Anime
Oceny
Ocena recenzenta
3/10postaci: 2/10 | grafika: 6/10 |
fabuła: 2/10 | muzyka: 4/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Fantasista Doll
- ファンタジスタドール
- Fantasista Doll (Komiks)
Przykład na to, że moé nie zastępuje fabuły i bohaterów. Nielogiczna i nieprzemyślana seria o nietypowej grze karcianej.
Recenzja / Opis
Uzume Uno tylko z pozoru jest zwykłą gimnazjalistką – to była mistrzyni gier karcianych, która porzuciła swoją pasję i oddała się szkolnemu życiu. Spokój nie trwał jednak zbyt długo – pewnego dnia tajemnicza osoba wsunęła jej do torby urządzenie przypominające smartfona. Okazało się, iż pięć kart znajdujących się w środku to w rzeczywistości Fantasista Doll – wojowniczki porzucone przez ich poprzedniego mistrza. Od tej chwili codzienność Uzume zmienia się drastycznie. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, zaczynają atakować ją postronne osoby, z niewyjaśnionych aż do samego końca anime przyczyn. Czy nastolatka podoła zadaniu i poradzi sobie w świecie niezwykłych pojedynków, do którego została mimowolnie wciągnięta?
Fantasista Doll to karcianka, którą najprościej nazwać skrzyżowaniem Pokémona i Yu‑Gi‑Oh!. Z kart przywołuje się wojowniczki, które na co dzień można trenować. Mistrz ma możliwość wspierania ich kartami bonusowymi, a także zabierania kart pokonanym przeciwnikom. Nie brzmi tak źle? Niestety, tym razem wojowniczki to słodkie dziewczęta mające wolną wolę, a ich charaktery i zrównoważenie psychiczne bywają dalekie od normalności.
Największym problemem tej serii jest fabuła. Brak zdecydowania co do kierunku jej rozwoju sprawił, że otrzymaliśmy niestrawny miks przypadkowych walk i codziennego życia Uzume z jej nowymi podopiecznymi. Zwłaszcza ten drugi wątek okazał się fatalnie poprowadzony. Sasara, Katia, Shimeji, Madeleine oraz Akari to porzucone przez nieznanego osobnika lalki, które trafiły pod dach głównej bohaterki. Są nieufne i niezdecydowane, a od swojej mistrzyni wymagają cech, których nie posiada. Stąd też wynikają największe kłótnie i nieporozumienia, ale to nie one są głównym problemem, a sposób ich rozwiązywania. Scenariusz jest zawsze ten sam – lalka obraża się na Uzume, a po jakimś czasie następuje bezwarunkowa zgoda. I tak kilka razy w ciągu serii. Zamiast rozwiązać problem, omija się go, a później dla zapchania czasu antenowego, powraca on jak bumerang. Wolny czas towarzystwo poświęca na zajadanie się ciastkami i popijanie herbatki.
Drugim problemem fabuły jest powracająca co odcinek tajemnicza organizacja, która wybrała sobie Uno za cel. Z bliżej nieokreślonych powodów kolejni jej członkowie atakują dziewczynę w najbardziej niewygodnych dla niej momentach, ponieważ w zamian za wygraną ma zostać spełnione ich jedno życzenie. Zaprezentowane na końcu wyjaśnienie podstaw działalności tejże grupy osób w zasadzie zaprzeczyło sensowi istnienia tej „karcianej mafii”. Słowa jej przewodniczącej, uchodzącej za najbardziej rozsądną i lubianą dziewczynę w okolicy, udowodniły, że wszystkie kroki, które podjęła, aby osiągnąć swój cel, były najgorszymi możliwymi wyborami, de facto krzyżującymi te plany. Mogę zrozumieć, iż grupą docelową tego anime jest młodsza widownia, ale twórcy najwyraźniej wrzucili wszystkie pomysły do jednego wora i uznali, że każdy widz to idiota, który taką sieczkę uzna za logiczną.
Podobnie ma się sprawa z samym sposobem pokazania walk i treningu. Każda z lalek ma indywidualne umiejętności, które wykorzystuje na polu bitwy. Gdy te zawodzą (a okazują się kompletnie nieprzydatne w większości pojedynków), mistrz może wesprzeć swoje wojowniczki specjalnymi kartami. Ma możliwość zastawienia pułapek czy dodania wyposażenia do arsenału każdej z nich. Co więc poszło nie tak? W trakcie każdego pojedynku dowiadujemy się, że zamiast walki mieczem, szpadą czy inną bronią, lepszy efekt przynosi zamknięcie przeciwnika w bułce od hot doga i zasypanie go cebulą. Równie bezsensowne sposoby walki oglądamy prawie we wszystkich odcinkach. Ostatecznym atakiem na wroga, którego pokonać się nie da, jest poruszająca mowa, wróć: ckliwa i bezsensowna gadka o miłości i przyjaźni, która skutkuje popłakaniem się przeciwnika. Na dokładkę można wspomnieć o odnoszeniu ran przez lalki. Mogą one – doszczętnie pokiereszowane – wstać i uciekać z zawrotną szybkością, lub też przy lekkim dotknięciu zdematerializować się, aby wpaść w łapy drugiego gracza, tylko dlatego, że fabuła tego wymaga. W innych przypadkach nie wiadomo, dlaczego wracają do swojego mistrza, aby ten je wyleczył. System jest całkowicie bezsensowny i irracjonalny, przecząc zasadom wszystkich normalnych gier karcianych.
Oprócz Uzume w trakcie serii pojawia się masa innych postaci i ich moé stworków. W zasadzie większość z nich jest jednakowa i kalkowana do tego stopnia, że przemieszanie ich losowo nie spowodowałoby żadnych zmian. Początkowo ukazywane jako czarne charaktery, mające stanowić prawdziwe zagrożenie, koniec końców okazują się rozwydrzonymi bachorami. Warte wspomnienia są tylko dwie postaci. Pierwsza z nich to Komachi Kiyomasa, piękna, utalentowana modelka, która jest wzorem dla Uzume i często udziela jej dobrych rad. Z pozoru miła, życzliwa i nieszkodliwa, okazuje się mieć też drugie oblicze. Nie, nie mroczne. W tym wypadku mamy do czynienia z typową idiotką, niepotrafiącą działać logicznie, a dla swojego egoistycznego marzenia nieskutecznie i bezsensownie wykorzystującą innych. Oprócz niej z tłumu wyróżnia się Lord Rafflesia – wyróżnia się oczywiście dość specyficznie. Facet ubrany w biały mundur z peleryną i pojedynczy okular, do złudzenia przypominający ten noszony przez saiyan z Dragon Ball Z, pojawia się znienacka, ratując Uzume z tarapatów. I w zasadzie na tym jego rola się kończy. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wepchnięto go jako smaczek dla fanek Tuxedo Kamen z Sailor Moon, tylko tamten przynajmniej nie wywoływał salwy śmiechu za każdym razem, kiedy pojawiał się na ekranie. Naprawdę, tak nieudanych postaci, jak w Fantasista Doll, nie widziałem dawno. A jeszcze rzadziej spotykałem sytuację, w której ani jedna nie była w stanie czymkolwiek mnie zainteresować.
Zdecydowanie lepiej wypada oprawa wizualna. Postaci są rysowane dość dokładnie, co nie jest normą przy tego typu produkcjach. W zestawieniu z dużą ilością użytych kolorów całość wypada całkiem przyzwoicie. Tła może nie zachwycały, ale liczba pokazanych lokalizacji była spora, a ich wykonanie znacznie lepsze niż w seryjnie produkowanych komedyjkach ecchi. Gorzej wygląda sprawa z animacją. Tej jest jak na lekarstwo, dodatkowo jest po prostu słabo zrobiona. Wszystkie trudniejsze do pokazania elementy są podczas walk maskowane kolorowymi chmurami, a proste ataki wyglądają maksymalnie statycznie.
Poza czołówką oraz endingiem, ścieżka dźwiękowa praktycznie nie istnieje. Naprawdę trudno przypomnieć sobie, czy poza nimi cokolwiek można było usłyszeć w trakcie odcinków. Po dokładniejszym przeszukaniu można natknąć się na pojedyncze utwory, ale ich liczba jest tak niewielka, że byłby problem z zapełnieniem płyty audio CD. Piosenka Ima yo! Fantasista Doll, czyli opening serii, to szybki i rytmiczny utwór, który może wpaść w ucho młodszym widzom. Podobnie jest z DAY by DAY, zamykającym każdy odcinek. Obydwa wykonywane są przez seiyuu bohaterek serii.
Fantasista Doll to seria nieudana. Twórcy zawiedli na wszystkich możliwych frontach, nie udając nawet zaangażowania przy tworzeniu historii oraz bohaterów. Nawet biorąc pod uwagę, że seria nie odrzuca widza przy pierwszym kontakcie i jest niemal całkowicie pozbawiona typowego nachalnego fanserwisu, trudno zauważyć jakiekolwiek elementy, które mogłyby widza zainteresować. Anime może spodobać się najmłodszym widzom i chyba tylko im. Mimo to projekty postaci nieprzypadkowo są nieco fanserwiśne. Studio, zapewne przewidując małą popularność płyt, próbowało znaleźć inne metody zgarnięcia kasy, a mianowicie sprzedaż gadżetów. Rzeczywistość to potwierdziła. Liczba sprzedanych Blu‑rayów nie przekroczyła tysiąca sztuk, ale w Akihabarze już otworzono Fantasista Doll Cafe, a sklepowe półki w okolicy zapchane są najrozmaitszymi przedmiotami związanymi z anime.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Hoods Entertainment |
Autor: | Gorou Taniguchi |
Projekt: | Anmi, Hiromi Katou |
Reżyser: | Hisashi Saitou |
Muzyka: | Yasuharu Takanashi |