Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10
fabuła: 3/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 3
Średnia: 5,33
σ=0,94

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (The Beatle)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ninja Bugeichou

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 1967
Czas trwania: 135 min
Tytuły alternatywne:
  • 忍者武芸帳
  • Band of Ninja
Postaci: Samuraje/ninja; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Eksperymentalne
zrzutka

Ukazanie roli ninja w historii Japonii okresu Sengoku. Film całkiem ciekawy, ale niemożliwie męczący dla widza.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: The Beatle

Recenzja / Opis

W roku 1966 kontrowersyjny japoński reżyser filmowy i współtwórca tamtejszej „nowej fali” (inspirowanej kinem francuskim), Nagisa Ooshima, zdecydował się na stworzenie wyjątkowego dzieła: sfilmowania (nie ekranizacji) mangi z 1959 roku autorstwa Sanpeia Shirato. Ninja Bugeichou było debiutem mangaki i wpisywało się silnie w nurt gekiga – podówczas zupełnie nowy typ mang stojący w opozycji do głównego nurtu, adresowany dla dojrzałych odbiorców i często zawierający brutalne oraz kontrowersyjne elementy. Zarówno manga, jak i film, który ukazał się w 1967 roku, zyskały uznanie bardziej ambitnej widowni, ale wystarczyło parę dekad, by niemal kompletnie o nich zapomniano.

Wraz z szybkim rozwojem umiejętności walki bronią białą w szesnastowiecznej Japonii, w sekrecie opracowano inną sztukę walki, zwaną ninjutsu, która powstała, by sprostać wyzwaniom tych niespokojnych czasów. Ci, którzy ją opanowali, znani byli jako ninja. Wyćwiczyli oni do perfekcji rozmaite techniki walki, co pozwoliło im dokonywać niemalże magicznych czynów. Zajmowali się głównie szpiegostwem oraz skrytobójstwem i odegrali wyjątkowo ważną rolę w historii Japonii, choć prawie zawsze pozostawali w cieniu wydarzeń.

Tak w wolnym przekładzie prezentuje się tekst zamieszczony we wstępie filmu. Trudno o lepsze wprowadzenie w realia przedstawionej historii i dlatego zdecydowałem się go tu umieścić. Mamy więc schyłek ery Sengoku ze wszystkimi najważniejszymi postaciami tego okresu (osoby znające historię zjednoczenia Japonii przez Odę Nobunagę będą miały okazję usłyszeć ją raz jeszcze), a także shinobi, którym poświęca się najwięcej uwagi. Nie są to jednak ninja w stylu hollywoodzkim, ani też tacy, jakich portretuje się we współczesnych anime – bliżej im do uosobienia wyobrażeń, które mieli na ich temat zwykli ludzie w czasach feudalnych. Nie tylko dzięki wyszkoleniu stanowią w walce potężną siłę równającą się setkom zwykłych żołnierzy, ale też posiadają niezwykłe umiejętności, których nie da się wytłumaczyć zwykłą logiką. Najlepiej obrazuje tę kwestię głowa shinobi, która u odpowiednio wytrenowanego właściciela jest w stanie egzystować przez długi czas po odcięciu od korpusu.

Choć przedstawiony świat wydaje się całkiem ciekawy, odbiór filmu jest kompletnie rujnowany przez fatalny sposób prowadzenia fabuły. W dwóch godzinach upchnięto materiał, który spokojnie wystarczyłby, żeby zapełnić serię o kilkudziesięciu odcinkach. Mało tego, na zobrazowanie części wydarzeń nawet nie starczyło czasu, w związku z czym rozwiązano je za pomocą klasycznego deus ex machina – w pewnych momentach pojawia się narrator, omawiający dalszy przebieg akcji. Jednakże nawet dodatkowe objaśnienia nie wystarczają do zachowania płynności fabuły, nieraz niespodziewanie przeskakującej z wątku na wątek, bez godziwej konkluzji. W tym przypadku widz nie ma ani sekundy wytchnienia – musi uważnie śledzić niespotykaną masę wydarzeń i monologów narratora, z których wszystkie są kluczowe dla rozwoju fabuły, a mało która cokolwiek rozwiązuje i zamyka. Obejrzenie tego filmu jednym ciągiem i zrozumienie go można uznać za wyczyn.

Choć nie jest to w stanie zrekompensować tempa akcji psującego ten tytuł, sposób przedstawienia fabuły ma pojedyncze zalety. Chociażby historie każdego z ninja są na swój sposób ciekawe. Możemy obserwować ich przeszłość, sposoby, w jakie zdobywali i doskonalili niezwykłe umiejętności, a następnie wykorzystywali je na polu walki, oraz ich (często tragiczny) koniec. Same kreacje bohaterów też można zaliczyć na plus. Są to postacie silne, a choć większość z nich nie jest ani dynamiczna, ani specjalnie złożona, potrafią przekonać o swojej autentyczności.

Drugim, po tempie prowadzenia akcji, kontrowersyjnym elementem filmu jest jego grafika, bowiem… nie ma tu animacji. Filmowane są następujące po sobie, ale niepowiązane bezpośrednio obrazy mangi, a jedyny ruch następuje przy okazjonalnych przybliżeniach i panoramicznych przesunięciach kamery. Wywołało to wiele dyskusji dotyczących tego, czy film można zaklasyfikować jako anime, dla którego z definicji obecność animacji jest fundamentalna – oczywiście mowa tu o czasach, gdy anime jako medium było już na tyle popularne, że jego fani mogli dokonywać takiej klasyfikacji. Z tego samego powodu zrezygnowałem z wystawienia liczbowej oceny za grafikę i postanowiłem ograniczyć się do opisu. Przyznam, że pomimo dobrego nastawienia i szczerych chęci, przyzwyczajenie się do nowego stylu prezentacji obrazu zajęło mi dłużej, niż oczekiwałem. Jest to więc kolejna przeszkoda na drodze do pełnego odbioru filmu.

Wszystkie kadry malowane są czarnym tuszem, co nadaje im bardzo ekspresyjny charakter. Powstały wyraźnie w oderwaniu od jakiegokolwiek utartego stylu i nie są krępowane przez żadne ramy formy rysunku. Choć miejscami zdarzają się uproszczenia, szczególnie w projektach postaci, nie można zarzucić braku szczegółowości w momentach, kiedy naprawdę jest potrzebna. Największe wrażenie robią sceny walki namalowane z niezwykłą dynamiką i dodatkowo wspomagane szybką zmianą obrazów mangi. Jeśli ustalanie tempa zmiany rysunków można nazwać reżyserią, to zdecydowanie jest ona dobra. Same walki wypadają bardzo efektownie i ukazują przemoc w bezkompromisowy sposób. Jeśli ktoś uważa, że odcinanie kończyn i wypruwanie flaków jest domeną wyłącznie nowszych tytułów, to poważnie się myli.

Muzyka w Ninja Bugeichou jest jedynym elementem, który mogę pochwalić bez żadnych zastrzeżeń. Ścieżka dźwiękowa składa się głównie z wykonywanych przez orkiestrę przygrywek typowych dla klasycznej muzyki filmowej, dokładnie oddających nastrój panujący akurat na ekranie. Przez ograniczenia wynikłe z braku animacji muzyka ma tutaj za zadanie nie tylko budować klimat, ale również pośredniczyć w przekazie sporej części akcji. Połączona z odgłosami otoczenia i umiejętnie wkomponowaną ciszą radzi sobie znakomicie i po raz kolejny udowadnia, że w kwestii udźwiękowienia stare znaczy dobre. Jedynym pełnoprawnym utworem muzycznym jest czołówka przywodząca na myśl pieśni wojskowe, wykonana przez świetny baryton, którego właściciela niestety nie udało mi się odnaleźć. Reszta obsady również zasługuje na pochwały. Aktorzy podkładający głos postaciom (celowo nie używam tu terminu seiyuu, gdyż w czasach powstawania filmu nie był on używany, a w odniesieniu do aktorów „starej szkoły” mógłby zostać odebrany jako lekceważący) w większości mieli już okazję współpracować z Ooshimą przy jego tradycyjnych filmach. Spełnili się tu oni znakomicie, doskonale oddając złożone emocje, jakich doświadczały fikcyjne postaci. Film dzięki temu uzyskał wymowę zwykle kojarzoną ze sztukami teatralnymi.

Pomimo niezwykłości tego eksperymentu oraz jego zalet technicznych, nie mogę z czystym sumieniem polecić filmu. Chociaż po premierze cieszył się on niemałym uznaniem, nie przeszedł próby czasu i obecnie może stanowić jedynie ciekawostkę. Wszelka przyjemność z seansu jest zabijana przez szaleńcze tempo akcji i chaotyczny przebieg wydarzeń, a brak animacji w realiach, gdzie dla filmu złożonego z rysunków jest to rzeczą oczywistą, również nie poszerza grona odbiorców, którym Ninja Bugeichou mogłoby się spodobać. Temu obrazowi przypadła więc rola prawie wyłącznie edukacyjna, a ostatnim zdaniem tej recenzji mogę go skierować do osób zainteresowanych historią kinematografii i pasjonatów feudalnej Japonii, zdesperowanych na tyle, że są w stanie wytrzymać dwie godziny seansu męczącego zabójczym tempem akcji.

The Beatle, 6 września 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Autor: Sanpei Shirato
Reżyser: Nagisa Ooshima
Scenariusz: Mamoru Sasaki, Nagisa Ooshima
Muzyka: Hikaru Hayashi