Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 8/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

4/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 4,33

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 24
Średnia: 7,08
σ=1,96

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Slova)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hai-Furi

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • High School Fleet
  • はいふり
Tytuły powiązane:
zrzutka

Łajba to jest morski statek, dziewki rządzą nim w najlepsze, cierpi widz na niedostatek morskich opowieści…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Urocze bohaterki zestawione ze stereotypowymi atrybutami męskości, takimi jak sprzęt wojskowy – to popularne od jakiegoś czasu połączenie można uznać w przemyśle anime za odrębny nurt, którego poniekąd jestem koneserem. Ale zestawianie kontrastów to sztuka, w której trudno się wyróżnić, za to łatwo przedobrzyć, dlatego połączenie ładnych dziewcząt z bronią wcale nie daje gwarancji sukcesu. Wręcz przeciwnie – widzowie doświadczeni ekscentrycznymi pomysłami Japończyków, którzy niejednokrotnie udowodnili, że są w stanie zmarnować nawet najlepiej rokujący produkt i jeszcze nazwać to sukcesem, mogli mieć mieszane uczucia, gdy na ekrany telewizorów wreszcie trafiło Hai­‑Furi. „Abo si uda, abo si ni uda”. Zaiste, chcąc przedstawić historię zaokrętowanych dziewcząt w poważnej oprawie, trzeba liczyć się z możliwością sromotnej klęski, jak to miało miejsce w Arpeggio.

Świat przedstawiony bazuje na fikcji naukowo­‑politycznej, w której to wojna na Pacyfiku nigdy nie wybuchła, gdyż Japonia znalazła alternatywne źródło energii kopalnej, pozwalające zaspokoić potrzeby Cesarstwa… Właśnie, tego nie wyjaśniono – czy w związku z tym w Japonii nadal sprawuje autorytarną władzę cesarz? Mniejsza o to, gdyż w wyniku eksploatacji nowych kopalin Wyspy Japońskie zapadły się kilkadziesiąt metrów w głąb oceanu. Dlatego też licealistki, zamiast siedzieć w szkolnych ławach, zostają oddelegowane do operowania całą klasą okrętem wojennym. W ten oto sposób znaleziono pretekst do pokazania na ekranie takich konstrukcji, jak „Musashi”, „Bismarck” (ze szwabskimi kinderami na pokładzie) i innych. Brzmi kuriozalnie, ale jakoś działa, więc nie rozwódźmy się dalej nad sensem takiego stanu rzeczy. Oczywiście tylko dzieci pływają na takich starych krypach, dorosłym przypadają nowoczesne okręty, niekiedy nawet futurystyczne z wyglądu (aczkolwiek osoby zaznajomione ze współczesną techniką morską nie będą zaskoczone kanciastymi bryłami statków).

Akeno Misaki i jej przyjaciółka Moeka China od dziecka chciały wstąpić w szeregi Blue Mermaids – żeńskiej jednostki ochrony wód terytorialnych Japonii. By to osiągnąć, rozpoczynają naukę w liceum kształcącym przyszłe kadry owej formacji, po czym zostają zaokrętowane, niestety na różne statki. Tak oto Akeno staje się kapitanem niszczyciela „Harekaze”, z kolei Moeka obejmuje dowodzenie na mostku pancernika „Musashi” – bliźniaczej konstrukcji legendarnego „Yamato”. Niestety zaraz po wyruszeniu w morze na manewry „Harekaze”, z powodu błędów nawigacyjnych niedoświadczonej załogi i kłopotów z napędem okrętu, odłącza się od reszty floty. Gdy już przybywa do punktu zbiórki, obsadzony całkowicie przez uczennice niszczyciel zostaje ostrzelany przez nowoczesny statek instruktorki nadzorującej ćwiczenia. Nie mogąc nawiązać komunikacji, dziewczęta, ratując skórę, unieruchamiają przeciwnika jedyną torpedą, w dodatku ćwiczebną i salwują się ucieczką. Mimo iż działały w obronie własnej, ich zachowanie zostaje uznane za bunt i w pościg za „Harekaze” ruszają inne jednostki. Misaki, która jako kapitan częściej kieruje się sercem niż rozumem, będzie musiała zapewnić bezpieczeństwo podległym jej koleżankom. Jakby mało było jej zmartwień, odbierają rozpaczliwe wezwanie o pomoc, nadane z pokładu „Musashiego”.

