Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,75

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 207
Średnia: 7,19
σ=2,04

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Slova)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Girls und Panzer

zrzutka

Pełne akcji i pasji anime o miłośniczkach nietypowego sportu motorowego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Rozpieszczają mnie Japończycy, oj rozpieszczają. Jeszcze nie tak dawno delektowałem się militarystycznymi smaczkami zawartymi w Upotte!!, a już podano mi nowy obiekt zainteresowania, jeszcze bardziej sycący. Jeżeli taka tendencja się utrzyma, to możemy spodziewać się, że mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni w końcu zaczną tworzyć tylko dobre anime.

Słyszeliście o grze World of Tanks? Zapewne większość z Was tak. Zabawa w niej polega na tym, że gracze, ciągle doskonaląc sprzęt pancerny i umiejętności, zmagają się między sobą przy pomocy czołgów z okresu drugiej wojny światowej. Zabawa ponoć przednia (a raczej na pewno przednia, o czym świadczy liczba graczy na świecie, ale ja wolałem ARMĘ – to tak w ramach usprawiedliwienia), ale teraz pomyślcie, że coś takiego wpada w ręce Japończyków i porusza ich do tego stopnia, iż decydują się stworzyć anime. Nie, nie ekranizację gry – po prostu anime o czołgach. Ale skoro to jest anime, muszą być także dziewczyny. Dużo dziewczyn. No, ale dziewczyny i czołgi jakoś nie bardzo do siebie pasują. Chyba że jazda czołgiem będzie dyscypliną sportową, w dodatku żeńską! Bingo, trzeba stworzyć anime sportowe o czołgach, przyjaźni, determinacji i dążeniu do celu, czyli generalnie anime dla chłopaków, ale z żeńską obsadą! Brzmi absurdalnie i jak sen wariata? Być może, ale ten pomylony pomysł zarabia duże pieniądze. A ja autorom wcale nie żałuję, bo uważam, że zapracowali sobie na solidną premię. Za tyle radości, ile dzięki nim miałem podczas dwunastu (czternastu, ale o tym później) odcinków, po prostu im się należy.

Jak na historię z akcją dawkowaną w wysokim stężeniu, Girls und Panzer rozpoczyna się niewinnie. Powiedziałbym wręcz, że ślamazarnie i w mało odkrywczy sposób, od przedstawienia debiutu głównej bohaterki w nowej szkole. Miho Nishizumi nie bez powodu wybrała liceum Oorai jako nowe miejsce nauki – placówka ta od dawien dawna nie kultywuje tradycyjnej, przeznaczonej dla kobiet dyscypliny zwanej sensha­‑do. W ramach owej sztuki i zarazem sportu dziewczęta, w celu zbudowania silnej osobowości i wzmocnienia hartu ducha, zasiadają za sterami czołgów z okresu drugiej wojny światowej i przy ich pomocy ścierają się podczas sportowych rozgrywek. Oczywiście pojazdy mają szereg zabezpieczeń, a amunicja używana do sensha­‑do jest pozbawiona cech bojowych, ale mimo to Miho ma uraz psychiczny do tej dyscypliny i postanawia się od niej odciąć raz na zawsze. Dziwnym zbiegiem okoliczności nagle okazuje się, że liceum Oorai, ku dezaprobacie głównej bohaterki, wznawia zajęcia z sensha­‑do i to akurat wtedy, kiedy Miho udało się zaaklimatyzować w nowym środowisku. Jakby tego było mało, dysponujący rozległymi uprawnieniami samorząd uczniowski zmusza dziewczynę do udziału w nowej formie szkolnej aktywności. Miho Nishizumi dzięki wsparciu koleżanek szybko zapomina o awersji do czołgów i razem z nimi rusza na podbój podium w krajowej lidze sensha­‑do.

Miho nie bez powodu wpadła w oko członkiniom samorządu szkolnego, który w tajemnicy przed resztą uczniów realizuje własne cele. Dziewczyna jest jedną z adeptek Nishizumi­‑ryu, czyli sztuki walki bronią pancerną, od lat kultywowanej przez rodzinę Nishizumich. Miho się jednak z tym nie obnosi, to raczej skromna i niezbyt rzucająca się w oczy osoba, która pomimo onieśmielenia nowym środowiskiem szybko znajduje przyjaciółki, towarzyszące jej w trudnych chwilach. Hana Isuzu, wyważona emocjonalnie i opanowana panna z dobrego domu oraz Saori Takebe, samozwańcza ekspertka od spraw miłosnych, chcąca dzięki Sensha­‑do znaleźć chłopaka, stanowią emocjonalną podporę głównej bohaterki i w ramach solidarności razem z nią decydują się na uczestnictwo w czołgowych rozgrywkach. Później do zespołu dołącza także narwana pasjonatka broni pancernej i militariów, Yukari Akiyama, oraz cierpiąca na niskie ciśnienie krwi, a przez to wiecznie zaspana i codziennie spóźniająca się do szkoły Mako Reizei. Dziewczęta zasiadają za sterami niemieckiego czołgu średniego PzKpfw IV Ausf. D.

Niestety nie mogę równie dużo miejsca poświęcić pozostałym bohaterkom, a jest ich naprawdę wiele. Już od pierwszego odcinka drużynę szkoły Oorai tworzy dwadzieścia jeden dziewcząt podzielonych na załogi poszczególnych czołgów, a później liczba ta jeszcze wzrasta! Każdy zespół ma oryginalne i niepowtarzalne cechy, np. członkinie kółka historycznego noszą stroje z ulubionych epok (chociaż niekiedy ich wiedza z zakresu historii… poraża), a siatkarki z rozwiązanego klubu paradują w strojach sportowych. Oprócz tego udział w zajęciach biorą także członkinie samorządu szkolnego (współpracujące na zasadzie „jedna robi jak się patrzy, reszta patrzy jak się robi”) i liczna ekipa pierwszoklasistek, które niedobory w harcie ducha nadrabiają determinacją. Twórcy mieli więc do wyboru albo rozwijanie charakterów wszystkich dziewcząt, niczym Ken Akamatsu w liczącym ponad dwadzieścia tomów Mahou Sensei Negima, albo częściowe zepchnięcie drugoplanowych bohaterek w cień i tym samym zostawienie miejsca na postępy fabularne i akcję. Na szczęście wybrali to drugie rozwiązanie, dzięki czemu powstało anime o dziewczynach jeżdżących czołgami, a nie o piciu herbaty i robieniu słodkich rzeczy. Ten aspekt definitywnie odcina Girls und Panzer metkę „K­‑On! w czołgach” i właśnie dzięki niemu możliwe było zrealizowanie wzorowej serii sportowej, która skupia się na postawionych na początku założeniach i je konsekwentnie realizuje.

Tak, dobrze czytacie, seria sportowa. Girls und Panzer wykorzystuje typowy schemat krótkiego anime sportowego, którego przedstawicielem w Polsce był m.in. Bayblade. Stworzenie drużyny od postaw, brak doświadczenia w danej dziedzinie sportu, siła woli i jeden turniej do wygrania, wokół którego skupia się cała akcja i poczynania dziewcząt. Cel jest jasny i dobrze zaznaczony, dzięki czemu fabuła, mimo liniowości, idzie do przodu bardzo szybko, bez zbędnych przestojów i tak naprawdę w późniejszych odcinkach ukazane są jedynie zmagania bohaterek na polach pancerno­‑sportowych bitew. Już od drugiego odcinka każdy kolejny zawiera coraz więcej akcji, której poziom rośnie skokowo przez całą serię – tą zawartą w ostatnim odcinku można by obdarować kilka innych anime. Sekundy trwające wieczność, chwile, podczas których dzieje się tak wiele, że zdają się nie mieć końca, zero zbędnych scen dopychanych dla wykorzystania czasu antenowego, trzymające w napięciu wydarzenia i sytuacja zmieniająca się jak w kalejdoskopie. I ta bezustanna, niemożliwa do opisania radość z każdego nowego odcinka. Czegóż więcej wymagać od serii sportowej? Chyba tylko kontynuacji na tym samym poziomie.

Nie będę trzymał czytelników w dalszej niepewności i już teraz wyjaśnię pewną drażniącą kwestię – co w końcu z tymi czołgami? W gruncie rzeczy jest dobrze, chociaż zagorzali miłośnicy militariów raczej nie będą zachwyceni. Pominę to, jaką amunicją strzelają do siebie dziewczyny i jak jest zabezpieczona załoga, gdyż to już są założenia świata przedstawionego i do wyboru jest albo ich zaakceptowanie, albo kwestionowanie. Właściwie powtórzę, co stwierdziłem w recenzji Upotte!! i czego się konsekwentnie trzymam – podważanie ogólnej koncepcji, na jakiej opiera się dane anime (czyli w tym przypadku twierdzenie, że dziewczyny i czołgi nie mogą ze sobą współgrać, a amunicja powinna działać tak, a nie inaczej) ma tyleż samo sensu, co kłócenie się o sens istnienia magii w Harrym Potterze. Oczywiście, że można, ale po co?

Nie zamierzam jednak bronić Girls und Panzer bezkrytycznie, gdyż autorom zdarzały się różnego kalibru potknięcia i przewinienia w realizacji koncepcji, w której widać wielką inspirację wspomnianą już grą MMO World of Tanks. Jest to fascynacja do tego stopnia, że powiela niektóre widoczne w grze błędy dotyczące detali czołgów. Nie będę się nad tą kwestią rozwodził, miłośnicy militariów, nawet sceptycznie nastawieni do Girls und Panzer, znajdą niezłą rozrywkę, wyszukując niedociągnięcia. Dla każdego coś dobrego, bowiem przeciętnemu widzowi owe wady nie będą przeszkadzać. Anime nie jest serialem wojennym, a przedstawione w nim bitwy pancerne są dalekie od jakiejkolwiek koncepcji prowadzenia działań zbrojnych, chociaż w wielu momentach decydująca okazuje się właśnie taktyka i pomysłowość bohaterek. Niemniej analiza tych aspektów zanudziłaby niejednego, gdyż trzeba by na czynniki pierwsze rozebrać każdy odcinek po kolei. Naciągnięcia tu spotykane porównałbym do tego, co doskonale pamiętamy z naszej telewizji, a mianowicie do gry w piłkę nożną ukazanej w anime Kapitan Tsubasa, gdzie także niejednokrotnie wydarzenia były „podkręcone” w celu zwiększenia widowiskowości. Bez tego podkolorowania ta legendarna seria sportowa jawiła by się przeciętnemu widzowi tak samo fascynująco, co trzecioligowy mecz towarzyski dla stereotypowej gospodyni domowej, w opinii której spalony może być najwyżej kotlet. Autorzy Girls und Panzer najwidoczniej wyciągnęli lekcję z komercyjnej porażki Upotte!!, które zawierało sporo rzetelnych informacji na temat broni palnej i było temu tematowi dość wierne, ale przez to także hermetyczne, co ostatecznie przełożyło się na słabą sprzedaż.

Boleć może pancerz fabularny rozpostarty wokół głównej bohaterki, która jest tak pewna siebie, że podczas walk bezustannie wychyla głowę z baszty dowódcy, argumentując swoje zachowanie tym, że szansa na trafienie czymkolwiek w tak mały obiekt jest niewielka, a w zamian ma lepszą widoczność i rozeznanie w sytuacji. W ogóle manewry czołgów w wykonaniu głównych bohaterek wystawiają zawieszenie niewiary widza na ciężką próbę. Drifting, dynamiczne nawroty i prędkość działania nieco upodabniają Girls und Panzer do traktującego o wyścigach samochodowych Initial D. Z jednej strony wygląda to niewiarygodnie, z drugiej wynosi efektowność anime na zupełnie inni poziom, porównywalny właśnie ze sportami motorowymi. Ktoś mógłby zarzucić mi niekonsekwencję związaną z tym, że za podobne (chociaż ewidentnie mocniejsze) nagięcia i uchybienia mocno skrytykowałem Hidan no Aria. Różnica polega na tym, że w tamtym przypadku błędy wynikały z czystego przekonania, że widzowi wiele do szczęścia nie potrzeba i w zamian za niedociągnięcia nie trzeba podnosić jakości innych aspektów anime. Z kolei w Girls und Panzer uchybienia są rekompensowane za każdym razem z nawiązką atutami, które już opisałem lub o których jeszcze wspomnę.

Doświadczeni widzowie mogą mieć obawy, że duża liczba dziewczyn niechybnie wiąże się z negliżem i ogólnie pojętym ecchi. Nic bardziej mylnego, bowiem przygody młodocianych czołgistek w całości wyłamują się z tego niechlubnego schematu i braków nie maskują golizną. W serialu nie było ani jednego ujęcia majtek (poza jedną sceną z czirliderkami, ale ponoć ich stroje się do tego nie zaliczają), scen kąpielowych nie sposób nazwać zdrożnymi w świetle obecnych standardów, zaś najbardziej zbereźną rzeczą w całym anime były stroje przywdziane przez bohaterki podczas wykonywania pewnego niesławnego tańca. Zapewniam, że wszelkie osoby obawiające się zboczonych treści mogą spać spokojnie po seansie Girls und Panzer. Nie oznacza to jednak, że brak tu fanserwisu, ale ten jest wycelowany w modelarzy i military­‑otaku, którzy od kobiecych wdzięków wolą oglądać na ekranie detale pojazdów wojskowych.

