
Komentarze
Masamune-kun no Revenge
- Re: A jednak sympatycznie : Zomomo : 10.02.2021 11:24:15
- Re: A jednak sympatycznie : Bez zalogowania : 9.02.2021 19:22:39
- Re: A jednak sympatycznie : Zomomo : 9.02.2021 12:09:34
- Re: A jednak sympatycznie : Ryuki : 9.02.2021 11:24:15
- Re: A jednak sympatycznie : Bez zalogowania : 9.02.2021 10:27:37
- Re: A jednak sympatycznie : Zomomo : 8.02.2021 09:27:56
- A jednak sympatycznie : Anonimowa : 23.12.2020 22:20:52
- Miłe sztampowego początki : A. Bez logowania : 23.12.2020 16:44:03
- komentarz : Sogi : 17.07.2017 05:24:07
- Słabo : Collision : 28.03.2017 15:00:41
Miłe sztampowego początki
Słabo
Główny bohater WYRAŹNIE zapomniał kim jest i zachowywał się jak typowa ciota z haremówek.
A ta niebieska na której miał się zemścić podnosiła mi tylko ciśnienie. Co do motywu zemsty: zabrakło mi w tym anime mszczenia się na heroinie przez inne dziewczyny. Czy ci wszyscy chłopacy których ośmieszyła nie mili sióstr, fanek i dziewczyn? Chciałbym aby ojo oblano w łazience woda z wiadra lub pocięto ubrania. Neko tez nie ratowała sytuacji, mimo że mam fioła na punkcie bad‑health girls.
Ocena? 4/10…
Masamune-kun no Revenge
Koncepcja mi się podobała. Chłopak, który w dzieciństwie zaznał upokorzenia chce się zemścić na dziewczynie, która sprawiła mu największą przykrość. No spoko, lubię takie rzeczy i może faktycznie na początku główny bohater coś robił w tym kierunku, natomiast tak w połowie wszystko zaczęło się psuć i iść w utarte schematy, bo oczywiście NIE MOŻE zabraknąć odcinka na plaży i w parku rozrywki. No i rzecz jasna i oczywista, kliknij: ukryte zawsze musi się znaleźć ta druga, miła, słodka i zakochana i w dodatku… Chora. A jakże.
Może obejrzałam już za dużo anime, ale pod koniec to mnie już zaczęło totalnie męczyć. Wszystko było zbyt słodkie, nawet jeśli fabuła tego nie wymagała. I zbyt oczywiste, myślę, że nawet nie musiałabym oglądać drugiego sezonu, by mniej więcej wiedzieć co się będzie działo. I jeśli faktycznie tak się zdarzy, że zrobią kontynuacje, to nie jestem taka pewna czy będzie to warte mojej uwagi.
Fanserwis o dziwo mi aż tak nie przeszkadzał, nie było to jakoś bardzo narzucone. Za to wkurzała mnie Aki, była mega dziecinna i nie można tego zrzucić na charakter. Po prostu niedojrzała, mała wredota, która najzwyczajniej w świecie przez rozpuszczenie nie do końca ma kontakt z rzeczywistością. Neko i Yoshino pod tym względem były akurat spoko, kliknij: ukryte więc jak na początku byłam przeciwko tej pierwszej, tak pod koniec nawet żałowałam, że Masamune tak się uparł na to płaskie dziewuszysko.
Ech ciężka sprawa. Wahałam się pomiędzy 5 a 6, ale ostatecznie nich będzie to 6, nie było tragedii, ale według mnie potencjał zmarnowany i pod koniec było już całkiem żałośnie.
Podsumowując
Ogólnie jest to typowa seria romantyczna. Posiada ona na początku pewne zacięcie. Mimo ciapowatości głównego bohatera w sprawach miłosnych był on bardzo przyjemną i kolorową postacią. Jego próżność była w ciekawy sposób akcentowana w czasie trwania serii. Główna żeńska postać miała swoje momenty, szczególnie kiedy zaczęła się otwierać względem głównego bohatera, lecz potem przyszła fabuła i cała jej postać się trochę zdegradowała. Yoshino i Neko były wyjątkowo fajnym postaciami dostarczającymi mnóstwo chaosu i gagów. Uwielbiam obydwie, ale Neko odrobinę bardziej.
