
Komentarze
Twoje imię
- Re: Wyjaśnienie... : ... : 1.08.2021 15:00:38
- Re: moja ocena, polecam, nie polecam : ... : 1.08.2021 14:53:09
- moja ocena, polecam, nie polecam : Tamaranime : 1.08.2021 05:05:54
- Re: Wyjaśnienie... : Tamaranime : 1.08.2021 04:27:39
- Re: Czy prośba o odrobinę logiki to dużo? : Tamaranime : 1.08.2021 04:14:06
- Re: Wyjaśnienie - końcówka : Tamaranime : 1.08.2021 04:06:49
- Piękna : Marta001 : 22.11.2020 12:34:55
- Udało mi się nie usnąć : Anonimowa : 22.04.2020 17:59:26
- komentarz : Ogród słów : 27.09.2019 04:25:49
- 10/10 : Windir : 17.01.2019 20:59:22
moja ocena, polecam, nie polecam
Piękna
Początek filmu był dla mnie niezrozumiały, ale im dalej w las, tym lepiej. Naprawdę ciekawa fabuła, niezwykli bohaterowie, morał jakich może i wiele, ale pokazany w taki sposób, że nie sposób się nie rozczulić. Przepiękny film o zwyczajnych/niezwyczajnych sytuacjach. Właściwie nie wyobrażam sobie innego kraju, który mógłby stworzyć tak nastrojowy film, jak właśnie Japonia. Bardzo polecam, bo zostawia po sobie taki rodzaj ciepła, o jaki czasami trudno!
Jak dla mnie 9/10 – jedno z ciekawszych ujęć kinematografii, do którego chce się powracać.
Udało mi się nie usnąć
Gdyby pozostało w konwencji dramatu i z żywszą akcją przez cały czasjak produkcje katastroficzne.
Albo gdyby było słodkie i spokojne jak Dom nad jeziorem z Keanu Reevesem.
Otrzymałam zlepek komediową nudno dramatyczny, kliknij: ukryte wręcz z olbrzymią tragedią a takich koktajli nie lubię. Dla wielbicieli słonego tofi.
Za to ścieżka dźwiękowa najlepsza, fabuła także.
I za te dwie rzeczy dam aż 7/10
Niezły film ale ma znacznie więcej wad i wpadek niż poprzedni (Ogród słów)...
10/10
Co najważniejsze i zaskakujące ten film trzyma w napięciu lepiej niż niejedno kino akcji! Ostatnio byłem ciut zblazowany kolejnymi filmami/serialami, a tutaj pierwszy raz od dawna nie mogłem usiedzieć spokojnie w fotelu. Nastawiłem się na emocjonalny/ckliwy seans, a dostałem takiego kopa emocji i to w takiej formie że mnie zatkało. WOW.
Mój jedyny dla niektórych mikroskopijny zarzut, to to że muzycznie Garden of Rain pozamiatał tak bardzo utworem „Rain” że tej poprzeczki (ustawionej przez siebie) Makoto Shinkai nie przeskoczył. Żeby nie było muzyka jest tutaj przepiękna („Sparkle” wiadomo) i idealnie dopasowana (potęguje emocje). Całokształtem jest to „pełniejszy” film niż Garden, ale co magia „Rain” to magia „Rain”.
Absolutnie warto.
Makoto shinkai i jego bezczelne granie na emocjach
Podsumowując jest to pięknie zapakowana, udekorowana, emocja Shinkaia ,która poza sobą i formą nie ma nic więcej do zaoferowania.
Za samą formę wystawiłbym temu anime 9,5/10 , za fabułę i postaci 5/10,
więc średnia ocena wyszłaby 7/10, ale w tym wypadku dodam 1 punkt za to, że jestem pod wrażeniem jak shinkai potrafi wywołać swoje emocje u odbiorcy mimo iż często są to emocje których nie chcę się czuć jak samotność, smutek itd. ale za sam efekt dodam 1 punkt.
