Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

Oniisama E...

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 17
    jolekp 2.11.2014 21:26
    Co za dużo, to nie zdrowo
    Upłynęło trochę czasu, emocje opadły, więc może uda mi się zebrać mój radosny strumień świadomości w coś na kształt komentarza, daj Boże z sensem.
    Zacznę może od tego, że daleka jestem od zachwytów tą serią, chociaż nie uważam też czasu spędzonego na seansie za całkiem stracony.
    Otóż, największy problem miałam z fabułą, która choć na początku wydawała się całkiem sympatyczna i wciągająca, to jednak dość szybko przekształciła się w jakiś przedziwny twór, którego celem było chyba całkowite przygwożdżenie widza tytaniczną dawką dramatu. Nie wiem, pewnie miało mnie to w jakimś stopniu poruszyć, ale to się niespecjalnie udało, z dwóch względów.
    Po pierwsze, nijak nie umiałam się wczuć w fabułę tak oderwaną od czegokolwiek. Co prawda, realia elitarnych szkół dla dziewcząt z lat siedemdziesiątych są mi z oczywistych względów raczej obce, ale mimo wszystko, pomysł na główny wątek trąci lekkim absurdem.  kliknij: ukryte 
    Drugą sprawą, która poważnie zepsuła mi odbiór tego anime było całkowite przeholowanie z traumą i dramatem. Ja rozumiem, że to taka stylistyka, ale tego naprawdę było za dużo. Za dużo, za gęsto, zbyt intensywnie, aż do granic przerysowania. Nie można widza nieustannie walić młotkiem po łbie tragedią postaci, bo po pewnym czasie zaczyna się na to znieczulać. Potrzebne jest trochę oddechu, rozluźnienia i tego mi tu zdecydowanie zabrakło. Wyszło to trochę tak, jakby ktoś zaplanował sobie, że stworzy monumentalny dramat, który wyciśnie łzy z każdego twardziela i zaczął ten pomysł realizować na siłę, wciskając wszystko co wydało mu się wystarczająco wzniosłe, tragiczne, łzawe i dramatyczne, specjalnie nie zastanawiając się nad tym czy to wszystko się z sobą klei i czy jest strawne, dorzucając co i rusz kolejne, zupełnie niepotrzebne komplikacje.
    Kolejną sprawą, która łączy się w sumie z poprzednim akapitem, są postaci. Przyznaję, nie jestem fanką kobiet w głównych rolach. Ale już nawet nie o to chodzi, tam nikt nie był normalny! Praktycznie każda jedna postać jest mocno psychicznie skrzywiona, często bez żadnego wyraźnego powodu.  kliknij: ukryte  Każdy ten dramat z osobna byłby dobry, ale takie ich nagromadzenie tworzy całość nie do przyjęcia. Nie oszukujmy się, to co prezentuje ta fabuła, to są odchylenia i jako takie powinny stanowić odstępstwa od normy, która jest dominantą. Odchylenia powinny stanowić margines.  kliknij: ukryte  Moim zdaniem to zdecydowanie za dużo. Poza tym, wiele rzeczy w scenariuszu zdawało się powciskanych na siłę, właściwie tylko po to, żeby było jeszcze bardziej dramatycznie, bardziej skomplikowanie i bardziej boleśnie  kliknij: ukryte 
    Tak naprawdę, jedyną bohaterką, która do samego końca ani na chwilę nie traci na normalności, będąc przy tym niesłychanie uroczą i sympatyczną jest Tomoko, która realizuje swoją postacią model przyjaciółki idealnej, jaką każda dziewczyna chciałaby mieć. Reszta postaci (no może z wyjątkiem Nanako) pozostaje w moje świadomości przewrażliwionymi, z upodobaniem kontemplującymi własny (często wyolbrzymiony) ból, dziwadłami.
     kliknij: ukryte 
    Jakby całość nie była jeszcze dość napuszona, obrazu dopełniają jeszcze te przesadnie pretensjonalne pseudonimy – Mona Lisa, Saint Juste, Borgia. Po co to?
    Więc ponieważ bohaterki żeńskie mnie, delikatnie mówiąc, nie zachwyciły, więc ochoczo rzuciłam się uwielbiać tych męskich. I uwielbiałam wszystkich dwóch. Zwłaszcza Ichinomiyę, który był absolutnie cudowny, ale Henmi też dawał radę.
    Wątki shoujo­‑ai choć czytelnie zasygnalizowane, moim zdaniem nie były tam do końca potrzebne. Można by je zupełnie wyciąć, a fabuła nic by na tym nie straciła, wszystko mogłoby się potoczyć zupełnie tak samo.  kliknij: ukryte 
    Inną rzeczą, która mi bardzo „zgrzytała” podczas oglądania była sprawa ojczyma Nanako – rzecz niby całkiem trzecioplanowa, rozgrywająca się gdzieś w tle, ale mimo wszystko dla mnie ważna.  kliknij: ukryte 
    Na koniec jeszcze kilka słów o oprawie wizualnej. Trochę ciężko mi się zgodzić z zachwytami na jej temat. Nie jestem ortodoksyjnym wyznawcą wielkich oczu, ale lubię zachowane proporcje ciała, zwłaszcza długości nóg, a tego tu zdecydowanie zabrakło. Również duży problem miałam ze sposobem rysowania Rei, naprawdę wiele czasu zajęło mi przekonanie samej siebie, że patrzę na nastolatkę, a nie na solidnie zbudowanego mężczyznę. Skonfrontowałam to z mangą i tam Rei nie ma aż tak rozbudowanych barków, więc nie wiem z czego to wynikło.
    Również animacja pozostawia wiele do życzenia, nawet jeśli weźmie się pod uwagę rok powstania i przyjmie, że stop­‑klatki i powtarzanie niektórych ujęć po trzy razy jest elementem budowania klimatu, to jednak niektóre sceny zwyczajnie przeczą prawom fizyki  kliknij: ukryte .
    Podsumowując, jestem troszkę rozczarowana. Sama historia miała potencjał, ale pogrążył ją moim zdaniem nadmierny patos. Albo to zwyczajnie moja wina, że nie poczułam klimatu. W każdym razie, jednak wolę „realistyczne” serie, które są trochę bliższe prawdziwemu życiu.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 4
    rocklee 3.10.2014 16:00
     kliknij: ukryte 
    Odpowiedz
  • odpowiedzi: 0 Annalynne 3.11.2013 21:15:44 - komentarz usunięto
  • Annalynne 3.11.2013 20:55:44 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    Ara-chan 3.11.2013 18:45
    Liczba odcinków?
    Słuchajcie, mam wątpliwości – ile odcinków ma to anime? Na stronach, na które natrafiłam, liczy tylko 26, nie jest to błąd?
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Hatchin 8.07.2013 15:24
    Powiem tyle – to jedna z najlepiej przełożonych z języka mangi opowieści jakie widziałam. Brawa dla reżysera… Eh, co sobie będę żałować – dla całej ekipy! Klimatyczna muzyka i ładna grafika (szczególnie jak na początek lat 90.) bardzo pomagały w odbiorze. Może ponarzekałabym na pewnych seyuu, czy projekty postaci, albo przesadną ponurość, która w mandze nie sprawiała tak przygnębiającego wrażenia, ale po co?

    JPF wydaje Braciszka w MM (a w MM złych tytułów na razie próżno szukać) więc tym bardziej polecam spróbowanie obejrzenia tego anime, albo kupno mangi. Zapewne po tym i tak będzie ochota na sięgnięcie po alternatywne medium przekazu, więc..
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    sweet-rebellion 27.06.2013 13:22
    Słodko- gorzki sen ...
    To anime skradło moje serce od pierwszego odcinka. Jeśli ktoś szuka serii, która nie będzie tylko łatwym do przyswojenia, ładnym obrazkiem, koniecznie musi zobaczyć Oniisama. Urzekająca, magiczna grafika, wspaniała bajkowa muzyka. Po raz pierwszy oglądałam to anime rok temu i znowu do niego wracam, wiem, że nie ostatni. Niech jednak nikogo nie zwiedzie pozorna „bajkowość” tej historii, jest to jednocześnie sen słodki i „dziwaczny”, który silnie oddziałuje na odbiorcę nawet w realnym świecie. Długi czas nie mogłam o nim zapomnieć, a kiedy zapominam sama się sobie dziwię ...
    Mogłabym jeszcze długo wygłaszać peany na cześć Oniisama, ale i tak nie oddam niezwykłości tej historii w kilku słowach.

    arcydzieło, 10/10.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Nesmin 26.06.2013 13:28
    punkt widzenia
    Zgadzam się z większością peanów pochwalnych pod adresem tego anime, jestem w ogóle fanką prac i adaptacji Ryioko Ikedy. Chciałam tylko dopisać, że wydaje mi się wyjątkowe, że główna bohaterka jest raczej obserwatorką niż osobą, na której koncentruje się akcja/konflikt itd. Nanako przeżywa różne sprawy, ale większość z nich na zasadzie empatii i rozgryzania tajemnic – kwestia jej i Henmiego nie jest tam najważniejsza. Rzadko chyba zdarza się taki sposób prowadzenia narracji…
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 2
    Chudi X 20.06.2013 23:59
    Adaptacja jest bardzo udana, liczącą pięć tomów serię zgrabnie przełożono na 39 odcinków telewizyjnych.