Przygody małoletnich czołgistek obfitują w wiele komicznych scen i gagów, jednakże nazywanie anime komedią byłoby sporym nadużyciem. Większa część humoru wynika z sytuacji, w jakich znajdują się bohaterki: czasami jest to nieumiejętność uporania się z kapryśnymi maszynami, innym razem sam sposób ukazania akcji może wywołać uśmiech. Nie trzeba być także zanadto uważnym widzem, by dostrzec aluzje do filmów wojennych, np. do Złota dla zuchwałych. Ciekawostką są także wiszące na ścianach plakaty, będące w rzeczywistości okładkami mang Motufumiego Kobayashiego, cenionego nie tylko w Japonii autora komiksów wojennych, którego polscy czytelnicy mogą znać z serii Cat Shit One. Pan Kobayashi czynnie współpracował z autorami anime jako konsultant do spraw modeli.

Zdecydowanym atutem serialu jest oprawa wizualna, a zwłaszcza animacja. Niektórych widzów może odstraszyć wizja trójwymiarowych modeli czołgów, ale ja nie rozumiem i nie podzielam tej awersji, tym bardziej że tekstury na komputerowo wygenerowanym sprzęcie pancernym wcale nie rzucają się w oczy i dobrze komponują się z resztą grafiki. Uważam, że w przypadku animowania urządzeń technicznych modelowanie komputerowe triumfuje nad ręcznym rysunkiem. Przede wszystkim jest o wiele tańsze, a mimo to bardziej dokładne i nie powoduje karykaturalnych deformacji podczas dynamicznej pracy kamery, co pozwala na bardziej efektowne ujęcia. Girls und Panzer jest tego doskonałym przykładem, bowiem widz niejednokrotnie jest raczony iście hollywoodzkimi zdjęciami i dramatycznymi spowolnieniami, a kamera śledzi lot pocisków i ukazuje akcję z perspektywy trudnej do uzyskania przy klasycznym rysunku. Dzięki temu pancerne starcia charakteryzują się niepowtarzalną i niespotykaną w japońskiej animacji (pomijam filmy kinowe) dynamiką, która trzyma widza w napięciu od początku do końca sceny. Trudno w to uwierzyć, ale za tak pieczołowite podejście do tematu odpowiada mało znane studio ACTAS, które ponad dekadę temu stworzyło éX­‑Drivera, a dosyć niedawno Mazinkaisera SKL, zaś jego głównym źródłem dochodu jest podwykonawstwo w anime innych wytwórni. To jednak wyjaśnia opóźnienia w produkcji nowych odcinków Girls und Panzer, które dwa razy spowodowały konieczność emisji odcinków­‑zapychaczy, mających postać wspominek wcześniejszych wydarzeń. Muszę jednak przyznać, że za drugim razem twórcy przekuli potknięcie w zaletę i potraktowali to jako okazję do podania wielu istotnych informacji, dla których nie było miejsca wcześniej. O ile taki stan rzeczy ostatecznie spowodował opóźnienie emisji dwóch ostatnich odcinków o trzy miesiące, to na pewno był bardziej fair wobec telewidzów niż zagrania studia SHAFT, które ma w zwyczaju pokazywanie niedokończonych prac i naprawianie niedoróbek w wydaniach płytowych. Ponadto reżyser Girls und Panzer, Tsutomu Mizushima (odpowiedzialny m.in. za Another, serię OAV Genshiken, a także Jungle wa Itsumo Hare Nochi Guu) przeprosił za opóźnienia. Zważywszy na jakość wykonania, można te obsuwy wybaczyć. Trochę gorzej od czołgów wypadają rysunki pozostałych obiektów i ludzi, ale niedociągnięcia dostrzegą jedynie najbardziej uważni widzowie. Poza tym projekty postaci są bardzo przyjemne i charakterystyczne, aczkolwiek niekiedy także korzystają z klasycznych typów uczennic, znanych z anime opowiadających o szkolnym życiu. Wiąże się to bezpośrednio z zaniechaniem rozbudowy charakteru postaci drugoplanowych, o czym wspomniałem wcześniej. Warto jednak podkreślić, że niektóre z dziewcząt są bardzo charakterystyczne i oryginalne, jak chociażby członkinie kółka historycznego. Wielu fanów zyskały także kreacje siatkarek.

