Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,88

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 216
Średnia: 7,38
σ=1,63

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Tassadar, Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gate: Jieitai Kanochi nite, Kaku Tatakaeri [2016]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • GATE 自衛隊 彼の地にて, 斯く戦えり [2016]
zrzutka

Cóż tam, panie, w polityce? Elfiki trzymają się mocno?!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Gdy dobiegła końca pierwsza część animowanej adaptacji Gate: Jieitai Kanochi nite, Kaku Tatakaeri, przygoda tak naprawdę dopiero się zaczynała. Japończycy, przekraczając bramę do innego wymiaru, trafili do świata równie zróżnicowanego oraz pełnego konfliktów i sprzeczności, co nasz własny. Tubylcy szybko otrząsnęli się z pierwszego szoku wywołanego militarną klęską i zderzeniem kultur odległych od siebie o bez mała tysiąc lat rozwoju cywilizacyjnego. Zaczęły tworzyć się podziały i wewnętrzne konflikty, a co bardziej cwane jednostki błyskawicznie dojrzały w przybyszach okazję do poprawy własnego statusu. Siły Samoobrony nieustannie monitorowane przez opinię publiczną, dziennikarzy, zagranicznych szpiegów i oficjalnych obserwatorów miały w tej sytuacji mocno ograniczone pole manewru. Nic więc dziwnego, że gdy do bazy wojskowej na wzgórzu przybyła mroczna elfka szukająca pomocy w walce ze straszliwym smokiem, nie mogła liczyć na wsparcie udzielone oficjalnymi kanałami. Przemarsz armii przez tereny nieobjęte bezpośrednim konfliktem byłby dyplomatycznym koszmarem, dlatego po raz kolejny do akcji wkroczył niezawodny Itami, odpowiednio zmotywowany przez towarzyszki i towarzyszy broni.

Kontynuacja anime obejmuje dwa główne wątki fabularne, wokół których wszystko się obraca. Pierwszym jest wyprawa niewielkiej grupki śmiałków po smoczy łeb (z późniejszymi tego konsekwencjami), zaś drugim skomplikowane rozmowy pokojowe z Imperium, bez których niemożliwe jest ustabilizowanie sytuacji i rozpoczęcie negocjacji handlowych na większą skalę. Akcja rozkręca się powoli, a wypełniające pierwszą część serialu zmagania z oślizgłą gadziną nie są specjalnie emocjonujące aż do samego finału, który wynagradza wcześniejsze oczekiwanie. Sam plan pokonania bestii jest niczego sobie i rozsądnie zakłada jak najmniejsze narażanie członków ekspedycji na ryzyko. Nie brakuje mu również rozmachu i grozy towarzyszących sytuacji. Nie przesadzono z cenzurą, a naiwność elfów ślepo wierzących w potęgę japońskich sojuszników skutecznie buduje napięcie – wyrobiony widz domyśli się bez problemu, że nie wszystko ma prawo pójść zgodnie z planem. Udało się też pokonać ograniczenia techniczne i budżetowe (choć kosztem późniejszych odcinków) i zafundować widowni naprawdę spektakularną, zapadającą w pamięć potyczkę.

Wstępne trzęsienie ziemi powinno wynagrodzić miłośnikom żywszych wydarzeń obfitujący w intrygę i politykę dalszy ciąg anime. Ze scen akcji nie zrezygnowano do końca, ale żadna nie może równać się pod względem rozmachu z walką ze smokiem. Kolejne działania wojskowe są szybkie, precyzyjne i skoordynowane, choć wciąż przewaga nowoczesnej myśli technicznej nad siłami Imperium jest wprost nieuczciwa, o ile na wojnie w ogóle można mówić o uczciwości. Legionistom nie pomogą nawet ogry, magowie i smoki. Jedynym orężem pozostałym mniej zaawansowanej cywilizacyjnie stronie, który wciąż sprawdza się doskonale, są zdrada, trucizna i dezinformacja. Na dworze nie brakuje ludzi, którzy jak choćby książę Zolzal, nie zamierzają poddać się tak łatwo i zrobią wszystko, by nie dopuścić do pokojowych negocjacji.

Konflikty interesów poszczególnych grup są przekonująco nakreślone i układają się w skomplikowaną sieć wzajemnych relacji. Imperialni dzielą się na orędowników pokoju i wojny, próbujących przeciągnąć na swoją stronę rzesze niezdecydowanych, którzy o konflikcie i przeciwniku słyszeli zbyt mało, by wyrobić sobie własne zdanie, lub zwyczajnie nie są pewni, co jest najlepsze dla kraju. Zdarzają się też osobnicy pokroju Tyuule, nałożnicy księcia Zolzala, którzy wykorzystują sytuację dla własnych celów, nie licząc się zupełnie z tym, co czeka Imperium. Także po stronie japońskiej nie ma jednomyślności. Wszyscy chcieliby uzyskać dostęp do obfitych surowców, ale biurokracja i świat patrzący Siłom Samoobrony na ręce utrudniają szybkie i zdecydowane działania. Wobec powyższego rozmowy ciągną się w nieskończoność, zupełnie jak w prawdziwym życiu w miejsce jednego rozwiązanego problemu fundując uczestnikom trzy następne. Z zainteresowaniem śledziłem wydarzenia, nawet znając już rozwiązanie, ponieważ wizji tej nie brakuje spójności. Wskazówki sugerujące ciąg dalszy historii (a nawet częściowo i jej zakończenie) w zasadzie się nie pojawiają. Tylko raz napomknięty zostaje fakt mogący posłużyć do przewidzenia dalszego rozwoju wypadków.

W obfitości wątków i zawiłości fabuły gubią się niestety bohaterowie. Pierwsza odsłona Gate cierpiała na skutek zbytniego dostosowania postaci do młodzieżowej stylistyki. Jakby tego było mało, ciągłe eksponowanie charakteru protagonisty, w przesadnym stopniu przedstawianego jako maniakalny otaku, odbierało jego osobowości sporo głębi. Tym razem problem ten jest o wiele mniej dostrzegalny, ale nie dlatego, że twórcy specjalnie postarali się rozbudować osobowość Itamiego i jego kompanów, ale ponieważ poświęcono im mniej czasu ekranowego. Również podejmowane przez nich decyzje tylko czasami mają kluczowe dla fabuły znaczenie. To ukłon w stronę realizmu, nie podobna przecież, żeby jeden oficer decydował o losach całego konfliktu, ale w zamian nie zaofiarowano niemal nic, co mogłoby przybliżyć postacie widzowi. Jedynym takim motywem jest wyprawa Lelei na magiczną uczelnię w celu zdobycia oficjalnego tytułu i uznania w środowisku czarodziejów, jednak wątek ten nie wnosi nic, poza wprowadzeniem kilku nieznośnie przerysowanych postaci drugoplanowych w osobach przybranej siostry Lelei i jej mistrzyni. Jest wyłącznie wygodnym pretekstem do odsunięcia głównej ekipy od osi fabuły.

Żadne znaczące zmiany nie nastąpiły w szacie graficznej i udźwiękowieniu, co w przypadku rozbicia emisji na dwa bloki, które równie dobrze mogłyby być jednym, nie powinno specjalnie nikogo dziwić. Jak już zaznaczyłem, lwią część środków pochłonęło animowanie smoka i toczonych z nim zmagań, przez co na kolejne odcinki nie zostało zbyt wiele. Nie przeszkadza to specjalnie dopóty, dopóki wydarzenia toczą się w salach bankietowych, lochach, tawernach i bibliotekach, a bohaterowie większość czasu spędzają na rozmowach. Dopiero finał obfitujący w sceny akcji uwidacznia problem braku sił i środków. Drastycznie maleje ilość detali, a niektóre statyczne ujęcia, gdy zaledwie jedna z postaci ledwo się porusza, wydają się przeciągać w nieskończoność. Niedostatki ukrywane są wśród wszechobecnej szarzyzny i czerni, że o kwiatkach pokroju deformacji twarzy i oręża zmieniającego wielkość między ujęciami nie wspomnę. Również na ścieżce dźwiękowej sporo zaoszczędzono, wykorzystując sprawdzone motywy muzyczne, a do nagrania openingu zatrudniając ten sam zespół, co w pierwszym sezonie, równie zresztą nietrafiony.

Po seansie anime pozostaję przy przekonaniu wyrażonym już podczas omawiania pierwszej serii, że większość wad tytułu bierze się z dwóch głównych przyczyn. Zasadniczym problemem jest chęć dotarcia do młodszego odbiorcy, która ugrzeczniła opowieść i odebrała jej cohones. Nie jestem zwolennikiem przemocy w tworach kultury jako „sztuki” samej w sobie, ale historia o wojnie i wielkiej polityce zyskałaby wiele na ukazywaniu faktów dosadniej i odważniej. W anime można na to liczyć tylko w formie filmowej, lub coraz rzadziej już stosowanej wersji OVA, które nie muszą zmagać się z wymogami stacji telewizyjnych. Drugą kwestią jest użycie mangi jako punktu wyjścia dla stworzenia tej historii, zamiast pokuszenia się o większą swobodę ekspresji i własną wizję. Paradoksalnie jedynie projekty postaci zmodyfikowane zostały w stosunku do wersji komiksowej, w dodatku na niekorzyść.

Żywię cichą nadzieję, że pewnego razu Gate: Jieitai Kanochi nite, Kaku Tatakaeri zasłuży na jeszcze jedno podejście, tym razem innego zespołu i w poprawionej formie. Tymczasem z braku lepszej alternatywy zadowolę się aktualną wersją, będąc niemal pewnym, że A­‑1 Pictures doprowadzi rzecz do końca i zafunduje fanom jeszcze kilka sezonów, w zależności od wyników sprzedaży i popularności rozciągając materiał źródłowy, lub upychając go jak najciaśniej wedle własnego uznania. To wciąż tytuł poprawny, ale aż chce się wziąć twórców na krótką rozmowę w cztery oczy i z powodu zmarnowanego potencjału kazać im wrócić następnego dnia z rodzicami, niczym na szkolną wywiadówkę.

Tassadar, 24 kwietnia 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Autor: Takumi Yanai
Projekt: Jun Nakai
Reżyser: Takahiko Kyougoku
Scenariusz: Tatsuhiko Urahata
Muzyka: Yoshiaki Fujisawa