Komentarze
The Last: Naruto the Movie
- komentarz : Acorn32 : 30.09.2017 19:26:45
- komentarz : kropka d : 7.07.2017 00:14:37
- ten film to brednie : KamionLi : 27.03.2017 22:25:04
- dokładnie! : Turbotrup : 15.02.2016 18:03:07
- Naruto+Sasuke=LOVE : imspidermannomore : 13.02.2016 23:43:33
- Uwielbiam~ : Keicam : 31.01.2016 18:24:20
- komentarz : God Himself : 4.01.2016 00:00:01
- komentarz : Turbotrup : 31.07.2015 22:53:17
- komentarz : Klemens : 28.07.2015 01:51:03
- komentarz : Rinsey : 27.07.2015 18:20:07
Hinata. Księżniczka Byakugana. Sama nie wiem co mam o niej myśleć. Z jednej strony niezwykle silna z drugiej co chwila
potykająca się o własne nogi, wymagająca ratunku panienka w opresji. W pewnym momencie spada z budynku. Oczywiście nie może przytwierdzić się stopami do jego ściany. Przecież to nie jest jedna z podstawowych umiejętności ninja.
Pominąwszy grafikę, cały film to jedna wielka bzdura. W głowie się nie mieści ile absurdów i nielogiczności mogli
upchać twórcy z naciąganym wątkiem miłosnym NaruHina na czele. Osobiście na łopatki położyła mnie scena gdy Sakura
mówi Naruto kliknij: ukryte „Pamiętasz, jak dawno temu powiedziałeś, że mnie kochasz? Jednak czy nie zrobiłeś tego bo ja kochałam Sasuke? Po prostu nie chciałeś z nim przegrać.” Tak. Doładnie tak było. Nie jestem fanem NaruSaku ale nawet ślepy zauważyłby podczas czytania mangi czy oglądania serii, że Naruto ewidentnie czuje coś do Sakury. Tyle, że film stara się nam nieudolnie wmówić co innego.
I szalik. Motyw szalika. 5/10
Naruto+Sasuke=LOVE
Całkiem przyjemnie się oglądało. Pojedynki efektowne. Akcja szybka. Fabuła durnowata. Kakashi zupełnie bezużyteczny.
Hinata to rzeczywiście prawdziwa wysoko urodzona dama. Nawet na misje zabiera swoje robótki ręczne.
Uwielbiam~
I teraz przechodząc do sedna. Kinówka prezentuje się świetnie. I to od strony graficznej – projekty postaci, animacje i dynamika w tym wszystkim, walki i wybuchy oraz tła i gra świateł, to i od strony fabularnej, według mojej opinii, wszystko na swoim miejscu. Na wątek miłosny tej dwójki czekało się długo, za długo, ale teraz, po tak długim czasie, sentymenty wracają – i w zasadzie to bardzo dobrze. Nieważne ile ma się lat, jeśli zżyło się z postaciami serii, kibicowało przez lata i wierzyło, że taki właśnie będzie paring, a twórca spełnił te marzenia, to nic tylko uronić łezkę (i nie, nie mówię tu tylko o Naruto).
I nie przesadzam, bo końcówka kliknij: ukryte to cholernie, cholernie wzruszająca scena. Twórcy podeszli dojrzale do przedstawienia ich miłości, w końcu Naruto musiał dojrzeć, że jego druga połówka to przecież Hinata. Urocze momenty i słowa wypowiedziane przez tą dwójkę mogą przyprawić o dreszcze. Wyznanie miłości tak realistyczne i niewymuszone, że aż się zdziwiłem. Scena pocałunku, tak diabelsko wyczekiwanego, jak najbardziej satysfakcjonująca i słodka.
Polecam <3
Pamiętacie, kiedy Naruto był o ninja – myślących wojownikach walczących zarówno ciałem, jak i umysłem? Nikt już nie pamięta. „PEW PEW PEW! WYBUCHY! PEW PEW! ŚWIATEŁKA”.