Subiektywna opinia na temat filmu Kimi no Na wa
Tak więc film Kimi no Na wa jest bezapelacyjnie najpiękniejszym/najlepszym japońskim filmem animowanym z puli do tej pory przeze mnie obejrzanych, oczywiście jeśli chodzi o samą stronę wizualną. Po prostu tutaj wszystko gra w 101%, barwa, gra świateł, animacja, płynność w ruchu „kamery”, nieziemskie tła (przy których swoją drogą maczał palce Polak – szacunek!), niewyobrażalnie genialna, idealna, no doskonała! (o to mi chodziło! :D) szczegółowość przedstawionych scenerii. Czy to las, czy to miasto, czy to wioska, czy to peron, czy to szkoła, sklep, park, można by tak wymieniać w nieskończoność. Przy dosłownie każdym kadrze tego filmu wręcz wypadało zatrzymać i podziwiać tą niesamowitą szczegółowość. WIELKIE BRAWA ZA TO DLA TWÓRCÓW! Dodatkowo, co wynika z komentarzy większości innych osób, mogę chyba na koniec tego aspektu z pełną świadomością i odpowiedzialnością stwierdzić, że pod względem strony technicznej jest to na tą chwilę najlepiej wykonana japońska animacja, w skrócie top jeden wszech czasów i myślę, że w tym miejscu wszyscy się ze mną zgodzą. Drugim aspektem tego filmu o którym warto wspomnieć już teraz jest ogólno‑pojęty świetny soundtrack. Udźwiękowienie scenerii, zgranie muzyki z tym co dzieje się na ekranie, bądź co bądź bardzo duża paleta nieprzeciętnych piosenek w wykonaniu zespołu Radwimps, która po prostu nieziemsko‑idealnie pasuje do tego filmu (swoją drogą po seansie nadal jej słucham, perfekcyjnie wpada w ucho), kończąc na bardzo dobrych, bardziej kojących, melancholijnych i fortepianowych utworach w spokojniejszych momentach filmu. Tak więc czy aspekt audio dało się zrobić lepiej? Po głębszym zastanowieniu uważam, że… chyba nie? Niestety tego już się nigdy nie dowiemy. Tak czy siak, według mnie ogólnie soundtrack wyszedł genialnie, a ten jeden moment, kiedy to wleciała piosenka „Sparkle” po prostu się rozlałem, basen byłby z tego jak nic. W gwoli ścisłości, genialny utwór, zresztą tak jak i reszta w wykonaniu w/w zespołu. Przechodząc w tym momencie płynnie do następnych mniej udanych, ale nie aż tak, kwestii owej animacji czyli fabuła i postaci. Pozwólcie, że oba aspekty wezmę pod jeden szyld, aby już bardziej nie wydłużać. Film Your Name ogólnie został niesamowicie dobrze przyjęty na całym świecie, ale też duże grono odbiorców krytykuje w/w kwestie i uważa je za mało dopracowane i pominięte na rzecz innych treści. Osobiście w niektórych przypadkach się z nimi zgadzam, gdyż ten film, zresztą jak większość ludzi wie, doskonały nie jest i daleko mu do tego, ale też w niektórych wręcz przeciwnie, nie rozumiem krytyki. Postaci, których jak na taką produkcję jest trochę, cierpią na standardowy przypadek każdego filmu. Brak czasu na dogłębne przedstawienie każdej z nich, a w 2h trza się zmieścić. Ogólny zarys jest, ale nic poza tym, a to jest wada, niestety bądź stety mało wynikająca z błędu twórców, więc można go przeboleć. Tak samo można ocenić parę głównych bohaterów Taki'ego i Mitsuhę. Oczywiście jak to oni, mieli więcej czasu aby pokazać się widzom, ale niewiele z tego wynikło, chociaż nie ukrywam, że osobiście nic nie mam do ich kreacji. Charaktery mimo iż schematyczne, powtarzalne i mało oryginalne to wyszły według mnie bardzo przyjemnie i przystępnie, a przede wszystkim większość odbiorców spokojnie się z nimi utożsami, a to jest niezaprzeczalnie istotny fakt tego typu produkcji i zaleta, którą musi posiadać każdy film aby w ogólnym rozrachunku osiągnąć sukces komercyjny, a Kimi no Na wa się to udało, więc jeśli chodzi o postaci to podsumowując nie rozumiem za bardzo krytyki w ich stronę. Ich wykreowanie po prostu musiało być standardowe i przystępne dla oglądających, a gdyby nie było to jestem prawie pewien, że mały ułamek osób byłby zadowolony, ale film sukcesu by nie osiągnął. Teraz czas na finisz czyli aspekt, który wyszedł według mnie najgorzej, ale nie aż tak słabo, czyli wspominana wcześniej fabuła. Nie będę się rozwodził na czym polegała i jak przebiegała bo każdy po seansie to wie, a Ci co są przed to dowiedzą się jak obejrzą. Ja natomiast chciałbym wspomnieć o tym co mnie drażni do tej pory, czyli o trzech dosyć istotnych błędach scenariuszowych (może jest ich więcej, ale ja wyłapałem tylko te najbardziej widoczne i istotne), które tak jak zostały przedstawione, w dużym stopniu pchały historię na przód, ale logiki w tym próżno szukać. Mianowicie bez spoilerów się nie da, więc otwieracie na własną odpowiedzialność. kliknij: ukryte
1. Brak stricte wyjaśnienia głównego motywu filmu, czyli dlaczego akurat oni i jak, nasi główni protagoniści Taki i Mitsuha zamieniali się ciałami. Rozumiem, kometa leci, kosmos, magia, te sprawy i właśnie to oddziałuje w jakiś tam sposób na nich, ale to tyle? Oczywiście próba naukowo‑logicznego wytłumaczenia tej kwestii była pod koniec seansu poprzez wiadomości w telewizji, ale płynnie, tzn. jak grochem o ścianę zostały ucięte przez scenarzystę i płynnie przeszły do tego co nasz Shinkai lubi najbardziej czyli ogólno‑pojęte granie na emocjach, co trochę smuci, ale nie bardzo. ;) W sumie… jak teraz podczas pisania tak się zastanawiam to połowiczne wyjaśnienie dlaczego akurat trafiło na nich, jest. Była wzmianka, że rodzina Miyamizu miała tego typu przypadki w przeszłości, daleko nie szukać babcia naszej głównej bohaterki, ale Taki to chyba faktycznie jakiś random. :D I nikt mi nie wmówi, że to przez to, że przed śmiercią Mitsuha dała naszemu protagoniście wstążkę, która go w to wszystko „wplątała”. xD Szybkie wyjaśnienie – aby do tego spotkania mogło dojść musieli zamienić się pierw ciałami, aby Mitsuha miała powód wyjazdu do Tokio, więc to już odpada.
2. W momencie spotkania Taki'ego i Mitsuhy na górze przy tej małej świątyni na terenie wioski Itamori (chyba tak się zwała) połączyły się ich linie czasowe. To znaczy, nie tyle co połączyły co Taki wlazł podczas zmierzchu na chwilkę (tak w odwiedziny :D) do linii czasowej Mitsuhy. Wtedy też wrócili do swoich własnych ciał. W tym też momencie Taki albo ino jego ciało był jakby w jednej linii czasowej w dwóch miejscach jednocześnie. Pierwszy Taki był w Tokio, trzy lata młodszy, który spotkał Mitsuhę tylko raz pociągu i jeszcze jej nie poznał bo do pierwszej zamiany ciał w jego przypadku pozostały jeszcze 3 lata. A natomiast drugi Taki, który obecnie znajduje się z Mitsuhą na górze jest trzy lata starszy od pierwszego Takiego i wszystko kmini. A Mitsuha, jak to ona, nadal w swojej linii czasowej w dzień uderzenia komety stoi razem z nim (dzień wcześniej spotkała się z w/w pierwszym Takim w Tokio, który jej nie poznał bo oczywiście nie miał prawa) i ja się pytam w tym momencie jakim cudem to wszystko ma miejsce? Wytłumaczenia, że wszystko dzięki sake ze świątyni, jakoś zdzierżyć nie mogę. Gdzie jest tutaj ten problem z liniami czasowymi co występował w np. Steins Gate? Tak czy inaczej, w dalszej części sceny piszą sobie imiona na ręce, ale Taki nagle znika i jakby nigdy nic wraca do swojej strefy czasowej 3 lata po uderzeniu komety, kompletnie o wszystkim zapominając, a Mitsuha w swojej leci z powodzeniem na ratunek mieszkańcom czego dowiadujemy się pod koniec seansu, ona zresztą też z dziurą w głowie jak ta po komecie, ale wzruszającego do granic możliwości momentu odmówić Shinkai'owi nie można. Natomiast jak to całe ich spotkanie może mieć miejsce to ja nie mam pojęcia.
3. I wreszcie gwóźdź programu, czyli punkt numer trzy. Gdyby tylko ten błąd nie wystąpił to film na pewno trwałby z 30 minut maksymalnie. Mianowicie mam tutaj na myśli znowu motyw ich zamiany ciał. Jak wszyscy po seansie wiemy, Taki – żyje w 2016 roku, przyjmijmy, że ma 15 lat bo nie wiem ile, i czy była o tym wzmianka – nie istotne teraz. Mitsuha – żyje w 2013 roku, również przyjmujemy ten sam wiek bo tak wynika z fabuły, że mają tyle samo lat. Zaczyna się zamiana ciał, Taki wchodzi w ciało Mitsuhy 3 lata wstecz, Mitsuha do Takiego trzy lata w przód. I tutaj kończy się zabawa, bo jakim cudem nie spojrzeli na daty w jakich oni przebywają po zamianie? Wydaje mi się, że naturalnym krokiem byłoby to sprawdzić, bo w pierwszej chwili bym myślał (zaraz po śnie) o innym wcieleniu, innych czasach itp. Na dodatek oni wymieniają się wiadomościami poprzez komórki, piszą szczegółowy plan dnia aby nie zepsuć swoich dotychczasowych żyć (jest o tym wzmianka w filmie) i dlaczego, albo jakim cudem nie zauważyli, że lat może i mają tyle samo, ale w innych okresach czasowych (Taki – 15 lat – 2016, Mitsuha – 15 lat – 2013). Przecież to wiekopomne odkrycie przez protagonistów zrujnowałoby połowę scenariusza. xD Tutaj też widać fakt, że gdy Mitsuha pojechała do Tokio (dzień przed uderzeniem komety) aby spotkać się z młodym Takim, to on jej jeszcze nie znał bo w jej strefie czasowej, Taki jest młodszy o te trzy lata, czyli ma 12 lat i jeszcze nie poznał jej poprzez zamianę ciał. Podczas tego spotkania w pociągu, Mitsuha dała 12 letniemu Takiemu swoją wstążkę do włosów i tutaj jest też fajny myk! :D Bo nasza kochana czerwona wstążka również zakrzywiła czasoprzestrzeń w tym filmie, pojawiając się w jednej strefie czasowej także w dwóch miejscach jednocześnie, razem z Takim, młodszym i starszym. Starszy daje ją Mitsu… (jak to się odmienia? xD) jak w punkcie nr.2 na górze nieopodal wioski, a młodszy ze strefy Mitsuhy nadal ma ją na sobie w Tokio. Tak czy siak, to wszystko, lata później idealnie się zgadza i ukazuje to koniec filmu. Że ona ostatecznie po tych 5 latach ma 23 lata, a taki 20 itd., ale to i tak już nie ma znaczenia bo główny zarys problemu już przedstawiłem.
Podsumowując, fabuła byłaby naprawdę bardzo udana gdyby nie te trzy błędy, które strasznie gryzły mnie w oczy i nadal to robią. Ostatecznie jednak nie uważam tego aspektu za aż tak tragiczny aby rujnował całościową ocenę filmu. W ogólnym rozrachunku według mnie cała historia została naprawdę przyjemnie przedstawiona, a zawszę można wyjść z założenia, że mogło być o wiele gorzej, przynajmniej się trochę postarali i film Kimi no Na wa nie jest jedynie pustym oczopląsem bez wyrazu i przesłań, który trzeba obejrzeć. Subiektywnie oceniam nadzwyczaj pozytywnie i na ten moment jest to mój ulubiony film animowany. Dodatkowo liczę, że w przyszłości obejrzę ino lepsze. ;)
...Chryste panie, czy ja czasami nie pisałem na samym początku, że będzie to krótka opinia? Jestem idiotą… przepraszam… -_-
Za drugim razem
Szkoda, że scenariusz nie trzyma tego samego poziomu co chociaż „Ogród słów”. Nie mówię, że ten tytuł jest świetny, ale również dobrze oglądało mi się go, zwłaszcza pod względem czysto fabularnym.
Czy mogę polecić? Mogę, ale nie każdemu przypadnie do gustu. Trzeba poczytać trochę o tym filmie żeby podjąć słuszną decyzję.
Wszystko zależy teraz tylko od niego. Kimi no Na wa może być początkiem czegoś naprawdę fantastycznego. Niezbędne narzędzia są w jego rękach i jestem przekonany, że doczekamy się filmu Shinkaia, który będzie godzien najwyższych laurów. Niestety to nie był jeszcze ten moment.
Wyjaśnienie - końcówka
Czy oprawa wizualna i dźwiękowa są wybitne? Tak
Czy ten film to dobry romans? Nie
Czy ten film jest wybitny? Na pewno nie
Pan który jest reżyserem tego filmu lubi grać na emocjach, niestety nie wystarczająco żeby wywołać u mnie jakąkolwiek reakcje, Kotonoha no Niwa o czym to było, kompletnie zapomniałem.
Był to dobry film, nie zrozumcie mnie źle, ale na pewno nie jest to film animowany wszechczasów jak niektórzy w internecie uważają.
7/10
Tu wchodzi Kimi no Na wa. To film inny niż poprzednie, bo skrojony na miarę możliwości Shinkaia jako scenarzysty i pod wieloma względami skazany na powodzenie. Autor dobrze zdawał sobie z tego sprawę, zdawali sobie sprawę również producenci, bo, nie oszukujmy się, znaczną część komercyjnego sukcesu film zawdzięcza odpowiedniej akcji reklamowej. Tak powstał tytuł wzorcowy, bo nie silący się na jakiekolwiek odstępstwa i rewolucje. W centrum wydarzeń jest para nastolatków w wieku doskonałym dla pozyskania jak najszerszej widowni, tematyka obraca się wokół uwielbianego przez Japończyków losu i przeznaczenia, ale też bliskich Japonii katastrof naturalnych; jest po trochu wszystkiego i im dłużej się przyglądam, tym mocniej utwierdzam się w spostrzeżeniu, że to przekrój przez istotę anime jako japońskiej animacji. Japońskiej.
Animacji. Bo strona graficzna filmu jest absolutnie zapierająca dech w piersiach. Nie ma co się tu rozpisywać, jest to po prostu absurdalnie dobre. Początkowo miałem obawy, że przegapię fabułę, wpatrując się w tła, i faktycznie tak się stało, ale ostatecznie „jakoś to zadziałało” – obudziłem się akurat wtedy, kiedy Taki obudził się w ciele Mitsuhy. Wątpię, żeby to był zamierzony efekt, ale na pewno zrobił wrażenie.
Problem jest tylko jeden: to film bardzo zamknięty. Nie sprawia widzowi trudności i przyciąga przed ekran, ale nigdzie nie wychodzi poza swoje ramy, bo łapanie szerszego kontekstu odbywa się praktycznie podświadomie, a dominującym wrażeniem po seansie jest płytkie „podobało mi się”. To sprawia, że anime nie może zostać nazwane pełnoprawnym dziełem kultury, a jego rola sprowadza się do używki. Taki jest wynik posiadania twórcy‑kastrata, który może i śpiewa ładniej i ciekawiej od innych, ale niczego specjalnego nie spłodzi. Jeśli spojrzeć na to nieco szerzej, można jednak stwierdzić, że film sam w sobie jest nieistotny; wystarczy wydźwięk, który przynosi. To odważne przedsięwzięcie produkcyjne, po raz kolejny i jeszcze mocniej pokazujące, że anime to nie tylko bajki dla dzieci i nisza otaku. Należy spodziewać się, że tak jak kiedyś Akira i Mononoke Hime, Kimi no Na wa przetrze nowe szlaki i przyczyni się do ewolucji anime jako medium.
A co w końcu z tym konkretnym tytułem? Wyszedł, udał się, tak jak może udać się rosół. Dobra robota.
Czekałem naprawdę sporo czasu na wydanie w blu‑ray, żeby obejrzeć w pełnej krasie i naprawdę nie żałuję. Rozczarowany natomiast jestem poziomem fabularnym – jest to historia przepisana raz n‑ty i niczym specjalnie do siebie nie zachęcająca.
Porządny kawał okruch życia, momentami trochę komedii, dramatu i wielu innych jednak nie jest to niestety splecione w historię, którą chciałbym rozpamiętywać po latach. Nie ma tutaj żadnych refleksji, żadnego głębszego dna, ani punktu zaczepienia lub zwrotu akcji – natomiast pojawia się naprawdę sporo emocji, którymi twórcy bardzo umiejętnie rozporządzali w czasie seansu.
Jest to faktycznie przepiękna podróż emocjonalna i recenzja idealnie podkreśla charakter tego czym jest oraz czym mógł być film Makoto Shinkaia. Jest arcydziełem wizualnym, a mógł być również fabularnym.
Ode mnie 8/10, nie mogę dać więcej właśnie ze względu na niedomagającą fabułę.
Dużo osób nie rozumiem wysokich ocen dla Kimi no Na Wa, a recenzent bardzo fajnie to podsumował.
Ogólnie chyba każdy kto miał styczność z dziełami Makoto, mniej więcej wiedział czego się spodziewać.
Czy prośba o odrobinę logiki to dużo?
kliknij: ukryte Jakim cudem żaden z dwójki bohaterów ani razu nie spojrzał na kalendarz,ani nie zobaczył na daty na telefonie. Jakim cudem Mitsuha nie zauważyła nowinek technicznych bedąc w ciele Takiego(można założyć że Taki takowe posiadał bo film wskazuje że był ze średnio‑zamożnej rodziny. Ja rozumiem potrzeby historii, i artyzm scenarzysty, i „wielką sztukę” ale to się po prosu nie trzyma kupy. I zdarza się że historia jest tak wybitna że nie zwracam na to uwagi. Ale tym razem tak nie było.
Kandydat na Oskara?
Nie odniosłam wrażenia, że obcuję z czymś wybitnym, zasługującym na Oskara (z takimi zdaniami spotkałam się choćby na filmwebie). Moim zdaniem nie wnosi niczego nowego do gatunku, ani nie mówi nic, czego by nie przekazywały inne filmy lepiej. Nie miałam wygórowanych oczekiwań wobec tej produkcji – liczyłam na dobrą, ciekawą, wzruszającą historię ubraną w piękną szatę graficzną.
