
Komentarze
Strike the Blood
- Rozczarowujące : Raikami : 20.06.2017 22:10:04
- Hmm... : Arkzyw : 6.06.2017 01:17:38
- komentarz : a2 : 23.09.2016 22:28:36
- komentarz : Mazgiller : 12.03.2016 11:38:00
- komentarz : chi4ko : 6.03.2016 02:11:36
- komentarz : Zachajv : 6.03.2016 01:15:02
- Re: Anime : Jeedin : 29.01.2016 21:25:28
- Anime : PEC : 29.01.2016 21:16:05
- komentarz : Nikodemsky : 25.03.2015 18:10:14
- Strike the blood : Svaalbard : 8.02.2015 23:33:46
Rozczarowujące
Walki słabe, ale żeby wystawić lepszą notę temu anime uznajmy je za mało istotną część serii. Relacje między bohaterami kiepskie. Uczciwie pisząc, jedynie wspomniana wcześniej relacja zdawała się być tym takim „magnesem” do dalszego oglądania. Jeśli ktoś tak jak ja liczył na ciekawe zarysowanie historii obu postaci to już na tym etapie warto przestać oglądać.
Każdy kolejny epizod = nowy ostateczny boss do pokonania = formułka bohaterów: "- Od teraz to moja walka. – Nie. To nasza walka.” Tak. Ta formułka do ostatniego odcinka się powtarza aż do znudzenia i politowania.
W pierwszym odcinku Kojou wydawał się ciekawą postacią z ciekawą przeszłością… W następnych odcinkach osobowość i tajemnica jaką został owiany nagle przestaje mieć znaczenie. To kim była tajemnicza wampirzyca oddająca mu moc, jego koneksje w kwestii koszykówki. Skoro je zaznaczono całkiem wyraźnie w 1 odcinku, warto byłoby żeby miały jakieś odzwierciedlenie w fabule. Nie. Nie mają. Strike the blood gubi swoją tożsamość.
Coś co mnie rozbawiło do łez, to sposób w jaki traktuje się bohaterów. Co z tego, że pewna osoba chwilę temu została śmiertelnie ranna i się wykrwawia. Usiądźmy przy niej i porozmawiajmy o tym jak ta nieprzytomna osoba chciałaby żebyśmy się zachowali! O! Przyszedł przeciwnik! Olejmy prawie martwą przyjaciółkę i lećmy daleko za wyspę na uprowadzony statek!
Głupoty, głupotami poganiane.
Nie rozumiem także pewnego zabiegu w tym anime. Na serię nałożono cenzurę. Dziewczyny się myją, para w okolicach intymnych zawsze obecna. NAGLE! W ostatnich odcinkach (a dokładniej jednym z ostatnich) postanowiono znieść cenzurę i pokazać jedną z bohaterek nagą. Bez cenzury. Pytanie dlaczego? Skoro sama scena niczego nie wniosła? Dosłownie… Bez tej sceny wydźwięk odcinka nie zmieniłby się.
Mimo, że nie podoba mi się to do końca, tak jedna rzecz faktycznie udała się w pewnym stopniu na samym końcu. Ostatni nieoczekiwany obrót sytuacji.
kliknij: ukryte
Dziewczyna z przyszłości, która jest córką Himeragi i Kojou. Naciągane jak całe anime, ale rozmyślanie nad tym kim jest tajemnicza osoba trochę mnie zaskoczyło i umiliło całą gorycz seansu.
Zostawiam naciągane 4/10. Poważnie… Jest wiele lepszych anime, które o wiele lepiej sprawdzają się na nudne wieczory. Nie wiem. Może wyrosłem z takich głupot jak Strike the Blood?
Hmm...
Seria owszem nie jest wybitna pod żadnym względem, ale swoją rolę, czyli haremu/akcji/komedii przy której nie trzeba wiele myśleć spełnia bardzo dobrze. Sam lubię ambitne pozycje, ale każdy czasem potrzebuje coś do odstresowania, rozluźnienia, a to anime świetnie spełnia te zadania. W swojej kategorii zasługuje na te 7‑8/10.
Anime
Powiedzmy, że autor miał tam jakąś wizję świata(czy ogółem uniwersum), jednak widać też bardzo wiele zapożyczeń, przez co wyparowały wszelkie przejawy oryginalności i nadaje się bardziej na zabicie czasu, aniżeli coś, co warto dalej śledzić.
Kreska „ok”, momentami całkiem niezła. Walki całkiem dynamiczne jednak ograniczały się najczęściej do wykonywania „ciosów ostatecznych” w kilkunastu klatkach – a szkoda, mógłby być to element, który przyciągnąłby widza na dłużej.
Fabuła składa się z segmentów na zasadzie „musimy im znaleźć nowego bossa” – nie ważne skąd i jak się pojawił, jednak najważniejsze jest to, aby zatopić wyspę. Warto wspomnieć, że jak na wyspę, gdzie trzyma się najgroźniejszych osobników na całym globie ochrona(czy władze) jest wyjątkowo niedomagająca, nie mam zielonego pojęcia jak oni wcześniej bronili się przed groźnymi osobnikami.
Postacie – chciałbym tutaj napisać coś wartościowego ale właściwie wszyscy posiadają charakterystyki przeciętnych bohaterów z przygodówek, których widzieliśmy już nie raz. Zainteresowani jedynie mogliby się zabawić w paringi.
Jako harem było całkiem ok, Panny niewiele się od siebie odróżniały ale była jakaś tam przyjemność z oglądania(jeśli skupić się w tej kategorii), jako ecchi było raczej mniej zabawne – czyli klasyczne łapanie za piersi, znów przypadkowe łapanie za piersi i przypadkowe pojawienie się w damskiej przebieralni etc. ponownie coś, co pokazywano już na ekranie setki razy.
Co ciekawe – za każdym razem, kliknij: ukryte gdy wysysano krew dziewczynom, to wyglądały one jakby przeżywały najlepszy orgazm w swoim życiu. Rozumiem, że po części było to na potrzeby fanserwisu ale kojarzy mi się to raczej z czymś mało przyjemnym.
Ode mnie na koniec 6/10 – trzymało jakiś tam poziom ale znów nie jest to coś, co można by wspomnieć po latach.
Strike the blood
....
6/10 nie zraża do przerwania serii po rozpoczęciu.
PS. Recenzja powinna być napisana dokładnie tak jak mój komentarz.
Najlepsze anime w sezonie
ps. Ocena najlepszej w sezonie wskazuje na obecną słabość japońskiej animacji, a nie na przebojowości tej serii.
„Nie, senpai, to NASZA walka!”
I mój facepalm.
Walki śmiesznie słabe, fanserwis w takim wydaniu (wampir, który musi się podjarać, żeby napić się życiodajnej krwi – choć twórcy byli w tej kwestii bardzo niekonsekwentni) mógł być zrealizowany całkiem fajnie, ale pomysł wykorzystano oczywiście w taki sposób, że wyszło raczej żenująco. No i te wielkie fochy biednych dziewczynek,a główny bohater taki skrzywdzony przez te nieporozumienia… Możliwe, że już mi się to przejadło, ale nawet jeśli, to w tej serii wyjątkowo to odczułam, więc najwyraźniej coś jest na rzeczy.
Zrobiono papkę z prostych motywów, które przyciągają, niestety gorzej z utrzymaniem ciekawości widza, bo do tego trzeba już być trochę bardziej zdolnym (albo trochę bardziej się starać). Mogło być fajnie, wyszło jak zwykle. Chociaż przynajmniej się nie nudziłam.
4/10
Strike the Blood
Kupka z wytartych klisz.
Pierwsze odcinki mnie załamały. Fabuła zapowiadała się naprawdę głupkowato. Od samego początku widz jest dosłownie bombardowany dziesiątkami nazw własnych, tajnych organizacji takich i owakich, przeciwników, jakieś intrygi, które mają się dopiero rozwinąć – jest tego zdecydowanie za dużo.
Upchnięto w tej serii wszystko, co tylko może się spodobać, by sprzedać produkt. Sam wampiryzm jest praktycznie rzecz biorąc zbędny, a sceny fanserwisowe z wysysaniem krwi – serio dziewczyna musi się wtedy rozbierać? Bo nie podano ku temu żadnego sensownego wyjaśnienia, ewidentny chwyt pod publiczkę.
Jest taka masa elementów nadnaturalnych, że staje się to nudne i śmieszne wręcz.
Wszystkie odcinki są do siebie podobne, walki w ogóle mnie nie wciągnęły, a wszelkie intrygi są tak przewidywalne, że po prostu się nudziłem.
Bohaterowie wcale nie lepsi – pod tym względem idealnie wpasowują się w utarty scenariusz. O ile główny bohater jest raczej sympatyczny w swojej poczciwości, o tyle reszta jest zwyczajnie irytująca. Wszelkie ich zachowania, motywacje – wszystko to już było.
Oczywiście, że można stworzyć udaną serię z wykorzystanych już motywów, ale trzeba umieć to wszystko połączyć i tchnąć w to ducha. A tu wyszła zwykła nawalanka opływająca magią.
4/10.
Randomowa rozrywka
Wiecie co? To anime jest tak beznadziejne, że aż fajne. Serio, jakby szukać kwintesencji słów „tak złe, że aż dobre” to Strike the Blood wpisuje się w nie znakomicie. Ktoś gdzieś napisał, że jej urok polega na tym, że od początku nie próbuje być tym czym w rzeczywistości nie jest i to chyba zapewniło jej wygraną. A czym jest Strike the Blood? Zlepkiem randomowych historyjek na zasadzie – pojawia się randomowy zły, główny bohater jest pro wampirem więc musi go pokonać, trochę paplania, cycków, wykonanie K.O na złym i peace do początku kolejnego odcinka. Tak mniej więcej jawi się schemat przez całe 24 odcinki. Zero czegokolwiek co by tą całą hołotę scalało. Randomy mnożą się jak grzyby po deszczu i nie wiadomo po co. Właściwie to wiele motywów tej serii po prostu jest- dla samego faktu istnienia. Wyjaśnienia? a po co? Have fun.
Jestem dziewczyną i mogę teraz poddać pod wątpliwość pewne kwestie, ale najbardziej przyjemnie oglądało mi się harem głównego bohatera. (1+8= harem w wersji hard) On sam był dość miałki, za to dziewczyny (prócz tego, że ładnie narysowane) prezentowały zróżnicowane, przyjemne charaktery. Moją faworytką bez wątpienia została Asagi <3
Humor opierał się głównie na robieniu z głównego wampira zboczeńca. Hahaha…haha…ha…ha. No może jakbym miała z 5 lat mniej to bym się roześmiała bardziej doniośle, tylko znowu pojawia się pytanie: dlaczego nawet mnie to bawiło? Niemniej jednak były też pewne momenty kiedy czułam się z lekka zażenowana…
Ogólnie polecam w wypadku kiedy ma się ochotę na pogapienie na ładnie narysowane panienki, na małą porcję ecchi i historyjki z mixem magicznych dopalaczy. Mózg można spokojnie wyłączyć bo nawet jeśli jakaś postać wydaje się mieć motywacje – tak naprawdę jej nie ma xD
Ostatecznie daje 7/10 (bo dostałam swoją przyzwoitą rozrywkę na niskim poziomie), a teraz lecę maltretować Tokyo Raven – zobaczymy która z tych serii bardziej gotowała płyny ustrojowe w sezonie jesiennym :P
Mordęga
Przyczyna jest prosta – harem i ecchi i nic poza tym. Żałuje tylko, że komuś tak ciężko było to zaznaczyć w „rubryczce”.
Niestety jest to wyraźne karygodne niedopatrzenie.
Wiedząc to sięgnęłabym po coś innego, bo sądząc po ogólnym zarysie nie należało spodziewać sie za wiele. Uznaje, że przemęczyłam się dość. Oglądałam niejedną dobrą haremówkę lecz tutaj…żeby to choć fabułe miało ciekawą, a nie powtarzający się schemat boleści. Na deser kreska niepowalająca. Podobny wygląd bohaterek odrzuca i wprowadza niesmak. Ponadto w tych 12 odcinkach widać wyraźne luki w fabule i nieznajomość ludzkiej psychiki.
Omijać szerokim łukiem, chyba że ma sie ochote na haremówkę i ecchi, przeprowadzoną w kiepski sposób +nie oczekując nic wiecej.
To, co najbardziej irytowało w każdym odcinku, jest jednak postać Yukiny. Wypowiadane przez nią kwestie notorycznie doprowadzały mnie do facepalmów i uśmiechów politowania. Zwłaszcza ta wypowiadana pod koniec każdego arcu.
Rozumiem, że recenzja jest pisana subiektywnie, ale dawać temu średniakowi tą samą ocenę co Toaru? Przecież różnica poziomów jest wręcz zatrważająca. To tak jakby porównywać Guilty Crown do Code Geass – podobna tematu, ale drastyczna różnica poziomów.
Mimo wszystko dało się to jednak oglądać, chociaż nie sprawiało mi to jakiejś większej przyjemności.
5/10
Troll recenzja?
8/10?
To jakiś trolling?
Dobra, dobra – wiem „subiektywizm” itp, ale to jest chyba jakiś trolling… nie chcę mi się wierzyć, że doświadczony redaktor mógł wystawić 8/10 temu chłamowi.
Początek słabiutki, w połowie znośne, ale koniec jest tragiczny… sam to 5/10 chyba dałem z litości, a tutaj mamy wysoką ocenę dla serii, która jest słabiutka.
Nie mówiąc już o tym, jak bardzo męczące są te wstawki „kono hentai” i akcja, gdzie poprzedni epizod od następnego praktycznie niczym się nie różni.
A schematy nie zostały zastosowane dobrze, a bardzo słabo – to było jedno z nielicznych anime, gdzie zdarzało mi się przewijać sceny, które zazwyczaj wymęczam.
Ciekawi mnie ile ludzi się tu zgodzi z werdyktem Avellany – ja ze swojej strony traktuję to jako zwykły trollingi zdania nie zmienię.
Taka tam bajeczka
W połowie zrobiło się nawet nieźle.
Ale zgodnie z powiedzeniem ,,nieważne jak się zaczyna – ważne jak się kończy”... no właśnie tu jest pies pogrzebany.
Typowe schematy japońskich bajeczek + typowy schemat akcji w tej, konkretnej bajeczce.
O ile na początku jest nawet fajnie, to potem zaczyna tak męczyć, że brak mi słów.
Bardzo nierówny poziom, nic specjalnego, ale nawet rozerwać się „jako‑tako” przy tym można.
Ot taki tam – kolejny klon Toaru.
5/10
A tak poza tym to schematyczność i schematyczność. Niby każdy „chapter” był o czym innym, ale co chwila miałem wrażenie deja vu. Co raz te same elementy: „potężny” Kojou nic nie może zrobić (choć ma niby tyle mocy) i dostaje w papu, trochę się bohaterowie miotają, a na koniec chaptera i tak jednak okazuje się, że Kojou może coś jednak zrobić (bo odkrył w sobie nowego chowańca), do akcji wkracza Himeragi, daje się mu ugryźć (dając mu power‑up'a) i razem z nim i z pomocą tego swojego kijka o śmiesznej nazwie pokonują bobo. Swoja drogą po co super mocę, jak wystarczy taki jeden kijek do wszystkiego. Aha, i tradycyjnie na koniec stwierdza (ona czy też inna dziewczyna z ferajny), że Kojou to zboczeniec. No i ta bierność władz wyspy, za każdym razem wysyłali sę parę helikopterów czy też czołgów do odstrzelenia, a nasi wspaniali musieli robić całą resztę. Hmmm, jak na wyspę potworów to mieli dosyć mały potencjał bojowy…
PS: Mały szczegół, ale irytował mnie ten metaliczny dźwięk przy eksplozjach. Jak się czpiać to nawet takich małych rzeczy :P
Wyrabia się
Czym dalej w las – tym lepiej.
Z pewnością dotrwam do końca, nawet zaskoczyła mnie tak duża poprawa, zazwyczaj jest odwrotnie.
Anime mogę z czystym sumieniem polecić, ale zobaczymy co będzie dalej.
Spodziewałbym się drugiego sezonu i na chwilę obecną – coś takiego by mi bardzo odpowiadało.
Where is your god now...?