Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 6/10
fabuła: 3/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,20

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 73
Średnia: 7,32
σ=1,68

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

The Unlimited - Hyoubu Kyousuke

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • THE UNLIMITED 兵部京介
  • Unlimited Psychic Squad
Widownia: Shounen; Postaci: Policja/oddziały specjalne, Przestępcy; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość; Inne: Supermoce
zrzutka

„Kyousuke Wszechmogący”, czyli o tym, że czasem lepiej jednak pozostać przy kanonie lektur. Tych animowanych też.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Z dala od Japonii i organizacji B.A.B.E.L, której celem jest udowodnienie, że zwykli i obdarzeni nadnaturalnymi mocami ludzie są w stanie współpracować dla dobra ogółu, kolejni żołnierze i helikoptery padają jak muchy, zaatakowani przez białowłosego jegomościa w czarnym mundurku szkolnym. Ów przestępca, (nie)sławny Kyousuke Hyoubu, szybko daje się jednak złapać i nie stawia najmniejszego oporu, gdy uzbrojony po zęby oddział eskortuje go do specjalnego więzienia dla ludzi obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami. Tam poznaje Andy'ego Hinomiyę – byłego amerykańskiego żołnierza, który w przeciwieństwie do pozostałych, staje po stronie nowego „kolegi” i dość szybko go sobie zjednuje. Cóż, zabawa jednak nie może trwać wiecznie i gdy czas wykonać misję (bo inaczej tytułowy bohater nie dałby się tak łatwo złapać, prawda?), polegającą na uwolnieniu młodziutkiej Yuugiri z tegoż więzienia, zgadnijcie, kogo Kyousuke zaprosi do swojej radosnej, ale budzącej postrach bandy, która pływa luksusowym statkiem? Czy siejąca chaos organizacja P.A.N.D.R.A powita nowego członka z otwartymi ramionami i jaki sekret skrywa Andy?

Jeśli ktokolwiek odpowie, że jest szpiegiem, to zgadnie. Nie, naprawdę nie jest to jakiś ogromny sekret, a teoretycznie informacja, która ma podkręcić temperaturę akcji i pokazać, po jak cienkim lodzie stąpa Andy. Jak nie od dziś wiadomo, z dodatkowymi odnogami (czyt. spin­‑offami) znanych serii/lektur bywa bardzo różnie. Najczęściej polega to na rozpieszczaniu zagorzałych fanów pobocznych bohaterów, którzy nie dostali odpowiednio dużo czasu w pierwowzorze. Równie często jest to podyktowane czystą i nieskrępowaną chęcią zysku, bo przecież wspomniani zdanie wcześniej miłośnicy danej postaci wydadzą ostatnie kieszonkowe, aby zdobyć dodatkowy materiał z jej udziałem. Tak przynajmniej wygląda to w teorii. Z praktyką bywa różnie, ale najważniejszy jest pomysł na nową historię. Pół biedy, jeśli za sterami produkcji staje autor/ka pierwowzoru, bo wtedy jeszcze całość ma mniejsze lub większe szanse trzymać się kupy. Gorzej, gdy do robienia scenariusza zabierze się ktoś inny… Wtedy efekty mogą być podobne, jak w tym przypadku. Od razu zaznaczę może, iż nie jestem szczególną fanką Zettai Karen Children, nie czytałam mangi i nie oglądałam anime, ale mimo wszystko wydaje mi się, że odpowiednio dużo na ten temat przeczytałam i dowiedziałam się z rozmów z osobami, które ów tytuł śledzą na bieżąco. Prawdę pisząc, nie trzeba znać pierwowzoru, aby zobaczyć, co z tą serią jest nie tak. Ale zacznijmy może od grzechów głównych, związanych bezpośrednio z oryginalną historią.

Po pierwsze: nigdzie nie ma zapisanej zasady, że spin­‑off, którego akcja rozgrywa się w oryginalnym uniwersum, musi bezpośrednio zahaczać o główną historię. I tu twórcy ze studia Manglobe popełnili poważny błąd – bo jak do dwunastu odcinków doczepić wątek główny z historii obecnie trzydziestokilkutomowej tak, aby to miało sens? Tym bardziej że już na wstępie widzom zostaje przedstawiona dwójka zupełnie nowych bohaterów, którzy teoretycznie mają mieć tu sporo do powiedzenia. Cóż, ponieważ sam początek sprawiał wrażenie, że całość ma jakiś mglisty, ale jednak potencjał, ostateczny efekt zdecydowanie można uznać za porażkę. Niestety zamiast świeżej historii w znanych dekoracjach fani pierwowzoru otrzymają mocno niedopieczone ogryzki, gdyż kolejne odcinki jak bumerang wracają do wątku The Children (ciekawych odsyłam do recenzji Zettai Karen Children), wyciągając na wierzch istotne kawałki z oryginału, tu potraktowane wybitnie po macoszemu. Chciano upchać za dużo rzeczy w zbyt małej puszce, z czego wyszedł niezbyt strawny koktajl, któremu na imię „chaos”. Konkrety: poznajemy dość szybko Andy'ego i małą Yuugiri, pozornie mających do opowiedzenia swoje własne historie, które bez problemu mogłyby zająć wszystkie odcinki. Tymczasem scenariusz skacze sobie między B.A.B.E.L. a tymi wątkami i fakt, że całość zostaje na koniec sprowadzona do wspólnego punktu, nie zmienia tego, iż jest to zrobione w sposób bardzo naciągany. W ostatecznym rozrachunku jest zdecydowanie za mało czasu, aby dobrze przedstawić nowe postaci i jakoś sensownie nawiązać do oryginału.

Po drugie: jeśli już nawiązywać do pierwowzoru, to zdecydowanie należy to robić z głową. Tymczasem tutaj scenarzyści fundują widzom radosną twórczość własną i jak na mój gust – zbyt własną. Postawiono bowiem na nieskrępowaną samowolkę, co zaowocowało licznymi nieścisłościami, od zasad funkcjonowania świata przedstawionego zaczynając na zachowaniach postaci kończąc. Zapewne wiele osób będzie przecierać oczy ze zdumienia i zastanawiać się, czy mimo wszystko nie mają do czynienia z historią alternatywną. Konkrety: słyszał ktoś kiedykolwiek o nieograniczonej mocy i przełączniku z jednego „trybu” w drugi? To niestety tylko wierzchołek góry lodowej… Twórcy bez skrępowania ułatwiają sobie życie przeróżnymi wyciągniętymi nie wiadomo skąd pomysłami, w których sens lepiej się nie wgłębiać. Tęczowa aura jako wisienka na torcie, gratis!

Po trzecie: fakt, że niekonsekwencje aż biją po oczach, widać przede wszystkim w atmosferze, jaką tu stworzono. W pierwowzorze Kyousuke i jego domowe przedszkole uprzykrzają życie głównym bohaterkom i często działają z kaprysu humorzastego szefa, bez konkretnego celu. Całość jest serwowana z dużym przymrużeniem oka i humorem. W Unlimited zaś tę radosną ferajnę postanowiono zamknąć w ramach historii, która z każdym odcinkiem robi się coraz poważniejsza. P.A.N.D.R.A w obecnym stanie traci rację bytu, a niepokonany Kyousuke bardzo wyraźnie radził sobie do tej pory tylko przy pomocy wszechwładzy scenarzystów. Bo jednak co jak co, ale mając pod opieką aż tyle osób, nie zachowałby się aż tak nieodpowiedzialnie, chyba że kompletnie nie potrafi uczyć się na błędach… Konkrety: w akapicie wyżej wspomniałam, że twórcy mieszają w rzeczywistości serii Zettai Karen Children. W imię dramatyzmu gotowi byli nawet posunąć się do dosłownego wyciągania trupów z szafy i grzebania w odległej przyszłości. Tak, moi drodzy, przygotujcie się na skok w głęboką i ciemną otchłań. Gorzej, że częściej jednak chciało mi się śmiać z tego wszystkiego…

Gdy natomiast obierze się scenariusz ze wszystkich naleciałości pierwowzoru, otrzymujemy mocno przeciętną, przewidywalną i nawet jeśli wziąć pod uwagę umowność przedstawionego świata, bardzo dziurawą i naiwną historyjkę. Niepotrafiący sobie znaleźć własnego miejsca ludzie z nadnaturalnymi zdolnościami walczą z potężną organizacją. Znamy? Pewnie, że tak, w dodatku widzieliśmy już sporo lepiej napisanych scenariuszy. Błędy popełnione przez twórców są bardzo podstawowe i choć widać ciąg przyczynowo­‑skutkowy, łatwo zauważyć, że całość bardzo mocno kuleje.

Bohaterów dotyczą te same zarzuty, co fabuły. Starzy i znani zostają przedstawieni w bardzo niekonsekwentny sposób, stawiający pod znakiem zapytania ich dotychczasowe poczynania. Wyluzowany i niepoważny Kyousuke zostaje w pewnym momencie pochłonięty przez mrok swojej egzystencji, budzą się bowiem złe wspomnienia i demony wojny. U pojawiających się zaś zdecydowanie za często członków B.A.B.E.L można zaobserwować niczym nieuzasadnioną troską o kogoś, kto do tej pory sprawiał im same problemy.

Tymczasem mające potencjał oryginalne postaci zostały potraktowane wybitnie po macoszemu. Przyklejona do Hyoubu mała Yuugiri to oczywiście dobra i niewinna istotka, której los sprawił niemiłą niespodziankę w postaci potężnych mocy, stanowiących dla dziewczynki nie lada wyzwanie. Nie ona pierwsza i nie ostatnia znalazła się w takiej sytuacji, pytanie brzmi: czy można było przedstawić ten problem nieco subtelniej? Cóż, oczywiście. Najbardziej widać jednak, jak bardzo zmarnowano postać Andy'ego Hinomiyi. No dobrze, ja wiem, że już tytuł wskazuje, kto jest tym najgłówniejszym bohaterem, wokół którego kręci się akcja całej opowieści. Nie znaczy to jednak, że nie można stworzyć innych ciekawych postaci, którym powierzono by równie ważną rolę. Początkowo wydaje się, że Andy dostanie sporo czasu ekranowego i będzie miał coś sensownego do powiedzenia. Niestety, to wrażenie szybko zniknęło i zostało zastąpione niemal stuprocentową pewnością, że pan jest na siłę wepchniętym w sam środek akcji pionkiem, który tak naprawdę nic konkretnego sobą nie reprezentuje. Hinomiyi nie wyposażono w żadną sensowną przeszłość i konkretniejsze motywy działania. Teoretycznie można mówić w jego przypadku o charakterze, ale nie ma on okazji, aby popisać się czymkolwiek poza umiejętnościami walki wręcz.

Technicznie seria prezentuje współczesne stany średnie. Fani Zettai Karen Children będą musieli przyzwyczaić się do nieco zmienionych i kanciastych projektów postaci. Jakość grafiki w znacznym stopniu zależy od tego, czy bohaterowie ukazani są z bliska, czy z daleka. Garderobę mają bardzo ograniczoną, ale to raczej typowe dla większości anime. Wyrazista kolorystyka powinna raczej zachęcić niż odrzucić, a w miarę szczegółowe tła i wnętrza skutecznie wypełniają przestrzeń, choć nie ma szczególnie na czym oka zawiesić. Animacja jest w miarę płynna, szkoda tylko, że brakuje dobrze zrealizowanych scen walki, a większość problemów twórcy starają się rozwiązać tęczowymi i bardzo niszczycielskimi mocami tytułowego bohatera. Im dalej, tym bardziej kolorowo, na czym niestety bardzo cierpi animacja czołówki w końcowych odcinkach. Użycie grafiki komputerowej wyraźnie rzuca się w oczy – przoduje pływająca siedziba organizacji Hyoubu. Jakość tych efektów jest tak standardowa, że tylko wybitnie uczulonym na takie zabiegi będą przeszkadzać – większość widzów powinna być do takiego poziomu przyzwyczajona. W skrócie? Fajerwerków nie ma.

Muzyka? No, jest… Obowiązkowe tło muzyczne złożone z różnych utworów – czyli to, co można napisać prawie o każdym anime. Moją uwagę zwróciły natomiast piosenki towarzyszące serii i to właśnie one podlegają głównej ocenie. Dostajemy raczej standardowy zestaw, co nie zmienia się nawet gdy do akcji wkraczają seiyuu, którym powierzono poszczególne endingi. Trzeba jednak przyznać, że obie wersje tej samej piosenki z nieco zmienionym tekstem – Brightest Light i Darkness Night (niech zatrudnią kogoś, kto zna angielski!) są wystarczająco chwytliwe i nieźle zaśpiewane, by mogły się podobać. Miłośnicy rytmów cierpiętniczych powinni polubić Advent (tekst bardzo dobrze odzwierciedla mroki duszy protagonisty i jego filozofię życiową), zaśpiewane przez Koujiego Yusę, który podkłada głos pod Hyoubu. Jakieś inne znane nazwiska? A, pewnie! Junichi Suwabe, Yuuichi Nakamura, Yukana i jeszcze kilka innych w pomniejszych rolach. Większość z nich pochodzi z oryginalnego anime, więc nie powinna dziwić ich obecność. Szkoda tylko, że anime wyszło, jakie wyszło…

Jeśli ktokolwiek chciał zobaczyć, co robi Kyousuke Hyoubu, gdy nie droczy się z Kaoru i jej koleżankami, to znajdzie tu przeróżne wątki nowe i stare, zmieszane tak, że nie da się tego przełknąć. Jeśli ktokolwiek po obejrzeniu zapowiedzi liczył na serię akcji w stylu X­‑Men, to niestety srodze się zawiedzie, bo anime jest wprawdzie lekkie, ale powtarza większość elementarnych błędów podobnych produkcji, bez jakichkolwiek plusów w zamian. Pytanie brzmi: dla kogo więc to się nada? Twórcy kompletnie nieudolnie próbowali do scenariusza wpleść historię z pierwowzoru i nie wysilili się ani odrobinę, wymyślając główną intrygę. Jeśli jakiś fan Zettai Karen Children pragnie kilka razy złapać się za głowę, to może obejrzeć kilka odcinków. Jeśli ktokolwiek inny lubi się pośmiać z niezamierzonych komedii i jeszcze mu się nie znudziło, też może spróbować. Jeżeli natomiast, drogi widzu, chciałbyś obejrzeć coś lekkiego, ale wciągającego – zawróć, gdyż tutaj tego nie znajdziesz.

Enevi, 18 kwietnia 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Manglobe
Autor: Takashi Shiina
Projekt: Jun Takagi, Kenji Teraoka
Reżyser: Shishou Igarashi
Scenariusz: Shin'ichi Inozume
Muzyka: Koutarou Nakagawa