Anime
Oceny
Ocena recenzenta
3/10postaci: 4/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 2/10 | muzyka: 6/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Kadry
Top 10
Hyakka Ryouran: Samurai Bride
- 百花繚乱 サムライブライド
Kontynuacja historii żeńskich samurajów broniących wielkiej Japonii przed złem wszelakim. Odcinanie kuponów w najczystszej postaci.
Recenzja / Opis
Już od lat komedie ecchi wyrastają niczym grzyby po deszczu, najczęściej oferując rozrywkę przygotowywaną według jednego wzorca, maglowanego do znudzenia. Rzadko które decyduje się na odrobinę ryzyka i eksperymentowanie z formą bądź treścią, przedkładając przewidywalne, choć nieoszałamiające rezultaty nad niepewność. Okazjonalne odstępstwa od normy polegają co najwyżej na próbach upchnięcia jak największej ilości często wyjątkowo prostacko podanej golizny w celu wywołania sensacji. Ta kontrowersyjna taktyka jest najprostszą i najtańszą formą reklamy, ale działa jedynie na krótką metę, a końcowemu produktowi czyni więcej szkody niż pożytku.
Alternatywą jest albo karkołomna próba dopracowania scenariusza, rzecz rzadka, choć nie niemożliwa, albo też urozmaicenie sposobu przedstawienia akcji poprzez manipulację założeniami świata i nietypowe środki audiowizualne. Właśnie tą drogą podążyli twórcy Hyakka Ryouran: Samurai Girls, tworząc intrygujący graficznie serial rozgrywający się w alternatywnej wersji Japonii – kraju doskonałym pod każdym względem, którego przed zakusami zazdrosnych sąsiadów bronią kobiety samuraje, obdarzone szerokim wachlarzem supermocy. Pomysł okazał się na tyle udany, że ewidentne niedostatki fabuły i amebowatość większości bohaterów nie stanowiły przeszkody w cieszeniu się pozostałymi elementami serialu. Ponieważ anime zostało stosunkowo ciepło przyjęte, powstanie kontynuacji (zwłaszcza biorąc pod uwagę otwarte zakończenie) było wyłącznie kwestią czasu.
Po dwuipółletniej przerwie studio ARMS zdecydowało się wypuścić na światło dzienne kontynuację noszącą podtytuł Samurai Bride. Mimo tak dużej ilości czasu do dyspozycji okazało się jednak, że był to krok przedwczesny, a przynajmniej nieprzemyślany (złośliwa cześć mnie podejrzewa, że prawdziwym powodem było zwyczajne lenistwo i trudna do odparcia pokusa maksymalizacji zysków przy minimalnym wysiłku). Drugi sezon nie oferuje niczego nowego, bo dodanie kilku bohaterek i ich nowe kostiumy trudno uznać za rzecz wymagającą intensywnego planowania.
Początek dawał jeszcze odrobinę nadziei na przyszłość. Po morderczym i długotrwałym treningu Muneakira Yagyuu powraca do swych podopiecznych, by odkryć, że ze względu na tarapaty finansowe dojo zostało przekształcone w maid cafe, a wojowniczki zamiast doskonalić swe umiejętności, serwują podpisane keczupem omlety. Anime nie zamienia się jednak w program kuchenny, gdyż na horyzoncie pojawiają się Mroczni Samurajowie, chcący wyzwać bohaterki na pojedynek. Różnica sił okazuje się jednak zbyt wielka, wobec czego przybysze stawiają ultimatum, dając przeciwniczkom miesiąc na doskonalenie umiejętności, ale przede wszystkim domagając się odnalezienia „prawdziwej” Jubei (która na skutek wcześniejszych wydarzeń nie jest w stanie używać swych mocy i pozostaje w beztroskiej, niespecjalnie inteligentnej formie).
Reszta to już istna katorga, pomijając nieliczne udane sceny. Zamiast sensownych treningów, wyzwań, czy poszukiwania alternatywnych rozwiązań, Muneakira i spółka poświęcają się w całości problemowi tytułowej Samurai Bride, ostatecznej formy samuraja, obdarzonej niewyobrażalną mocą. Brzmi banalnie? To zaledwie początek szarzyzny, gdyż okazuje się, że tak naprawdę nikt się nie musi wysilać, żeby cokolwiek osiągnąć i stawić czoła zagrożeniu. Okazje do wbicia następnych poziomów (bo tylko ten gierczany termin w pełni oddaje absurdalność „treningów”) pojawiają się dosłownie znikąd i nawet gdyby cała drużyna przez ten miesiąc leżała plackiem, to i tak problem rozwiązałby się sam. Nędzne pozostałości fabuły pojawiają się dopiero w trzech ostatnich odcinkach, kiedy najwyraźniej ktoś nagle się zorientował, że czas ucieka, a tu w zasadzie nic sensownego się jeszcze nie wydarzyło. Uczciwe przyznam, że zarzut ten dotyczy również poprzedniej odsłony, ale tam element zaskoczenia w zestawieniu ze sposobem przedstawienia akcji był na tyle istotny, że do bezprzedmiotowości wydarzeń nie przywiązywałem większej wagi. Te same chwyty po raz drugi nie działają już tak skutecznie.
Wystarczy wspomnieć fanserwis, tak kluczowy w serii ecchi. Kleksy służące za cenzurę dalej udowadniają, że to bodaj najbardziej przemyślana forma kamuflowania elementów 18+, na głowę bijąca typowe dla gatunku kłęby pary wodnej i zamazywanie ekranu. Tyle że nie ma to większego znaczenia, gdyż pomijając kilka obowiązkowych scen kąpielowych, twórcy nie mieli najmniejszego pomysłu, co więcej można by do garnka wrzucić. Fanserwis jest nudny i sterylny. Dobrze że rysownicy przynajmniej zachowali wobec tego umiar i pomijając jedną scenę, nie przekroczyli granicy zdrowego rozsądku.
Również walki straciły sporo ze swej atrakcyjności. Nie dlatego, że są źle przedstawione – rysunek wciąż wyróżnia się malarską stylizacją, a animacja stoi na należytym poziomie. Utrapieniem okazuje się brak jakichkolwiek wyróżniających się mocy. Większość pojedynków polega na skakaniu i machaniu w stronę przeciwnika wybranym orężem, czemu towarzyszą błyski światła, podmuch wiatru i inne efekty o sporej widowiskowości, ale minimalnym zróżnicowaniu. Wystarczy obejrzeć jedną potyczkę, by mieć ogólne pojęcie co do przebiegu kolejnych. Same fikuśne wdzianka towarzyszące transformacjom na wyższy poziom mocy nie mają prawa wystarczyć.
Widać też wyraźnie, że mimo upływu ponad dwóch lat, od strony audiowizualnej nie poczyniono znaczących postępów. Zbyt wiele ważnych wydarzeń dzieje się w nocy, włączając w to ostateczną konfrontację, która aż prosiła się o jakieś mocniejsze akcenty. Zamiast tego, finał aż roi się od maskowania topniejącego budżetu wszechobecną ciemnością. Ścieżka dźwiękowa także nie przeszła wyraźnych zmian i poza wpadającym w ucho openingiem trudno jest mi odwołać się do jakichkolwiek innych utworów zasługujących na uwagę.
Obdarzyłem twórców Hyakka Ryouran: Samurai Bride sporym kredytem zaufania i skłonny byłem wybaczyć wiele potknięć przez wzgląd na ich wcześniejszą pracę. Z każdym kolejnym odcinkiem moje pokłady cierpliwości malały, ale mimo rozczarowania czuję raczej żal, niż irytację. Anime miało realną szansę stać się wyróżniającą pozycją wśród dziesiątek nijakich tytułów, z trudem pozostających w pamięci ze względów innych, niż próby obyczajowego szokowania odbiorcy. Zamiast rozbudować istniejące pomysły, studio ARMS zaserwowało je po raz drugi, praktycznie bez jakichkolwiek zmian. Trzecie podejście w tym samym stylu byłoby krokiem nierozważnym i oby nigdy nie stało się faktem.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | ARMS |
Autor: | Akira Suzuki |
Projekt: | Nishii, Tsutomu Miyazawa |
Reżyser: | KOBUN |
Scenariusz: | Satoru Nishizono |
Muzyka: | Tatsuya Katou |