Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10 grafika: 5/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 16
Średnia: 3,69
σ=2,49

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Sengoku Collection

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 26×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 戦国コレクション
Postaci: Samuraje/ninja; Pierwowzór: Gra (inna); Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi
zrzutka

Bohaterowie ery Sengoku jako nastolatki przeniesione z alternatywnej rzeczywistości do współczesnej Japonii. Odcinanie kuponów od towarzyszącego premierze wzrostu popularności tego najsłynniejszego okresu w dziejach wyspiarskiego kraju.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Moda na samurajskie opowieści z ery walczących panów feudalnych uderzyła nagle i niespodziewanie. Gdy swego czasu recenzowałem Sengoku Otome, wizja uczennicy wysłanej do alternatywnej rzeczywistości kojarzyła się raczej z łzawymi romansami bądź rozbudowanymi sagami fantasy o wielowątkowej fabule. Szybko pojawiły się jednak tytuły w swych założeniach prostsze, oparte na mieszance przygody z odrobiną komedii. Sengoku Collection nie okazało się wyjątkiem, może poza faktem, że tym razem to uzbrojone w miecze dziewoje trafiły do czasów współczesnych.

Tytuł dobrze oddaje zaistniałą sytuację, ponieważ właśnie cała kolekcja słynnych postaci historycznych, w swoich alternatywnych, piękniejszych formach została skazana na spędzenie reszty życia w XXI wieku. Nie wszystkim perspektywa ta odpowiada. Nobunaga Oda nie zamierza poddać się łatwo i wkrótce poznaje wskazówki dające nadzieję na szczęśliwy powrót. Aby tego dokonać, trzeba jednak odnaleźć pozostałe władczynie feudalne i nakłonić je, dobrym słowem bądź siłą, do pozbycia się swych skarbów, które zebrane razem mają olbrzymią moc. Jak na historię bazującą na grze przeznaczonej na telefony komórkowe (!), to całkiem znośne założenia. Co więcej, ponieważ postaci jest cała masa, każdy kolejny odcinek potrafi zaskoczyć tematyką i stylem. Pomijając elementy należące do wątku głównego i obracające się wokół poszukiwań prowadzonych przez Nobunagę, każda bohaterka trafiwszy do Tokio, musi zmierzyć się ze swoimi problemami. Zdarzy się więc trafić na coś w stylu kryminału, opowieści obyczajowej z życia gwiazd estrady czy szkolnej prozy życia, za każdym razem nawiązującego w mniejszym lub większym stopniu do znanych filmów, tak aktorskich, jak i animowanych. Repertuar jest bez wątpienia bogaty, a ponieważ po drodze bohaterki często się spotykają, nie ma wrażenia wyrwania poszczególnych odcinków z kontekstu.

Jakkolwiek z początku obiecująco się to zapowiadało, szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Czas skończyć z pochwałami i skupić się na powodach, dla których pomysł niekoniecznie sprawdza się w praktyce. Wszystkie wspomniane historie są, delikatnie mówiąc, nieskomplikowane, a czasami wręcz porażają naiwnością. Cóż z tego, że przykładowy odcinek opisuje los Masamune Date, omamionej przez szefa yakuzy i pchniętej na drogę zbrodni, jeżeli umysł sam broni się przed daleko idącym spłyceniem teoretycznie ciekawego pomysłu. To nie przypadek, ale nagminna praktyka, systematycznie powielana nie wiedzieć czemu i dowodząca braku zdecydowania. Serialu nie sposób przez to polecić ani młodszej widowni (ze względu na dojrzalsze treści zawarte w niektórych odcinkach), ani pozostałym, których wątki o czterolistnych koniczynkach i walce o władzę w piaskownicy (nawet uwzględniając parodystyczny charakter) wynudzą do granic wytrzymałości.

