
Komentarze
Miłość, gimbaza i kosmiczna faza: Porywy serca
- komentarz : Tytanowe Pomelo : 5.07.2022 11:15:40
- komentarz : vaka : 11.08.2016 20:52:08
- komentarz : Zachajv : 11.03.2016 16:32:49
- komentarz : Mazgiller : 11.03.2016 15:26:37
- Nie tak ja 1 sezon alee. : m4RiOn : 31.08.2015 12:32:05
- Dlaczego 1/10 : BlaXk Magic Mushroom : 14.04.2014 23:06:02
- komentarz : Zagadkowy : 12.04.2014 21:42:51
- komentarz : Lina : 10.04.2014 17:01:00
- komentarz : Lina : 10.04.2014 16:20:52
- komentarz : Ryuki : 10.04.2014 16:16:49
Ogólnie seria, którą można z czystym sumieniem zignorować, zamiast później żałować straconego czasu.
Pierwsza seria była zabawną, interesującą obyczajówką, z rozwijającymi się postaciami i z w sumie nawet dość oryginalnym głównym wątkiem. Tutaj te postaci zaliczają totalny regres, a Rikka jest tego najlepszym przykładem. Gdzieś tam w którejś ze scen bohaterowie zastanawiają się dlaczego Rikka od razu dogadała się z siedmioletnią córką szefa Touki. Moja odpowiedź – dlatego, że są dokładnie na tym samym poziomie emocjonalnym! Główny bohater musi być chyba albo jakimś świętym, albo cierpieć na poważne psychiczne problemy, albo mu miłość kompletnie padła na mózg skoro jest w związku z taką osobą. Co jest w Ricce ciekawego poza wątpliwie interesującym syndromem gimbusa? Nic. Wszystkie dramaty jakich doświadczyła, a które wypadły przekonująco w pierwszym sezonie i umotywowały jej postępowanie, w tym sezonie zostały zapomniane, zepchnięte na drugi plan przez idiotyczne, dziwaczne walki magów i bełkotliwe monologi. To nie godna podziwu wyobraźnia, ale zwyczajne urojenia i niedojrzałość.
Dodatkowo wątek miłosny już właściwie w ogóle nie jest wątkiem miłosnym, bo pierwsze co się rzuca w oczy, to to, że relacja głównych bohaterów przypomina relację rodzeństwa. Nie sądziłam, że jakiekolwiek anime zdoła pokonać Kimi ni Todoke pod względem żółwiego tempa rozwijającego się romansu, ale o to jest! Złoto wędruje do Rikki i Yuuty!
Trochę wbrew samej sobie – żal mi głównego bohatera. Mam dla niego wiele sympatii, bo często zachowuje się bardzo racjonalnie i nawet całkiem dojrzale (na tle całej reszty), ale z drugiej strony jego chęć wejścia w relacje z Rikką jest kompletnie niezrozumiała, zaś jego zachowanie w stosunku do niej czasem wręcz absurdalne! Nie raz, nie dwa złapałam się na myśli, że lepiej by wyszedł na związku z tą czerwonowłosą panną, która według mnie przejawiała już niekiedy oznaki wychodzenia z trybu gimbusa (tylko ten idiotyzm z Yuutą ją zahamowywał).
Prawdę mówiąc nie chce mi się bardziej rozpisywać na ten wad tego anime, bo wiele osób już od nich wspominało, czy to Avellana w recenzji, czy Kysz w komentarzach poniżej.
Zmęczyła mnie ta seria i lekko zirytowała (pewnie denerwowałaby mnie bardziej gdybym nie przewijała tych kretyńskich pojedynków, które w pierwszej serii pojawiały się jako zabawny i ciekawy przerywnik, zaś w drugiej już tylko wywoływały chęć maniakalnego wciskania ikonki z symbolem X. Ogólna ocena ode mnie to 3, może 4 na 10. Za grafikę, sporadycznie (!) za humor, za Toukę…
A, jeszcze jedna rzecz, która mnie dość mocno uderzyła, a mianowicie – wizyta w oceanarium. Ja wiem, że dla tej części świata normą jest pozbawianie wolności delfinów (tak jak i coroczna rzeź delfinów w zatoce Taiji) ale fakt, że nawet w anime pokazuje się wątpliwą frajdę z tresowania tych zwierząt (i jeszcze ta kręcąca się w kółko foka w pomieszczeniu o wielkości pudełka od zapałek! Czy ktoś zwrócił na to uwagę?) i to w pewnym sensie obnoszenie się z bestialskim męczeniem zwierząt dość mocno mnie ubodło.
