Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 5/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,73

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 481
Średnia: 7,47
σ=1,74

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kill La Kill

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • キルラキル
Gatunki: Przygodowe
Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Orgia przemocy i wyuzdania w japońskim liceum. Półnadzy uczniowie i uczennice kłują się nożyczkami.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Część 1. Konkurs Piosenki Eurowizji AD 2014

Jak co roku polski występ na Eurowizji nie obył się bez kontrowersji. Przyczyną tych problemów zwykle jest rozdźwięk między stonowanymi realiami a rozbuchanymi aspiracjami. Tym razem doszedł jednak nowy czynnik, przedstawiony utwór miał bowiem drugie dno. Osobie niezorientowanej mogłoby się wydawać, że jest on tandetny, zaściankowy i kiczowaty, tak jednak według twórców nie jest – taka jego konstrukcja była celowa, a całość stanowiła żart ze współczesnej popkultury. Taki poziom intelektualnego wysmakowania okazał się jednak zbyt wysoki dla części społeczeństwa, mnie włączając: wielu widzów myślało, że to wszystko jest na serio i podobało im się to, część również traktowała to poważnie i uważała za uwłaczające, inni traktowali to jako dobry żart, a grupa malkontentów uważała za żart słaby. Niezłe zamieszanie. Z przekonaniem ogłaszam przynależność do ostatniej grupy: samoświadomość nie jest usprawiedliwieniem! Celowa tandeta to ciągle tandeta, tym bardziej że dobre intencje twórców są dla mnie wątpliwe. Przykleili na swoje dzieło naklejkę z napisem „pastisz”, ale ich dzieło wcale nie stara się wejść głębiej w schematy, które jakoby ośmiesza, a raczej wywołuje prostą uciechę dokładnie tak samo, jak parodiowane twory.

Nie robi zresztą tego specjalnie źle, problem polega bardziej na tym, że to pójście na łatwiznę. Znam wiele przykładów, kiedy utalentowanym ludziom udało się z utartych szablonów skonstruować coś satysfakcjonującego i świeżego, ale to wymaga wysiłku, z którego omawiana ekipa poczuła się zwolniona. Inną sprawą jest długość: żart, żeby był udany, musi być krótki, inaczej zacznie nużyć. Dwadzieścia cztery odcinki to aż nadto czasu.

Część 2. Przesycenie sensoryczne

Mózg to sprytny organ. Ludzie są poddawani bodźcom o wielkim rozrzucie intensywności i udaje mu się nad tym zapanować, nie doprowadzając nas do szaleństwa. Zauważcie: po kontakcie z nowym doświadczeniem bardzo szybko uznajemy jego typowy poziom za naturalny i przestaje on na nas robić wrażenie. To jak z wyjazdem na wakacje: miejscowi z zupełną obojętnością przyjmują krajobrazy, miejsca i architekturę, które nam wydają się oszałamiające. Prostym wnioskiem z tego jest, że aby wywołać uniesienie, potrzebna jest zmiana intensywności bodźca, sam jego poziom nie ma kluczowego znaczenia. Udany pokaz fajerwerków powinien zaczynać się skromnie, wciągając widza rosnącą intensywnością. Ekipa stojąca za Kill la Kill ewidentnie nie zna się na fajerwerkach. Serial zaczyna się od walk na poziomie ekspresyjności, którym większość shounenów się kończy. Byłem tym zaskoczony i zrobiło to na mnie początkowo wrażenie, które niestety przeszło w znużenie już po kilku odcinkach. To nie znaczy, że oglądało się źle dalsze walki, które wypełniały większość czasu antenowego. Dobrym przymiotnikiem będzie chyba „nieźle”: dostarczały trochę zabawy, ale mimo zmieniania otoczenia w postapokaliptyczną pustynię, ataków, jakimi zwykle mogą się szczycić statki kosmiczne, czy bohaterów, którzy wrzeszczą na siebie, jakby właśnie ginęły narody, nie wzbudzały specjalnego zachwytu.

Podobnie jest z grafiką, na ekranie wszędzie wszystkiego jest pełno: wybuchów, promieni, gruzu, cycków, ludzie rzucają się z prawa na lewo, czego skutek jest taki, że niby jest efektownie, ale jednocześnie nic nie zwraca szczególnej uwagi. Cierpi na tym również animacja, o ile może cierpieć coś, co w wielu scenach nie istnieje. Dokładnie tak samo jest z bohaterami: główna heroina Ryuuko jest płonącym kłębkiem wściekłości od pierwszego odcinka, jej przyjaciółka Mako jest skrajnie nadaktywną idiotką, a od antagonistki Satsuki bije ambicją i chęcią dominacji tak mocno, że zakłóca pobliską czasoprzestrzeń. To mogłyby być ciekawe charaktery, ale zamiast je rozwijać, ten serial wali widzów po oczach tym, co już doskonale wiemy. Znowu: te stereotypy postaci mają w sobie siłę i za pierwszym, może nawet drugim i trzecim razem, takie zachowanie robi wrażenie. Niestety nie za piątym.

Wyjątkiem, któremu trzeba oddać sprawiedliwość, jest muzyka. Hiroyuki Sawano więcej niż stanął na wysokości zadania, komponując utwory dynamiczne i melodyjne. Ich wykonanie też jest doskonałe, to j­‑pop w najlepszym wydaniu, zaskakująco i udanie połączony z utworami muzyki klasycznej. Mam wręcz wrażenie, że to czynnik zbawczy. Nieustanna, przejaskrawiona siekanka wypełniająca ekran sama z siebie byłaby nie do zniesienia przez dłuższy czas, ale jako teledysk sprawdza się jako tako.

Część 3. Przebijający Serce Nieba Gurren Lagann

Większość szumu medialnego wokół Kill la Kill wywołana była faktem, że duża część ekipy twórców pracowała wcześniej nad serialem Tengen Toppa Gurren Lagann, który jest naprawdę doskonały i słusznie doceniany. Z przykrością donoszę, że Killa la Kill dowodzi, że najwyraźniej nie rozumieją oni, co było siłą Gurren Laganna. Ba, niekiedy wydaje się, jakby aktywnie z tym walczyli. Fabuła Gurren Laganna była prosta, ale logiczna: ludzkość jest zniewolona, a główni bohaterowie starają się odzyskać wolność. Taka konstrukcja w sposób naturalny stawiała przed nimi nowe zadania o rosnącej skali trudności, z którymi musieli się zmierzyć. W przypadku Kill la Kill postępy historii są tak nikłe, że można by usunąć około dziesięciu odcinków z pierwszej połowy serii bez żadnej szkody dla głównego wątku. Motywacją protagonistki Ryuuko jest zemsta za morderstwo ojca, nie wie jednak, kto jest za to odpowiedzialny. Aby się dowiedzieć, wyrusza do pobliskiego liceum, rządzonego przez antagonistkę Satsuki, gdzie bije wszystkich po twarzy. Taki to poziom logiki. Jak bardzo jest to pretekstowe, widz dowiaduje się, gdy sporo później Ryuuko poznaje imię zamachowca (symptomatyczne, że nie jest to skutkiem jej działań), po czym reaguje na to, dalej bijąc wszystkich w owym liceum po twarzy. Sytuacji nie poprawia fakt, że większa część fabuły jest oparta na japońsko­‑angielskich grach słownych. Nie, nie żartuję – pojawia się tutaj np. zła korporacja odzieżowa, pragnąca zawładnąć światem, ponieważ fashion i fascism brzmią podobnie.

Dalej, w Tengen Toppa Gurren Lagann rozwój fabuły wymuszał nieustanny rozwój postaci, ich roli i wzajemnych relacji. Tutaj wszyscy kręcą się w kółko. Ten chocholi taniec da się z jakąś satysfakcją oglądać dzięki jego barwności, ale pod koniec serii wywołuje już nudności. Właśnie wtedy pojawiają się nieśmiałe próby ukazania bohaterów z nowej perspektywy – za późno i za mało.

Jedynym naprawdę widocznym podobieństwem między Tengen Toppa Gurren Lagann a Kill la Kill jest niestety słaby finał. W obydwu seriach, kiedy główny zły w końcu ujawnia się w pełnej krasie, okazuje się bezbarwną i niezaskakującą postacią, szczególnie na tle tego, co było prezentowane wcześniej. Pod koniec liczyłem już tylko, żeby był cicho, powtarzalnego bełkotu wylewającego się z jego ust przy każdej okazji nie dało się słuchać. Sprawę jeszcze pogarsza fakt, że wysyłał on do walki z głównymi postaciami hordę identycznych i nudnych potworów.

Część 4. Cycki

Podczas pierwszych odcinków będzie wam się wydawało, że są wszędzie, w każdej szczelinie i fałdzie materiału, nieustannie czyhając, aby wychynąć na was i przygnieść swoją cielesnością. To początkowe wrażenie jest mylne. Później będzie ich dużo, dużo więcej. Poświęcanie całego rozdziału piersiom może się wam wydać prostackie, ale zrozumcie, czytelnicy: obowiązkiem recenzenta jest omówić elementy omawianej produkcji najważniejsze dla jakości odbioru. Jako człowiek wierzący w swoją misję nie mogłem więc postąpić inaczej.

Wizualia nie są złe, cycuszki są dobrze zrealizowane, jędrne i sprężyste, pokazywane przy tym z mnogości ujęć i perspektyw. Ekspozycja jest bliska, często zajmują dużą część ekranu, pozwalając na cieszenie się szczegółem. Na specjalną uwagę zasługują sceny transformacji. Pośród laserów, płomieni i fajerwerków trzepocą wtedy w czymś w rodzaju rezonansu, niczym metronom wprowadzając mnie w rodzaj hipnotycznego transu. Zobaczyłem wtedy, jak Xenu, galaktyczny tyran, uwięził niegdyś mojego thanatosa we wnętrzu wulkanu i przez 36 dni indoktrynował mnie… ale odbiegam od tematu. W każdym razie byłoby doskonale, ale razi powtarzalność. Miałem wrażenie, jakbym cały czas oglądał te same, co przykro wpasowuje się w typowe dla odbioru tego serialu znużenie. Piersi potrzebują kontekstu! Dobrze poprowadzone postaci kobiece dodają charakteru i smaku swoim piersiom; czymś zupełnie innym są przecież piersi nastolatki, dopiero odkrywającej kobiecość, w porównaniu do piersi dojrzałej femme fatale, z rozmysłem manipulującej otoczeniem. Tutaj niestety tego nie czuję, bohaterki wydają się niedobrane do swoich cyców seryjnej produkcji. Otrzymujemy przez to produkt dobrej jakości, ale wykonany fabrycznie i bez serca.

Rozumiem oczywiście, że kobiece gruczoły mleczne nie dla wszystkich potencjalnych odbiorców będą stanowić centrum estetycznego kontaktu z Kill la Kill. Około połowa populacji większą uwagę będzie kierować na piersi męskie i ogólniej: gołe męskie torsy. Szczęśliwie dla was, czytelnicy, wasz recenzent wie, jak docenić i zrecenzować również ten aspekt: męskie klaty są zdecydowanie bardziej udane. Wybór jest bardziej różnorodny, prezentacja barwniejsza i zabawniejsza (acz i tu pod koniec wkrada się nuda). Czerpią ze wzorców antycznych, ale ich wygląd, rytuał odkrywania i prezentacji są ściśle powiązane z konkretną postacią i jej osobowością. Mają też sutki, których brak jest smutnym kalectwem żeńskiej części obsady. Mam żal do twórców, że nie udało się utrzymać tak dobrej jakości w przypadku obu płci. Łączne wrażenia z obcowania z cielesnością bohaterów wyceniam na 6/10. Ten kluczowy aspekt serialu w sposób naturalny determinuje ocenę całości.

Tablis, 5 czerwca 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Trigger
Autor: Kazuki Nakashima
Projekt: Sushio, You Yoshinari
Reżyser: Akira Amemiya, Hiroyuki Imaishi
Scenariusz: Kazuki Nakashima
Muzyka: Hiroyuki Sawano