    To nie jest błąd? Właśnie zacząłem czytać tom 3 – będący ostatnim i z tego, co mi wiadomo są tylko trzy. Potwierdza to również liczba tomów w mangowym wpisie na Tanuku i angielska wikipedia.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 1
    Razeroth 27.02.2013 17:24
    Brother... Dear Brother...
    Jestem w szoku. Ogromnym. Jak to zwykle bywa po obejrzeniu dramatycznego anime, zamykam się w sobie i biję się z myślami i losami wszystkich bohaterów. I tych lubianych i tych mniej.
    Z początku wszystkie postaci mnie irytowały z wyjątkiem Tomoko i Ksiącia Kaoru. Były to jedyne, logicznie myślące dziewczyny. Nie wspominam nawet, że nienawiść do Mia­‑samy i Mariko sięgała absolutnego zenitu i momentami miałem ochotę uderzyć ręką w monitor byle tylko trafić w twarz którejś z nich.
    Ostatecznie wszystko zaczęło się układać, aż do  kliknij: ukryte 
    Lady Saint­‑Just… w którymś z odcinków spauzowałem sobie anime i poleciałem do Wikipedii zobaczyć czy ktoś taki rzeczywiście istniał i jeżeli tak, to kim był. Et voila… jeden z przywódców Wielkiej Rewolucji,  kliknij: ukryte 
    Motyw Sorority idealnie ukazuje, jak mściwi i zawistni potrafią być ludzie. Ta zazdrość, nienawiść… po prostu czyste zło. Początkowo to wszystko można zbierać wiadrami a i tak będzie się wylewać. Poziom tego jest wręcz szokujący. Ale koniec, końców… nie powiem… musicie zobaczyć ;).
    Wiele osób mówi, że Nanako jest postacią bezbarwną i dopiero z kolejnymi odcinkami się rozkręca. Ja jednak jestem w opozycji. Jak dla mnie od początku jest to najfajniejsza postać. Zupełnie jak Nagisa z Clannad, Ichigo z Bleach'a, czy Luffy z One Piece. Są to postacie, które za nic nie chcą, żeby wokół nich komukolwiek działa się krzywda.
    Postaci – 12
    Fabuła – 9+
    Grafika – 10
    Muzyka – 9
    Ocena ostateczna – 10!
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Myore 16.11.2012 19:02
    sam pozytyw
    o tak, to jest jeden z tych tytułów, którego nigdy nie zapomnę. to anime ma wszystko to, czego brakuje mi we współczesnych tytułach, magię prawdziwego życia i wartości. oraz ma wszystko to, czego zabrakło mi w mandze, ręce i nogi, czasem nawet za dużo rąk i nóg. momentami potrafi się dłużyć i niekiedy wydaje się nielogiczne (w tym drugim nie wykluczam winy angielskiego przekładu), ale po zakończeniu już nie pamiętam, co mi się tak dłużyło. bez wahania wystawiam 10. piękna historia przekazana w piękny sposób. tytuł wręcz obowiązkowy. polecam wszystkim.
    Odpowiedz
  • odpowiedzi: 0 Grisznak 21.03.2012 10:45:10 - komentarz usunięto
  • Avatar
    A
    San-san 18.10.2011 22:17
    w trakcie
    Nie mogę powiedzieć, że jestem oczarowana tym anime. Nie porusza mnie nawet tak bardzo, jak potrafią zrobić to prostsze animacje. Wreszcie nie mogę zaprzeczyć, że trochę mi się dłuży i z utęsknieniem (choć również z ciekawością) upatruję końca.

    Anime pociągają mnie zazwyczaj dlatego, że zostaję pochłonięta przez przedstawiany świat i bohaterów, przez konwencję i ekspresję w jakiej są tworzeni. Wiele razy jednak ryczę z uciechy w quasi­‑wzruszających momentach i irytuję się na bezsensy pustych frazesów i pompatyczności, na którą mam alergię.

    W Oniisama e jest inaczej. Wszystko tu jest dla mnie inne. Nie pociąga mnie ani kreska, ani konwencja zatrzymanych obrazów jako kulminacja napięcia (trudno mi je nazwać). Postaci są również tak specyficzne, że wcale się z nimi nie utożsamiam. A jednak coś mnie pociąga w tym dziwnym stylu (piszę „dziwnym” w kontekście: dziwnym dla mnie, dziwnym w stosunku do tego, do czego się przyzwyczaiłam).

