
Komentarze
Sekai-ichi Hatsukoi 2
- Potworki : Nie twoja sprawa kim ja jestem, ok? : 25.03.2021 18:38:55
- Zdecydowanie nie miłość. : Gutosaw : 22.06.2020 03:05:02
- komentarz : LOLIŚ : 30.09.2012 12:50:07
- komentarz : Yuragashi : 9.05.2012 15:50:24
- komentarz : Sora_no_Akai : 7.03.2012 12:20:03
- komentarz : Cossette-Chan : 6.03.2012 18:13:05
- Liczyłam na coś więcej... : Tamago-chan : 12.02.2012 22:20:58
- komentarz : Nakona00 : 6.02.2012 23:02:44
- komentarz : hersa : 3.02.2012 15:55:50
- komentarz : amarlagoon : 31.01.2012 20:26:03
Potworki
Zdecydowanie nie miłość.
A ogólnie to Tamago‑chan – muszę Ci przyznać rację co do JR, bohaterów i ich wkurzającego zachowania ^^
Liczyłam na coś więcej...
Podobał mi się opening i ending – dobrze dobrane piosenki. Postacie są sympatyczne, chociaż co do większości z nich odnoszę wrażenie, że już je gdzieś widziałam. Ich charaktery są naprawdę zbliżone do tych z JR. To trochę irytujące. Choć wszystkie romanse prezentują się nieźle i nawet nie czepiam się nielogicznych lub po prostu głupich zachowań bohaterów, to jednak miałam wrażenie, że oglądam zwykłe i poza tym bardzo schematyczne shoujo, tyle że główna bohaterka wygląda jak facet.
Już pomijając całkowite wycięcie scen erotycznych – co z yaoi jakim jest manga robi nędzne shounen‑ai…poza tym sceny łóżkowe są dobrą stroną autorki mangi, czyżby twórcy anime przestraszyli się, że jakieś oglądające to dziecko zostanie skrzywione na całe życie? Jeśli ktoś nie może znieść widoku uprawiających seks facetów to nie ogląda, proste nie? To mnie drażniło już w pierwszej serii. Genialni twórcy rezygnują z erotyki a zamiast tego dostajemy tragiczne dylematy „olaboga on wyciągnął mi paproch z włosów <chyba mi stanął> o mamciu ja go wcale a wcale nie kocham dlaczego moje serce tak napitala kiedy on jest obok oh oh”.
No wybaczcie, jakbym chciała takiego babskiego zmoderowano to bym sobie jakieś yuri obejrzała, dlaczego nawet twórcy zajmujący się yaoi/shounen‑ai zakładają, że geje to zahukane panienki czerwieniące się bez powodu ?
Grrrrrrr
Serię ratuje wątek Chiaki/Tori. Po prostu Chiaki urzekł mnie ^^ Chętnie widziałabym go w innym paringu, ale i tak ten wątek jest o niebo lepszy niż pozostałe.
Ogólnie 3/10 i to tylko ze względu na Chiakiego, szkoda czasu na oglądanie tego, lepiej sięgnąć po mangę, która jest genialna
Mieszane, mieszane odczucia
Pierwszy wątek posuwa się wprzód. Mozolnie, z prędkością pijanej stonogi, ale dzielnie prze do przodu. Niby fajnie, szkoda tylko, że wszystkie te wydarzenia mogły się z powodzeniem zmieścić w pierwszej serii, a konkretów wciąż brak. Ritsu i Takano po prostu nadal nie stworzyli tego czegoś, co nazwać można magicznym słówkiem „związek”, nawet jeśli początek daje jakąś nadzieję na zmianę takiego stanu rzeczy (i nie, nie mam na myśli kliknij: ukryte seksu po pijaku w pierwszym odcinku, bo tego romantycznym nazwać raczej nie można – za to odcinek drugi miał w sobie nieokreślone coś, co dało mi iskierkę nadziei, płonnej zresztą), a końcówka serii ją podsyca, w ostatecznym rozrachunku oficjalnie nie zmieniło się nic. Ritsu wydaje się co prawda wreszcie akceptować swoje uczucia (tak! Niesamowita rzecz, ale standardowy tekst, który pojawiał się zawsze na koniec odcinka w pierwszej serii, został zastąpiony innym, o wiele mniej irytującym i o całkiem innym znaczeniu!), ale co z tego, skoro nadal uparcie się do nich nie przyznaje – a raczej jest w stanie przyznać się niemal każdemu, tylko nie Takano. Do całości zostaje jeszcze wciapnięta nie‑wiadomo‑skąd‑wzięta narzeczona Ritsu (chwyt tak standardowy dla romansów każdego rodzaju, że aż się odechciewa nim przejmować…). Cóż, dzięki temu przynajmniej coś się dzieje. Za to wątek główny zapunktował u mnie dwiema rzeczami – nareszcie solidnym wyjaśnieniem całej jakże skomplikowanej sprawy rzekomego związku Yokozawy z Takano, która tak dręczyła biednego Ritsu przez półtora serii (nie powiem, żeby mnie nie cieszyło utarcie nosa Yokozawie, który jak dla mnie zachowywał się, jakby miał problemy psychiczne objawiające się halucynacjami i utratą pamięci). Oraz ostatnim odcinkiem, w którym po raz kolejny cofamy się do czasów licealnych naszych bohaterów… Tyle że tym razem mamy okazję obserwować wszystkie zdarzenia z punktu widzenia Takano, co wnosi do serii powiew świeżości. I rzeczywiście jest ciekawe – po pierwsze jego wizja zdecydowanie pozbawiona została lukru, który swojej nadał Ritsu, bo drugie jest o wiele bardziej szczegółowa, występują w niej zdarzenia, których Onodera w ogóle nie „opowiadał”.
