Komentarze
Hoshi o Ou Kodomo
- Powtórny seans i ocena jeszcze wyższa : Hoshi o Ou Kodomo : 6.02.2024 09:46:14
- Re: Podróż w kierunku życia : Anonimowa : 18.03.2021 10:23:33
- Podróż w kierunku życia : Bez zalogowania : 14.03.2021 00:06:38
- komentarz : Slova : 30.07.2016 08:49:44
- komentarz : kwasu : 30.07.2016 04:02:00
- Piękne : Yui_KuroiTenshi : 26.03.2014 09:33:40
- ...brak słów.. : Raven : 6.05.2012 13:36:37
- komentarz : May : 4.05.2012 11:50:08
- Istotna pomyłka : May : 4.05.2012 11:37:19
- komentarz : Sezonowy : 4.05.2012 10:38:24
Powtórny seans i ocena jeszcze wyższa
Tak i mój ponowny seans Hoshi o Ou Kodomo zaskutkował podniesieniem oceny, oraz docenieniem filmu od Makoto.
A stało się to wkrótce po obejrzeniu filmu Miyazakiego Chłopiec i Czapla.
Tak, wiem, wiele osób będzie mieć na ten temat zdanie przeciwne. Dla nich to właśnie film Miyazakiego będzie arcydziełem.
Ja natomiast mam nieodparte wrażenie, że Pan Miyazaki skopiował temat i zrobił swoją wersję, łopatologiczną, oraz wyrazistą, ale jak dla mnie pozbawioną nie tylko finezji, ale też ładunku emocjonalnego.
To niemal zupełnie tak, jakby ekspresjonista odtwarzał obraz impresjonisty.
Trzeba mi było tu powrócić, zmierzyć się jeszcze raz z Hoshi o Ou Kodomo, aby docenić zarówno oprawę, jak też sposób przekazania tematu. Na tyle subtelny, że być może część osób nie zauważy tych obyczajowych niuansów.
Trzeba mi było przez te trzy ostatnie lata kilka razy doznać ujmującej (bo nieodwracalnej) straty, żeby film Shinkaia poruszył we mnie także i te najwrażliwsze struny.
Żeby seans „rozumowy” Hoshi o Ou Kodomozmienił się w „patrzenie sercem”.
W przeciwieństwie do jego tematycznego następcy ja polecam film Makoto Shinkaia. Nawet jeżeli nie ma aż tak wyrazistej głównej postaci i posługuje się tematyką nie dla każdego interesującą.
Można spojrzeć na ten obraz
jak na zdecydowanie niewybitne anime przygodowe.
Dla mnie jednak stanowi ono najpiękniejszy jak dotąd w anime przekaz o tym, żeby żyć dalej, cokolwiek odeszło i kogokolwiek już utraciliśmy.
pogodzenia się ze stratą, ze śmiercią i życie dalej. Jak ci nikt nie umarł to nie zrozumiesz i tyle.
Piękne
...brak słów..
...ale chyba zawsze musi ten moment nadejść – pierwsza wpadka. Co do skojarzeń i zarzutów do Studia Ghibli to nie jest to najważniejsze – twórcze czerpanie ze wzorców nie jest niczym złym. Natomiast co boli to kreacja świata która budzi uśmiech politowania. Tak infantylnej, nielogicznej i wręcz durnej fabuły dawno nie widziałem. Twarz kryłem w dłoniach do połowy filmu – potem się poddałem…
wiosenny dzień skąpany
w miękkim świetle z nieba.
Dlaczego kwiaty wiśni
spadają nieprzerwanie?
Choć jestem pewna,
że on dzisiaj nie przyjdzie,
w wieczornym świetle,
gdy słychać płacz cykady,
staję przy drzwiach i czekam.
Nie bardzo wiadomo, po co dziewczynka wyrusza w podróż, ale idzie jej nieźle, pomimo potknięć kliknij: ukryte (taki naturalny strach przed wysokością, żeby zejść do tej wielkiej dziury)I całkiem ciekawa kreacja świata. Fabularnie jednak mnie nie zachwyciło, ale wizualnie.. pyszności.