Show przez pewien czas ma konkretny kierunek, lecz zabrakło tutaj konsekwencji. Ja rozumiem, że to komedia romantyczna, ale w pewnym momencie wszystko po prostu zaczęło znikąd iść w różne strony. Wprowadzenie grubaska całkowicie pogrążyło serie fabularnie według mnie. Miała ona szansę, lecz zdegradowała się z czasem. Co jest smutne.
Kocham reżysera dźwięku i to dzięki niemu obejrzałem serię do końca z uśmiechem na ustach.
I tyle. Oceny numerki… jest to średnia seria w gatunku. Ma wystarczająco dużo nowości by nie uznać ją za stratę czasu, lecz ma też sporo problemów i zmarnowanego potencjału. Oczekiwałem troszkę więcej… W mojej głowie to jest ocena 5 i to mimo tego jak bardzo uwielbiam reżysera dźwięku, Neko i nawołania do PreCure.
Fabuła – pomysł na zemstę w postaci rozkochania w sobie dziewczyny, która kiedyś bohaterem wzgardziła, mógłby wyjść naprawdę nieźle, gdyby nie kilka szczegółów. Aki od początku jest kreowana na naprawdę irytującą bohaterkę. Z czasem oczywiście mięknie, ale gdy dochodzi jej słabość do kliknij: ukryte Masamune z dzieciństwa, którego obecnie udaje jakiś tłusty koleś, to znowu robi się nie do wytrzymania. Naprawdę fajnie by było, gdyby bohater faktycznie ją w sobie rozkochał, po czym porzucił, ale wyraźnie nie w tę stronę to zmierza niestety. Sam motyw z tym kolesiem, który pojawia się pod koniec jak dla mnie jest naciągany i zbędny. Takie trochę piętrzenie przeszkód na siłę, byle tylko wydłużyć fabułę. Nieźle za to rozwiązali (póki co, bo jak jest dalej, to nie wiem) wątki związane z postaciami Neko, Yoshino i Tae. Ta pierwsza kocha się w bohaterze z bliżej nieokreślonego powodu, związanego oczywiście z przeszłością i miewa swoje dziwne odpały w tym względzie. A jednocześnie nie stara się na siłę, tak bezczelnie wepchać między niego a Aki. Yoshino za to na szczęście do Masamune się nie klei i choć początkowo jej terroryzowanie go nieszczególnie przypadło mi do gustu, tak od kiedy zaczęli działać razem, nawet dobrze się oglądało jej poczynania. Tae to kolejna z dziewcząt zakochanych w Masamune, ale ona właściwie odpuszcza na starcie i nawet jakoś wyraźnie się do niego nie klei, pozostając w przyjacielskich stosunkach z całą resztą i nie robiąc z siebie biednej, skrzywdzonej emo.
Minusem jest oczywiści brak zamknięcia jakiegokolwiek wątku. Nie żebym liczyła na porządny finał, ale generalnie ostatni odcinek był bardzo słaby i taki od czapy.
Bohaterowie – moim faworytem, o dziwo, pozostał Masamune. Ciekawa z niego postać, wreszcie jakiś chłopak w haremówce, którego największą zaletą, na jaką lecą laski, nie jest bycie miłym i uczynnym. Miło dla odmiany zobaczyć przystojniaka, nieco pustego w środku i z lekka zgryźliwą osobowością. Gdyby jeszcze nie był taką kompletną ciapą w sprawach damsko‑męskich, to już w ogóle byłoby świetnie.
Wśród bohaterek postawiłabym na każdą, poza samą Aki. Ta, jak już pisałam, pozostała irytującą pannicą do samego końca. Ale gdybym miała wyróżnić swoją faworytkę, zostałaby nią w sumie Neko z jej dość porąbaną osobowością.
Grafika - dość spodobały mi się projekty postaci. Nie, żeby były jakieś cudowne, ale wyglądały całkiem ładnie i nie były przesadnie słodkie, ani udziwnione. Plus też za to, że faktycznie bohaterowie wyglądali jak licealiści. Cała reszta właściwie bez szału – nie zwróciłam specjalnej uwagi ani na tła, ani na animację.
Generalnie wyszła z tego taka seria „na raz” – do obejrzenia i wyrzucenia z pamięci. Można się przy niej pośmiać, do tego nie ma tu jakichś wybitnie irytujących rzeczy, więc ogląda się to wcale nieźle. Jako harem wypada zresztą nadzwyczaj ciekawie, zdecydowanie lepiej niż większość obecnie wychodzących przedstawicieli gatunku – i to na tyle, że nawet osoby, które się za fanów haremówek nie uznają, mogą tu znaleźć coś dla siebie (oczywiście pod warunkiem, że nie mają przy okazji alergii na szkolne komedii romantyczne). Chętnie poznałabym dalszy ciąg historii, acz najlepiej w skrócie, bo obawiam się, że dalej się mogą już dziać bardziej dziwne rzeczy. xd Dla mnie to taki tytuł na lekko naciągane 6/10.
Jak na komedię romantyczną...
Ale jak już mimo wszystko chciałam posłuchać, jak Hanae śpiewa (był kiedyś tz. utaite). I nic…
5/10
Coraz lepsze
No prawie padłem przy tym. Masamune to ma, ekhm, łeb.
Czwarty odcinek jest w pewnym sensie krytyczny i na pewno będzie punktem zwrotnym dla wielu widzów. To od początku był romcom, lecz w tym odcinku wszelkie wątpliwości są rozwiane, a seria wchodzi na tory fabularne takich serii jak Nisekoi. No dobrze, fabularnie nie jest to taka chała jak Nisekoi, które było robione z założenia by być jak najbardziej typowe jak się da, lecz porównanie jest na miejscu.
Poznajemy nową panienkę do trójkąta, a nasz para zaczęła się do siebie mizdrzyć jak para ułomnych socjalnie nastolatków jakimi są. Nowa panienka miała dosyć efektowne wejście, gdyż najpierw omal nie zabiła głównej bohaterki, a potem z katolicką werwą zaczęła dziękować bogu, że znalazła naszego głównego bohatera. Wejście z przytupem, że tak powiem i w tej serii trzeba tupać, bo inaczej nuda będzie wiać z ekranu.
Czytając to porównanie do Nisekoi, możesz drogi czytelniku odnieść wrażenie, że gardzę tego typu seriami. Jest to po części prawda, ponieważ nie przepadam za leniwie pisanymi scenariuszami pod schemat, lecz… mówimy tutaj o medium wizualnym i sam scenariusz to nie wszystko. Idealnym tego przykładem było właśnie Nisekoi, które w moim odczuciu idealnie pasowało by potraktować ją mocnym pchnięciem artystycznym Shafta. Ekhm… Nisekoi mi się podobało i jako lekka seria rozrywkowa była przyjemna w odbiorze właśnie dzięki mocnemu przytupowi wizualnemu, stymulującemu mnie nawet wtedy kiedy sytuacja na ekranie była średnio interesująca.
W przypadku Masamune, widać że produkcja zdaje sobie sprawę, że aby sprzedać taki produkt jaki mają, muszą oni nadrabiać braki oryginalności scenariusza sposobem. To nie jest Nisekoi, jest tutaj jeden czy dwa ciekawe pomysły, postaci także mają więcej charakteru, lecz seria jest mocno ugruntowana w gatunku podatnym na stagnacje. Trzeba dawać widzowi na czym oko zawiesić, angażować go w wolniejszych fragmentach, rozpraszać na tyle by pozwolił sobie zignorować niektóre elementy.
No i po tym długi wywodzie mogę dojść do dźwięku. To co robi tu reżyser dźwięku, to nie jest żadna nowość. W sensie wszystko co on robi, było robione gdzieś indziej. Zarówno muzyka orkiestrowa, mocny nacisk na melodie głównych motywów, aranżacje tej samej melodii do paru stanów emocjonalnych czy używanie pojedynczych nut by podkreślić sytuacje i tempo na ekranie. Kwestia jest taka, że nie pamiętam kiedy widziałem to pociągnięte do takiego stopnia. W odcinku czwartym mieliśmy, orkiestrę, ładny basik, akordeon, klawisze i morze innych instrumentów. Aranżacje melodii pod sytuacje emocjonalną wydają się zrobione idealnie pod dany moment. Jest sporo utworów, które kojarzę, że były póki co używane tylko raz. Akcenty nutowe, są idealnie dopasowane. To wygląda troszkę jakby ktoś się popisywał, lecz fakt jest taki, że to wymaga ogromnej pracy i dobrej współpracy z resztą studia. Są serie które według mnie mają lepszą ścieżkę dźwiękową w tym sezonie (LWA), ale integracja ów ścieżki to zupełnie inna rzecz. Bardzo często muzyka w tle jest dobrana bardziej pod scenę by zaakcentować atmosferę, w tym przypadku jest ona często dobierana do ujęcia i ma tworzyć atmosferę i akcentować emocje. Dźwięk tu często jest aktorem i dominuje on sceny. Oczywiście wizualnie seria także czasem chce coś pokazać, jakiś przytup robi by mocniej podkreślić emocje i postaci.
