Komentarze
Kokoro ga Sakebitagatterunda
- komentarz : Turbotrup : 21.09.2023 01:06:49
- komentarz : Isamii : 7.07.2017 20:58:28
- komentarz : Slova : 23.05.2017 18:41:16
- komentarz : Slova : 23.05.2017 18:32:51
- komentarz : The Beatle : 5.06.2016 17:07:00
- komentarz : Isamii : 5.06.2016 12:40:17
- komentarz : Kenavru : 2.06.2016 08:58:01
- komentarz : Kysz : 29.05.2016 19:52:29
- komentarz : The Beatle : 29.05.2016 16:25:42
- komentarz : Milina : 28.05.2016 20:56:16
Podoba mi się też powtarzający się motyw większego uczłowieczania postaci (mają bardziej realne zachowanie niż typowo autystyczni ADHD‑ciarze w normalnych seriach), w tym nie pozostawiania ich w jakiejś super bezpiecznej i wąskiej strefie archetypu, który naśladują (oczywiście mówię tutaj o Tasakim).
Tematycznie nawet ciekawa historia, choć schematom (w większości) nie uciekła.
Ale i tak przyjemnie się oglądało, szczególnie niektóre z tych uroczych prób komunikacji głównej bohaterki z resztą postaci.
Trochę naciągana zmiana finałowej decyzji Naruse, ale chyba już wychodzę z założenia, że to nieodmienna część tworów tego gatunku, więc mi to jakoś specjalnie nie przeszkadza.
Z resztą, może zbyt mało się wciągnąłem w głębię przekazu tej historii, dlatego mogło mi coś umknąć-- traktowałem owy film bardziej jako czaso‑zabijacz czy wyzwalacz konkretnych emocji, a nie jako coś, nad czym warto się bardziej zastanowić.
Na koniec dodam, że zakończenie nie spowodowało u mnie ani smutku ani przypływu nostalgii (co jest ważne, bo wiele osób raczej nie ma ochoty na złapanie doła po obejrzeniu jakiegoś filmu; podczas gdy często istnieje taka możliwość w tego rodzaju Anime).
Jedyna wada to dłużyzny, ale ostatnio jestem niespokojny i trudno mi wysiedzieć na seansie, więc to taki pobieżny mankament.
I piosenka w endingu śliczna.
Polecam.
Nie wiem, czy to kwestia pobieżnego obejrzenia filmu, czy niepełnego zrozumienia dialogów, a może skrótu myślowego, ale w powyższym tekście zdaje się być błąd. To nie rozpad rodziny, sam w sobie, był przyczyną tego, że bohaterka przestała się odzywać, ale sposób w jaki zwracali się do niej rodzice (wielokrotnie powtarzane przez matkę „Gadasz jak katarynka” oraz „to przez twoje gadulstwo rozpadła się nam rodzina” wypowiedziane przez ojca). Jun nie przestała się odzywać, bo doszła do wniosku, że z gadulstwem czas skończyć (bo niby jak w wieku kilku lat miała to zrobić?), tylko wyraźnie usłyszała, że jej gadulstwo niszczy.
Ten film w głównej mierze pokazuje, że słowa mogą wyrządzić ogromną krzywdę. I to temu pokazaniu służą musical, przedstawione relacje między bohaterami oraz jajko z wyobraźni.
A tak na marginesie ile osób zauważyło, że klątwa, o której myślała Jun (ból brzucha/żołądka przy mówieniu), jest klasycznym objawem somatycznym nerwicy?
8/10
Przede wszystkim nie myślę, by fabularnie był on schematyczny. Owszem, jeśli mówimy o głównej osi, jaką stanowi poradzenie sobie z problemem głównej bohaterki, faktycznie można powiedzieć, że nie ma tu miejsca na wiele oryginalności. W końcu dostajemy kliknij: ukryte najzwyczajniejszy w świecie happy end, w którym Jun wychodzi wreszcie ze swojej skorupy i jest w stanie wyrazić swoje uczucia słowami. Mamy więc szkolny musical, który początkowo stoi pod znakiem zapytania, bo nikt właściwie nie jest mu przychylny, mamy grupkę postaci, którzy z czasem coraz bardziej się do siebie zbliżają i mamy nawet małą przeciwność losu na koniec. Proste? Proste. Jednakże tym, co wyróżnia ten tytuł są szczegóły, związane przede wszystkim z relacjami między postaciami. Gdybyśmy mieli do czynienia z typowo schematyczną konstrukcją, kliknij: ukryte na koniec Jun skończyłaby z Takumim, zaś Natsuki znalazła by pocieszenie w ramionach Daikiego. Ewentualnie, gdyby twórcy chcieli być nieco bardziej „twórczy”, dostalibyśmy takie paringi, z jakimi się faktycznie skończyło, ale obyłoby się wyznania miłosnego ze strony Jun i w ogóle całej tej rozmowy z Takumim. Co najważniejsze jednak – nie poświęcono by na budowanie tych relacji aż tyle czasu i absolutnie nie zgadzam się, że jest to nieważne, bo jak dla mnie to właśnie na tym opiera się całość. W sensie, nie chodzi mi tutaj po prostu o wątek romantyczny, a raczej o budowanie więzi między postaciami i próby zrozumienia siebie nawzajem. W końcu to nieporozumienia i strach wyrażania prawdziwych uczuć okazują się być największym problemem bohaterów. W tym też upatruję główną myśl tego filmu, a skoro tak, to właśnie odejście do zwyczajowego poprowadzenia wątków romantycznych na rzecz bardziej naturalnych rozwiązań, nie podążanie utartą ścieżką (czy też, jak to ujął recenzent – nie prowadzenie po sznurku) stanowi o faktycznej sile tej produkcji.
Zresztą na poziomie kreacji samych bohaterów również widać odstępstwa od standardowych założeń. Natsuki, choć zazdrosna, nie wyżywa się ani na Jun, ani na Takumim i nie stanowi bynajmniej standardowego trzeciego kąta w trójkącie. Zachowuje się zdecydowanie normalnie, a jej uczucia do Takumiego wypadają bardzo naturalnie. Sam Takumi jest tu w sumie największym problemem jak dla mnie, bo gra rolę „zwyczajnego gościa”, przy czym miło było zobaczyć, że on sam jest tego w pełni świadomy. Zresztą chociażby jego reakcja na zachowanie Daikiego w klasie, kiedy to tamten obraża Jun, była nietypowa jak na schemat, który teoretycznie miał prezentować. Daikiego nie nazwałabym tak po prostu bucem, które to określenie padło w recenzji, bo dość szybko się chłopak mityguje odnośnie swego niemiłego zachowania. Jest szorstki w obyciu i bywa chamski, ale potrafi przeprosić za swoje zachowanie – mam zresztą wrażenie, że (nie licząc sceny z Jun) dla niego to, co mówi nie jest problemem, bowiem zwyczajnie wyraża on to, co myśli. Zostaje jeszcze sama Jun, którą naprawdę świetnie tu przedstawiono. Nastawiałam się na kolejną nieśmiałą, zamkniętą w sobie nastolatkę, ugodową i pozbawioną jakichkolwiek zalążków charakteru. I jakby nie patrzeć, Jun po części właśnie taka jest, a jednocześnie to dość energiczna i odważna postać z olbrzymią wyobraźnią.
Dodam jeszcze, że za spory plus filmu uważam bardzo dobre wykreowanie bohatera zbiorowego, jakim jest klasa. Nie stanowią oni tylko i wyłącznie bezosobowego tła, masy pojawiającej się na drugim planie. Co prawda w tak krótkim czasie nie dałoby się ich wszystkich ujednostkowić, ale wyodrębnienie kilku postaci z tłumu i poświęcenie im odrobiny uwagi w zupełności wystarczyło.
Zgodzę się natomiast, że trochę w zbyt prosty sposób starano się wywołać w widzu wzruszenie, co zapewne u niektórych wywoła zgoła odmienne uczucia. Ja się co prawda wzruszyłam, ale u mnie to raczej standard, natomiast jestem w pełni świadoma, że zastosowane tu chwyty mogą się niektórym wydać zbyt sztampowe. Przy czym przypisuję temu zdecydowanie mniejszą wagę, niż autor recenzji, bo patrzę na to znacznie bardziej jak na okruchy życia, niż dramat.
Podsumowując – mnie film bardzo się spodobał. Nie był może idealny, natomiast potrafił wprowadzić rozwiązania oryginalne, dzięki czemu nie stanowił kolejnej kalki „szkolnych historii z dramatem w tle”. Na pewno jest produkcją wartą uwagi, zwłaszcza, że podobnych anime ze świecą szukać (owszem, znajdzie się parę przykładów prezentujących lepszy bądź podobny poziom, jednakże lista ta długa nie będzie).
Jednak co ważniejsze – obecna recenzja nie jest pozbawiona błędów formalnych. Wypowiedź:
i dalej sformułowanie o „domyślnych osobach” jest nie tylko nieeleganckie (bo po co pisać recenzję, którą prawie na wstępie może odrzuć część czytelników), ale wraz jeszcze innym:
stanowią klasyczny, choć subtelny przykład błędu spotykanego w wielu recenzjach anime: „mnie się nie podobało, widziałem wady, ale ja jestem mądry, inni niekoniecznie aż tak bardzo i im się może spodobać”. Moim zdaniem jest to nie fair w stosunku do czytelników, którzy mają odmienne zdanie na temat owych „wad” czy „uchybień” niż autor.
Ile faktów z fabuły można zdradzić w recenzji, to kwestia wyczucia. Nie ma tu znaczenia, że recenzent uznaje rozwój akcji za schematyczny, bo to jego zdanie i jego schematy. Analiza owej schematyczności nie jest usprawiedliwieniem, tak samo jak wyżej przytaczane zdanie, by czytelnicy przestali czytać (sic!).
Dlaczego bronię tego filmu? By nie pisać własnej recenzji, uogólnię: moim zdaniem on jedynie wydaje się schematyczny, szablonowy, nudny; albo jest nim celowo, do pewnego stopnia. Jeśli przyjrzeć się bliżej, jakiś element obrazu zwykle jest zaskakujący. Im fabuła bardziej się rozwija, tym jest ciekawiej, a kulminacją i dowodem na to wrażenie jest rozwiązanie „kto, z kim i jak”, jak to zgrabnie ujął recenzent, nie zdradzając na szczęście szczegółów. Udowadnia to, że nie wszystko w świecie przedstawionym jest takie, jak się z pozoru wydaje, bohaterowie mają swoje życie i swoje tajemnice, których nie zna widz ani główna bohaterka. I nie cenię go za ckliwość, nie pamiętam już nawet czy mnie w ogóle wzruszył; zaciekawiło mnie za to to, jak przedstawione były próby radzenia sobie młodych ludzi ze swoimi problemami; pewnie, brak tu jakiegoś hiperrealizmu, pewne rzeczy dzieją się zbyt szybko, są uproszczone, ale mimo to zakończenie jest satysfakcjonujące.
A, no i kwestia jajka. Recenzja zaczyna się od niego i kończy się na nim – cóż, w filmie mogliby wykorzystać inny motyw; mógłby to być to słoń, piernik, koń lub wiatrak, moim skromnym zdaniem, wszystko wygląda śmiesznie. Małe dziecko z wyobraźnią wybrało jajko, które – z tego co pamiętam – jest obecne w lokalnym folklorze, więc nie wzięło się z kosmosu. Poza tym stanowi mniej lub bardziej oklepany symbol przeobrażenia, nowego życia. Nie da się zaprzeczyć, że do filmu pasuje, nawet jeżeli jego użycie może wydawać się groteskowe i skłaniać do żartów.
Ocena muzyki to totalne nieporozumienie
A stwierdzenie, że:
jest dla recenzenta już zupełnie kompromitujące i dyskwalifikujące! Recenzent nawet nie rozpoznał pierwowzorów, ale jakimś cudem posiadł wiedzę, że zaadaptowano je z lekceważeniem (na czym niby to lekceważenie miałoby polegać, tego niestety już nam nie raczył wytłumaczyć).
A na sformułowanie „kradnąc melodię” to już zwyczajnie ręce opadają! W anime zostało wyraźnie powiedziane, że bohater nie jest w stanie zdążyć skomponować piosenek na przedstawienie, więc będzie się posiłkował utworami już stworzonymi (on grał szlagiery, a reszta wybierała które im się podobają). Dokonał aranżacji w sposób bardzo twórczy i pomysłowy, a jednocześnie nie przekraczający możliwości kompozycyjnych nastolatka. I to jest tu właśnie najważniejsze:
Bohater nie jest tu jakimś cudakiem jak w „Shigatsu wa Kimi no Uso”, tylko zwyczajnym nastolatkiem, który potrafi grać na pianinie jak zwyczajny nastolatek. Gra i komponuje na poziomie nastolatka, a pozostali śpiewają piosenki jak nastolatkowie, którzy nigdy nie pobierali nauki śpiewu.
Jeśli dla kogoś zachowanie elementarnego realizmu ma być zarzutem przeciwko temu tytułowi, to znaczy że nie wyrósł jeszcze z Highschool Musical.
nieładnie recenzencie
kliknij: ukryte Ta, nie mogąc zwyczajnie przejść nad tym do porządku dziennego, drogą wyobraźni (brał w tym udział książę‑jajko) doszła do wniosku, że z gadulstwem czas skończyć i przestała w ogóle się odzywać.
O ile nie jest to coś, czego nie można się domyślić, to taka interpretacja wydarzeń wcale nie jest oczywista (choćby patrząc na wcześniejsze anime twórców Kokoro ga Sakebitagatterunda).
Pozostaje mi mieć nadzieję, że recenzent wykaże się odwagą cywilną i przyzna się do błędu, zamiast nabierać wody w usta, czy próbować odwracać kota ogonem (co też się zdarza na tanuki). Wtedy wystarczy dodać ostrzeżenie, że recenzja jest spoilerująca i wszystko będzie ok.
--------------------------------------
Co do reszty recenzji, to z niektórymi rzeczami mogę się zgodzić, z innymi nie (to, jak się układają relacje między postaciami to dla mnie zdecydowanie nie jest „szczegół nieistotny dla całości fabuły”).
Jednak akapit poświęcony muzyce to kompletne nieporozumienie. The Beatle stara się w nim przedstawić sytuację tak, że twórcy anime chcieli zrobić musical, ale im nie wyszło. Tymczasem mamy tu do czynienia licealistami, którzy tworząc amatorskie przedstawienie muszą pogodzić się ze swoimi ograniczeniami. Stąd też uważnego widza – w przeciwieństwie do recenzenta – nie zaskoczy, że do nowych tekstów są dobrane melodie „evergreenów” (bohater stwierdza, że tyle właśnie będzie mógł zrobić). O ile w innych anime zwykle okazuje się, że w grupie jest jakiś geniusz muzyczny, który stworzy muzykę, zaśpiewa i jeszcze może zatańczy w popisowy sposób, tak tu twórcy podeszli do tematu w bardziej przyziemny sposób.
8/10, niech stracę.
Nie było doskonałe, czasem leciutko przeciągane, nudnawe, nużące, ale ogółem było w nim coś niezwykłego, bardzo życiowego na swój sposób.
7/10 daję po prostu poprawnym, fajnym, ciekawym seriom, 8/10 i wyżej tym, które już u mnie zaplusowały osobiście. No i ta do takich należy, bo czuję, że zapadnie mi w pamięć.
No i zakończenie – niespodziewane, to na pewno.