Graficzne cudo, warto obejrzeć choćby dla tych przepięknych teł i animacji. Widać też wprawną rękę reżysera, ujęcia są dynamiczne, przemyślane sceny.
Mimo wszystko wypada polecić, choć momentami wiało nudą.
''tylko'' 7/10
Co w takim razie zawiodło? Fabuła – gmatwanie wątków prostych i oczywistych, spłaszczanie wydarzeń proszących się o rozwinięcie. Uproszczona fabuła sama w sobie nie byłaby zarzutem. Problem w tym, że podczas seansu trudno pozbyć się uporczywego wrażania, że ''coś tu nie gra'' i czegoś ewidentnie ''brakuje''. To samo tyczy się bohaterów – najważniejszym zarzutem wobec nich jest chyba to, że nie mają w sobie jakiejś ''bożej iskry'', która pozwalałaby ich lubić lub przynajmniej im kibicować. Dodatkowym problemem jest wyjątkowa przewidywalność ich zachowań. Jeśli dodamy do tego mocno przeciętne (nie ''proste'') dialogi – efekt końcowy będzie niestety ''tylko'' przyzwoity.
Podsumowując – zawiodłam się, może stąd tyle narzekania. Hoshi… mogę z czystym sumieniem polecić jako dopracowany wizualnie, piękny <obraz> i ciekawą (ale niestety nie do końca udaną) wariację na temat motywu ''podróży w zaświaty''.
7/10
W każdym bądź razie albo nie zrozumiałem tego filmu, albo po prostu do mnie nie trafił i nie umiem go odebrać tak, jak trzeba.
Przepraszam, ale poczułem się urażony tym stwierdzeniem (mam nadzieję, że nie tylko ja). Do jakich „mniej wiekopomnych” dzieł Ghibli nawiązujesz?
W moim odczuciu wskazujesz ewidentnie na Mononoke Hime. Oczywiście odrzucając ostatnią część zdania, która jest stwierdzeniem błędnym (bez problemu można odgadnąć jakie uwarunkowania kierują poszczególnymi postaciami, czy grupami postaci). Może podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, ale według mnie to właśnie Mononoke Hime jest jednym z najlepszych, jak nie najlepszym dziełem Studia Ghibli. Łatwo więc dostrzec źródło mojej irytacji. Powiem więcej – w Hoshi o Ou Kodomo – jak sam Makoto Shinkai przyznał – widać inspiracje twórczością Hayao Miyazakiego – co jest wartością dodatnią tego filmu, a nie jego wadą. Każdy widz bez problemu znajdzie wiele wspólnych punktów z Tenkuu no Shiro Laputa, Mononoke Hime, czy nawet z Kaze no Tani no Nausicaä – czyli najlepszymi filmami mistrza Miyazakiego. Od razu sprostuję – Makoto Shinkai wielkim artystą jest, a Hoshi o Ou Kodomo – obok Byousoku 5 cm, Kumo no Mukou, Yakusoku no Bashou, czy Hoshi no Koe są bez wątpienia dziełami wybitnymi. Krytykuję tu tylko i wyłącznie pejoratywne zdanie recenzenta związane z twórczością Studia Ghibli.
tanuki again...
No tak, Shinkai Makoto opowiedział podobną historię już wcześniej na parę sposobów, więc MUSI być ona pusta. Oczywiście. Ocenianie filmu na podstawie tego, ze recenzentowi przejadł się styl reżysera imo nie ma najmniejszego sensu.
Nie wiem po co zabierałeś się za recenzowanie Hoshi wo Ou Kodomo skoro nie lubisz stylu Shinkaia Makoto i nawet nie starasz się zrozumieć jego dzieł. Na pewno obejrzałeś film w całości a nie zajmowałeś się czymś innym gdy leciał w tle?
8/10
Mam nadzieję, że w przyszłości MS powróci do tematyki bliższej jego poprzednim dziełom.