Podpisuję się pod poprzednim komentarzem m4RiOn. Jeżeli masz niedosyt po pierwszym sezonie i chcesz jeszcze trochę pobyć z bohaterami to jest to seria dla Ciebie. Jest tylko jeden warunek. Nie oczekujcie „Bóg wie czego” po tym sezonie. Najlepiej go traktować jak dodatkowy bonus i tyle.
Nie tak ja 1 sezon alee.
Dlaczego 1/10
Nareszcie to skończyłem. Seans wymęczył mnie niemiłosiernie, ciągnąc się w nieskończoność. To anime jest po prostu nudne. Denne. Nie sprawdza się jako seria obyczajowa. Rozwój postaci z pierwszej części zastąpił jakiś niedorozwój. Oni mają amnezję? Wydarzenia przedstawione w pierwszej serii, nawet „dramatyczna” końcówka widać niezbyt zbliżyły parkę głównych bohaterów do siebie. Są „razem a jednak osobno”. Ich związek denerwująco drepcze w miejscu. W ogóle cała fabuła jest pretekstowa, okraszona idiotycznymi dialogami. Właśnie te dialogi pomiędzy osobami tkwiącymi w swoim chuunibyou irytowały mnie najbardziej, ja rozumiem że można mieć bujną wyobraźnie, ale żeby aż tak pogrążyć się we własnym wyimaginowanym świecie? W dodatku z całych sił bronić się przed powrotem do rzeczywistości? Tak jakby twórcy anime kreowali chuunibyou na pozytywne zjawisko, pytanie tylko czy takie zachowanie bohaterów w wieku licealnym jest normalne? Uciekanie przed rzeczywistością, obowiązkami, problemami, nawet przed własnym związkiem z drugą osobą w wykreowany we własnej głowie świat jest zjawiskiem pozytywnym? Nie. W dodatku w takim wieku kompletnie n i r e a l i s t y c z n y m, chyba że ktoś jest obarczony chorobą umysłową. Tyle na temat niedorozwoju postaci.
Nie sprawdza się jako komedia. Głównie przez powtarzalność gagów która z czasem niemiłosiernie męczy, zamiast bawić. Wykorzystano ku temu wszelkie oklepane motywy typu pojawienie się dawnej koleżanki głównego bohatera, jakaś wycieczka szkolna, jakiś festiwal na który należy wybrać się w yukatach, nie brak oczywiście wisienki na torcie upieczonym z moeblobów – odcinka plażowego. Normalnie Cukier! Słodkości! I różne śliczności! tylko że ja nie jestem miłośnikiem KyoMoeBlobów więc przesłodzenie całej serii to dla mnie też minus. Zabrakło widocznie jakiegoś związku X do całej mieszanki, którego w całkiem podobnej części pierwszej najwyraźniej nie brakowało.
Muzyka jest dobra, nie zaprzeczam, tylko plumkający w tle fortepian, rzępolące skrzypce (zwłaszcza w końcowych odcinkach) bardziej pasują do zalewania się w trupa na smutno niż szkolnej komedii. Lub powiedzmy komedii obyczajowej z dużym przymrużeniem oka, bohaterki wykrzykujące jakieś absurdy, w deszczu, na tle takiej muzyki… najpierw to bawi (prawdopodobnie niezamierzenie), potem męczy. Znowu mnie coś w tym anime męczy. Pewni dlatego napisałem że dla mnie jest denne. Umęczonym po tym seansie pierońsko, jak po harówce w polu, w upalne letnie żniwa. Zaraz napiszę że dopracowana, często dynamiczna animacja męczy oko… grafika to jedyny plus tej produkcji, raczej cieszy a nie męczy oko. Jednak ani ze względu na dobrą część pierwszą, ani ze względu na grafikę, ani ze względu na piszczące moebloby (jeden rżący, tak ihhhahaha, nowy gatunek – moekobyła) nie dam więcej niż 1/10.
Po co więc to oglądałem, męcząc się niemiłosiernie? Zacząłem od pierwszej serii z przychylną recenzją, żeby zobaczyć co aż tak jest nie w porządku z serią drugą, że ma recenzję diametralnie różną i skąd takie oburzenie na bardzo niską ocenę sequela. Czyli z ciekawości. I z tej ciekawości obejrzałem serię pierwszą z przyjemnością w jakieś trzy dni, a w drugiej serii ugrzęzłbym na długie tygodnie gdyby nie upór i odwracanie uwagi innym animowanym tworem (Tonari no Seki‑un). Sprawdziło się – od głupoty gorszy jest tylko upór (mogłem rzucić to w diabły) a ciekawość to pierwsze stopień do piekła (po cóż w ogóle zaczynałem).
Żart
Oczywiście tak nie było. Żelazna zasada większości anime: twoje działania nie mają konsekwencji, a tylko głupek uczy się na swoich i cudzych błędach. Tego się nie da nigdy z podniesioną głową zakończyć, a widz nigdy nie będzie mieć odczucia że obejrzał coś wartego zainwestowanego czasu.
W przeciwieństwie do reszty użytkowników, gardzę pierwszym sezonem. Ja w nim żadnej historii o dorastaniu nie widziałem, tylko coś uszytego z – patrz akapit 2. Teraz dostałem powtórkę, która chwilami była obiecująca i chwilami zabawna [d‑ii‑es :d ]. Przez ostatnie 4‑6 epizodów nie miałem pojęcia co robi Rika, dla mnie to w ogóle nie miało sensu. Już miała wyjść z autyzmu, już coś pozytywnego zaczęło się dziać… o co w ogóle tutaj chodzi?
W recenzji części pierwszej Avellana napisała, że uważane przez niektórych przedramatyzowanie nie jest dla niej problemem bowiem Chuunibyou nie sprawia wrażenia historii „z życia wziętej”.
W recenzji tej części, że powinno się podobać osobom, którym przypadła do gustu część komediowa, ale niekoniecznie dramatyczna.
Podejrzewam, że w tym przypadku po prostu „chuunibyou” jest silniejsze niż „koi” zwłaszcza jeśli jest poparte perspektywą większej sprzedaży.
Swoją drogą nigdy chyba nie zrozumiem niepohamowanego przeświadczenia o konieczności tzw. rozwoju postaci (często na zasadzie „im szybciej tym lepiej”) w mniemaniu niektórych osób, co wydaje się tym bardziej dziwne zwłaszcza w przypadku krótkich, lekkich serii komediowych jak Chuunibyou.
Jeśli ładnie wygląda i śmieszy to tak niska ocena moim zdaniem jest nieuzasadniona.
Wczoraj skończyłem oglądać pierwszą serię...
Cień pierwszej serii
Słaba fabuła, ale bardzo fajne postacie drugoplanowe. Przyzwoity humor pomieszany z nędznymi wstawkami syndromu „gimbusa”. Dziwny romans kliknij: ukryte no bo jak inaczej nazwać związek, w którym przez ROK się nawet nie pocałowali? dla mnie to jest dziwne ;).
Jeśli mają zamiar robić kolejny sezon, a wiele na to wskazuje to wolałbym żeby to pierwsza seria była dla nich natchnieniem.
kliknij: ukryte - przebieg romansu pomiędzy Rikką a Togashim. Jak obejrzałam ostatni odcinek, w którym Rikka dosłownie umiera z nerwów na myśl o pocałunku i robi z tego taki teatrzyk, to już się totalnie załamałam. Na litość, przecież to są licealiści, w dodatku nawet razem mieszkają, ale mają problemy by się nawet za ręce trzymać!!
