Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 5/10 grafika: 7/10
fabuła: 3/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 46
Średnia: 4,65
σ=2,42

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek, Slova)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Busou Shinki

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 武装神姫
Postaci: Androidy/cyborgi
zrzutka

Dobra reklama musi być interesująca i dobrze przemyślana – to wie każdy spec od marketingu. Niestety autorzy Busou Shinki raczej nie przyswoili tej wiedzy.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

To anime nie zasługuje na żadne uznanie. Dlaczego? Najprościej rzecz ujmując, autorzy uznali, że nie będą się wysilać, po prostu zrobią podrzędną pseudoreklamę figurek, skierowaną do najbardziej zdegenerowanych otaku i zrealizowaną tak, by jedynie ta grupa mogła czerpać wątpliwą radość z seansu tego „dzieła”. Od razu więc zaznaczam, że cała reszta widzów może już w tym momencie porzucić plany oglądania Busou Shinki. Ba, gorąco namawiam do tego, by o tym tytule zapomnieć, gdyż jest masa lepszych sposobów na spożytkowanie wolnego czasu. Z tego też powodu czytanie tej recenzji możecie zakończyć już teraz – główną jej myśl właśnie poznaliście. Dalej będą zawarte jedynie moje żale i brutalnie, niehumanitarne znęcanie się nad anime, które nawet nie ma prawa się podobać. W końcu to tanuki.pl, czego się spodziewaliście?

Miało być bardzo pięknie. Po wielu latach życia za granicą Masato wraca do rodzinnego domu w Japonii i rozpoczyna naukę w szkole średniej. Na pozór mieszka sam, ale tak naprawdę towarzyszą mu jego shinki – obdarzone autonomią i zaawansowaną sztuczną inteligencją figurki z rozbudowaną empatią, zdolne do odczuwania emocji. Shinki zostały stworzone z myślą o sportowej rywalizacji i walce między sobą, co jest w serii wielokrotnie wspomniane, ale wszystkich, którzy mają nadzieję na godnego następcę Angelic Layer czy inną serię pokroju Beyblade, odsyłam do domu. Masato ani myśli wystawiać swoich podopiecznych do walki, jego seksistowskie podejście nakazuje, by utożsamiające się z kobietami laleczki zajmowały się domem, sprzątały, gotowały i wiodły szczęśliwe życie u boku swojego pana. Tak więc czas mija im na różnych związanych z tym przygodach – najeździe psotnych shinki z mieszkania obok, wyprawie nad morze, opowiadaniu historii o duchach, donoszeniu właścicielowi drugiego śniadania do szkoły. Do prawdziwie trzymających w napięciu historii zaliczają się także wyścigi po pobliskim parku i wyprawa do podziemnego miasta porzuconych shinki. Co jakiś czas bohaterki muszą przywdziać zbroje i walczyć, ale na szczęście nie hańbią się przemocą zbyt często, dzięki czemu czar słodkich laleczek czyniących słodkie rzeczy cały czas trwa w najlepsze.

I tak oto potencjał został zmarnowany, chociaż było go dużo. Nieliczne walki zostały pokazane porządnie, ogólna koncepcja walczących laleczek też sprawdza się dobrze, a przynajmniej można by sądzić, że zapewniłaby emocje, których w Busou Shinki w formie obecnej zupełnie brakuje. Dramaty życiowe laleczek zwyczajnie mnie nie poruszają. Wróć, nie poruszają mnie w takiej formie, w jakiej zostały przedstawione, bo ten motyw da się zrobić lepiej, jak to było np. w przypadku Rozen Maiden. Ewidentnie widać, że autorzy nie byli pewni, czy chcą serii komediowej, obyczajowej, akcji, czy też może przepakowanej moé i podtekstami reklamówki. Trudno stwierdzić, ale miks wszystkich tych typów pogrążył Busou Shinki bezpowrotnie. Z każdym kolejnym odcinkiem upewniałem się w przekonaniu, że stworzenie nowoczesnej wersji Angelic Layer byłoby tu strzałem w dziesiątkę. Niestety autorzy woleli zrobić anime o słodkich dziewczynkach, tylko że miniaturowych. Do tego dorzucili różne, często ciężkostrawne podteksty coraz wyraźniej pokazując, że typowym odbiorcą serii ma być przeciętny otaku, a nie normalny widz, dla którego widok uroczych maskotek to za mało i chciałby jeszcze jakiejś fabuły. Tej z kolei nie ma wcale. Epizodyczność nuży wręcz boleśnie, a z każdym odcinkiem serial pogrąża się coraz bardziej z powodu braku wizji tego, co twórcy chcieli osiągnąć. W wydarzenia wkrada się coraz więcej niespójności i jeszcze lepiej widać, że anime właściwie wcale by się nie zmieniło, gdyby shinki były normalnymi dziewczynami.