A jednak zawód
Nie spodziewałem się, mówiąc szczerze, tak rozpaczliwej próby nagrania czegoś nowego przez Makoto Shinkaia jak metodą wzornictwa. Ten tytuł namacalnie, w rozpaczliwym stylu próbuje być „Ghiblilowy” – ten charakterystyczny start, polegający na śledzeniu bohaterki eksploatującej piękne, niezurbanizowane okolice, emanującej ciekawością świata, kończąc na podróży w towarzystwie dobrze walczącego młodziana… Bogu dzięki za postać Morisakiego, który jest jakimś oderwaniem od tego wszystkiego.
Ta konwencja twórcy nie służy, ewidentnie. Oglądając Hoshi no Koe, Kumo no Mukou czy Byousoku 5 cm czułem wręcz namacalnie, jak wszystko co się dzieje zbiega się nieuchronnie w stronę finału, pod który podyktowane są wszystkie dotychczasowe wydarzenia, stanowiąc wręcz pretekst dla niego. W Byousoku 5 cm efekt ten był wręcz zbyt duży, czyniąc „drogę do zakończenia” trochę nużącą (tak na uboczu, biorąc pod uwagę, że Enevi tak samo oceniła Kumo no Mukou, które ja widzę dokładnie przeciwnie, mogę spokojnie założyć, że to element specyfiki autora). Tymczasem tutaj non stop biło mnie w twarz poczucie, że ta historia sama nie wie do czego zmierza. Szybko można było wybić sobie z głowy, że Asuna zamierza sprowadzić Shuna z krainy martwych (jeszcze zanim podróż się zaczęła w zasadzie…) i nie pozostało zupełnie nic, co mogło być celem…
Widać Mistrz też miewa zastoje i złe pomysły na ich przełamanie.
trzy gwiazdki, czyli właśnie odkryto nowe szczyty malkontenctwa
Z wieloma kwestiami poruszonymi w recenzji (poza oceną) się zgadzam, więc nie będę ich powtarzać. Anime faktycznie jest mieszanką elementów do których przyzwyczaiło nas studio Ghibli i stylu Shinkaiego. Jest tu więcej akcji, nieco mniej nastroju charakterystycznego dla poprzednich produkcji, w których fabuła nie była najistotniejszym elementem. Bohaterowie wzbudzili we mnie sympatię, a całość szybko wciągnęła. Myślę, że Shinkai jest przede wszystkim mistrzem budowania nastroju, jednak i tu sobie poradził. Niewątpliwie jest to film na wysokim poziomie, godny polecenia każdemu, szczególnie na niedzielne popołudnie, po rodzinnym obiedzie.
Inne
Oczywiście oprawa graficzna serii jest jak zwykle na najwyższym poziomie. Uwielbiam grę świateł u Shinkaia i te niesamowicie barwne obrazy, które nam serwuje. Osobiście jest wielką fanką…chmur tworzonych przez niego xd
Projekty postaci rzeczywiście bardziej przypominają te znane z dzieł Miyazakiego, ale nie uważam tego za minus. Z pewnością do tej historii pasowały bardziej. A dlaczego? Ponieważ zdecydowanie bliżej im do baśniowych opowieści ze studia Ghibli niż do jego poprzednich perełek dramatycznych. Nie jest to wadą tego tytułu, ale po prostu oczekiwałam czegoś zbliżonego do Place Promised właśnie, niźli do Mononoke Hime i dlatego czuję się zawiedziona.
Co do oprawy muzycznej- stary, dobry Tenmon:P Nic dodać nic ując (chociaż ta ścieżka dźwiękowa akurat nie trafi do mojej playlisty, bo jakoś podczas seansu nic nie chwyciło mnie szczególnie za serce). Natomiast ending to chyba jakiś żart:/ W porównaniu do, no chociażby Kimi no Koe ten tutaj to jakaś kpina.