- gdzie się podziały te problemy z rodziną Rikki? Ja wiem, że to dość specyficzne było, ale w drugiej serii nic a nic nie ma o tym mowy – tak jakby ten motyw w ogóle wcześniej nie istniał. Do tego dochodzi fakt, że znowu mamy do czynienia z licealistami mieszkającymi samemu. Czy to jest aż taka norma w Japonii, czy jak? No dobra, wiem, że zmienianie miejsca zamieszkania z powodu pracy jest tam dość częste, ale naprawdę – wtedy rodzina jedzie cała. W końcu zmiana szkoły nawet w trakcie trwania roku szkolnego nie jest czymś nienaturalnym…
- nadmierne eksploatowanie scen dziejących się w ich wyobraźni. W pierwszej serii do najzabawniejszych motywów (przynajmniej dla mnie) należało pokazywanie jak te fantazje wyglądają w rzeczywistości. Tutaj niemalże z tego zrezygnowano i kiedy już syndrom daje się we znaki, to oczywiście co – od razu prezentują nam super ekstra wypasione graficznie sceny fantastyczne.
- wprowadzenie zupełnie niepotrzebnych motywów pomiędzy Nibutani i Dekomori. Swoją drogą ta druga była tak irytująca, że naprawdę aż nie mogłam jej zdzierżyć. A potem widzę, że ona ma strasznie dużo fanów. No za co ja się pytam? Za co?! Na tym wszystkim cierpi jedna z ciekawszych postaci w tej serii, czyli Nibutani. W ogóle miałam wrażenie, że w drugiej serii jej negatywne nastawienie do przeszłości niezwykle się zmniejszyło. Owszem, niby protestuje na nazywanie ją Mori Summer, ale to bardziej wyglądało jak takie… ja wiem – obligatoryjne? W sensie – taka jest jej kreacja, wiec musi tak mówić. Dobra, też bym się wkurzyła, gdyby ktoś wykorzystywał postać, którą sama stworzyłam i w tym wypadku akurat uważam, że zachowywała się naturalnie. Za to dość często wracała do swojej postaci z własnej, nieprzymuszonej woli… Głupie.
- Kumin, która za mało śpi, a często za to bierze udział w tej ich maskaradzie. Niby tam było, że zazdrości im tego syndromu i że to się jej wydaje zabawne, ale w pierwszej serii żadnych tego typu oznak nie wykazywała
- odsunięcie na bok Makoto. Nie wiem, pewnie widzowie narzekali, że zbyt dużo tu męskich postaci, więc Makoto ograniczyli już tylko i wyłącznie do zdawkowego pojawiania się na ekranie w roli akcentu humorystycznego (który wcale nie bawił), żeby harem Yuuty był bardziej zaakcentowany. Jedyne co, to scena z Chihiro była genialna – od razu przywołała dobre wspomnienia z pierwszej serii. Tam tego typu gagów było co niemiara, a tutaj – prawie wcale.
- odsunięcie na bok postaci Touki. W ogóle widać, że bardzo się ludziom spodobały motywy z chochlą, bo ta stała się jej nieodłącznym rekwizytem. W pierwszej serii wyglądało to naturalnie, kiedy np. wybiegała z kuchni za Rikką, ale nie wierzę, że ona ją nosiła ze sobą wszędzie – na plaże chociażby. Za to w jej przypadku bardzo fajnie wyglądały motywy z tym dzieckiem zafascynowanym samurajami itepe. To jak posługiwała się tym drewnianym mieczem było boskie – właśnie takie sprowadzanie fantazji do rzeczywistości (nie łatwo przebić mieczem lecący balonik z wodą) było w pierwszej serii genialne.
Uf, to co prawda nie wszystko, ale już nie chciałoby mi się dalej wymieniać, a to są dla mnie największe bolączki drugiego sezonu.