    Może nieco o bohaterach. Główna bohaterka – Nanako jest dosyć ciekawa, a to tylko i wyłącznie z tego względu, że niekiedy przejawia własny rozum, jeszcze częściej własną inicjatywę, a choć zazwyczaj ogranicza się po prostu do obserwacji i rozmyślania na temat tego co zaobserwowała ma u mnie plus.

    Mariko i Rei nieco mnie denerwują. Mariko jednak dodaje nieco humoru, w dodatku ma tak zadziorną osobowość, że trudno się czasem nie uśmiechnąć. Rei natomiast odpycha mnie swoim sposobem bycia, swoim gorzkim śmiechem, swoimi papierosami i męskim ubiorem. Rozumiem, że taka właśnie powinna być, ale nie lubię jej i tyle.

    Dwaj panowie, wokół których wszystko po trochu się kręci są w porządku, choć brakuje mi w nich nieco realności. Są zbyt idealni. Nie traktuję ich jak ludzi, raczej jako konieczne kreacje.

    Miya­‑sama (nie umiem inaczej o niej myśleć) przeraża mnie. Jest najbardziej realna i właśnie dlatego mnie przeraża. Choć jest w niej ogromnie dużo tego „czegoś”. Jestem dopiero po 22ep. ale mam przeczucie, że postać ta oprócz strachu wywrze na mnie znacznie większe wrażenie… Zobaczymy.

    Najbardziej pozytywnymi postaciami są naturalnie Kaoru­‑no­‑Kimi i Tomoko. Są obie do siebie trochę podobne. Takie urocze, nie pozbawione uroku: chłopczyce. Chłopczyca starsza i młodsza. Tryskające energią, pewne siebie, potrafiące postawić na swoim, nie przejmujące się tym co mówią inni. Prezentują sobą najbardziej ulubione przeze mnie typy dziewcząt.

    Wreszcie fabuła: Jej ciągłość i konsekwencja pomaga mi zapomnieć o irytujących mnie drobiazgach i wtopić się w intrygującą atmosferę. To prawda, odcinki ciągną się jeden za drugim, ale bez uszczerbku dla akcji. To po prostu takie subiektywne wrażenie. Pewnie dlatego, że nie jestem przyzwyczajona do takiej konwencji.