No właśnie, anime jest bardzo niespójne. Do największych absurdów zaliczam pojawiające się z powietrza pancerze wspomagane, przy czym zapasowych baterii shinki nie mogą już sobie zmaterializować. A pomyśleć tylko, że cały ten bogaty osprzęt mógł stanowić atut serii – dobieranie wyposażenia przed walką, zabiegi właściciela, by zwiększyć szanse swoich podopiecznych na wygraną, serwis, konserwacja… W opinii twórców widza bardziej miały zainteresować dorywcze prace laleczek, kłótnie o to, kogo właściciel kocha bardziej, i czyszczenie muszli klozetowej. Nie należy zapominać o fanserwisie, który pojawia się w dużych ilościach. Nie wiem, kogo miałyby zainteresować przebieranki kilkunastocentymetrowych dziewczynek z plastiku, ale do mnie nie trafiły.

O potencjale anime stanowiły nie tylko założenia świata przedstawionego, ale też oprawa wizualna. Jedno autorom muszę przyznać – umieją zaprezentować ciekawe i dynamiczne walki i wiedzą, jak skorzystać z dobrodziejstw animacji komputerowej. Tym bardziej szkoda, że nie na tym skupia się seria. Projekty postaci i elementów technicznych są bardzo staranne i miłe dla oka. Pancerze, które shinki przywdziewają na czas pojedynków, prezentują różnorodność wzorów, a ponadto w wielu przypadkach sprawnie naśladują ruchy użytkowniczki i posiadają różne ruchome elementy, co wygląda bardzo efektownie. Nie udałoby się tego pokazać, gdyby nie staranna i nierzucająca się w oczy trójwymiarowa grafika. Dynamiczne ujęcia walczących laleczek sprawiają przyjemne wrażenie i w większej ilości stanowiłyby niekwestionowany atut Busou Shinki, zwłaszcza że są bardzo dobrze udźwiękowione, co podnosi estetyczne walory produkcji. Na tym tle gorzej wypadają inne sceny, w których dominuje tradycyjna animacja. Nie śmiem jednak stwierdzić, że w jakimkolwiek momencie anime okazało się brzydkie – w najgorszych momentach nadal prezentuje co najmniej średni poziom, biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy.

Dobrze spisały się również seiyuu, ale niestety nawet starania doświadczonych i znanych aktorek nie ratują takiej produkcji. W rolę Ann wcieliła się Kana Asumi, dobrze znana jako Miya z Amagami SS, Yukikaze z Dog Days czy też tytułowa bohaterka Haiyore! Nyaruko­‑san. Odtwórczynią Hany jest z kolei Minori Chihara, najlepiej pamiętana z występu w Melancholii Haruhi Suzumiyi, gdzie użyczyła głosu Nagato. Pod postacią Ines kryje się Kaori Mizuhashi, mająca na swoim koncie występy między innymi w Baka to Test to Shoukanjuu (Minami), Genshiken 2 (Ogiue) i popularnym Mahou Shoujo Madoka Magica (Mami i Noc Walpurgii). Kwartet głównych bohaterek dopełnia Megumi Nakajima, czyli Lene. Tę seiyuu można usłyszeć także w roli Ranki Lee z pamiętnego Macross Frontier. W ramach przestrogi dodam jeszcze, że w jednym odcinku występuje Rie Kugimiya. Chociaż jej postać pojawia się epizodycznie, to już sama obecność tej seiyuu w obsadzie rzutuje negatywnie na walory estetyczne produkcji.

Powyżej przedstawione panie wykonują także opening Install x Dream. Piosenka brzmi dobrze, dopóki śpiewają wszystkie naraz. Niestety od ósmego odcinka robią to solo z bardzo różnym efektem, a szkoda, bo linia melodyczna jest całkiem przyjemna. Mnie najbardziej do gustu przypadła wersja Minori Chihary, ale to raczej z sentymentu – kiedyś zasłuchiwałem się jej utworami związanych z Melancholią Haruhi Suzumiyi. Nie ukrywam jednak, że w roli openingu bardziej widziałbym Labyrinth, czyli piosenkę otwierającą Busou Shinki Moon Angel. Zastrzeżeń nie mam za to do endingu Taiyou no Sign, za który odpowiada Azusa. Piosenka idealnie pasuje na zakończenie odcinka, jest spokojna i podkreśla prawdziwy charakter serii.

Wprawdzie już we wstępie napisałem konkretnie, co sądzę o tym anime, ale swoją myśl powtórzę, gdyż wiem, że niektórzy czytelnicy pomijają wcześniejsze akapity i przechodzą od razu do ostatniego, by dowiedzieć się, czy warto. Nie, nie warto. Idźcie do sklepu, wyjdźcie z domu na sanki (taka ładna zima nam dopisała, przynajmniej w chwili, gdy piszę te słowa), obejrzyjcie Teleexpres, zdrzemnijcie się… Nie wiem, zróbcie cokolwiek. Wszystko będzie bardziej konstruktywne niż poświęcanie czasu na Busou Shinki. Chyba że jesteście otaku w formie japońskiej (choć właściwie nie ma innej, otaku to określenie pejoratywne niezależnie od kontekstu), wtedy ów tytuł na pewno przypadnie Wam do gustu. Takich czytelników tym bardziej gorąco namawiam do tego, by ciekawie spożytkowali wolny czas – seans Busou Shinki będzie jego zmarnowaniem.

Slova, 3 stycznia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: 8bit
Autor: Konami Digital Entertainment
Projekt: Ryouma Ebata, Takahiro Kishida
Reżyser: Yasuhito Kikuchi
Scenariusz: Masahiro Yokotani
Muzyka: Tetsurou Oda