Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 3/10 grafika: 8/10
fabuła: 3/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 15 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,80

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 537
Średnia: 7,42
σ=1,6

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hyouka

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 22×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 氷菓
Tytuły powiązane:
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Szkolny detektyw na tropie tajemnic niekoniecznie wielkiego kalibru, ale za to budzących obsesyjne zainteresowanie jego koleżanki. Animowana wydmuszka, która poza ładnym rysunkiem nie ma do zaoferowania niczego ciekawego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Nie każdy detektyw musi mieć umysł na miarę Sherlocka Holmesa, jak i nie zawsze musi zajmować się równie poważnymi i skomplikowanymi przypadkami. Na świecie jest mnóstwo problemów bardziej przyziemnych, nie mniej przy tym istotnych dla uwikłanych w nie osób. Co nie oznacza automatycznie, że trzeba, czy też warto, kręcić o nich anime.

Teoretycznie, w zalewie bardziej poważnych opowieści, adaptacja książkowej serii podchodzącej z nieco większą swobodą do schematów gatunku i niebędącej przy tym komedią, miała spore szanse powodzenia. Niewiele jest produkcji utrzymanych w lżejszym tonie, które potrafią swobodnie operować charakterystycznymi dla gatunku elementami, a przy tym powstrzymać się od kreowania każdego odcinka na skróconą wersję Morderstwa w Orient Expressie. Dlatego wieści o serialu Kyoto Animation i materiały poglądowe, na których projekt wyglądał niczym K­‑ON! z Baker Street, wzbudziły moje zainteresowanie, choć ze zrozumiałych względów do takiego połączenia podchodziłem z rezerwą.

Zdrowa doza sceptycyzmu przydała się już od początku. Okazało się, że element kluczowy, czyli zagadki, stoi na – delikatnie mówiąc – mizernym poziomie. I nie jest to wina przyjętych założeń czy też zawartości pierwowzoru, gdyż w swej prostocie wiele wątków mogłoby mieścić się w akceptowalnych ramach. Kuleje prezentacja materiału, ewidentnie zrobiona na kolanie. Kluczowe wskazówki są albo podtykane widzowi pod nos, albo w ogóle nieobecne do momentu, w którym jednocześnie ujawnione zostaje rozwiązanie. Pierwszy przypadek można jeszcze zrozumieć i próbować wytłumaczyć, jednakże drugi stanowi całkowite zaprzeczenie istoty gatunku. Odbiorca musi mieć szansę wykazania się, czy to poprzez samodzielne rozwiązanie tajemnicy, udowodnienie hipotezy, czy też znalezienie słabych punktów w pozornie bezbłędnym toku rozumowania. Hyouka takich szans praktycznie nie daje, pomijając nieliczne chlubne przypadki, zbyt rzadkie jednak, by z zainteresowaniem śledzić fabułę.

Winy za taki stan rzeczy nie można jednak zrzucić na specyfikę miejsca akcji oraz wybranie jako bohaterów grupki znudzonych uczniów. Pierwotne założenia są spójne i jak najbardziej akceptowalne, ale na swe nieszczęście śmiertelnie nudne, a twórcy nie potrafili wykorzystać szans wynikających z niezłego pomysłu. W skrócie – za rozwiązywanie łamigłówek biorą się członkowie klubu literackiego, odrestaurowanego w gruncie rzeczy jedynie dla zaspokojenia próżnej ciekawości jednej z bohaterek. Siłą rzeczy decyduje to o tematyce „śledztw” – od podejrzanych wypożyczeń książki ze szkolnej biblioteki po drobne kradzieże. Zdarzają się również sytuacje tyleż nieszablonowe, co kuriozalne, jak choćby odcinek poświęcony pytaniu, dlaczego uczennica obraziła się na pedagoga. Minimalna waga problemów i nieumiejętna prezentacja powodują jednak, że trudno odnieść się z jakimkolwiek zainteresowaniem do procesu ich rozwiązywania. Sporadycznie trafia się coś bardziej wciągającego, ale wtedy efekt psują niedostatki fabularne pierwowzoru. A imię ich Legion.

Hyouka poza walorami nasennymi wykłada się bowiem na błędach drobnych, ale wszechobecnych i podstawowych. Zbyt dużo jest scen zbędnych lub też całkowicie absurdalnych. Szczytem niedorzeczności był epizod podczas uroczystości noworocznych, kiedy to protagonista wraz z koleżanką zatrzasnęli się przypadkiem w szopie i kombinowali, jak się z niej wydostać. Zamiast zawołać pomoc (a okazja ku temu była niejedna, zwłaszcza gdy ludzie przechodzili niemal bezpośrednio obok budynku), dziewczyna nie chciała słyszeć o zwróceniu uwagi spacerowiczów, żeby przypadkiem nikt nieopatrznie nie zinterpretował sytuacji (dwójka nastolatków w szopie MUSI przecież robić coś zbereźnego, innego wytłumaczenia dorosły nie zaakceptuje). Urocze. Rozumiem wstyd, ale jeśli przesadna pruderyjność miałaby skutkować perspektywą odmrożeń, to jest to tylko i wyłącznie niestworzony wymysł autora, niewiele mający wspólnego z rzeczywistością. Nie widzę też najmniejszego powodu do wpychania w treść wątków romansowych, przesadnie wyeksponowanych i mało wiarygodnych dramatów albo, co gorsza, rozważań filozoficznych. Psuje to całkowicie ów lekki, przyjazny klimat, jaki serial teoretycznie stara się budować, w zamian oferując mało odkrywczy i naciągany dramat obyczajowy. Nawet jeśli bohaterowie mają po piętnaście­‑szesnaście lat, nie znaczy to, że ich problemów nie dałoby się pokazać w sposób dojrzały! Albo przynajmniej spróbować.

Radośnie nieprawdopodobne osobowości to zresztą oddzielny powód do narzekania. Jedyną w miarę akceptowalną członkinią klubu literackiego jest Mayaka – dziewczyna żywiołowa, bezpośrednia i konkretna. Choć jej zachowania są stereotypowe i przewidywalne, Mayaka nie miewa zachowań logicznie wątpliwych, a jej miłosne rozterki nie są głębokości Rowu Mariańskiego. Pozostała trójka to już przypadki beznadziejne, których obecność na ekranie znosiłem tylko poprzez wyobrażanie sobie w duchu, jak to znikąd pojawia się Chuck Norris i trzema kopnięciami z półobrotu czyni świat odrobinę lepszym miejscem. Trudno jednak nie mieć podobnych opinii choćby o protagoniście, który stanowi przykład ostatecznego zmanierowania i lenistwa. Houtarou Oreki w myśl dewizy „Jeśli nie musisz tego robić, nie rób, a jeśli nie masz wyjścia, zrób to szybko” prowadzi całkowicie jałową egzystencję, nawet gdy jako członek klubu literackiego zostaje przez okoliczności zmotywowany do minimalnej aktywności. Polubić bohatera tak apatycznego jest prawdziwą sztuką, nawet jeśli przejawia również pozytywne cechy charakteru. Ma sporo okazji, by wykazać się intelektem i zdolnością dedukcji, ale z uwagi na poziom zagadek niewiele z tego wynika. Z czasem staje się na szczęście nieco bardziej zaangażowany i otwarty, powoli przechodząc istotną przemianę i wyzbywając się części złych nawyków, i akurat za to można twórców pochwalić. Jego najlepszy przyjaciel, Satoshi, jest jednak całkowicie niereformowalny. Ten pozorny wesołek cierpi z powodu niskiej samooceny, spowodowanej przekonaniem, że nigdy w niczym nie będzie najlepszy. Czy to w nauce, hobby, czy miłości zawsze rezygnuje przed czasem z obawy przed popadnięciem w obsesję, która do niczego konkretnego nie doprowadzi. I choć nie neguję faktu, że ktoś taki mógłby w rzeczywistości istnieć, to jednak Satoshi z każdym kolejnym dialogiem coraz bardziej plącze się w zeznaniach, aż w końcu nie wiadomo właściwie, czego tak naprawdę się obawia i jakie ma ku temu realne podstawy (pomijam wyimaginowane uprzedzenia). W końcu doszło do tego, że sam zacząłem się zastanawiać, czy jest on do czegokolwiek w tym serialu potrzebny i czemu w ogóle miałby mnie jego los obchodzić, a takowe wątpliwości to grzech podstawowy dla anime, potęgujący znudzenie seansem.

Osobny wywód zarezerwowałem dla Chitandy, nastoletniej esencji niewyczerpanej ciekawości. Intryguje ją dosłownie wszystko i wszędzie musi wetknąć swój długi nochal. Gdy tylko wyczuje najmniejszą choćby tajemnicę, natychmiast przechodzi w „tryb różowy”, objawiający się powiększeniem oczu do rozmiaru spodków, wszechobecnymi rozbłyskami (okraszonymi przez animatorów zadziwiającymi zabiegami artystycznymi), permanentnie namolnym wyrazem twarzy i zmianą tonu głosu na taki, który zachęca do poszukiwań narzędzia potencjalnej zbrodni. Dawno nie spotkałem się z tak irytującą postacią i nie potrafię pojąć, dlaczego pozostali bohaterowie mieliby się w ogóle z nią zadawać (chyba że nadaktywne męczydusze to nowy trend w anime albo też Oreki jest masochistą lub typem, który w imię wyglądu jest w stanie wybaczyć dowolną ilość skaz na charakterze). Jedynym pozytywnym aspektem jej obecności jest fakt, że po pewnym czasie zacząłem reszcie członków klubu autentycznie współczuć codziennego użerania się z napadami ciekawości Chitandy. Tak przy okazji, w imię ostatecznego dobicia wszelkiej wiarygodności psychologicznej, cała ekipa te wybryki nie tylko toleruje ale wręcz podsyca, zamiast sprawnie i skutecznie przywołać dziewczynę do porządku. Twórcy zapatrzyli się chyba na Haruhi Suzumiyę, która też była postacią momentami uciążliwą i potrafiącą narzucać się innym w imię własnych zachcianek. Tyle że widzimisię młodej bogini miało przynajmniej jakieś fabularne uzasadnienie, a i sama Haruhi potrafiła wykorzystać swoją energię w sposób pożyteczny, integrując grupę. Umiała też skutecznie coś zdziałać, a nie tylko odwoływać się do pomocy innych. Aż dziw, że studio nie potrafiło konstruktywnie powielić pomysłów wcześniej udanie zaimplementowanych we własnym anime.

Aż szkoda więc, że tak mierna historia doczekała się tak udanej oprawy. Jak przystało na Kyoto Animation, rysunek jest pierwszorzędny – pełen detali, kolorów i masy technicznych zabiegów czyniących z Hyouki jedno z najładniejszych anime roku 2012. I choć w treści serialu brakuje bardziej dynamicznych scen, pozwalających podkreślić wysoką jakość zastosowanych środków, całość i tak prezentuje się rewelacyjnie. A jednak ocena cząstkowa tego stanu rzeczy w pełni nie oddaje, ze względu na przesadę, w jaką animatorzy momentami popadają. Napady Chitandy, jak już wspomniałem „zdobi” masa zbędnych dodatków. Co za dużo to niezdrowo i ten brak zahamowań momentami mocno kłuje w oczy. Z kolei ścieżka dźwiękowa, choć nie odznacza się równym bogactwem formy, spełnia swoje zadanie jak należy. Żywe, wpadające w ucho melodie, nie zostają co prawda w pamięci na zbyt długo, ale skutecznie powstrzymywały mnie przynajmniej przed zaśnięciem w nudniejszych momentach. Mógłbym co prawda rozpisać się o środkach formalnych nieco więcej, ale ponieważ stanowią one jedynie dekorację dla jałowej treści, pozostanę przy stwierdzeniu, że jakkolwiek udane, są wyłącznie marnowaniem czasu, środków i talentu ludzi, którzy włożyli w nie pracę.

Im dłużej rozmyślałem nad werdyktem, tym trudniej przychodziło mi wyobrażenie sobie kogokolwiek, komu mógłbym zarekomendować Hyoukę, mając do dyspozycji masę innych, ciekawszych alternatyw. Miłośnicy tajemnic i łamigłówek nie mają tu czego szukać, realizacja założeń gatunkowych wypada blado. Bez tych elementów z kolei wszystko inne jest nijakie i pozbawione polotu, a irytująca obsada dopełnia dzieła zniszczenia. Fanatyczni wyznawcy Kyoto Animation to bodaj jedyna grupa, która łaskawszym okiem spojrzy na to anime. Ostatecznie, gdyby nie szacunek wobec ogromu pracy rysowników i kompozytorów, byłbym w swej ocenie jeszcze surowszy, a tak dopisuję do finalnego werdyktu jedno oczko. O niczym, dla nikogo, bez polotu. Takim anime serdecznie dziękuję, a ewentualną kontynuację skwituję jedynie smutnym westchnieniem.

Tassadar, 18 listopada 2012

Recenzje alternatywne

  • Kysz - 17 grudnia 2013
    Ocena: 8/10

    Lekkie okruchy życia z pomysłem na siebie, czyli jak powinna wyglądać japońska wersja Sherlocka Holmesa w szkolnym wydaniu. Wybitnie udany produkt spod znaku Kyoto Animation. więcej >>>

  • KagamiOneeSama - 11 października 2016
    Ocena: 7/10

    Hyouka, czyli kiedy chłopak poznaje dziewczynę… znaczy Sherlock… znaczy Oreki. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kyoto Animation
Autor: Honobu Yonezawa
Projekt: Futoshi Nishiya
Reżyser: Yasuhiro Takemoto
Scenariusz: Shouji Gatou
Muzyka: Kouhei Tanaka