Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,45

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 133
Średnia: 6,61
σ=1,57

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dimension W

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ディメンションW
Widownia: Seinen; Postaci: Androidy/cyborgi, Łowcy nagród; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Przyszłość
zrzutka

Mieszanka kina sensacyjnego z elementami futurystycznymi. Słabsza niż się początkowo zapowiadało, ale i tak wyróżniająca się z tłumu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Mamy drugą połowę XXI wieku, zaś ludzkość od dziesięciu lat cieszy się powszechnie dostępnym, niewyczerpalnym źródłem taniej energii elektrycznej. Pochodzi ona z odkrytego nie tak dawno wymiaru W, zaś pozyskiwana jest za pomocą ogromnych „wież” i rozdzielana na tak zwane cewki – nazywane z angielska coils. Te informacje są, wbrew pozorom, potrzebne, jako że za nowym źródłem energii stoi pojedyncza korporacja, New Tesla Energy, zaś wszystkie urządzenia zasilające muszą być przez nią autoryzowane. Jak łatwo zgadnąć, nie każdemu odpowiadają ograniczenia narzucane przez monopolistę, dlatego też na czarnym rynku można dostać nielegalne cewki. New Tesla Energy natomiast nie siedzi bezczynnie – poza innymi metodami, płaci „zbieraczom” za każdą odzyskaną i zneutralizowaną nielegalną cewkę.

Tu właśnie zaczyna się nasza historia, jako że jednym z takich zbieraczy jest Kyouma Mabuchi, małomówny facet z bogatą, acz nie zawsze przyjemną przeszłością. Wykonywany zawód plasuje go gdzieś na obrzeżach społeczeństwa, jednak nie da się też ukryć, że jest on dziwakiem pierwszej wody. W świecie, gdzie niemal wszystko napędzane jest energią z cewek, ostentacyjnie odmawia ich używania, upierając się przy przestarzałych technologiach i źródłach zasilania, takich jak komórka z akumulatorem czy samochód na benzynę. Gdy pewnego dnia przypadkowo natrafia na androida wyposażonego w wyraźnie nielegalną cewkę, widzi tylko kolejny obiekt do zneutralizowania. Jednak Mira, bo tak się ten android (mający skądinąd postać uroczej dziewuszki) nazywa, to nie taki prosty przypadek. Jej twórcą jest bowiem sam profesor Yurisaki, odkrywca wymiaru W i twórca cewek, który od kilku lat ukrywa się przed wszystkimi, ze szczególnym uwzględnieniem ludzi z New Tesla Energy. Bez wątpienia ma powody do zemsty, ale czy na pewno o zemstę mu chodzi? Splot bardzo nieprzewidzianych wypadków sprawia, że bardzo, ale to bardzo niechętny temu pomysłowi Kyouma dostaje pod opiekę i do pomocy Mirę.

Seria obejmuje kilka krótszych i dłuższych misji w wykonaniu wspomnianej powyżej niedobranej pary wspólników, jednak zanim przejdę do omawiania fabuły, muszę poszukać odpowiedzi na pytanie, które z pewnością nurtuje wielu czytelników tej recenzji. Czy to jest cyberpunk? Argumenty „za” i „przeciw” zostały bardzo ładnie wyłożone w komentarzach (polecam w szczególności wypowiedzi Slovy i Zegarmistrza), wypada mi jednak przedstawić własny pogląd na sprawę. Cyberpunk, w odróżnieniu od chociażby romansu czy komedii, nie jest właściwie gatunkiem fabularnym, tylko konwencją, złożoną z całego szeregu charakterystycznych elementów. Dlatego w dużej mierze od indywidualnej oceny zależy, co się uważa za „kluczowe” dla cyberpunku. Dimension W zawiera bardzo dużo takich elementów: cyberwszczepy i cyborgizację, androidy, ogólnoświatową monopolistyczną korporację (mającą oczywiście sporo na sumieniu), bohatera będącego wyrzutkiem społecznym, a jednocześnie buntownikiem przeciwko nowemu porządkowi. Ba, nawet wypady na terytorium niemalże mistycyzmu są w sumie dość typowe dla gatunku i obecne w jego najwybitniejszych przedstawicielach. Jednocześnie jednak brakuje tu innych wyróżników cyberpunku, przede wszystkim tego, co nazwałabym „brudem”. Świat, jaki widzimy, na pewno ma mało ciekawe aspekty, pozostaje jednak bardzo normalny, nie znajdziemy tu podziału na wszechobecne slumsy i oazy luksusu dla elity. New Tesla Energy ma na sumieniu sporo mało przyjemnych rzeczy, ale większość z nich da się spokojnie podciągnąć pod formułkę „cel uświęca środki”, a nie pod złośliwe i powodowane chciwością działanie na szkodę ludzkości. (Notabene, taki świat wydaje mi się stosunkowo stabilnym tworem, w odróżnieniu od wiszących na skraju buntu i krwawej rewolucji antyutopii). Ważne jest także to, że cyberpunk początkowo był narzędziem do krytykowania współczesnego społeczeństwa, stawiania pytań o kierunek i koszty rozwoju. Dimension W nie zawraca sobie tym głowy, traktując elementy futurystyczne jako efektowne dekoracje. Jak widać, sprawa nie jest oczywista. Nie wycofuję się z przypisania „cyberpunku” do gatunków tego anime, ale nie upieram się, że każdy będzie je kwalifikował identycznie.

Fabularnie seria wyszłaby najlepiej, gdyby – tak jak na samym początku – trzymała się krótkich, jedno- lub dwuodcinkowych historii. Tak się jednak nie stało, w dodatku, o ile się nie mylę, za cenę sporego namieszania w chronologii i poważnego pocięcia mangowego pierwowzoru. Zapewne chodziło o to, by dać widzom chociaż kawałek głównego wątku, jednak w przypadku serii dwunastoodcinkowej spokojnie by się bez tego obyło. Po w miarę zwyczajnym początku dostajemy dwa odcinki opowiadające historię nawiedzonego domu nad jeziorem, gdzie pytaniem ważniejszym od „kto za tym stoi” czy nawet „kto zginie jako następny” jest pytanie „jaki to ma związek z cewkami?”. Akurat ten epizod wydał mi się całkiem udany, poza tym podrzucał mnóstwo informacji i pytań dotyczących świata przedstawionego, a w szczególności prototypowych cewek, nazywanych numbers. Całą drugą połowę serii poświęcono na pojedynczą historię rozgrywającą się głównie na Wyspie Wielkanocnej, zniszczonej po międzywymiarowym kataklizmie. To ten wątek właśnie odpowiada za miażdżące komentarze i oceny części widzów. Ja jestem zdania, że – paradoksalnie – każdy jego kawałek oddzielnie był udany, nie mogę tylko pojąć, po co łączono je w całość. Mówiąc jaśniej, w tych sześciu odcinkach potrafiłabym wskazać cztery większe wątki (jak się zastanawiam teraz, to nawet pięć…), które powinny zostać rozdzielone w czasie i przestrzeni, bo skondensowanie w jeden punkt nie wyszło im na dobre. Nie chodzi nawet o to, że ta część powinna być dłuższa; po prostu za bardzo szarpano widzem, każąc mu jednocześnie przejmować się kilkoma całkowicie odrębnymi sprawami. W efekcie wszystko to, co mogło robić mocne wrażenie, robiło wrażenie przeciętne. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby to się źle oglądało: działo się dużo, szybko, bili się jak należy i w ogóle z punktu widzenia widowiska nie było na co narzekać, o ile tylko nie oczekiwało się w nim za dużo sensu.

Gdybym miała wskazać, co z mojego punktu widzenia jest najważniejszą rekomendacją do obejrzenia tej serii, powiedziałabym bez wahania o postaciach. To zestaw, jaki dzisiaj spotyka się niezwykle rzadko, składający się niemal w stu procentach z osób dorosłych i dojrzałych. Kyouma mimo wszelkich swoich dziwactw i problemów, nie sprawia wrażenia faceta niestabilnego psychicznie. Przeciwnie, podchodzi do świata z opanowaniem i rzeczowością, które nie dziwią, zważywszy na jego wiek i wcześniejszy zawód, ale są zaskakujące u zazwyczaj mocno rozemocjonowanych bohaterów anime. Jest mrukliwy, czasem mało delikatny (zwłaszcza gry w grę wchodzi Mira), ale mimo wszystko zdolny do normalnych interakcji społecznych, a przy tym niepozbawiony człowieczeństwa. To spora sztuka, skonstruować takiego bohatera i nie przesadzić w którąś stronę, robiąc z niego buca albo lalkę bez wyrazu. Kontrastuje z nim oczywiście Mira i przyznam, że kiedy ją zobaczyłam, moją pierwszą myślą było to, że ostatecznie trzeba było wepchnąć gdzieś słodką panienkę i fanserwis. O dziwo, moje przewidywania się nie potwierdziły (chociaż owszem, odrobina fanserwisu się tu znajdzie). Mira, chociaż dziecinna, naiwna i otwarta aż do przesady, okazuje się stworzeniem bardzo rozsądnym i przydatnym. Łatwo można uwierzyć, że Kyouma zaczyna się przekonywać do niechcianej pomagierki w sytuacji, gdy jest ona naprawdę pożyteczna. W obu przypadkach nie przesadzono także z wątkami dramatycznymi. Tragiczne wydarzenia z przeszłości służą tu tylko celom fabularnym, nie próbują siłą wyciskać z widza wzruszenia. Bardzo chciałabym poświęcić odrębny akapit postaciom drugoplanowym, a nawet epizodycznym, jednak aż szkoda mi psuć widzom przyjemność poznawania ich w trakcie seansu. Napiszę więc tylko, że tu także znaleziono złoty środek. Owszem, w rolach pobocznych nie brakuje oryginałów i postaci barwnych, jednak nie odnosiłam wrażenia, że wszystkie wysiłki twórców idą w uczynienie każdego, kto pojawia się na ekranie, aż do przesady barwnym, interesującym i generalnie cool.

Dimension W to seria bardzo ładna wizualnie. Można trochę narzekać na projekty postaci drugoplanowych, bo część z nich ma proporcje nieosiągalne dla zwykłych ludzi, jednak przynajmniej trzeba przyznać, że wszyscy są tu odpowiednio charakterystyczni. Elegancko zostały pokazane wszelkie maszyny i urządzenia, które zazwyczaj sprawiały wrażenie nie tyle efektownych, co po prostu funkcjonalnych. Postarano się także w ważniejszych scenach akcji. To wszystko oczywiście kosztem staranności w mniej istotnych scenach, gdzie na drugim planie potrafi się trafić jakiś potworek albo i kilka. Jeśli jednak ktoś celowo ich nie wypatruje, powinien dojść do wniosku, że jest tutaj na czym oko zawiesić. W szczególności podobały mi się kolorystyka i światło, dopasowane do czasu i miejsca (w tym miejsc położonych poza naszym wymiarem), a przy tym nieprzesadnie jaskrawe czy krzykliwe. Umiar robi lepsze wrażenie niż dyskoteka. Bez dwóch zdań świetna jest tutaj czołówka, pomysłowa i dynamicznie zmontowana, której towarzyszy piosenka Genesis wykonywana przez Stereo Dive Foundation. Reszta muzyki jest po prostu dobra; nie nazwałabym jej wybitną i może troszkę szkoda, że zdecydowano się tu na bardziej wyrazisty styl, podkreślający klimat serii, ale ostatecznie nie ma specjalnie na co narzekać.

W pierwszej kolejności chciałabym odradzić Dimension W widzom, którzy oczekiwaliby serii mrocznej, czy wręcz tragicznej. To nie jest wprawdzie komedia, ale klasyczny przypadek produkcji sensacyjno­‑przygodowej. Owszem, zawierający wątki i elementy dramatyczne, ale nastawiony przede wszystkim na widowiskową akcję, a nie na targające bohaterami dylematy moralne. Z przyczyn opisanych powyżej nie zalecam także podchodzenia do Dimension W jak do typowego cyberpunku – wykorzystuje pewne jego elementy, ale nie spełnia wszystkich założeń konwencji. Polecam natomiast widzom, którzy szukają serii rozrywkowej z dorosłymi bohaterami, bez nadmiaru fanserwisu i (to ważne!) bez wiszącego na bohaterze tęczowego haremu. Na pewno byłoby lepiej, gdyby zamiast dłuższego wątku w drugiej połowie pokazano ze dwie­‑trzy krótsze historie, ale nie jest źle.

Avellana, 19 kwietnia 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Orange, Studio 3Hz
Autor: Yuuji Iwahara
Projekt: Ripa, Shinobu Tsuneki, Tokuyuki Matsutake
Reżyser: Kanta Kamei
Scenariusz: Shoutarou Suga
Muzyka: Gou Shiina, Yoshiaki Fujisawa

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Dimension W - wrażenia z pierwszego odcinka Nieoficjalny pl