Ten film dał mi raka. Raka i szaliko‑fobię.
Fabuła raczej kiepska, przewidywalna i zasadniczo jest tylko po to, żeby można było „jakoś” wpleść miłosny związek bohaterów… I zrobić końcową walkę w stylu DBZ (co w ogóle ma się nijak do tego, o czym było Naruto z początku, czyli taktycznej walce. No ale to już przepadło gdzieś w momencie gdy Madara zrzucił swój pierwszy meteoryt…)
Człowiek czeka kupę lat na oficjalne potwierdzenie tej jednej pary, cały jest w skowronkach, a dostaje to W TAKIM opakowaniu, które owszem, jest ładne, ale czekoladki w nim zawarte są wątpliwej jakości, o samym ich smaku nie wspominając.
Graficznie jest to chyba jeden z lepszych filmów Naruto – bardzo mi się podobały projekty postaci, było widać w tym wszystkim napracowanie. Na pochwałę zasłużyła sobie również szata muzyczna – utwory bardzo pasowały do poszczególnych scen – tam gdzie miałem czuć strach, muzyka przyprawiała mnie o lekki niepokój. Tam, gdzie miało być nostalgicznie, to dostawałem lekką nutkę i wchodził chilloucik. Motyw przewodni też całkiem spoko, wpadł mi w ucho.
Ale to w sumie tyle, co mogę pochwalić, gdyż sposób w jaki została poprowadzona fabuła jest straszny. Kishimoto w tym filmie pokazał, jak bardzo nie umie bawić się w shoujo. Tak jak Rinsey napisała, mamy tu do czynienia z fabułą typu 'A ---> B', gdzie '--->' trzeba czymś zapełnić. No i tutaj pojawia się problem. Całości brakowało takiego 'wyczucia czasu', gdyż oglądając ten film miałem wrażenie, że cała akcja toczy się w przeciągu 2 dni. Góra 3. Ile ich było? Nie wiem do teraz. Może to moja słaba orientacja w tej przestrzeni, nie wiem. Ja się czasowo nie połapałem.
Kolejnym problemem jest pomysł na głównego bohatera i sposób, w jakim użyto na nim 'Friend no Jutsu'. Kolejny frustrat, któremu 'coś się pokićkało' za dzieciaka i próbuje podbić świat mocą swoich oczu (a raczej swoich przodków). No i sposób, w jaki przeszedł on transformację 'zło/dobro'... 'Zostałem pokonany, to znaczy, że nie mam racji' – tak oto przedstawia się zabieg, który Kishimoto promował w swojej mandze przez kilka ostatnich lat. Gdzie się podziali Ci wszyscy źli, co byli źli do końca?! A no tak, zginęli razem z Kakuzu, Hidanem i (naciągając) Madarą. Szkoda, bo moim zdaniem tego brakowało temu filmowi. Porządnego antagonisty.
Skoro już o postaciach piszę – no to właśnie, postaci. Niby dorośli, a jednak dzieci… Praktycznie nikt się nie zmienił od czasów wojny. Prawie, bo pozostaje Sakura. Tak, to jest zdecydowanie osobistość, która poprawia obraz tej nędzy i rozpaczy. Jedyna, która w jakikolwiek sposób zachowywała się racjonalnie i po jej zachowaniu można wnioskować 'oho, ona ma olej w głowie, łeb na karku i jaja między nogami'. Ktoś mi zaraz zarzuci, że Sai i Shikamaru też przecież zachowują się dorośle, ale ja tego tak nie widzę – to były trudne postaci do poprowadzenia, bo ich zachowanie nic nie zmieniło się od końca mangi, a przecież powinno – delikatnie, ale jednak. O głównej parze nawet nie będę wypowiadać, bo taką mentalnością mogą się popisać 12 latki, a nie 'dorosła młodzież'.
Mógłbym ciągnąć ten temat dalej i poruszyć takie kwestie jak brak konsekwencji w prowadzeniu stworzonego przez siebie świata (w jaki sposób Naruto zapadł w genjutsu chociażby – to takie pierwsze pytanie jakie mi się nasuwa po szybkim przypomnieniu seansu), złe rozporządzenie danym czasem na poszczególne wątki czy czas antenowy poszczególnych bohaterów (nice Sasque, dali Ci całe 3 sekundy! a tak szpanowali jego lumperskim modelem przed premierą…), ale szczerze – po co? Wątek NaruHina zakończony, był ślub, dzieci są – ja tam jestem szczęśliwy.
Nie napiszę, że mogliby zrobić jakikolwiek crap, wrzucić NaruHine i dałbym 11/10, ale nie było tak źle, żeby oceniać to jakoś kosmicznie nisko – pamiętajmy (patrząc na anime), że zawsze mogło być gorzej. Bo mogło. O wiele gorzej.
Komu polecam ten film? Każdemu, kto od 'x' lat fanboyował parze NaruHina i osobom, które oglądają wszystko, co związane z kanonem tego świata. Tak ten film należy do kanonu… Po za tym, nie obejrzysz – nie stracisz.
Ode mnie słabe 8/10, bo mocne 7/10 gryzie mi sumienie :x
Może zacznę od tego, że od początku kibicowałam właśnie tej parze i stąd też byłam pozytywnie nastawiona do tego filmu i w sumie mi się całkiem podobał, chociaż w dużej mierze to kwestia mojego dobrego nastawienia, gdyż w filmie jest mnóstwo nieścisłości i naciągania faktów. Są dwa znane mi sposoby tworzenia fabuły, nieważne czy są to poważne scenariusze czy fanfiki. Albo piszemy coś od początku i na bieżąco nam się kształtuje akcja albo mamy ustalony punkt A oraz punkt B i musimy zrobić wszystko, aby w wyznaczonym czasie ten punkt B osiągnąć. W tym drugim przypadku, zwłaszcza gdy czas jest ograniczony, dosyć łatwo jest zatracić naturalność zachowań bohaterów. I w Last mam wrażenie troszeńkę tak się stało. Ale, jak już wspomniałam, chciałam, aby ten film mi się podobał, i dopowiedziałam sobie po swojemu drażniące mnie kwestie w taki sposób, aby wystawić 8.
Moim pierwszym zarzutem jest (powiedzmy, że to spoiler) kliknij: ukryte zrobienie na początku z Hinaty damulki w opałach. Na serio, ta dziewczyna pokazała, że potrafi sobie radzić. Ale nie, ciągle musiała lądować w ramionach Naruto, bo a to się potknęła a to to a to tamto. Bez tych zabiegów i tak udałoby się osiągnąć ustalony cel i tak. Kolejna scena, gdy kliknij: ukryte Hinata spada i trzyma się jedynie na szaliku. Zawsze mi się wydawało, że shinobi przy pomocy kontroli czakry są w stanie chodzić po ścianach, no ale powiedzmy, że to był skutek uboczny po tej zielonej kulce. A przy okazji można było zobaczyć pierwszy akt pt. „Mój szalik znowu jest rozdarty.” W ogóle cały ten motyw z szalikiem był sztampowy, relacja pomiędzy Hinatą a Naruto moim zdaniem nie potrzebowała aż tylu wpomagaczy. „Bajorko wspomnień” było wybitnie pójściem na łatwiznę. Myślę, że dałoby się dojść do tego punktu B w bardziej naturalny i niewymuszony sposób. Irytująca była też opcja, że kliknij: ukryte tryb Kuramy można aktywować tylko w ciągu ostatnich 20 minut filmu, no ale może Naruto chciał trochę czakry zaoszczędzić. No i znowu ta opcja z przenoszeniem oczu niczym na pendrive'ie. Brać oko do ręki? No, ale dobra, powiedzmy, że Hinata utworzyła minibarierę czakry broniącą oko przed bakteriami, które, chociaż mamy akcję na księżycu, i tak przyjechałyby z mieszkańcami ziemi. Wiem, że się czepiam, to takie spaczenie zawodowe.