    Cóż. Jakkolwiek kilka szczegółów nie pozwala mi Zachwycać się, jednak warto mieć tę pozycję na liście oglądniętych anime. pewnością dotrwam do końca i będę zadowolona z faktu zetknięcia się z czymś Innym. Z czymś co będę mogła przyrównać do przyszłych pozycji, a co stawia wcale nie najniższą poprzeczkę.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 3
    Oczko 13.05.2011 21:46
    WOMEN’S WORLD
    Opowiadanie o kobiecości (narracyjne konstruowanie kobiecości?) nie jest rzeczą łatwą, dlatego bardzo sobie cenię twórców, którym się ta karkołomna sztuka udaje. Ocena rzeczonej „udatności” pozostaje przy tym czysto subiektywna – mam po prostu słabość do historii, które afirmują i mitologizują damski świat, przedstawiając go jako zamkniętą, tajemniczą enklawę zaludnioną archetypicznymi figurami: Lalki, Róży, Harpii, Kostuchy, Diany, Meduzy, Księżniczki, Syreny, Królowej itd… Całe spektrum znaczeń – od uległej, biernej niewinności po zmysłową potęgę. Całe spektrum emocji i pragnień – migotliwych, splątanych, niejednoznacznych, nieokiełznanych, niedefiniowalnych. Każdy, kto czytał np. „Mgły Avalonu” M. Zimmer Bradley albo otarł się o pisarstwo Isabel Allende, powinien zrozumieć, co mam na myśli. „Oniisama e” moim zdaniem wpisuje się w ten sam artystyczny trend.
    POCZTÓWKI ZNAD KRAWĘDZI
    Kobiecość zwykle definiuje się poprzez emocjonalną intensywność. Nie czuję potrzeby polemizowania z tą praktyką. Dlatego uważam, że mówienie o kobiecości dojrzewającej stanowi wystarczające usprawiedliwienie dla rzeczywistości przedstawionej balansującej na granicy histerii. Często zarzuca się „Oniisama e” nadmierny dramatyzm i egzaltację. Fakt – seria jest do cna przesycona angstem, niemal schizofreniczna w obsesyjnym splataniu światła i mroku, euforii i tragedii. Czy jednak istnieje język bardziej stosowny dla opisu doświadczeniu adolescencji niż język uczuciowego ekscesu? Moim zdaniem nie. O dojrzewaniu, o utracie, o rozpadzie starego ładu i „końcu sezonu bajek” najlepiej opowiadać w opartym na ostrych kontrastach stylu chiaroscuro. Tylko tak – przez hiperbolę, oksymoron, antynomię – można oddać sprawiedliwość bezkompromisowości młodzieńczego bycia i postrzegania. A może po prostu młodzieńczej wrażliwości, kruchości. Bezbronności niedorosłych istot „bez skóry”, o ciągle jeszcze nieuformowanej mentalnej granicy, przez którą zarówno piękno świata, jak i jego brud wdzierają się gwałtownie, boleśnie, bezwzględnie. Bez znieczulenia. Myślę, że w tym też tkwi część atrakcyjności „Oniisama e” – seria kontaktuje widza ze światem „w zenicie” (zegar z openingu wskazuje południe), z rzeczywistością, która nie zdążyła jeszcze „zblaknąć”, lecz wciąż skrzy się szaleńczo zarówno rozkoszą i bólem, pełna najstraszniejszych gróźb i najcudowniejszych obietnic. Tak świeża, tak realna, że aż dziwna, niesamowita. „Oniisama e” potwierdza, iż czasem, paradoksalnie, najlepszą formą realizmu (rozumianego jako formuła oddelegowana do odzwierciedlania rzeczywistości) jest… oniryzm. Włosy Fukiko unoszące się pod wodą jak potworne wodorosty, Nanako wirująca przed lustrem jak figurka dopiero co zdjęta z misternej pozytywki, Mariko o twarzy porcelanowej lalki, rozdzierający, niemal zwierzęcy, wywołujący ciarki szloch Rei (doskonała gra Sumi Shimamoto – nie myślałam, że po „Evangelionie” coś mnie jeszcze może zaskoczyć w kwestii oddawania głosem rozpaczy)… Wszystkie te obrazy i dźwięki – dalekie od topornego mimesis a bliższe estetyce snu – zapadają głęboko w pamięć i doskonale służą odmalowaniu granicznych stanów świadomości.
    W CIENIU ZAKWITAJĄCYCH DZIEWCZĄT
    Cienia w „Oniisama e” jest więcej niż światła (choć proporcje nie są aż tak zaburzone, jak to się na pierwszy rzut oka wydaje). Proces dojrzewania sam z siebie dość mroczny, w przypadku dojrzewania do kobiecości zyskuje dodatkowe ciemne tony uosobione w serii przez ambiwalentną figurę lalki – z jednej strony pozytywny, nostalgiczny symbol dzieciństwa i dziewczęcej niewinności, z drugiej wcielenie opresyjnego ideału oraz „kukłowatej” bierności podatnej na przemoc, manipulację (zabawka w rękach innych i losu) oraz porzucenie. Dorosły świat, do którego aspirują bohaterki, wydaje się niezbyt przyjazny kobietom, wręcz groźny (bardzo tu dużo kobiet nieszczęśliwych, samotnych, zdradzonych i porzuconych). To męski świat, z bardzo niewielką liczbą kobiecych ról życiowych do wyboru. Kim być? Ułożoną, opanowaną, idealnie piękną damą? Pełną życia, niezależną, samowystarczalną chłopczycą kpiącą sobie z konwenansów? Romantyczną, androgyniczną socjopatką manifestującą bunt poprzez męski strój i ostentacyjny ból istnienia? Dziewczęta z Liceum Seiran szukają swojego miejsca, swojej tożsamości pomiędzy sobą – poprzez naśladowanie, identyfikację, nawet quasi romantyczne zadurzenie. Przeglądają się w sobie wzajemnie. W sobie nawzajem odnajdują siłę, wzór, potwierdzenie, dopełnienie (Mariko i Kaoru, Rei i Fukiko) Dzięki wymianie spojrzeń (grze odbić) konfrontują się też z własną słabością i brzydotą (Mariko i Misaki Aya). Nie bez powodu drugim, po lalce, istotnym rekwizytem serii, jest lustro – niezbędne narzędzie zarówno samopoznania, jak i samokreacji (oba te symbole­‑klucze zawiera obrazek endingu). Dojrzewania. Jako ogromny plus serii, zdolny zrównoważyć cały ładunek nieszczęścia, patologii i cierpienia, jakim obciąża ona widza, zaliczam fakt, że nikomu nie odmówiono w niej przywileju mentalnego wzrostu. Czasem okrężnymi drogami, czasem o włos od totalnej porażki, nie bez strat i ran, każda z postaci kończy swoją podróż ku dojrzałości mniejszym czy większym sukcesem – nawet czołowa bitch całej historii wykorzystuje swoją szansę na zadośćuczynienie i na wyrwanie się z destruktywnych schematów. Proces ów nigdy nie dokonuje się jednak w samotności.
    O MIŁOŚCI I INNYCH DEMONACH
    „Oniisama e” definiowane jest jako shoujo­‑ai. Najpierw jednak jest to shoujo – najbardziej rasowe, skoncentrowane, esencjonalne shoujo, jakie tylko może być, czyli rzecz skupiona na dwóch podstawowych wymiarach bycia: interpersonalnym i intrapersonalnym. Na relacjach międzyludzkich i na meandrach życia wewnętrznego, które zresztą odsłania z wnikliwością godną traktatu z pogranicza psychologii klinicznej i filozofii egzystencjalnej. To jedna z najpiękniejszych i najmądrzejszych opowieści o miłości i intymności, z jaką się zetknęłam. Miłość ma tu wiele twarzy – od lojalnej, ofiarnej przyjaźni po chorobliwe, niszczące uzależnienie – i bynajmniej nie ogranicza się do relacji pomiędzy kobietami, choć te ostatnie ukazane są z wyjątkową subtelnością: z zachowaniem całej migotliwości różnych odcieni wzajemnej fascynacji i oddania. Nie ma nic erotycznego w przyjaźni Rei i Kaoru, a jednak do tych dwóch dziewcząt należą – według mnie – sceny najbardziej wzruszającej, najgłębszej intymności. Kaoru jest zresztą moją ukochaną postacią. To ona formułuje najważniejszą „tezę” całej historii: Nikt nie jest w stanie zrozumieć drugiego, ale wystarczy, jeśli się stara. W gruncie rzeczy te słodko­‑gorzkie słowa stanowią pozytywne przesłanie. Takie, jakiego należałoby oczekiwać od realistycznej serii. Co więcej  – autorzy się go trzymają, pokazując bliskość, zwyczajne „bycie przy” jako jedyne skuteczne lekarstwo na trud i absurd istnienia. Ponieważ dużo jest w „Oniisama e” międzyludzkiej patologii (200 procent normy wyrabiają same Rei i Fukiko), można stracić z oczu ilość pozytywnych, konstruktywnych relacji, zwłaszcza przyjaźni: wspomniane Rei i Kaoru, Nanako i Tomoko oraz panowie: Takashi i Takehiko. Ujął mnie sposób, w jaki buduje się w „Oniisama e” obraz kondycji ludzkiej. Całą serię przenika specyficzna czułość wobec człowieka i jego pogmatwania – bywa on małoduszny, bezmyślny, okrutny, podły, chciwy i zaślepiony, ale też mężny, mądry, wspaniałomyślny i ofiarny. Najczęściej jednak jest po prostu słaby, omylny, samotny i przerażony – rozpaczliwie spragniony miłości i aprobaty drugiego. Dotyczy to nawet  kliknij: ukryte  Jest coś głęboko niesamowitego, wręcz wstrząsającego, w rozwiązaniu wątku tej postaci – kiedy okazuje się, że  kliknij: ukryte 
    KTO SIĘ BOI SHOUJO­‑AI?
    Ano ja sama trochę się bałam. Wszak taka ze mnie fanka shoujo­‑ai jak z koziej rzyci trąba. Nie spodziewając się, bym kiedykolwiek mogła w obrębie tej konwencji znaleźć coś dla siebie, do „Oniisama e” podchodziłam jak przysłowiowy pies do jeża. Jedynie nimb klasyki absolutnej od samego początku wodził mnie mocno na pokuszenie. I słusznie, bo nieczęsto zdarzają się tytuły, dla których 10­‑stopniowa skala wydaje się za ciasna (i który tak bezbłędnie niszczy nawyk ciasnego etykietowania ludzkich relacji, skoro już o różnych „ciasnościach” mowa). „Oniisama e” to dzieło totalne, skończone. Może nie doskonałe, ale doskonałości bardzo, bardzo bliskie – przede wszystkim jako rzecz przemyślana, spójna, bezbłędnie i celowo wykorzystująca wszystkie środki wyrazu dostępne w obrębie animowanego medium: obraz, muzykę, aktorstwo głosowe, fabułę. „Oniisama e” zachwyca na wielu poziomach – od malarsko wysmakowanej kreski przez doskonałą oprawę muzyczną (nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła słuchać piosenki z openingu bez bolesnego ukłucia w sercu – na razie, podobnie jak początkowe akordy „Starless Night” z „NANY”, „Kin no Utsuwa, Gin no Utsuwa” wywołuje u mnie automatyczne świeczki w oczach) po skomplikowaną i wiarygodną historię skoncentrowaną wokół imponującej liczby wyrazistych i dynamicznych postaci. Historię, która opowiadana jest nie tylko poprzez wydarzenia, dialogi, ale też przez cały system wizualnych symboli, detali, obrazowych paralel (vide niepokojące i brzemienne w znaczenia motywy lalki i lustra). Przyznam, że owa subnarracja symboliczna stanowi artystyczny chwyt, który cenię niezwykle wysoko i który zawsze winduje moje osobiste oceny w górę („Kenshin – Tsuioku Hen”, „Koi Kaze”, „Utena”). Także „Oniisama e” nadaje on tę unikalną znaczeniową spójność i gęstość – sprawia, że człowiek kończy oglądanie z dojmującym poczuciem niewystarczalności pojedynczego seansu. Z ochotą na seans powtórny – żeby już tym razem niczego nie uronić z misternej gry sensów, żeby smakować, kontemplować, przeżywać… i długo, długo nie móc się otrząsnąć!

    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    bigos72@wp.pl 10.01.2011 19:56
    Brother, Dear Brother
    Oglądałam tą serie 2 razy. Pierwszy raz obejrzałam wszystkie odcinki na raz. Siedziałam do nocy. A potem nie mogłam zasnąć parę nocy, tak intensywnie myśłałam o wszystkich problemach tam poruszanych. Obejrzałam wiele podobnych, ale ten jest na pierwszym miejscu The best of anime.
    P.S.  kliknij: ukryte 

    Spoilery się ukrywa!

    Morg

    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    pestis 2.01.2011 11:18
    Nie ma róży bez kolców.
    Cóż, nietypowe to anime.
    Przyznaję, że w trakcie seansu zastanawiałam się, czy twórcy kreując charaktery postaci (szczególnie Rei, Fukiko i Mariko) nie korzystali przypadkiem z jakiegoś podręcznika opisującego różne przypadki mentalnych odchyleń. Mamy tu i ciężki przypadek depresji, niezdrową siostrzaną fascynację połączoną z relacją ocierającą się o s­‑m, do tego zaborczość i ogólne emocjonalne rozchwianie. Co prawda motywy większości dziwnych zachowań zostają prędzej czy później ukazane i wyjaśnione, jednak nie pozbyłam się wrażenia, że nawet bez negatywnego wpływu środowiska/rodzinny/traumy z dzieciństwa, z bohaterkami ciągle byłoby coś nie tak. Więc zamiast współczuć umęczonym życiem licealistkom, zastanawiałam się czemu nikt po prostu nie zaciągnął ich do jakiegoś psychiatry.

    Mimo tego anime było niezłe i ze smutkiem przyznaję, że niestety takich produkcji już się nie robi.
    Udało mi się polubić wszystkie bohaterki (nawet uber drama queen Saint­‑Just, której początkowo nie znosiłam, w końcu wkradła się moje łaski). Cieszyły interesujące dialogi, rozbudowana lecz zarazem spójna fabuła, dopracowana grafika, raczej niespotykana w anime forma narracji oraz dość wyraźny rozwój charakterów wszystkich bohaterek, które dojrzewają i powoli rozwiązują swoje problemy.

    Tak więc pomimo przedramatyzowania, na które jestem uczulona, seria ma u mnie mocne 7.

    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    racjona 15.08.2010 11:49
    piękna rzecz
    Fabuła ciągnie się powoli, w swym tempie nabiera rumieńców, dojrzewa w słońcu. Początkowo byłam zaciekawiona, momentami zdegustowana, wiele postaci miałam ochotę udusić, utopić, wyrzucić przez okno, a potem, w miarę rozwoju akcji bywało lepiej – darowałam im ich winy i w ludzkim odruchu mogłam pogłaskać po główce. Kilka osób wcisnęłabym do zakładu zamkniętego bez mrugnięcia okiem, innym przywaliłabym w twarz, by się obudzili i ogarnęli. To chyba dobitnie świadczy o tym, że wspomniane anime niesamowicie wciąga i wyciska z człowieka emocje, odczucia, przemyślenia.
    Po namyśle stwierdzam, że kreska urzeka – jest przepiękna (w odróżnieniu od obecnych podrasowanych komputerowo i mocno sztucznych). Muzyka idealnie dopasowana do serii.
    Moją ulubioną postacią była Kaoru – chyba jedyna mocno stąpająca po ziemi i z własnym rozumem, potrafiąca samodzielnie myśleć i  kliknij: ukryte . Tym bardziej miłym zaskoczeniem było dla mnie to, że  kliknij: ukryte .
    Nanako początkowo mnie irytowała – takie słodkie, łagodne dziewczę, co to muchy nie skrzywdzi. W zasadzie jej podejście do życia i ludzi podobało mi się, ale w wielu momentach i sytuacjach przejawiała skrajną wręcz naiwność. Tu się buntowałam. Ale w ogólnym rozrachunku ciekawa z niej postać.
    Cholerka, mogłabym się dalej rozpisywać, ale może dam spokój :) Ogólnie mówiąc – szczerze polecam owe 39 odcinków. Uczta dla oka, ucha, trening dla własnych przemyśleń i emocji gwarantowany :)
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    SuiKaede 24.04.2010 19:12
    Bardzo dobra seria, niestety zabija ja masakryczne rozciagniecie (z 3 tomow mangi zrobili 39 odcinkow).
    Dwa zastrzezenia co do fabuly:
    1.Sprawa Mariko:  kliknij: ukryte 
    Sprawa Saint Just :  kliknij: ukryte 
    Dalabym tej serii 10 , gdyby nie miala ZBYT wolnego tempa… Tak dam 8.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    L 10.01.2010 21:38
    Wybitne
    Na żadnym anime tak się nie wzruszyłam jak na tym. Najpiękniejsze anime, jakie kiedykolwiek powstało… Tylko takie smutne…
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Mitrimi 19.09.2009 16:39
    Głeboko....
    Jestem pełna podziwu dla tego tytułu. Jest to dość stara produkcja a mimo wszystko urzeka grafiką, kolorami, tłem. Wkurzało mnie trochę że Miya grała cała czas to samo na fortepianie:P i że Nanako co rusz beczała ale prócz tego jestem zachwycona. Nie ma w tym anime postaci której by sie nie zapamietało. Nawet te które odgrywają pojedyncze epizody są ciekawe i nie sposob ich nie zauważyć. Na przykładzie szkolnego zycia bardzo ładnie według mnie pokazano wszystkie uczucia ktore kieruja ludzmi w ich zyciu i to w tym anime jest najważniejsze. Miłość, zazdrość, duma, nienawiść. Nie raz widzi się to na co dzień dla tego mimo lat oglada się to z przyjemnością i zapartym tchem.
    (aaa no i nie potrafiłam sie pogodzić z tym ze Saint Juste była przedstawiona w tak meski sposob i wogole smutny watek)
    Zasłużona 10!!!!! Polecam
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Maya 23.05.2009 01:44
    Mój Drogi Braciszku...
    Chcę Ci powiedzieć tylko to, że to anime (tak samo jak i manga zresztą) jest niesamowite. Tragedia, która dotyka bohaterów, jest tak realna, że potrafię utożsamić się z niemal każdą postacią. Absolutnie obowiązkowa pozycja.
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    Beatrycze 5.05.2008 16:12
    cudo*-*
    Spodziewałam sie ze ten tytuł bedzie niezwykly ale nie sadziłam ze az tak! Wciągająca fabuła, interesujące postacie. Bardzo rozczarował mnie tylko wątek Rei, mysle ze zasługiwał na ,że tak powiem, inne rozwiązanie. Pozatym anime na 5 i z plusem;)
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    cyrylla 3.04.2007 16:56
    *_* cudo!!!
    Lepiej być nie mogło… Powiem jak staruszka, ale niech będzie: dziś już takich rzeczy nikt nie umie robić….
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    drtomoe 22.09.2006 20:40
    fani braciszka wiecznie żywi (choć ukryci)
    jestem starszym fanem, ale znam kilka osób które tą animkę widziało i zaliczają ja do grona bardzo mile wspominanych. i pewnie gdyby tylko znaleźli trochę czasu (mnie sie zazwyczaj nie udaje nawet na czytanie niusów) to ponownie by ją obejrzeli. stare animki nie wyglądają slicznie, ale mają „ducha”. ;]
    Odpowiedz
  • Avatar
    A
    odpowiedzi: 1
    XRay 5.09.2006 17:01
    a po co tytuł ?
    Po pierwsze muszę przyznać że jestem w lekkim szoku że ktoś jeszcze w tym kraju wygrzebał ten tytuł z czeluści internetu (lub może z innych źródeł – jesli tak to przepraszam za insynuację).
    Zasadniczo zgadzam się z recenzentem, anime to ma w sobie wiele już nieco staroświeckiego uroku którego ze świecą szukać w produkcjach nowych. Cóż, świat się zmienia a z nim także podejście do wielu spraw jak i sposób ich przedstawiania.
    Jednak muszę też powiedzieć że serial ten wciągnął mnie na dobre mniej więcej od połowy. Wcześniej raczej dominowało we mnie uczucie rozbawienia podczas obserwowania tego co potrafiły wymyśleć panienki z dobrych domów, aby dostać się do wymarzonej elity.
    Niemniej jednak, fakt pozostaje faktem że jest to pozycja klasyczna, świetna i godna polecenia każdemu kto interesuje się oferowaną tematyką.

    Pozdrawiam !
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime