Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 6/10 | grafika: 9/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Rayearth
- レイアース
Nie przyszedł Mahomet do góry, więc góra wybrała się do Mahometa. Alternatywna wersja historii znanej z serialu telewizyjnego.
Recenzja / Opis
Wszyscy, jak wiadomo, kochają CLAMPa. Z tym, że większość kocha go nienawidzić. I owa większość może w tym miejscu przestać czytać, mruknąć coś o beznadziei i odmaszerować, gdyż ta seria nie różni się w zasadzie od innych dzieł, opartych na twórczości czterech pań. A jeśli różni – to na gorsze. Znajomość serialu pod tym samym tytułem absolutnie nie jest potrzebna (a wręcz jest niewskazana) i grozi stresami w rodzaju „co oni zrobili mojemu ślicznemu, kochanemu, piękniusiemu, słodziutkiemu <tu wpisać ciąg dalszy oraz imię swego bożyszcza w formie zdrobniałej>?!”. Gdyż zaprawdę, powiadam wam – twórcy serii OAV zmienili wszystko oprócz imion i wyglądu postaci!
Hikaru, Umi i Fuu chodzą do tego samego gimnazjum i są najlepszymi przyjaciółkami. Niestety, rok szkolny się kończy i wkrótce będą się musiały rozstać, by rozpocząć naukę w innych szkołach. Spotykają się więc pod pewnym drzewem wiśni (jak głosi legenda, potrafi ono spełniać życzenia) i proszą, by dane im było spotkać się ponownie. Hikaru udaje się nawet ujrzeć magiczne stworzonko (białą, uszatą pyzę, skaczącą jak na sprężynach), które uznaje za duszka owego drzewa (ponieważ nie jest tym spotkaniem nadmiernie zdziwiona, domyślam się, że ogląda za wiele kreskówek). Jak się jednak okazuje, natura owego dziwa jest zupełnie inna. Już wkrótce zaczynają się dziać w mieście dziwne rzeczy: jedną z nich jest zamiana biało‑czerwonej, ityfallicznej konstrukcji, zwanej Tokyo Tower, w magiczny zamek. A wszystkiemu winne jest życzenie księżniczki Emeraude…
Jak już wspominałem, wszystko jest tu przewrócone do góry nogami. Ferio, ukochany Fuu i brat księżniczki Emeraude z serialu telewizyjnego, należy tu do drużyny złych, a o jego rodzinnych koligacjach nic nie wiadomo. Bratem księżniczki jest za to Eagle, serialowy najeźdźca z planety Autozam, co oczywiście sprawia, iż zamiast obsesji na punkcie swej planety ma obsesję na punkcie swej siostry. Ascot zmienił kolorystykę z zielonej na żółtą, a Clef… Clef ma postać dorosłego mężczyzny (o ile jako mężczyzna kwalifikuje się delikatny bishounen o oczach gazeli – bardzo przestraszonej gazeli)! Ba! Zmieniło się nawet to, że nie dziewczyny przenoszą się do krainy Cephiro, ale Cephiro przenosi się do Tokio!
Ponieważ bohaterki walczą głównie z potworami wielkości Pałacu Kultury, twórcy postanowili zrezygnować z dawania im mieczy i pancerzy (buuu…) i pozostawili tylko ich mashiny (gra słów: jednocześnie „maszyna” i zlepek ma + shin = „demon” + „bóg”), które również uległy znacznej modyfikacji. Co ciekawe, w czasie kierowania kolosami dziewczyny są ubrane… w strój Ewy. Na szczęście rysownik „zapomniał” o szczegółach, więc trudno to nazwać erotyką czy choćby fanserwisem (choć w naszej telewizji bym tego nie puszczał).
Oczywiście patos nie tyle bije od tej serii, co wylewa się przez ekran, zalewa dywan i skapuje do sąsiadów, ale w CLAMPie nie jest to wielkim problemem: raczej stałym elementem wystroju. Gorzej z fabułą, która nie dość, że jest maksymalnie udziwniona, to jeszcze zwyczajnie nieciekawa. Twórcy najwyraźniej próbowali stworzyć coś podobnego do głównego wątku serialu, a jednocześnie możliwie odmiennego. Zabrakło jednak „tego czegoś” i wynik jest mocno przeciętny. Jedyną zaletą jest mniejsza, jak mi się wydaje, hegemonia Hikaru na ekranie (która, jako chodzący ideał, do moich ulubionych postaci nie należy). Widać to nawet w tym, że jej mashin nie nazywa się już Rayearth (ta nazwa przeszła na fuzję wszystkich trzech robotów), ale Lexus.
Grafika oczywiście jest prześliczna (to chyba właściwe określenie), zwłaszcza projekty postaci. Na szczęście, w odróżnieniu od serialu, rysunek jest konsekwentny i nie zmienia się z odcinka na odcinek. Jedynie miłośnicy rysunku realistycznego mogą wyć z rozpaczy, jeśli jednak brali się za dzieło CLAMPa, to sami są sobie winni. Miłośniczki bishounenów powinny się zaopatrzyć w dużą ilość chusteczek i sprzęt do transfuzji. Muzyka jest bardzo przyjemna, może niewybitna, ale dobrze oddaje klimat.
Ci, którzy widzieli serial i im się nie spodobał, mogą sobie z czystym sercem darować – acz jeśli doczytali aż tutaj, to pewnie będą na tyle zdeterminowani, żeby obejrzeć; ja w każdym razie ostrzegałem. Natomiast dla tych, którym wersja TV się podobała, jest to pozycja na pewno ciekawa (choćby ze względu na lepsze projekty postaci), choć powinni się przygotować na gorszą fabułę. Ci zaś, którzy nie oglądali serialu, obejrzeć mogą, ale jeśli nie są wielbicielami przesłodzenia, patosu rodem z radzieckiej propagandy, wzruszeń i śmierci części ważnych bohaterów, to naprawdę im to odradzam. Wyjątkiem są bishounenofilki, gdyż im zapewne wystarczy tu okazji, by wypatrzeć sobie oczy, a fabuła sobie może nawet być, byle nie zasłaniała.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Kodansha |
Autor: | CLAMP |
Projekt: | Apapa Mokona, Keiji Gotou, Megumi Kadonosono, Naoyuki Konno |
Reżyser: | Keitarou Motonaga, Toshiki Hirano |
Scenariusz: | Manabu Nakamura |
Muzyka: | Toshihiko Sahashi |