Zazwyczaj niewiele mam do powiedzenia na temat oprawy muzycznej, lecz w tym przypadku ścieżka dźwiękowa zasługuje na szczególną uwagę. Jeżeli bowiem muzyka ma budować klimat scen i fabuły, to Girls und Panzer może tu posłużyć za punkt odniesienia, jak to powinno wyglądać. Sławą obrosła już scena, w której naśladujące pancerniaków RKKA uczennice liceum Pravda pędzą do boju z Katiuszą na ustach. Swoją drogą, scena ta została wycięta z odcinka umieszczonego w serwisie Crunchyroll z powodu praw autorskich. Jednakże to tylko mały fragment tego, co ma do zaoferowania to anime – w odcinku piątym, podczas zmagań ze szkołą naśladującą wojska pancerne USA, słychać aranżacje Hymnu Bojowego Republiki oraz Marszu Artylerii Polowej Stanów Zjednoczonych, w przerwie bitwy ze wspomnianą już Pravdą pojawia się Poleczko, pole, występowi szkoły siostry Miho towarzyszą Panzerlied i Erika, czyli dwa utwory kojarzone z wojskami niemieckimi, a podczas akcji czołgów produkcji brytyjskiej słychać marsz Brytyjscy grenadierzy. Oprócz tego poczynaniom bohaterek towarzyszą kompozycje stworzone specjalnie na potrzeby anime, ale także utrzymane w klimacie wojskowych marszy z wyraźną dominacją instrumentów dętych i perkusji, choć nie zabrakło także bardziej stonowanych melodii na skrzypce czy fortepian. Ogólnie instrumenty klasyczne dominują w muzyce słyszalnej w Girls und Panzer, a ja to zdecydowanie doceniam.

Bardzo przyjemnie prezentuje się opening, DreamRiser w wykonaniu ChouCho, odpowiedzialnej także za piosenkę z sekwencji otwierającej anime Hyouka. Piosenka jest absolutnie zdatna do słuchania nawet kilkakrotnie, co nie zdarza się często w przypadku j­‑popu, a do tego towarzyszy jej dobra animacja, pokazująca oczywiście czołgi, więc ani razu nie zdarzyło mi się przewijać tej części odcinka. Do gustu przypadł mi także utrzymany w stylu super­‑deformed ending z bardzo pogodną piosenką Enter Enter MISSION!, zaśpiewaną przez seiyuu głównych bohaterek. Kończąc akapit dopowiem jeszcze kilka słów o samej oprawie dźwiękowej, w której dominują odgłosy wystrzałów czołgowych armat i klekot gąsienic. Ale za to jak te wystrzały brzmią! Jeżeli chodzi o udźwiękowienie anime, dla mnie jest to zupełnie nowa klasa, jednakże każdy powinien to usłyszeć na własne uszy.

Gorzej sprawa wygląda z seiyuu, ale nie dlatego, że słabo wykonały swoją pracę – po prostu nie mam czego o nich napisać. Dla wielu był to debiutancki występ, inne grały dotychczas tylko drugoplanowe, a nawet epizodyczne postaci, więc przybliżanie ich sylwetek nie zda się na nic. Z tego grona zdecydowanie wyróżnia się Yuka Iguchi, czyli serialowa Mako, wcześniej słyszalna jako Index z Toaru Majutsu no Index oraz Tsukihi Araragi z Bakemonogatari. Ciekawostką jest, że jedna z bohaterek przemówiła dopiero w ostatnim odcinku! Mimo to pracę aktorek głosowych oceniam pozytywnie i uważam, że dobrze odegrały swoje role.

Wszystko powyższe i jeszcze pewnie kilka rzeczy, o których zapomniałem napisać, nadal otumaniony obłędnością ostatniego odcinka (i godziną kwadrans po północy), sprawiło, że z seansu czerpałem radość. Nieopisaną radość, której poziom rósł z odcinka na odcinek i za każdym razem wpatrywałem się w ekran niczym dziecko, które pierwszy raz w życiu zobaczyło telewizor. Nie musicie podzielać mojego szczęścia, nie dbam oto, ale to właśnie zadecydowało o wysokiej ocenie, jaką wystawiłem Girls und Panzer. Na początku chciałem do tematu podejść na chłodno, jeszcze raz przeanalizować pewne fakty i skonfrontować je z moją opinią. Ale potem zobaczyłem finał serii i stwierdziłem, że nie będę się silił na polemikę z samym sobą. W końcu miałem tu zamieścić opinię, a nie wewnętrzne rozterki recenzenta, na którego patrzą krzywo, bo po raz kolejny wystawia wysoką ocenę wbrew powszechnej opinii i jeszcze przy tym twierdzi, że ma rację bo tak. I wiem na pewno – radości nikt mi nie zabierze, a jej się podważyć nie da.

Slova, 1 kwietnia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Actas
Projekt: Fumikane Shimada, Isao Sugimoto
Reżyser: Tsutomu Mizushima
Scenariusz: Reiko Yoshida
Muzyka: Shirou Hamaguchi