No, ale było też całkiem sporo pozytywów. Z drugiej strony uczucia głównej dwójki po „bajorku” już całkiem ładnie się kształtowały… I bardzo, ale to bardzo podobała mi się Sakura. Widać, że dojrzała i jest prawdziwą przyjaciółką zarówno dla Naruto jak i dla Hinaty. No i film jest po prostu bardzo ładnie zrobiony i w sumie spójny sam ze sobą. Chociaż obejrzałabym to raz jeszcze, bez takiego wielkiego wroga. Po co znowu taki przepych? Po co znowu niszczyć świat? Nie wystarczyłaby zwyczajna misja, gdzie zamiast skupiać się na wybuchach, można by więcej uwagi poświęcić uczuciom bohaterów? Na przykład dorzucić Neji'ego w tle? Uczucie może się rozwijać nie tylko w obliczu zagrożenia, czego dowodem jest kilka pierwszych scen. Naprawdę nie można było utrzymać całego filmu w takim nastroju? I żeby nie było wątpliwości, film podobał mi się, co nie zmienia faktu, że scenariusz napisałabym trochę inaczej.
Podsumowując, myślę, że warto ten film obejrzeć. Zwłaszcza jeżeli spędziło się kilka lat, śledząc głównego bohatera i wreszcie zobaczyć, że wreszcie odnajduje on swoje zasłużone szczęście.
Zawiodłam się
Brakowało mi również rozwoju uczuć bohaterów. Fakt, dostaliśmy kilka romantycznych scen, ale generalnie nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Naruto zakochał się w Hinacie „bo tak”. kliknij: ukryte Zamiast bowiem pokazać bohaterów spędzających ze sobą trochę więcej czasu (kilka godzin w czasie jednej misji nie uważam za trochę więcej czasu) dostaliśmy kilkuminutowe genjustsu i bam! Naruto jest zakochany. I do tego jakże irytujący fakt, że twórcy próbowali nam wmówić, że kliknij: ukryte chłopak nie rozróżnia miłości do kobiety od miłości do swojego ulubionego dania (jakoś wcześniej nie miał z tym problemu gdy przychodziło do uczuć Sakury do niego i Sasuke).
Zawiodła mnie też niestety nieobecność wielu bohaterów. Po tym, jak pojawiły się w necie obrazki z nowym wyglądem postaci, pomyślałam sobie, że skoro już tyle pracy włożono w zapewnienie bohaterom nowych fryzur i wdzianek to wypadałoby również, by pokazali się oni w nich przez więcej niż kilka sekund stojąc gdzieś w tle. Niestety okazuje się, że nic z tego. Nawet dla Sasuke i Kakashiego nie starczyło czasu antenowego, a co dopiero dla jakiś innych (co z tego, że fajnych) postaci drugoplanowych.
Strasznie nie podobał mi się też finał. kliknij: ukryte Jakieś wielkie rozbłyski rozwalające planety na pół (no dobra, księżyce xD), Raikage który chce zrobić chyba najgłupszą rzecz jaką zrobić by mógł (bo rozwalenie księżyca w drobny mak z pewnością nie zaszkodziłoby ziemi), Hinata w złotej klatce (serio? to naprawdę musiała być akurat złota klatka?) i ogólnie całkowita absurdalność ostatniej walki… Aż szkoda gadać.