Problemem pozostaje również definicja „akcji” w rozumieniu odpowiedzialnych za nią decydentów. Sam fakt uwzględnienia pościgów czy też drobnych potyczek nie oznacza automatycznie, że będą one budować napięcie. Za przykład niech posłuży Keiji Maeda i jej nocne motocyklowe eskapady w roli obrończyni sprawiedliwości na japońskich szosach, sprowadzające się do szeregu statycznych ponad miarę ujęć, sztucznego poczucia zagrożenia i domniemanej wspaniałości bohaterki, której biedaczka tak na dobrą sprawę nie ma kiedy udowodnić (a przynajmniej dopóki jej adwersarze pozostają na poziomie tyczek slalomowych). Wyklarowanie się jakiejkolwiek sensowniejszej intrygi trwa w nieskończoność, sztucznie przedłużane przez niepotrzebne ujęcia. To, co można by spokojnie upchnąć w dziesięć minut, rozłożono na dwa razy tyle, uzyskując dłużący się niemiłosiernie koszmarek. Tak na marginesie, decyzja, by serial rozbudować na 26 odcinków, jest dla mnie co najmniej niezrozumiała, zwłaszcza w czasach, gdy nawet hitowe adaptacje dzielone są na części lub okrawane jak tylko możliwe, by dostosować się do ramówki telewizyjnej. W skondensowanej formie treść Sengoku Collection dałoby się lepiej strawić, a przygody dzielnych wojowniczek na pewno wiele by zyskały, choćby poprzez zintensyfikowanie (czytaj: wprowadzenie jakiegokolwiek) napięcia. Produkcje z założenia ograne, a wręcz taśmowe, tym bardziej nie mogą sobie pozwolić na zanudzanie widza na śmierć. Wartka akcja daje przynajmniej nadzieję, że widz przymknie oko na niedostatki, nie mając zbyt wiele czasu, by się nad nimi zastanawiać. W tym konkretnym przypadku ślamazarne tempo daje mnóstwo okazji, by ponarzekać.

W odrobinę cieplejszym tonie można wypowiedzieć się o bohaterkach serialu. Na ekranie przewija się cała masa postaci mniej lub bardziej znanych z realiów historycznych, co samo w sobie jest jeszcze umiarkowanym gwarantem kilku przyjemniejszych chwil polegających na porównywaniu ich zachowania z historycznymi pierwowzorami. Chwali się zróżnicowanie charakterów, co w połączeniu z nieźle wykonującymi swoją pracę seiyuu wnosi nieco życia w nieszczególnie interesujące wątki fabularne. Aktorek zatrudnionych do podkładania głosów jest ze względu na szeroką obsadę cała masa, przy czym oprócz kilku znanych nazwisk znalazło się sporo miejsca dla osób równie utalentowanych, choć niejednokrotnie przypisanych od zawsze do ról drugoplanowych. Niestety, osobowości bohaterek oryginalnością i wiarygodnością nie grzeszą. To stereotypowe dziewczyny z anime o prostych charakterach i nieskomplikowanych potrzebach, każdorazowo dające się opisać w jednym, góra dwóch zdaniach. Teoretycznie kolejne historyjki dają możliwość dowiedzenia się o wojowniczkach czegoś więcej, są to jednak wszystko fakty oczywiste już na starcie i nie wnoszące nic zajmującego.

Wobec ogólnej nijakości scenariusza bardziej namacalnych zalet wypadało szukać gdzie indziej. Ciekawa w zamyśle strona wizualna miała szansę nadać anime charakteru i wyróżnić je na tle konkurencji. Pełna jaskrawych kolorów, odznaczająca się charakterystycznym sposobem rysowania postaci i utrzymana w pogodnym tonie nie do końca spełnia swą rolę, jak to zazwyczaj bywa – z prozaicznych powodów finansowych. Nietuzinkowy styl pozwolił dość skutecznie zamaskować braki jakościowe i typowo oszczędnościowe cięcia, które dają o sobie znać zwłaszcza przy okazji schematycznej i mało dynamicznej animacji. Jednocześnie nie jest to forma na tyle wyjątkowa, by stanowiła usprawiedliwienie dla efektów pracy scenarzystów. Ścieżka dźwiękowa prezentuje się podobnie. Choć nie najwyższych lotów, jest przynajmniej urozmaicona i dostosowana do sytuacji.

Wciąż mam wrażenie, że Sengoku Collection powstało siłą rozpędu, na fali popularności historycznej tematyki, ale bez jednoznacznej wizji tego, czym miałoby się w ostateczności stać. W efekcie nie sposób znaleźć choćby jednej niekwestionowanej zalety, która mogłaby zachęcić do oglądania. Absolutna przeciętność towarzyszy serii od początku do końca, szybko wywołując uczucie znużenia schematami i uproszczeniami. Kolejny tytuł, który zaginie w mrokach dziejów, przysypany kurzem, i szczerze powiedziawszy, tam jego miejsce. Tak więc, wbrew nazwie, nie warto do swojej prywatnej kolekcji dodawać akurat tej wariacji na temat okresu Sengoku.

Tassadar, 7 października 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Brain's Base
Autor: Konami Digital Entertainment
Projekt: Katsunori Shibata, Kumi Ishii
Reżyser: Keiji Gotou
Scenariusz: Gou Zappa, Touko Machida
Muzyka: Tomoki Kikuya