi tło dla wydarzeń, a czasem nie pojawia się w ogóle, trudno więc zwrócić na nią większą uwagę. Usłyszymy głównie powolne fortepianowe solówki poprzetykane żywszymi utworami w lżejszych momentach. Bardzo miłe dla ucha okazały się czołówka oraz piosenka końcowa. Aoi Shiori, śpiewane przez pana ukrytego po pseudonimem Galileo Galilei, to w miarę energiczny i ani trochę melancholijny wstęp, natomiast Secret Base ~Kimi ga Kureta Mono~ (10 Years After) to uroczy ending w wykonaniu seiyuu głównych bohaterek: Haruki Tomatsu, Ai Kayano i Saori Hayami. Ze znanych aktorów swoich głosów postaciom użyczyli jeszcze Irino Miyu oraz Takahiro Sakurai.

Jeżeli ktoś zarzuci mi, że ocena jest „nie fair”, to będzie miał całkowitą rację. Dlaczego? Jest to bowiem jeden z tych trudnych przypadków, w których ocena danego tytułu będzie uwarunkowana tylko i wyłącznie indywidualnymi preferencjami widza. Twórcy postawili wszystko na jedną kartę i seria gra jedynie na emocjach odbiorców, bez zaprzęgania do pracy intelektu, który mógłby posłużyć za ewentualne „zobiektywizowanie” opinii. Brak tu jakiegokolwiek punktu zaczepienia, na którym bez wątpienia można by się oprzeć w twierdzeniu, że Ano Hi Mita Hana no Namae o Bokutachi wa Mada Shiranai to udane anime. Poleganie jedynie na uczuciach okazało się w moim przypadku zgubne, gdyż nie należę do osób, które łatwo wzruszyć, a wysłużone schematy i skrajne emocje niezwykle łatwo doprowadzić do absurdu bądź spłycić – a przez to pozornie dramatyczne wątki mogą co najwyżej nudzić i irytować. Może to kwestia moich wygórowanych wymagań, ale mam wrażenie, że twórcom plany się odrobinę posypały bądź nie mieli dostatecznie konkretnej wizji tego, o czym chcą nakręcić anime.

Tak że, Drogi Widzu, jeśli oczekujesz od tej pozycji autentycznej głębi i oryginalnego podejścia do zaprezentowanego tematu, to raczej się zawiedziesz, gdyż Ano Hana kusi czymś, czego ostatecznie nie posiada i próbuje ukryć swoje braki pod tonami dramatyzmu. Jeśli natomiast uwielbiasz wzruszające i niekoniecznie zmuszające do myślenia czy refleksji serie oraz w imię wysokiego stężenia skrajnych emocji jesteś gotów przyjąć okazjonalne ubytki w logice, anime to zostało stworzone właśnie dla Ciebie.

Enevi, 17 lipca 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Projekt: Masayoshi Tanaka
Reżyser: Tatsuyuki Nagai
Scenariusz: Mari Okada
Muzyka: Remedios