Przechodząc jednak do fabuły:
Wątek ratowania Hanabi i zagłady Ziemi przez zbliżający się księżyc okazał się kompletną klapą. Tenseigan, a także cała postać Toneriego były najzwyczajniej w świecie słabe. Zero logiki, czy czegokolwiek w tym rodzaju. Poza tym, żadnych nowych technik, żadnych nowych cech u bohaterów, które mogli nabyć przez te dwa lata, nic. Trochę mnie to dobiło, ale całą produkcję ratuje wątek miłosny. Wątek miłosny, na który wszyscy czekali odkąd zapoznali się z uczuciami Hinaty. Są oczywiście osoby dopingujące parę Naruto&Sakura, ale ja nie wyobrażam ich sobie jako związku. Mogą być najlepszymi przyjaciółmi na świecie, mogą rozumieć się bez słów, lecz wplatanie w to romantyzmu jest czystą głupotą. Wracając jednak do NaruHina, ich relacja została przedstawiona w sposób dość subtelny i dość ciepły, by zakrawać o naturalność. Niektórzy ludzie widzą tonę sztuczności w scenach, kiedy na przykład oboje stali i po prostu na siebie patrzyli. Moim zdaniem tam nie było potrzeba żadnych słów. Poza tym, Hinata jest osobą cichą i od zawsze wystarczało jej tylko spoglądanie, obserwowanie, a choć Naruto jest ogromną gadułą, w takich chwilach nawet jemu nic nie cisnęło się na usta. Są też osoby mówiące, że Uzumaki i Hyuuga za nic w świecie do siebie nie pasują, bo zbyt się różnią. No cóż, przeciwieństwa się przyciągają, a dzięki owej odmienności mogą się wzajemnie uzupełniać.
Końcówka filmu była punktem kulminacyjnym wszystkiego, co działo się pomiędzy tą dwójką przez cały film i – szczerze przyznam – jestem z niej zadowolona. Nic nie było tam przesadzone, ani sztuczne. Jeśli mam być całkowicie szczera, na ostatnich pięciu minutach poprzedzających napisy końcowe, piszczałam jak uradowane dziecko xd
Film ewidentnie dla ludzi, którzy przychylnym okiem patrzą na parę NaruHina oraz tych, którzy wolą wątki romantyczne od wszystkich innych. Ja gorąco polecam,
Shori
Tony nielogicznego crapu, ohydna kreska, animacja jeszcze w miarę, ale już o pomyśle na ten cały 'Tenseigan', to… No nie mam słów. Cała postać Toneriego jest nielogiczna, jego zachowanie jest niczym nieuzasadnione, a sama koncepcja postaci to połączenie Naruto, Nagato i Tobiego – moce wszystkich trzech, a zachowanie czysto 'obitowe', czyli irracjonalne i wynikające z bycia manipulowanym przez całe życie.
O ilości jutsu nie będę już nawet mówić, bo poza wszystkim nam znanym Rasenganie, Friend no Jutsu i paru innych oklepanych do bólu technikach, dostaliśmy coś w stylu kliknij: ukryte Wszechmocnego Przyciągnięcia Nagato u Toneriego i (nazwa przyjęta przeze mnie) 'Włóż Rękę w Klatkę Piersiową Hinaty (Dosłownie) w Celu Pozostawienia Tam Lub Wyciągnięcia Jakiejś Dziwnej Kulki no Jutsu', aka klątwa… No błagam, ja wiem, że to miała być historia romantyczna, ale jak sama nazwa mówi, jest to 'The Last', więc skoro to jest taki 'Last', to mogliby dowalić coś z przytupem, a tym czasem w kwestiach technik mamy odgrzewany kotlet z sosem o dziwnej i przydługawej nazwie.
Należy również wspomnieć, że czego by nie powiedzieć złego o tym filmie, to OST jest niezły.
ALE, pomimo tego wszystkiego co złe, a jest tego o wiele więcej niż dobrego, to film jak dla mnie na solidne 8. Dlaczego? Bo całe 10 lat kibicowałem Hinacie, żeby to właśnie ONA została wybranką Naruto, a nie Sakura! I myślę, że to właśnie dzięki tej parze i takiemu zakończeniu miłosnego wątku w życiu Dresa, ludziom ten film tak się podoba (w tym mnie). Gdyby nie to, to obawiam się, że nawet hype na to, że jest to 'ostatni', nie wyratowałby tego morza beznadziei.