Mimo wszystko mi się podobało. Pominąwszy dzieła ze studia Ghibli naprawdę ciężko znaleźć obecnie taką ciepłą, acz lekko melancholijną historie w anime.
prawie Ghibli
Owszem można się dopatrywać dopatrywać podobieństw czy inspiracji do produkcji studia Ghibli i każdy indywidualnie musi rozstrzygnąć czy jest to dla niego zaleta czy wada. Dostałem piękną opowieść, która przykuła mnie do fotela na prawie 2 godziny i z fascynacją pochłaniałem stworzony świat, czekając co będzie dalej. Co prawda liczyłem że parę wątków rozwinie się inaczej albo zostaną inaczej zakończone kliknij: ukryte liczyłem że coś ciekawego stanie się z pseudo‑kotem Mimi ale wadą tego bym nie nazwał.
Ogólnie się nie zawiodłem i myślę, że z czystym sercem mogę polecić ten film każdemu komu podobało się "W krainie bogów" czy "Księżniczka Mononoke"
pozdro
Tu byłem. Moderacja.
"Śmierdzi" Ghibli
Nastrój jest chyba tym, co wyróżnia tą produkcję spośród innych od tego reżysera. Jest zupełnie inny od poprzednich filmów – ciepły, nastrojowy i nieco melancholijny. I właśnie tej części najbardziej „nie lubię”. Mimo wszystko czułem się tak, jakbym oglądał film studia Ghibli, a nie tego oczekiwałem. Niby wiedziałem, że ma to być coś zupełnie innego, ale jednak… tak, wolę poprzednie filmy. Żeby było jasne, to nie jest zła produkcja, po prostu lubię ten nieco przybijający klimat charakterystyczny dla Shinkai'a. Amen
Jak zwykle ładne, i trochę lżejszy nastrój
Po stronie technicznej wielkich zmian nie ma. Jego najnowszy film, jak poprzednie, zachwyca pięknem teł i mistrzowskim operowaniem światłem. Kryzysowe czasy widać jedynie w szczegółach animacji, na które zwrócą uwagę wyłącznie czepiający się drobiazgów perfekcjoniści – ja osobiście raczej cieszę się, że w zamian za te drobiazgi, sama produkcja trwała nieco krócej.
Od strony fabularnej… yay, Shinkai odszedł od ciężkiego, dołującego angstu. Pewnie przestałby być sobą gdyby zrezygnował z motywu rozstania, ale jego poprzednie filmy wypadały straszliwie przygnębiająco, podczas gdy tu dostajemy coś nastrojem, przynajmniej w moich oczach, bliższego to Toki w Kakeru Shoujo.
Zdecydowanie odmienny jest też klimat – najbardziej „bajkowo‑mistyczny” ze wszystkich jego produkcji. Niemal cały seans towarzyszyło mi déjà vu – jednak podobieństwa z Laputą Miyazakiego są bardzo powierzchowne, nie ma tu nic z postapokaliptycznej wizji.
Właściwie należałoby całość określić mianem synkretycznej bajki. Shinkai pełnymi garściami czerpie z legend, historii i dziedzictwa artystycznego całego świata. Echa Podróży do wnętrza Ziemi czy Zaginionej Doliny Dinozaurów? Ależ proszę. Czółna Indian z jeziora Titicaca? Proszę bardzo. Trącące Indianą Jonesem scenki przypisujące Neronowi, Napoleonowi, Hitlerowi itd. wypraw o charakterze równoważnym poszukiwaniom Arki? Ależ proszę bardzo!
Być może przez to wszystko film może się wydać co poniektórym pozbawiony wyrazu, zwłaszcza wobec dość banalnej konkluzji. Ja jednak bawiłem się dobrze, zmiany w nastroju i sposobie opowiadania mi się podobają. Pozostaje czekać, czym Shinkai zajmie się teraz.
Na koniec zostawiam zaś kwestie wydawnicze. Film jest kolejnym z rzędu dowodem na to, że Japonia zauważyła istnienie konsumentów jej kultury poza granicami. Tak DVD jak BR jest obrzydliwie drogi, i jeszcze bardziej obrzydliwie drogi jeśli uwzględnić przesyłkę, ale zawiera całkiem przyzwoite angielskie napisy, nie zostawiając zainteresowanych na łasce lokalnych wydawców i dystrybutorów. Yay!