Słodkie dziewczynki robiące poważne rzeczy? Też, ale… nie do końca, bo zdarza się im robić również zabawne rzeczy. Bohaterki nigdy bowiem nie przestają być dziećmi i przez to mam wrażenie, że jednak w liceum powinny być trochę dojrzalsze emocjonalnie, aczkolwiek tylko trochę. Atmosfera w ramach jednego odcinka może się bowiem zmieniać nie do przewidzenia i od beztroskich zabaw w morzu skoczyć wprost w chaos morskiej bitwy, nie ma w tym żadnej reguły. Taka niepewność buduje specyficzny klimat ciągłego zagrożenia, wymusza czujność także na widzu. Czasem takie zagrania wypadają lepiej, ale na ogół jest dosyć przeciętnie. Dobrze, że serial nie popada całkowicie w którąkolwiek z owych skrajności, aczkolwiek nie sposób nie odnieść wrażenia, że zagrania scenariuszowe mające temu przeciwdziałać są aż nazbyt widoczne.

Dużą uwagę poświecono emocjonalnemu podłożu postępowania bohaterek, zwłaszcza Akeno, która z początku zupełnie nie sprawdza się w roli kapitana, brak jej zdolności trzeźwego myślenia w sytuacjach stresowych i analitycznego spojrzenia na bieżące problemy, lecz nadrabia to pasją i determinacją w trosce o dobro koleżanek. Jej niekompetencja stwarza jednak złą atmosferę na pokładzie, część podległych jej koleżanek wolałaby widzieć w roli przełożonej bardziej surową i rezolutną pierwszą oficer Mashiro Munetani. Rozłam w załodze to kolejny poważny problem, z jakim świeżo upieczona pani kapitan będzie musiała się zmierzyć.

Bohaterki, a jest ich wiele i dlatego nie będę poświęcał miejsca na przedstawienie nawet tych najważniejszych, są sympatyczne i żywiołowo reagują na sytuację wokół. Jednocześnie, chociaż wciąż są dziećmi, odnajdują się na okręcie i współdziałają jako załoga, chociaż atmosfera na pokładzie (i pod nim) jest raczej swobodna i typowo koleżeńska. To dobrze, gdyż hierarchizacja wyszłaby w takim układzie niezręcznie. Niemniej dziewczęta mają przypisane konkretne role w załodze i starają się je wypełniać najlepiej, jak tylko umieją, z wielkim poświęceniem. Trzeba przyznać, że z przyjemnością ogląda się ich wysiłki, zwłaszcza tych z wyraźnie zarysowanymi cechami charakteru, dość różnorodnymi, należy dodać.

Przyjemne dla oka są też okręty, odwzorowane z dbałością o szczegóły przy użyciu technik komputerowych. Trudno ukryć, że stanowią magnes na widzów równorzędny z nastoletnią żeńską obsadą i autorzy z pewnością zdawali sobie sprawę, że muszą sprostać wymaganiom miłośników zabytkowej już techniki morskiej. Pomimo iż nie należę do tej grupy, pozwolę sobie stwierdzić, że cel został osiągnięty, acz za cenę sporych uproszczeń. Oczywiste bowiem jest, że licealistki nie byłyby w stanie obsłużyć napędzanego mocą parowych kotłów okrętu, w dodatku ze skomplikowaną jednostką napędową i uzbrojeniem projektowanym z myślą o mężczyznach. Dlatego też fabularnie wiele systemów drugowojennych statków w anime zostało zautomatyzowanych, co odciąża bohaterki, jednak nie zwalania ich z obowiązków. Podział na role i zespoły odwzorowuje rzeczywisty i w takiej formie można założyć, że statek miałby prawo działać i wykonywać misje, nawet z załogą złożoną z licealistek. Czy te potrafiłyby zachować zimną krew podczas wymiany ognia – to już inna kwestia, której także poświęcono w Hai­‑Furi trochę uwagi. Bitwy morskie są intensywne, acz „Harekaze” częściej jest samotnym celem niż godnym przeciwnikiem. Na drodze bohaterek stają bowiem głównie jednostki większe i ciężej uzbrojone, z którymi pojedynczy niszczyciel nie mógłby sobie w żaden sposób poradzić, nawet z powodu skali – przy morskich potyczkach osiem kilometrów to odległość porównywalna z przystawieniem pistoletu do skroni i autorzy o tym pamiętali. Mimo to „pancerz fabularny” działa znakomicie, ale chyba nikt nie zasiadł do seansu z myślą o oglądaniu serii rozgrywającej się na tonącym, płonącym okręcie wojennym, rozsadzonym ostatecznie eksplozją magazynu amunicji. Nie oznacza to, że „Harekaze” nie otrzymuje trafień, ale szczęśliwie nie kończą się one skurczeniem obsady. Ponadto kompetencja celowniczych w tej serii stoi pod znakiem zapytania, ale to można puścić płazem. Większym zgrzytem w mojej ocenie była konfrontacja „Musashiego” z grupą bojową nowoczesnych niszczycieli rakietowych, która dla kolosalnego pancernika jest jednostronna, z tym że w Hai­‑Furi to duma cesarskiej marynarki wychodzi z niej z tarczą. Znawcy tematu wiedzą bowiem doskonale, a inni właśnie zostaną uświadomieni, że zarówno „Musashi”, jak i jego bliźniak „Yamato”, pozostawiały wiele do życzenia w kwestii ochrony przed trafieniami torped i pod tym względem były archaiczne nawet w swoim czasie i w porównaniu do podobnych jednostek amerykańskich. Nie jest więc możliwe, by ten okręt przetrwał wielokrotne trafienie nowoczesną, naprowadzaną torpedą. Tymczasem okazuje się, że to adwersarze stoją na straconej pozycji.

Ogólny poziom wizualny serii jest dobry, zwłaszcza w przypadku przyjemnych projektów postaci z dużą dawką moé (co w przypadku młodych bohaterek zazwyczaj jest nieodłączne). Grunt, że przy tak dużej liczbie postaci każda dziewczyna ma indywidualny wygląd, korespondujący z cechami charakteru, dlatego, chociaż z imion nie pamiętam ani jednej, kojarzę przynajmniej, za co odpowiadała na pokładzie. Zaznaczam jednak, że już dawno temu zaprzestałem chociażby prób zapamiętywania nazwisk w anime.

Oprócz ujęć okrętów, bez wątpienia zaliczających się do ogólnie pojętego fanserwisu, nie brakuje też scen plażowych, czy raczej ujęć bohaterek w strojach do pływania (jednoczęściowych) podczas radosnych igraszek na pokładzie, albo scen w okrętowej łaźni. Odstąpię od oceny tego zjawiska, które nie stanowi dla mnie żadnej rewelacji, ale wspomnieć muszę, że od takich ujęć akcja potrafi w ciągu chwili skoczyć w ponury, bojowy nastrój. Buduje to poczucie zagrożenia, ponieważ przy tak zamierzonej niekonsekwencji nie sposób przewidzieć obrotu spraw, chociaż po kilku razach widz raczej się przyzwyczaja i seans spędza ze świadomością, że powinien spodziewać się właśnie takiej nieprzewidywalności.

Szkoda, że świat przedstawiony miał do zaoferowania tylko tyle, ile było niezbędne do w miarę sensownego ukazania grupy dziewcząt i okrętów wojennych. Należy się jednak zastanowić, czy dalsza jego rozbudowa nie prowadziłaby jedynie do pogrążenia całości. Już samo wyjaśnienie intrygi, przez którą kilkakrotnie doszło do bratobójczej (siostrobójczej?) wymiany ognia na morzu, okazało się mało przekonujące, a ostatecznie i tak porzucono jakiekolwiek próby doprowadzenia tego wątku do końca, skupiając się na zażegnaniu bieżących problemów, uratowaniu koleżanek i karkołomnych manewrach na morzu. To nie jest złe, jednak bez gruntownej podbudowy Hai­‑Furi to projekt na jeden raz, bez perspektyw, z którego trudno wykrzesać więcej, niż już dane nam było obejrzeć. Szkoda, gdyż marynarka wojenna to ciekawy temat, niezależnie, czy z obsadą zdominowaną przez nastoletnie kobiety, czy też samych facetów, jak to było w przypadku Zipanga.

Slova, 13 sierpnia 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production IMS
Projekt: Atto, Naoto Nakamura
Reżyser: Yuu Nobuta
Scenariusz: Reiko Yoshida
Muzyka: Shigeo Komori

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Hai-Furi - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl