Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Hellsing

Hellsing DVD1
Nośnik: DVD
Wydawca: Anime Gate
Data wydania: 26.04.2009
Odcinki: 1-6
Ścieżka dźwiękowa: japoński
Napisy: polski
Lektor: polski
  • Licencja na wypożyczenie: brak
  • Dodatki: kartka pocztowa, BOX zbiorczy (opcjonalnie)
Okładka
Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Opis

Bardzo długo w środowisku fanów Hellsing uchodził za przykład tytułu, który nigdy nie zostanie wydany w Polsce. Kontrowersyjna opowieść o organizacji zwalczającej nieumarłe potwory wydawała się ryzykowna nie tyle ze względu na ukazywaną w niej przemoc, ale przede wszystkim – liczne elementy „religijne”, mogące wrażliwszym na tego rodzaju motywy odbiorcom wydać się bardzo niestosowne. Jak jednak się okazało, tego rodzaju prognozy nie zawsze się sprawdzają. Wydawnictwo J.P.Fantastica pokusiło się o publikację mangi, a obecnie na rynku pojawiła się pierwsza z dwóch ekranizacji, czyli wyprodukowana w 2001 roku przez studio Gonzo seria telewizyjna.

Gdyby na tego rodzaju tytuł wydawnictwo Anime­‑Gate zdecydowało się u progu swojej działalności, byłby to zapewne gwarantowany hit. Teraz jednak sprawa jest bardziej złożona. Ekranizacja Hellsinga ma swoich wiernych fanów, jednak lata jej świetności już chyba minęły. Od czasu premiery tej serii w Japonii pojawiło się wiele tytułów „mrocznych i krwawych”, a gwoździem do jej trumny dla wielu była rozpoczęta w 2006 roku, ponoć bardziej wierna mandze, seria OAV zatytułowana Hellsing Ultimate. Nawet wracając na polski grunt nie sposób nie zauważyć, że jest to kolejny dość podobny tytuł w ofercie wydawnictwa, po chociażby Braciach czarnej krwi oraz Devil May Cry, wydawany niemal równolegle z Trinity Blood. Oczywiście należy pamiętać, że to wymienione wyżej tytuły wzorowały się na Hellsingu (czasem do granic kopiowania wątków i elementów), nie zaś odwrotnie. Jednak obawiam się, że w świadomości wielu fanów tego rodzaju subtelności będą ustępować prostej kolejności pojawiania się tytułów – i Hellsing będzie dla nich kopiowaniem po raz kolejny opowieści o potężnym wampirze w czerwonym płaszczu.

Czy więc na tle wtórnych, ale za to nowszych tytułów „stary” Hellsing ma w ogóle jakieś szanse? Sięgnęłam po tę płytę z obawą, czy seria, która kilka lat temu wydała mi się niezła, zdoła mnie jeszcze w ogóle zaciekawić. Seans rzeczywiście zweryfikował moje wspomnienia, przekładając ten tytuł z kategorii „przyzwoite” do kategorii „naprawdę dobre”. Historia opowiadająca o Królewskim Zakonie Rycerzy Anglikańskich, czyli agencji Hellsing, jest brutalna i celowo przesadzona, jednocześnie parodiując filmy grozy i składając im hołd. Jej największą siłą okazały się charyzmatyczne postaci, ze szczególnym uwzględnieniem „tajnej broni” Hellsinga, czyli wampira Alucarda (tak, to na nim są wzorowani ci wszyscy „cool” goście w czerwonych płaszczach) i przełożonej organizacji, sir Integry Hellsing. Główny wątek jest raczej enigmatyczny (żeby nie powiedzieć – rachityczny) – w tle przewijają się konflikty między Kościołem Katolickim a protestanckim, a także tajemnice związane z pojawianiem się „sztucznie produkowanych” wampirów. Poszczególne odcinki zawierają jednak luźno powiązane ze sobą epizody „z życia agencji Hellsing”, koncentrując się w dużej mierze na jej najnowszym nabytku, młodej policjantce Victorii Seras, przemienionej przez Alucarda w nieumarłą. Odcinki czwarty i piąty stanowią powiązaną fabularnie całość, zamykając elegancko wolumin i zostawiając garść wiszących pytań, na które odpowiedzi można się spodziewać w drugiej połowie serii.

Ponieważ wampiry, jak łatwo zgadnąć, to stworzenia nocne, jakość obrazu ma tutaj znaczenie kluczowe – tym bardziej, że studio Gonzo pokazało w tej serii, dlaczego znajdowało się niegdyś w absolutnej czołówce japońskich animatorów. Ruch jest płynny i ładny, kadry często interesująco zakomponowane, sporo uwagi poświęcono kolorystyce i oświetleniu poszczególnych ujęć. Tym razem polski wydawca wywiązał się ze swojego zadania naprawdę dobrze – obraz nie jest może ostry jak brzytwa, ale wystarczająco czytelny, żebym nie miała poczucia, że tracę jakąś część seansu, rozmywającą się w ciemnych plamach. Kontrast pozostaje dobry i w żadnym momencie nie miałam problemów z dostrzeżeniem, co właściwie dzieje się na ekranie. O dziwo, miałam wrażenie, że pewne problemy pojawiły się z nagłośnieniem – w niektórych scenach muzyka zagłuszała słowa postaci.

Jako minus należy policzyć brak tłumaczeń piosenek w czołówce i przy napisach końcowych. Warto natomiast zauważyć, że znalazło się tam miejsce dla (zwykle lekceważonych przez polskich wydawców) twórców anime oraz odtwarzających role ważniejszych postaci seiyuu. Przekład Jarosława Zachwiei jest naprawdę dobry i nieuprawnioną złośliwością byłoby wytykanie jednego czy dwóch dostrzeżonych potknięć – chociaż nie mogę się nie zastanawiać, czemu akurat Ianowi Valentine zdecydowano się sprawić polską formę imienia „Jan”, ostro kontrastującą z całą resztą imion. Mam też pewne wątpliwości do formułki „ograniczenie mocy do poziomu x” w kontekście, gdzie bardziej logiczne wydawałoby coś w rodzaju „poziom x ograniczenia mocy”. Pochwalę za to wyczucie w stosowaniu wulgaryzmów, bo wbrew pozorom jest to jedno z trudniejszych wyzwań stających przed tłumaczami. Tutaj „mięso” lata w niektórych momentach, ale nie przesadzono ani z jego ilością, ani z natężeniem. Jest tam, gdzie do fabuły i postaci pasuje. Gorzej niestety z tekstami w dołączonych do wydania materiałach, czyli na ulotce i tylnej okładce pudełka. Wypatrzyłam tam zarówno problemy z doborem słów („wiekowy” oznacza coś lub kogoś już mocno nadgryzionego zębem czasu – „wiekowy wampir” wywołuje obraz zgrzybiałego zębatego staruszka), jak i konstrukcją logiczną zdań (z frazy niczym zęby wampira w szyję swej ofiary wynika, że ww. zęby samodzielnie wyprawiają się na polowania – brrrr!).

Menu utrzymane jest w odpowiednim stylu, czyli czerwone litery na mrocznym tle. Na szczęście jednak tym razem darowano sobie udziwnianie czcionki, dzięki czemu całość jest całkiem przyzwoicie czytelna. Niemiłym zaskoczeniem był brak możliwości dostępu do poszczególnych części odcinków, co bardzo utrudniło nawigację, uniemożliwiając wygodne „przeskakiwanie” czołówek i napisów końcowych. Niewielką pociechę stanowiły materiały dodatkowe, z całkiem obszernym omówieniem anime. Poza nimi na płycie standardowo znalazły się zwiastuny innych anime, a także filmów i muzyki wydawanych przez Vision. Z kolei na czterostronicowej ulotce znalazło się miejsce dla opisów ważniejszych postaci – zawierających w niektórych przypadkach nieduże spoilery. Ładnie zakomponowana jest okładka pudełka. Wprawdzie zestaw kolorystyczny, czerń i czerwień, upodabnia ją do innych „wampirycznych” tytułów Anime­‑Gate, ale w porównaniu do nich jest nieprzeładowana i przejrzysta, prezentując oczywiście Alucarda, a także ojca Andersena. Gorzej pod tym względem wypada pocztówka – wprawdzie celujący ze swojej „firmowej” broni Victoria i Alucard wyglądają na niej bardzo efektownie, ale wyjątkowo wyraźnie widać, że sprawiają wrażenie postaci zaprojektowanych do różnych serii.

Animowanemu Hellsingowi udało się, o dziwo, wywołać niewielki skandal – jak chwali się na swoich stronach wydawca, z dystrybucji tego tytułu wycofała się sieć EMPiK. Trudno powiedzieć, czym podyktowana była ta decyzja, biorąc pod uwagę, że nie jest to wprawdzie tytuł dla dzieci, ale jeśli chodzi o sceny brutalne, na polskim rynku pojawiły się już dawno dorównujące mu pod tym względem pozycje. Pozostaje więc liczyć, że inne sieci handlowe nadrobią ten brak – nie da się bowiem zaprzeczyć, że oto trafiła do nas seria zaliczana do klasyki anime, która udowadnia, że dobre tytuły są całkiem odporne na upływ czasu.

Avellana, 4 czerwca 2009
Recenzja anime

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Hellsing DVD1 Anime Gate 2009
2 Hellsing DVD2 Anime Gate 2009