Dla mnie Chuunibyou… Ren jest tylko odcinaniem kuponu od niezwykle dobrej pierwszej serii. Tak, wiadomo, że KyoAni bazuje tylko na korzyściach finansowych, a nie na faktycznej jakości prezentowanych przez siebie produkcji, ale no skoro udało im się zrobić coś faktycznie interesującego nie tylko dla standardowego moe fana, to dlaczego od razu muszą to psuć? Stado napalonych otaku na pewno się na to rzuci, ale ja zdecydowanie nie polecam tego sezonu tym wszystkim, których nie zadowala tylko moe – to naprawdę psuje dobre wrażenie po 1 części.
O ile pierwszy sezon oceniłam na 8/10, tak tutaj nie dam więcej jak 5/10 -.-
Pierwszy sezon nie spodobał mi się do końca. Przede wszystkim dlatego, że przepadam za dramą, a w drugiej części było jej pełno. Po drugim sezonie Chuunibyou mam jednak wrażenie, że wydarzenia z poprzedniej części stoją na nieporównywalnie wyższym poziomie od tego czegoś. Podczas oglądania niektóryc odcinków zaczynałem tęsknić za nim.
Fabuła powoli ciągnie się do końca, momentami jest aż tak przewidywalna, że nie chce się wierzyć1 temu, co się ogląda. Przez 90% serii nie dzieje się zupełnie nic. Wyszłoby jej chyba na dobre gdyby liczbę odcinków skrócić do czterech lub nawet trzech. Wtedy byłby to ciekawy dodatek do prequela.
Jedyne plusy jakie mogę wymienić to przede wszystkim samo zakończenie wątku z Shichimiyą, bo mogło wyjść z tego coś jeszcze gorszego. No i faktem jest to, że czasem da się uśmiechnąć do jakiegoś żartu.
Zadowolone będę tylko i wyłącznie osoby, którym humor na początku poprzedniego sezonu przydał do gustu lub fani bohaterek pobocznych (Kumin czy Nibutani – swoją drogą tojedyna ogarniąca cokolwiek w tym anime postać).
Wreeeeszcie koniec...
Na plus zaliczam homoseksualne żarty kliknij: ukryte z Dekomori i jej fanką i scenkę z ostatniego odcinka pomiędzy Makoto (ten biedny kolega głównego bohatera, który czuje mięte do wiecznie sennej Kumin‑sempaj) i Chihiro (kim jest Chihiro musicie sprawdzić sami – mordercza scena :>) a na minus senność i nudę, które towarzyszyły mi przez lwią część seansu.
Jeśli macie miłe wspomnienia po pierwszej serii i nie chcecie ich sobie zepsuć – nie oglądajcie drugiego sezonu, pomiędzy Yuutą a Rikką kliknij: ukryte prawie nic (po pół roku mieszkania razem trzymają się za ręce, o jaa!!eleven!) się nie zmienia.
Odcinek 10 - I zrozum tu kobietę...
Czy to normalne śmiać się w takim dramatycznym momencie? Czy to może raczej znak, że czas ograniczyć przeglądanie sadola? ^^'
Co do reszty serii – mam bardzo podobne odczucia jak osoby wypowiadające się przede mną – pierwszy sezon obejrzałam z przyjemnością i ucieszyłam się na wieść o kontynuacji – tyle, że z odcinka na odcinek mój entuzjazm słabł i słabł… Nie zauważyłam większych zmian w zachowaniu bohaterów, a nowa postać przez większość czasu robiła jako tło – dopiero teraz, na finiszu sobie o niej przypomniano? Jeszcze dwa epki do końca, jeszcze tydzień temu miałam nadzieję na możliwość zakończenia tej historii bez przesadnej dramaturgii, ale po dzisiejszej scenie.. >.>'
Tak w sumie
Fajnie by było jakby twórcy porzucili dramat. Szczególnie patrząc na KyoAni, które ma talent do prostych, ciepłych, nasiąkniętych komedią okruchów życia, a zupełny brak wyczucia w zimniejszych klimatach. Tak, sytuacja w sezonie pierwszym „Gimbusów” była moim skromnym zdaniem przesadzona. Oby tu takich sytuacji brakło.
Dostałem to na co czekałem
18.01.2014r. – ?
Zieeew