
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
5/10postaci: 5/10 | |
fabuła: 7/10 | muzyka: 6/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Kadry




Top 10
Maria-sama ga Miteru [2010]
- マリア様がみてる [2010]

Aktorska adaptacja wstępu do bogatego cyklu opowieści o żeńskim liceum katolickim Lillian i jego uczennicach.
Recenzja / Opis
Yumi Fukuzawa rozpoczęła właśnie naukę w żeńskim liceum katolickim Lillian. Panująca w szkole tradycja mówi, że każda pierwszoroczna uczennica powinna znaleźć sobie wśród drugorocznych opiekunkę, tzw. starszą siostrę, która wprowadzi ją w świat seks… znaczy, w świat szkoły. Lillian to bowiem osobliwa, nieco staroświecka wszechnica, która na tle typowych japońskich szkół średnich wyróżnia się nie tylko konserwatyzmem, ale i strukturą. Dziewięcioosobowy (teoretycznie) samorząd, składający się z trzech uczennic każdego roku, pełni tu władzę niemalże absolutną. I tak się akurat złożyło, że jedna z jego członkiń, powszechnie szanowana i podziwiana Sachiko Ogasawara, nie ma swojej młodszej siostrzyczki, co nie tylko dekompletuje stan osobowy Yamayurikai (tak się nasza uczniowska władza nazywa), ale i prowadzi do kolejnych trudności.
Sachiko, która za wszelką cenę chce uniknąć przykrego obowiązku grania roli Kopciuszka w przygotowywanym przez szkołę przedstawieniu, dostaje od swojej „starszej siostry” ultimatum – albo znajdzie „młodszą siostrzyczkę”, albo niech się szykuje do występu. Dziewczyna, nie mając wyboru, łapie dosłownie pierwszą osobę, która nawija się pod rękę – czyli, jak nietrudno chyba zgadnąć, Yumi. Chociaż ta podziwiała Sachiko od dawna, perspektywa zostania „młodszą siostrą” tylko dlatego, że była akurat w okolicy, wydaje jej się mało romantyczna. Dopiero teraz obie bohaterki zaczynają powoli się poznawać, ale upłynie sporo czasu, nim Yumi powie sakramentalne „tak” i zgodzi się przejść pod opiekę Sachiko.
Aktorska wersja jednej z najbardziej popularnych serii shoujo ostatnich lat – Maria‑sama ga Miteru – była jedną z dwóch (obok Space Battleship Yamato) produkcji tego typu, których ostatnimi czasy wyczekiwałem. Sprawa wydawała się prosta – wszak nakręcenie aktorskiego filmu na motywach pozbawionej elementów nadprzyrodzonych szkolnej obyczajówki nie powinno stanowić wielkiego wyzwania. Scenariusz był już gotowy, wystarczyło przenieść go na ekran, dać aktorkom skrypty i tyle.
I tak właśnie zrobiono. Film jest wierną adaptacją pierwszego tomu mangi/powieści/pierwszych trzech odcinków anime. Próżno tu szukać jakichkolwiek niespodzianek, nawet spora część dialogów brzmi identycznie. Jeżeli ktoś już zapoznał się z serią, ale nie jest jej wielkim fanem, to obcowanie z filmem będzie dlań raczej czasem straconym. Dostanie bowiem po prostu streszczenie opowieści, którą już doskonale zna. Na dodatek będzie to streszczenie aktorskie. I tu zaczynają się schody.
Jak to w takich produkcjach często się zdarza, główne role obsadziły debiutantki, modelki i idolki, mające często średnie (w najlepszym razie) pojęcie o aktorstwie. Najbardziej uderza to w kreacji Yumi, granej przez Honokę Miki. Panna Miki obejrzała najpewniej anime, po czym za punkt honoru postawiła sobie odwzorowanie całej fiskomiki postaci. Jednak, co w anime uchodzi, w wersji aktorskiej wypada groteskowo. W efekcie dałoby się złożyć pierwszej wody humorystyczną galerię kadrów wyłącznie z ujęć twarzy Yumi. Jestem zdziwiony, że reżyser jej choć trochę nie przystopował, ale kto wie, może uznano, że to jest kawaii? Sachiko wypada lepiej, ale i jej rola była ciut prostsza. Nie najgorzej zagrała Alice Hirose, której przypadła rola Tsutako. Reszta postaci została wyraźnie zepchnięta na dalszy plan. I tu pojawia się problem – pierwsza seria dawała każdej z trójek (lub dwójek) dziewczyn z samorządu po kilka odcinków. Wierna ekranizacja jedynie epizodów poświęconych Sachiko i Yumi sprawiła, że cała reszta stała się dla nich tłem.
Pochwalić należy autorów, że zrezygnowali z kupienia ciężarówki szamponów koloryzujących i bohaterkom zostawili typowo japońskie, czarne włosy. Wyjątkiem pozostaje Sei Satou, która jest tutaj ruda (w mandze/anime była blondynką). Samo Lillian też wygląda tak, jak powinno – acz rozbawiły mnie ławki rodem z XIX wieku, z otworami na kałamarze, czy równie chyba stara maszyna do szycia w siedzibie Yamayurikai. Wynika to ze specyfiki pierwowzoru – Oyuki Konno, autorka powieści, wspomniała kiedyś, że inspirowały ją głównie dawne powiastki dla dziewcząt i dlatego w szkole końca XX wieku próżno szukać telefonów komórkowych, internet nie jest codziennością, a bohaterki nie fascynują się aktualnie popularnymi zespołami czy programami w telewizji. To dość szczególna konwencja, którą trzeba zaakceptować.
Rozczarował mnie ten film, choć w stopniu niewielkim – liczyłem na coś więcej niż tylko tę samą opowieść po raz kolejny. Tak jak czasem zbyt poważne odstępstwa od pierwowzoru czynią dany tytuł jedynie luźną interpretacją, powiązaną z oryginałem jedynie tytułem i imionami, tak niewolnicze wręcz trzymanie się go sprawia, że powstaje rzecz niemająca tak naprawdę wiele do zaoferowania. Aktorskie MariMite są właśnie tego przykładem. Chociaż pewnie znakomita większość fanów i tak je obejrzy…
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Autor: | Oyuki Konno |
Reżyser: | Koutarou Terauchi |
Scenariusz: | Koutarou Terauchi, Yoshitsugu Sagami |
Muzyka: | Chika Fujino |