x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Sama się sobie dziwię, jak bardzo mi się podobało. Właściwie mogłabym toto oglądać w kółko.
Oczywiście, gdybym miała porównać to anime z „normalnymi”, pełnometrażowymi tytułami, albo gdybym nigdy nie miała styczności z grą, do której nawiązuje, czy w ogóle żadnym innym tytułem spod znaku FF (na tle których wypada świetnie!) – dałabym mu może ze cztery czy pięć gwiazdek. Ale w swojej własnej kategorii, jako film uzupełniający FFXV, rzecz wyjątkowo przypadła mi do gustu, więc lekką ręką wystawiam jej totalnie nieobiektywną ocenę.
Tak, to naprawdę pierwszy animowany FF, który mogłam obejrzeć z przyjemnością. Jest krótko, ale ciekawie i miejscami dość epicko, a całość spina ładna klamra w postaci przygód drużyny „tu i teraz”. Podobało mi się szczegółowe odwzorowanie mechaniki gry (comba, ataki specjalne etc.) i części gameplayu, czyli chociażby wsadzenie bohaterów do samochodu. A jeszcze bardziej podobały mi się retrospekcje, wszystkie bez wyjątku. Wypadły zgrabnie i naturalnie, cóż z tego, że mało odkrywczo. Oglądane gdzieś w połowie intensywnego grindowania w trzecim rozdziale gry, to anime bardzo pomogło mi zżyć się z bohaterami, polubić ich, zrozumieć, skąd się w ogóle wzięli i oni sami, i ich wzajemne relacje. „Użalający się nad sobą” Noctis, nawet w zarastającym śmieciami apartamencie, wywoływał we mnie nie chęć kopnięcia go w zad, żeby się ogarnął, a niekłamaną potrzebę utulenia do piersi i zagłaskania na śmierć. Emocjonalne momenty może nie poruszyły mnie do łez, ale oglądałam je z myślą, że oto patrzę na klasykę anime tak klasyczną, że już bardziej się nie dało – i była to myśl przyjemna.
Animacja i muzyka okazały się równie przyjemne.
I nawet nieszczególnie potrafię przejąć się tym, że gdzieś tam po drodze trafiały się różne głupotki w stylu żelaznego snu głównego bohatera (gratuluję, nawet samochód lądujący z piskiem opon na poboczu go nie budzi) czy pakowania sześciopaka w iście magicznym stylu.
Z drobiazgów do dodania: nie mam pojęcia, dlaczego recenzent streszcza aż tyle konkretnych wydarzeń z każdego, i tak już krótkiego, bo przecież ledwie dwunastominutowego odcinka. Spojlery niby niewinne, ale i tak by mi przeszkadzały, gdybym najpierw je przeczytała, a dopiero potem zabrała się za oglądanie.
Miła perełka
Oczywiście, gdybym miała porównać to anime z „normalnymi”, pełnometrażowymi tytułami, albo gdybym nigdy nie miała styczności z grą, do której nawiązuje, czy w ogóle żadnym innym tytułem spod znaku FF (na tle których wypada świetnie!) – dałabym mu może ze cztery czy pięć gwiazdek. Ale w swojej własnej kategorii, jako film uzupełniający FFXV, rzecz wyjątkowo przypadła mi do gustu, więc lekką ręką wystawiam jej totalnie nieobiektywną ocenę.
Tak, to naprawdę pierwszy animowany FF, który mogłam obejrzeć z przyjemnością. Jest krótko, ale ciekawie i miejscami dość epicko, a całość spina ładna klamra w postaci przygód drużyny „tu i teraz”. Podobało mi się szczegółowe odwzorowanie mechaniki gry (comba, ataki specjalne etc.) i części gameplayu, czyli chociażby wsadzenie bohaterów do samochodu. A jeszcze bardziej podobały mi się retrospekcje, wszystkie bez wyjątku. Wypadły zgrabnie i naturalnie, cóż z tego, że mało odkrywczo. Oglądane gdzieś w połowie intensywnego grindowania w trzecim rozdziale gry, to anime bardzo pomogło mi zżyć się z bohaterami, polubić ich, zrozumieć, skąd się w ogóle wzięli i oni sami, i ich wzajemne relacje. „Użalający się nad sobą” Noctis, nawet w zarastającym śmieciami apartamencie, wywoływał we mnie nie chęć kopnięcia go w zad, żeby się ogarnął, a niekłamaną potrzebę utulenia do piersi i zagłaskania na śmierć. Emocjonalne momenty może nie poruszyły mnie do łez, ale oglądałam je z myślą, że oto patrzę na klasykę anime tak klasyczną, że już bardziej się nie dało – i była to myśl przyjemna.
Animacja i muzyka okazały się równie przyjemne.
I nawet nieszczególnie potrafię przejąć się tym, że gdzieś tam po drodze trafiały się różne głupotki w stylu żelaznego snu głównego bohatera (gratuluję, nawet samochód lądujący z piskiem opon na poboczu go nie budzi) czy pakowania sześciopaka w iście magicznym stylu.
Z drobiazgów do dodania: nie mam pojęcia, dlaczego recenzent streszcza aż tyle konkretnych wydarzeń z każdego, i tak już krótkiego, bo przecież ledwie dwunastominutowego odcinka. Spojlery niby niewinne, ale i tak by mi przeszkadzały, gdybym najpierw je przeczytała, a dopiero potem zabrała się za oglądanie.