Uważam, że Your Name jest anime przeciętnym. Płakałam przy niektórych scenach – trzeba mu oddać, że potrafi zaangażować i wzbudzić sympatię do bohaterów, ale czy nazwałabym to ,,wyrafinowanym graniem na uczuciach widza”? Nie wzruszył mnie bardziej niż inne anime. Nie zauważyłam, by było w nim coś oryginalnego, absolutnie niezwykłego, co pozwoliłoby mi określić je jako wyjątkowe.
Pierwsza część filmu sprawia wrażenie szkolnej komedii, powielającej schematy, które są częste dla dzieł poruszających tematykę zamiany ciał. O dziwo, tę część anime oglądało mi się najprzyjemniej – miło śledziło się losy głównych bohaterów, modyfikacje, jakie wprowadzają nawzajem w swoim życiu, a także to, w jaki sposób plecie się ich relacja. Niekoniecznie przemówiło do mnie macanie się po biuście jako scenka komediowa – ileż można powtarzać ten sam gag? Irytujące. Tak samo jak to, że kliknij: ukryte Mitsuha, podobno zakochana w Takim, podczas ich spotkania krzyczy Baka! i wypomina mu macanki, jakby to było w tej chwili najważniejsze. Nie podoba mi się taki humor, zupełnie mi to nie pasowało do całości filmu.
kliknij: ukryte Druga część anime – plot twist. Bohaterka tak naprawdę nie żyje. Absurdy mnożą się bez liku. Istnieje typ publiczności, która stwierdzi ,,nieważne, że to się kupy nie trzyma, przynajmniej jest dużo feelsów!” i zignoruje momenty, które wręcz krzyczą o wyjaśnienie. I są również widzowie, którzy nie umieją się delektować filmem, kiedy widzą, jak bardzo umowny jest świat wykreowany przez scenarzystę.
Naprawdę jestem w stanie przełknąć wiele, ale twórcy zupełnie lekceważą logikę. Jak to możliwe, że Taki kontaktował się z nieżyjącą wtedy Mitsuhą? Ich czasy nie były zsynchronizowane – odpowiada reżyser. No dobra, przełknęłam to rozwiązanie. Tyle, że potem nagle tajemniczo ich czasy splatają się w jakąś teraźniejszość (?) – bohaterowie piszą na swoich dłoniach flamastrem – tu i teraz. W dalszej części filmu zupełnie mieszają się te czasy. Załóżmy, że są cztery: czas Takiego (po katastrofie miasta), czas Mitsuhy (przed katastrofą, kiedy nie wie, że meteor uderzy w ziemię), czas Takiego, który już wie, że miasto zostało ocalone, i czas Mitsuhy ocalonej. No i mamy do czynienia z zupełnym koglem‑moglem tych czasów, nie do strawienia jak dla mnie. Nie będę się zagłębiała – może po prostu jestem za mało oświecona i inteligentna, by pojąć to, co się działo na ekranie.
Inne absurdy:
kliknij: ukryte - Chłopak i dziewczyna używają swoich telefonów, ale nie zwracają uwagi na inny rok. Jak to możliwe, skoro zwracali uwagę niemalże na wszystko – konkretne dni, godziny – i zapisywali szczegółowy plan dnia w pamiętniku na telefonie drugiej osoby?
- Na samym początku filmu Mitsuha nie zauważa, że jeden dzień tygodnia jej ,,zniknął” z życiorysu. Okej, załóżmy, że była zmęczona, ponieważ się przygotowywała do tego festiwalu. Pytanie tylko: gdzie wtedy była? W ciele Takiego? Czemu więc tego nie pamięta?
- Dwójka przyjaciół Mitsuhy bez cienia wątpliwości wierzy w nadludzkie moce koleżanki i robi wszystko, by jej pomóc. Posuwa się do poważnego przestępstwa, naraża na konsekwencje ze strony rodzin i mieszkańców, wprowadza zamęt – tylko dlatego, że koleżanka stwierdziła, że wioska zostanie zmieciona z powierzchni ziemi. Bardzo wątpliwe.
- Przyjaciele Mitsuhy mówią jej o tym, co robiła wcześniej (kiedy w jej ciele był Taki) bez żadnego zdziwienia, jakby to, że Mitsuha ma co chwila amnezję, było zupełnie naturalne.
Trzecia część filmu to już tani wyciskacz łez. Poziom tej produkcji jest bardzo nierówny. Wątek kliknij: ukryte ,,szukania kogoś”, nici splatających ludzkie losy też do mnie nie przemówił. Idea dobra, ale wykonaniu trochę brakuje.
6/10
Podejście drugie
kliknij: ukryte (a zostawiam komentarze jako rejestr własnych myśli, którymi recenzuję dla samego siebie dany tytuł)
brakowało mi odpowiedniego słowa, którym potrafiłbym określić jakie uczucie wzbudził we mnie seans z Kimi no Na wa. Nim przeczytałem recenzję, obejrzałem film raz jeszcze i… stwierdzam, że recenzja idealnie pokrywa się z moimi odczuciami. Pisałem na początku o tym, że brakowało mi jednego słowa określającego Kimi no Na wa. Teraz wydaje mi się, że wiem jakie słowo idealnie pasuje. „Rozczulający”. Dokładnie taki jest ten film.
Wciąż słucham z taką samą radością soundtracków, krajobrazy rozpieszczają moje oczy zaś sama opowieść połączona ze wszystkimi elementami wizualnymi i akustycznymi, w jakiś magiczny sposób rozczula mnie i sprawia, że gdzieś w środku próbuję wrócić do dawnych czasów. Nie jest to dzieło wybitne, ale zdecydowanie należy do takich ekranizacji, które mogą trafić w serducho. Można jedynie zapalić znicza ze smutku, że reżyser nie postanowił pogłębić opowieści, bowiem ta mogła efektywnie spotęgować wrażenia widza. Szkoda także, że z Kimi no Na wa nie postanowiono zrobić serii TV. Być może dłuższy czas antenowy lepiej wpłynąłby na samą historię.
8/10
Muzyka byla dobra.
Boli duza ilosc uproszczen, naciagana fabula (a to moze moje uprzedzenia do bajek z deus ex machina? wiecie, magia, manipulacje czasem itp, odbiorcy mozna wepchnac wszystko i uargumentowac to „no bo tu jest magia” i to troche mnie irytuje), postacie nijakie w dodatku jest ich malo, relacji miedzy bohaterami tez jakos film nie przedstawil. kliknij: ukryte Milosc miedzy glowna para tez pojawia sie tak o, w filmie w ogole tego nie wytlumaczyli, ale moze to jest miejsce na ta magiczna „interpretacje”?
Film generalnie jest taki pusty, ze az chyba zaluje tych dwoch godzin, bo czy bym go obejrzal, czy nie, nic by to w sumie nie zmienilo, a jakbym przez ten czas obejrzal jakas komedie to chociaz bym sie posmial. (pozno juz, ale po prostu chodzi mi o to, ze oczekuje od bajek dwoch rzeczy, albo rozrywki, albo tresci, jak tresci nie ma, to powinna byc rozrywka, w tym filmie przez polowe jego trwania jest nuda i podwaliny pod tresc, w drugiej polowie olanie calkowicie tresci i pojscie w strone rozrywkowa, ale ta dla mnie jest dosyc mocno watpliwa.)
Film potencjal na cos glebszego i rozrywkowego mial, ale go nie wykorzystal.
Pisze to z perspektywy osoby zawiedzionej. Oczekiwalem po prostu czegos dobrego, a dostalem cos w zasadzie sredniego.
Chyba jednak nie warto sprawdzac ocen przed ogladaniem bajek ;d Takie 5‑6/10, o samym filmie pewnie zapomne po kilku tygodniach.
kliknij: ukryte Mysle, ze jakby zmienili zakonczenie na nieszczeslie, albo chociaz na takie, ze sie nie spotykaja ponownie film by duzo zyskal. Przynajmniej mialby jakies przeslanie. A moze jest jakies? Moze ktos mnie oswieci? :v
ps. coraz bardziej watpie w ludzi jak czytam o tym, ze to ma byc arcydzielo, 10/10 lub najlepszy film ever…
No tak średnio bym powiedziała...
Jeśli na tym etapie już się ze mną nie zgadzasz to ostrzegam, że dalej może być tylko gorzej.
Subiektywnie o tym dlaczego największy blockbuster ostatnich lat, który przedarł się na zachód, jest WEDŁUG MNIE przeceniany.
Muzyka: Nic co wpadałoby w ucho i w nim zostało, dużo powtarzalnych j‑pop'owych melodii. Utwory bardzo bezpieczne, nie były czymś co wprowadzało w klimat.
Strona wizualna: Trzeba oddać twórcom ze tła i otoczenie to górna półka. Miasta są śliczne, wieś oddaje klimat, natura momentami zachwyca a wnętrza pomieszczeń są szczegółowo i dokładnie narysowane. Zupełnie inaczej mają się projekty postaci, które pomimo świetnej animacji (jak wszystkie elementy, nawet auta sprawiają wrażenie płynnego ruchu), nie wyróżniają się niczym szczególnym.
Fabuła i postacie: NO KURDE. Ciekawy aczkolwiek nieoryginalny główny wątek. kliknij: ukryte Zdecydowanie za mało uduchowionej warstwy (patrz: babka głównej bohaterki, bóstwo, historia wsi, pożar); szkoda że zostało to zmarnowane, na rzecz „związku” głównych bohaterów, który i tak wypada dość blado. Motyw ten, z lekka naiwny, nie pozwolił mi wczuć się w historię „splatania i rozplatania więzów miedzy ludzkich, sznurków jako minionego czasu”. Niejasny był dla mnie również element z zapominaniem imion. „Jestem singlem z wyboru” i późniejsze „szukanie się” nie przynoszą odpowiedzi i nie są klamrą domykającą fabułę. Na pochwałę zasługuje jednak przyspieszenie jakie filmowi nadaje wycieczka i spotkanie na górze. W tym momencie skupia się całe sedno wątku ale pozostawia z niedosytem. Odnosi się wrażenie jakby twórcy napomykali o wielu elementach nie dając szansy rozwinięcia, żadnemu z nich.
Postacie… są. Z jednej strony sprawiają wrażenie pozbawionych jakiegokolwiek wyrazu, z drugiej, są tak nijakie i sztampowe, że dają pełną dowolność interpretacji, zwykle niejasnych, motywów.
Na uwagę zasługują też małe głupotki jak np. kliknij: ukryte to że pisząc w pamiętniku/kalendarzu nie wiedzą który jest rok. Pomijam już typowe chwyty fan serwisowe w stylu „łapanie się za cycki” albo kliknij: ukryte bezkrytyczna wiara w prorocze moce koleżanki.
Nie uważam Kimi no Na wa za złe albo słabe. Gdyby skupiło się ono na jednej ze swoich składowych kliknij: ukryte (miłość zrodzona z empatii, odwracanie ludzkich losów, więzy miedzy ludźmi a mijający czas) i prowadziło ją konsekwentnie, mogłaby być to perełka na miarę Oskara we wschodnim stylu. Niestety, według mojej opini, uległa rozbiciu i rozproszeniu uwagi na zbyt wiele kwestii. Nie jest to produkcja, którą zapamiętam na długi czas, a szkoda.
6/10
Kurcze... Wow, czy nie wow?
Jak pisałem wcześniej, Ogród Słów bardzo przypadł mi do gustu, dlatego w jakiś sposób patrzę na „Kimi no Na Wa” przez pryzmat tego pierwszego filmu. Czy czuję zawód? Otóż nie! Chociaż, nie stawiłbym obu filmów na równi. Ten pierwszy zdaje mi się trochę lepszy.
Zaczynając seans zostałem wrzucony w wir wydarzeń, których nie rozumiałem. Były dla mnie chaotyczne. Zabieg był o tyle przebiegły, że z czasem trwania seansu, pierwsze sceny albo wracały nam przed oczy mimowolnie, albo przyprawiały o „Kurde… Faktycznie…”.
Historia pełna ciepła i uroku. Zdarzyło się nawet, że parę razy łzy stanęły mi w oczach ze wzruszenia, a to rzadkość u mnie. Po skończeniu całości poczułem się podobnie jak po Ogrodzie Słów. Z tą różnicą, że mniej jest we mnie refleksji. Sam film mógłby być świetną serią telewizyjną tak na 12‑24 odcinki.
Nie wiem też do końca dlaczego, ale poniekąd nasuwa mi się skojarzenie z ReLIFE, które podobnie buduje wrażenie o sobie jak Kimi no Na wa.
W każdym razie, daję zasłużone 9,5/10 Warte zobaczenia.
Wyjaśnienie...
Jednak mimo to film jest stanowczo bardzo dobry i przyjemnie się go ogląda. Łatwo dać się wciągnąć w meandry fabuły, a także film oferuje pewną przystępność. Jest parę zwrotów akcji, które wywołują dreszcze i sam koncept filmu przypomina mi cytat z Autostopem przez galaktykę w którym kliknij: ukryte mówiono o największej i najwspanialszej miłości we wszechświecie, jedyne co im stanęło na przeszkodzie to to że żyli w innych czasach, w innych krajach, on był kredensem, a ona wieszakiem. Czy jakoś tak, ale wiadomo o co chodzi.
Polecam obejrzeć. Na pewno nie zmarnujecie swojego czasu.
Naprawde polecam to anime
Dla mnie najlepszy film jak dotychczas, Shinkai w formie. :)
Spoilery się ukrywa!
Moderacja