Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Komentarze

Deltora Quest

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 1
    DilyT. 21.11.2014 12:54
    Deltora Quest - jak bardzo tylko WZOROWANE na pomyśle Roddy?
    Obejrzałem pierwszy odcinek. Wystarczy. Lubię fantaziaki dla dzieci, dlatego zabrałem się za serię książek Deltora Quest (polski tytuł „Pas Deltory”). Przygody Liefa, Jasmine i Bardy były dla mnie przewidywalne, ale mimo to zabawne i pomysłowe. Postaci nakreślone były realistycznie, miały swoje własne przemyślenia i problemy. Fabuła, mimo że z pozoru łatwa do odgadnięcia, koniec końców zaskoczyła mnie niesamowicie.

    Czemu o tym piszę? Ponieważ myślę, że potrzebne jest to do zrozumienia, na czym poległo to anime.
    Na początku pierwszego odcinka mgliście i powierzchownie poznajemy historię Deltory, zostając pozbawionymi wg mnie naprawdę interesujących informacji, takich jak: dlaczego królowie Deltory nie wychodzili za mury? jak daleko sięgały szpony Władcy Mroku w pałacu? jakim cudem król uciekł z pałacu żywy? dlaczego Jarred mu pomógł? i mnóstwa innych, które ciekawie opisane są w serii Roddy.
    Po drugie – spoilery. Jak już wspominałem, książka wydawała się przewidywalna i w większości przypadków taka była, jednak niektóre zwroty akcji były tak genialne, że ustawiły tę pozycję wysoko w moim rankingu – w anime jest inaczej. Pierwszy odcinek do bólu spoiluje niesamowite zwieńczenie cyklu.
    Myślicie, że to koniec? Otóż nie. Anime to przedstawia jeszcze inne wady względem swego pierwowzoru. Jakie? Na przykład autentyczność postaci. Lief jest szesnastoletnim chłopcem. Wychowanym w biedzie, przez kowala i szwaczkę, w ciągłym niebezpieczeństwie. Jest ciekawy świata, ale jednocześnie boi się, bo jego nieposłuszeństwo mogłoby sprowadzić zgubę na wszystkich, których kocha. W Del nikt nie jest bezpieczny.
    A co widzimy w pierwszym odcinku anime? Z Liefa zrobili typowego Gary Stu ([link]. Szesnastolatek bez zawahania prowokuje Szarą Straż, nie obawiając się ni trochę chociażby pęcherzy ze żrącym kwasem, które Straż ciska w buntowników. Narzeka rodzicom na tchórzostwo biedoty, aż rwie się, żeby ocalić caaaałą Deltorę! No bo któż jak nie on?!
    Co więcej, rodzice z chęcią wysyłają go na niebezpieczną podróż – „a idźże, idź, na pewno ci się uda”. No bo któż, jeśli nie ich jedyny, szesnastoletni syn, który ma jeszcze mleko pod nosem!
    Zupełnie inaczej było w serii! Rodzice naprawdę MARTWILI się o swoje dziecko, mieli jakieś uczucia. Wysyłali go z KONIECZNOŚCI. A „oryginalny” Lief też się jakoś nie palił do podróży – bał się. Jak dziecko, którym BYŁ. Miał poczucie obowiązku, ale głęboko w sobie odczuwał lęk. I to była postać autentyczna, a nie podstawiona do schematu superbohatera.

    Jeśli zastanawiacie się nad tą serią, zdecydowanie rekomenduję porzucić anime i zabrać się do książek. Może nie będziecie mieli podanych bohaterów jak na talerzu, może czytanie wymaga nieco więcej myślenia niż puste gapienie się w kolorowe obrazki, ale dla takiej różnicy warto. Tym bardziej, że książeczki są cieniutkie, mają duuże literki, obrazeczki na pół strony i krótkie rozdziały, do tego są niewymagające i wręcz do połknięcia bez popitki.
    Na pewno znajdziecie je w którejś bibliotece.

    Oczywiście możecie pozostać przy anime, ale moim zdaniem zniszczycie sobie piękną historię i nie poznacie dziecinnych, lecz mających jakieś uczucia, pozytywnych bohaterów, jakimi obdarzyła nas Emily Rodda.

    DailyT.
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime