Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 7/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 398
Średnia: 7,41
σ=1,54

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Diablo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Nisekoi

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 20×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Nisekoi: False Love
  • ニセコイ
Gatunki: Komedia, Romans
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Harem
zrzutka

Nisekoi w jednym zdaniu? Najbardziej absurdalna komedia romantyczna w dziejach. Stary dobry Szekspir w grobie się przewraca…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Różne serie anime zdarzyło mi się w karierze oglądać. Niektóre były do bólu schematyczne, inne do bólu głupie, a wiele było jednocześnie do bólu schematycznych i głupich. Z drugiej jednak strony, zdarzyło się mi oglądać też serie oryginalne, mądre i z przesłaniem. Jakie w świetle powyższych wynurzeń jest Nisekoi? Zdecydowanie bliższe kwalifikacji do pierwszej kategorii. Już od dłuższego czasu nie miałem okazji obejrzeć czegoś z tak wielkim stężeniem absurdu i bezlitosnych schematów znanych z wielu komedii mniej lub bardziej romantycznych oraz haremówek. A mimo to w tym bezmiarze głupoty i kiczu znalazły się pewne znamiona oryginalności, zaś całość oglądało się mi nadspodziewanie lekko i bez poczucia „zmęczenia materiału”.

Fabuła? Jakaś fabuła tu w sumie jest. Nader pretekstowa i w 90% procentach składająca się z gagów, ale istnieje. Skupia się, początkowo przynajmniej, na klasycznym trójkącie romantycznym. On, Raku Ichijou, „chłopak taki jak ty”, z przyzwoitymi wynikami w nauce i sporcie, umiejętnościami kucharskimi i z klasycznymi marzeniami o skończeniu dobrej szkoły i zasileniu szeregów społeczeństwa pracującego. Ona, Kosaki Onodera, typowa przyjaciółka głównego bohatera, w którym się, nie bez wzajemności, podkochuje. Oczywiście jest to osóbka dziewczęca, nieśmiała i uczynna, ale prędzej ziemia się pod nią rozstąpi niż przyzna się przed Ichijou do swoich uczuć. I wreszcie Ona numer 2, świeżo przeniesiona uczennica, pół Amerykanka, pół Japonka, blondwłosa piękność imieniem Chitoge Kirisaki. Klasyczna wręcz tsundere i nemezis głównego bohatera, absolutnie w nim nie zakochana, a wręcz szczerze go niecierpiąca. Z wzajemnością zresztą. I wszystko byłoby proste, gdyby nie kilka detali… Ichijou i Onodera zdają się ze sobą połączeni bliżej niesprecyzowaną obietnicą z dzieciństwa, której symbolem są pewne „fanty” będące w posiadaniu obojga. Natomiast Ichijou i Kirisaki są odpowiednio… Synem miejscowego bosa yakuzy i córką świeżo przybyłego do Japonii bossa amerykańskiego gangu. Choć liderzy tychże organizacji zdają się siebie nawzajem lubić, to już ich podwładni nieszczególnie potrafią dojść do porozumienia. W efekcie szykuje się w okolicy spora wojenka, ale przedsiębiorczy tatusiowie wpadają na genialny pomysł. Niech ich latorośle zostaną… parą zakochanych, co powstrzyma krwawą wojnę i zapewne zniszczenie całej okolicy. Brzmi głupio? No ba, ale to w zasadzie tylko dwa pierwsze odcinki, a potem będzie jeszcze ciekawiej…

Główne dramatis personae w zasadzie opisałem już powyżej, ale oprócz nich pojawia się także szereg innych schematycznych typów. Poznajemy chociażby dwóch członków mafii rodziny Kirisaki, cierpiących na coś, co określić by można „kompleksem siostry”. Są to Claude i Seishirou Tsugumi (czyżby aluzja do praszczura komedii romantycznych, Maison Ikkoku?). Tego pierwszego można by określić jako prawą rękę szefa, zapatrzonego w swoją „panienkę” niczym w święty obrazek i od początku podejrzliwie usposobionego do jej nieoczekiwanego romansu. W celu ochrony Chitoge gotowy jest posunąć się do doprawdy najgłupszych działań, wśród których nieustanne nieomal śledzenie dziewczyny jest czymś w zasadzie normalnym. Seishirou natomiast, prawa ręka prawej ręki, jest w wieku samej Chitoge i pod względem oddania jej w niczym nie ustępuje przyszywanemu „tatusiowi”. Ale szczegóły na temat tej postaci pozwolę sobie przemilczeć, bo to jest coś, co trzeba zobaczyć samemu… Z wartych wspomnienia postaci mamy też dwójkę przyjaciół głównych bohaterów, zboczonego przyjaciela Ichijou, Shuu Maiko, i zdeterminowaną, by ochajtać Ichijou i Onoderę przyjaciółkę tej ostatniej, Ruri Miyamoto. Postaci występuje tu oczywiście więcej, ale niektóre niewarte są opisu, a tych bardziej kluczowych nie mogę wymieniać ze względu na związane z nimi spoilery.

Zaraz na początku tej recenzji wspomniałem, że Nisekoi absurdem stoi. Trudno byłoby inaczej określić to, w jaki sposób przedstawiono tu rozwój fabuły i relacje między postaciami. W zasadzie ta seria to jeden wielki komediowy gag, przeplatany od czasu do czasu nieco poważniejszymi wątkami. Ichijou i Kirisaki, w przerwach od udawania szczęśliwej pary zakochanych, spędzają czas na wykłócaniu się ze sobą, ukrywaniu swoich tajemnic i dbaniem, by ich podwładni się nawzajem nie pozabijali. Z czasem te relacje nieco się skomplikują, ale całokształt pozostanie w zasadzie bez zmian. Sam Ichijou natomiast co i rusz stara się uderzać do Onodery, jednocześnie rozpracowując tajemnicę posiadanego przez niego wisiora. A sama Onodera? Cóż, w zasadzie też próbuje działać, ale ze względu na jej chroniczną nieśmiałość przypomina to wysiłki sójki wybierającej się za morze. W zasadzie gdyby nie Ruri, pewnie nie wyszłaby nigdy poza etap mówienia Ichijou „cześć” i rumienienia się na zawołanie pod każdym jego spojrzeniem. Natomiast w tle tych wszystkich miłosnych podchodów mamy standardowe w zasadzie atrakcje romantycznych anime. A to randka, a to miłość z czasów dzieciństwa, a to wyjazd na szkolną wycieczkę, urodziny, zapraszanie się do domów, odwiedziny w gorących źródłach, festiwale, wizyta na plaży… A wszystko to w oparach charakterystycznego dla tej serii odrealnionego chaosu. Warto też zaznaczyć, że w serii brak fanserwisu jako takiego. Znaczy, jest on obecny, ale tylko w „wybranych” odcinkach, takich jak pokaz pływacki, wyjazd nad morze czy pobyt w gorących źródłach. Nie jest on, w moim odczuciu, zbyt nachalny i w większości przypadków pokazuje raczej kostiumy kąpielowe niż bieliznę bohaterek jako taką. Jedyny wyjątek od tej reguły to wizyta w gorących źródłach, ale w tym odcinku strażniczką moralności jest niezastąpiona w takich sytuacjach para wodna.

Jak natomiast się prezentuje oprawa graficzna? Cóż, jest charakterystyczna dla studia SHAFT. Mnóstwo tu niemal surrealistycznych scen z niezwykłymi tłami, ujęciami nieboskłonu czy też innymi graficznymi cudactwami. Grafika i animacje zresztą idealnie wpasowują się w ogólny klimat, uzupełniając go i podkreślając. Nie brakuje scen typu super­‑deformed, przerysowanych efektów ciosów Kirisaki czy też jej „ochroniarza” bądź też emocji odczuwanych przez bohaterów. Graficy przemycili kilka aluzji do innych anime, czego najjaskrawszym przykładem jest zamek z piasku z jednego z ostatnich odcinków. Same rysunki postaci są stosunkowo proste i nie mogą się poszczycić jakąś niesamowitą szczegółowością, jednocześnie jednak są naprawdę ładnie animowane i mają niewątpliwy urok. Paradoksalnie są też stosunkowo realistyczne, gdyż wszystkie postaci mają normalne proporcje ciała i udaną mimikę, brak jest też „antygrawitacyjnych” fryzur. A muzyka? Cóż… Jest i to w zasadzie wszystko, co potrafię o niej powiedzieć. Openingi i endingi to w moich uszach przeciętny i niewart uwagi j­‑pop, a muzyki w tle wydarzeń jakoś nie zapamiętałem. Co znaczy, że albo nie istnieje, albo wyjątkowo się nie wyróżnia.

Czas więc najwyższy jakoś te parę tysięcy znaków recenzji podsumować. Nisekoi z pewnością nie jest tytułem dla wszystkich. Poziom głupawki towarzyszący twórcom przy jego kreacji musiał sięgać wartości krytycznych, a w efekcie otrzymaliśmy komedię tak głupią i odrealnioną, że powodować może nieustanny rechot i pukanie się w czoło. Gag biegnie tu za gagiem i gagiem pogania. Podobnie zresztą można podsumować występujące tu schematy. Fabuła praktycznie nie istnieje, a i obejmuje zaledwie pięćdziesiąt z ponad stu trzydziestu (w chwili, gdy piszę te słowa) rozdziałów nadal powstającej mangi, toteż brak tu jakiejkolwiek konkluzji napoczętych wątków, co dla wielu może być ogromną wadą. Nie zmienia to jednak faktu, że w swoim kiczu i szaleństwie Nisekoi ma to coś, co pozwoliło mi łykać kolejne odcinki niemal jeden po drugim, zapewniając przy tym prawie nieustające salwy radosnego śmiechu. Tak więc amatorzy głupawych komedii romantycznych, którym niestraszny jest fanserwis i wplatane niekiedy poważniejsze wątki bądź urwana historia, zamknijcie drzwi, wyłączcie mózgi i bierzcie się do oglądania, stawiając z miejsca dyszkę. Pozostali niech obejrzą na próbę pierwsze trzy lub cztery odcinki i zdecydują, czy odpowiada im taki szalony klimat. Jeśli tak, niech oglądają dalej, stawiając zapewne w stopce ocenę 7. A ode mnie, jako że stoję pomiędzy tymi dwiema grupami, Nisekoi dostanie 8. Tytuł ma swoje wady, ale do licha, już dawno się tak nie uśmiałem przy praktycznie każdym odcinku, i chyba pierwszy raz miałem taki problem z wybraniem z kilkudziesięciu „pstrykniętych” kadrów tych kilkunastu do opublikowania przy recenzji…

Diablo, 8 lipca 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: SHAFT
Autor: Naoshi Komi
Projekt: Nobuhiro Sugiyama
Reżyser: Akiyuki Shinbou, Naoyuki Tatsuwa
Scenariusz: Akiyuki Shinbou, Fuyashi Tou
Muzyka: Satoru Kousaki