Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 6/10 grafika: 5/10
fabuła: 6/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 130
Średnia: 6,68
σ=2,07

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kimi no Iru Machi

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Town Where You Live [2013]
  • 君のいる町
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Trójkąt romantyczny
zrzutka

Czterogodzinny kurs miłości starający się być czymś więcej niż powtarzaniem utartych ścieżek. Poplątane anime o relacjach licealistów z ogromną ilością wtrąceń i retrospekcji.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Kimi no Iru Machi lubi bawić się w archeologa i dzielnie wykopywać (nie)zapomniane schematy, których sam koncept jest już słaby. Odwzorowuje je w sposób zadowalający, ale jak to mówią, „z pustego nawet Salomon nie naleje”. Żałuję, że zabito potencjał przez zamknięcie się w nieudanych schematach. Zabrakło odwagi na eksperyment?

Młody chłopak, bo zaledwie uczeń drugiej klasy liceum, w pogoni za swoim pragnieniem przeprowadza się z okolic Hiroszimy do siostry mieszkającej w Tokio. Celem jego przyjazdu do stolicy okazuje się jego była dziewczyna, która wyjechała z prowincji bez słowa wyjaśnienia. Od początku serii jesteśmy częstowani dylematami moralnymi, z którymi walczą bohaterowie. Na pierwszy rzut oka „zakochany uczeń” wydaje się raczej prześladowcą niż osobą, która ma jasno określony cel. Największą zaletą serii jest dobre manipulowanie wspomnieniami, po kolei uzupełniające fakty z życia bohaterów. Taki zabieg trzymał mnie przed ekranem przez kilka pierwszych odcinków.

Wspomnianym poszukiwaczem straconej miłości jest Haruto Kirishima, przeciętny japoński licealista. Przedstawiony został jako niewyróżniający się uczeń, który jeszcze nie wie, co będzie robił w życiu. Bez haremu, z dwójką bliskich przyjaciół, jako nieśmiały chłopak rozpoczyna swoją przygodę w Tokio. Jednak gdy spotyka się ze swoją wybranką, zaczyna się wielki miszmasz w fabule. Zostajemy zarzuceni retrospekcjami, wspomnieniami, decyzjami bohaterów, fajerwerkami i wszystkim, co wpadło twórcom pod rękę. O dziwo, wychodzi to dobrze – powoli poznajemy drugą połówkę Haruto oraz ich wspólną przeszłość. Yuzuki Eba to rówieśniczka głównego bohatera, którą poprzez wspomnienia i skoki czasowe poznajemy kilkakrotnie na nowo. O ile jej były chłopak co najwyżej zmężniał przez te kilka lat, Yuzuki zmieniała swoje zachowanie i podejście do świata wielokrotnie. Pulę głównych bohaterów zamyka Asuka Mishima, sąsiadka siostry Haruto, u której chłopak zamieszkał, a jednocześnie jego koleżanka z tokijskiej klasy. Miłośniczka softballu, na pierwszy rzut oka chłopczyca, wspierająca chłopaka w próbach odzyskania jego dawnej miłości, z czasem niebezpiecznie zbliża się do bohatera.

Pierwsze siedem odcinków Kimi no Iru Machi to dobry dramat, okruchy życia ze szczyptą poprawnie poprowadzonego romansu. Seria trzyma w napięciu, pierwsze dwie godziny dosłownie się chłonie, lecz trudno je opisać bez spoilerów. Mimo wszystko uchylę rąbka tajemnicy – Yuzuki przed rozpoczęciem liceum wyjechała z Tokio i zamieszkała w domu Haruto ze względu na dawną znajomość ich rodziców. Dwójka nastolatków płci przeciwnej w jednym domu, dzieląca obowiązki – kto wie, jak to się skończy, dostaje uścisk dłoni prezesa. Oczywiście zakochują się w sobie, jednak zły los zmusza Yuzuki do opuszczenia Hiroszimy. Po pół roku chłopak wyrusza za nią do wielkiego miasta, a reszta to już uzupełnienie historii zakochanych, opowiadanie ich relacji, słowem – masa wspomnień.

Druga połowa jest podobna do Kimi ga Nozomu Eien, którego nie lubię, bo wprowadzało niepotrzebny zamęt, było przewidywalne i bardzo nudne. Schematy w Kimi no Iru Machi zostały zrealizowane lepiej, jednak nie były się w stanie wybronić przed głupotą twórców, którzy z wciągającej serii zrobili przeciętniaka. Bohaterowie nagle przestają myśleć racjonalnie, co często się zdarza w seriach poświęconych licealnym miłościom. Schematy dotykają nie tylko ostatnich kilku odcinków, choć one zostały zrealizowane najgorzej i właśnie w nich najwyraźniej widać podążanie utartymi, nieudanymi ścieżkami. Wspomnienia robią na początku bardzo dobre wrażenia i pobudzają emocje widza. W pewnym momencie jednak fabuła staje się zagmatwana, a chociaż da się w niej zorientować, przyjemność z oglądania stopniowo się zatraca. Mamy nieszczęśliwą miłość, festyn w Hiroszimie oraz w szkole, przyjaźnie z dzieciństwa, czyli standardowy zestaw do stworzenia nieudanej produkcji.

Seria opiera się na pokazywaniu relacji bohaterów oraz uzupełniania ich przeszłości wraz z kolejnymi odcinkami. W zdatnej do oglądania pierwszej połówce dobrze zaprezentowano różnice między zauroczeniem a miłością. Prawdziwe uczucie to nie chęć trzymania bliskiej osoby przy sobie, ale dawanie jej swobody, zaufanie i przede wszystkim pragnienie jej szczęścia, niezależnie od naszych korzyści. Po drodze przewinął się trójkąt, czworokąt i trudne decyzje bohaterów, jednak nigdy nie było przesadnej słodyczy ani dużej ilości fanserwisu. Seria udawała poważną, ale w pewnym momencie bańka powagi pękła i cały klimat się ulotnił.

W produkcji dominują jasne kolory oraz słabo zarysowane kontury, ma się wrażenie, że wszystko jest bardzo miękkie i rysowane pastelami, co przypadło mi do gustu. Postacie zostały zaprojektowane na jedno kopyto i większych różnic pomiędzy przedstawicielkami płci pięknej, wyłączając włosy i kolor oczu, nie stwierdziłem. Fryzury były dla mnie jedną wielką zagadką, bo chwilami wyglądały normalnie, żeby zaraz potem stać się ulepionymi z plasteliny kluchami. Tła były rozmazane i pozbawione szczegółów, ogólnie nie poświęcono im wiele uwagi. Wielokrotnie pojawiały się szpetne rysunkowe wstawki, zamiast których wolałbym zobaczyć lepszą grafikę. Muzycznie szału nie było. Ot, kilka standardowych nut na krzyż, żadna z nich nie wpadła mi w ucho ani nie starała się wpływać na uczucia widza. Audiowizualnie seria nie wykracza wiele ponad przeciętność.

Po obejrzeniu całości mam mieszane uczucia – po części uważam ten tytuł za dobry, jednak nieumiejętnie poprowadzona końcówka skreśla produkcję z listy polecanych. Mam taki specjalny koszyczek, gdzie trafiają anime ze zmarnotrawionym potencjałem, i od dzisiaj jest tam specjalne miejsce dla tej serii. Jeśli nie jesteście masochistami, którzy chcą się męczyć po chwili przyjemności, to omijajcie szerokim łukiem Kimi no Iru Machi.

komilll, 23 grudnia 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GONZO
Autor: Kouji Seo
Projekt: Terumi Nishii
Reżyser: Shigeyasu Yamauchi
Scenariusz: Reiko Yoshida
Muzyka: Keiichi Oku