Wątek drugi – porażka! Porażka na całej linii. Tak, jestem w tej ocenie subiektywna, bo bohaterów tego wątku sympatią nie darzę. Tori jest nijaki, a Chaiki… bije wszelkie rekordy jeśli chodzi o naiwność i głupotę. Zachowuje się gorzej niż niejedna bohaterka shoujo, które podobno rysuje. Na początku to było zabawne, ale wszystko ma swoje granice. Z całej tej historii jako tako wypada tylko Yuu, który jednak z góry skazany jest na porażkę, więc automatycznie mniej zwraca się na niego uwagę i z reguły traktuje raczej jako „przeszkadzacza”. Ale niezależnie od sympatii czy jej braku do bohaterów, wątek wypada najsłabiej z punktu widzenia czysto fabularnego. Jest roz‑grze‑bany. Gdy minęły dwie trzecie serii, z niechęcią i rezygnacją oczekiwałam na kolejny odcinek z Chiakim w roli głównej, który nie pojawił się jednak do samego końca Sekaiichi Hatsukoi 2. Ucieszyło mnie to, ale wątek drugi wypadł tym gorzej. To tak jakby… no nie wiem, uciąć pierwszy z brzegu romans w momencie konfrontacji dwóch bohaterów o serce głównej bohaterki/bohatera. Już nawet pomijam takie szczegóły jak wciąż niewyjaśniona scena między Torim a Yuu, której Chiaki był świadkiem gdzieś na początku pierwszego sezonu (ciekawe, że nagle stracił zainteresowanie całą historią…) – czyżby nadzieja, że widzowie niczego nie zauważą, czy może ślepe podążanie za rozdziałami mangi i niezwracanie specjalnej uwagi na zawartość? Chyba jedno i drugie, ale ta bezmyślność boli najbardziej – mangi nie czytałam, ale mam nieodparte wrażenie, że jest po prostu ekranizowana krok po kroku – czyżby nadzieja, że widzowie niczego nie zauważą, czy może ślepe podążanie za rozdziałami mangi i niezwracanie specjalnej uwagi na zawartość? Chyba jedno i drugie, ale ta bezmyślność boli najbardziej – mangi nie czytałam, ale mam nieodparte wrażenie, że jest po prostu ekranizowana krok po kroku. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej – komiks i film to są dwa różne media i to, co przyjemnie się czyta, na ekranie może wypaść zupełnie nieciekawie. Warto, żeby podczas adaptacji ekipa trochę pomyślała, a nie bezmyślnie przerzucała wszystko z kart mangi na ekran. Mogliby nawet całkiem zręcznie przerobić/wyminąć pewne braki, które miała wersja papierowa (choć w tym momencie nie wiem, czy wina leży po stronie oryginału, adaptacji, czy jednego i drugiego…)
Wątek trzeci – i tutaj nie mam najmniejszych powodów do narzekań. Bardzo ładnie i zgrabnie opowiedziana historia. Wiąże się to zapewne z faktem, że Yukino i Kisa, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych panów, rzeczywiście tworzą parę. Odcinki o nich przedstawiają więc raczej problemy związane z byciem w związku, aniżeli jego mozolne budowanie. To oraz sympatyczni, choć prości bohaterowie sprawia, że odcinki wątku trzeciego wypadają najlepiej ze wszystkich z serii. Bardzo żałuję, że czasu antenowego poświęcono im najmniej – takie odcinki wątku drugiego nie wnoszą do całości zupełnie nic, no cóż…
Narzekam sobie i narzekam, ale ocenę wystawiłam pozytywną – 7/10. Dlaczego? Mimo świadomości wszystkich tych wad i wielokrotnego załamywania rąk, serię ogląda się tak naprawdę dobrze, przynajmniej wątek główny oraz ten Kisy i Yukino. Ritsu i Takano mają w sobie jakiś taki urok, dzięki któremu oglądaniu towarzyszy uśmiech. Szkoda, że zepsuto ich historię – a błąd polega głównie na, mówiąc wprost, zbyt dużej ilości molestowania seksualnego i próbach wmówienia, że to takie słodkie i urocze. Schemat z opieraniem się jednej ze stron jest w romansach wykorzystywany często i z powodzeniem, ale taki stan rzeczy nie może przecież trwać wiecznie, bo zaczyna budzić bardzo nieprzyjemnie skojarzenia i wątpliwości. Poza tym po serii widać wyraźnie rozpaczliwy brak materiału (obecność odcinku szóstego, spin‑offu Junjou Romantica, jest tego świadectwem – odcinek sam w sobie bardzo udany, ale dlaczego znalazł się w tej serii? Powinien być raczej wydany jako niezależna OVA…) – zdecydowanie lepiej by się sprawy miały, gdyby poczekać z drugą serią te kilka sezonów, aż uzbiera się nieco więcej rozdziałów mangowego pierwowzoru.
Mimo wszystko polecam, choć wyłącznie fankom yaoi tudzież romansów we wszelkiej postaci – do klasy Junjou Romantica temu anime daleko, ale nadal można sobie pooglądać, tym bardziej, że ostatnimi czasy z tego gatunku nie pojawia się nic choćby przeciętnego. Jeśli polubimy bohaterów, przyjemność oglądania gwarantowana.
O nie!
Co myślę?? ;FFF