No, ja się nadal bawię przednio.
4
PS: ale końcówka niepokojąca.
Niby na początku jakiś potencjał był, ale jednak sztampa i nieciekawość zwyciężyły.
Tak było
Niech ktoś powstrzyma tego szaleńca - odcinek 2
Naprawdę polecam wsłuchiwać się mocno w dźwięki w tle, ponieważ w gruncie rzeczy budują one nastrój, lecz… Jeżeli można powiedzieć, że postaci i fabuła są mocno przerysowane to to co się dzieje ze ścieżką dźwiękową to czyste szaleństwo jeżeli chodzi o anime. To już inna skala przesady.
Niech ktoś powstrzyma tego wariata
Może poczekam aż wy zacni Tanukowicze obejrzycie i się wypowiecie. Chyba że jest tu ktoś kto zna pierwowzór i bez spojlerów powie, że warto poczekać na to co będzie dalej…
Spóźnione opinie po pierwszym odcinku
Po pierwsze jeżeli ktoś wątpi, że nasza para bohaterów nie skończy na niesamowicie pozytywnych relacjach to nie dość, że jest naiwny bo w tym gatunku to norma to jeszcze jest mało spostrzegawczy ponieważ pierwsze sekundy anime mówią wszystko. Zaczynamy nasze show od przedstawienia bohatera, jednak jest to robione najpierw poprzez jego przedmioty codziennego użytku. Wiemy od razu, że nasz bohater spędził mnóstwo czasu sam w pokoju pracując nad sobą. Następnie uczestniczymy w jego codziennym rytuale i tutaj perspektywa widza odzwierciedla to jak główny bohater sam siebie widzi w lustrze. Nie tylko dowiadujemy się o jego pysznej naturze, lecz przez zwykłe dobre dobranie kontekstu, my jako widz automatycznie robimy dokładnie to samo co bohater zbliżając się do niego. Wszystkiemu towarzyszy bardzo ciekawy motyw muzyczny. Interesujący jest on ponieważ zawiera w sobie głębsze tony wprowadzające pewną dysharmonie i negatywne emocje wymieszane z bardzo „wróżkową” melodią. Wszystko to się składa na motyw szczęśliwej transformacji, która posiada skazę. W tym momencie rytuał naszego bohatera jest gwałtownie przerywany, muzyka zamiera i postać siostry pojawia się na ekranie. Postać pojawia się znikąd dla widza, lecz zrelaksowana pozycja na kanapie sugeruje, że siostrzyczka siedziała tam cały czas. To odzwierciedla perspektywę głównego bohatera który tak jak my był zbyt zaangażowany sobą. I ponieważ anime i subtelność się nie łączy, to siostra mówi wprost, że nasz główny bohater jest pyszny i przyciąga uwagę do tego ile on poświęca dla tego efektu.
Ta cała scena krzyczy o motywach powierzchowności i wyraźnie ustawia się moralnie w pozycji przeciwko bohaterowi. I ponieważ nasza perspektywa głównej bohaterki także sprowadza się bardzo mocno do powierzchownej obserwacji to konkluzja może być tylko i wyłącznie jedna. Jakby ktoś nie zauważył bardzo podobała mi się ta scena, bo dobrze jednoczy widza i głównego bohatera jednocześnie przekazując to czego możemy się po serii spodziewać.
Druga rzecz o której chce wspomnieć to główna bohaterka i tutaj powiem zwięźle. Man… what a bitch.
No i po trzecie. Strasznie mnie bawi, że bardzo często jak główna bohaterka jest na ekranie to zarówno kadry jak i muzyka ma horrorowaty charakter. Tak jakby ona była strasznym potworem który nagle na Ciebie wyskakuje. I ponieważ anime i subtelność się nie łączy, to gdy tłumaczyła się ona ze swojej przypadłości to zarówno grafika i muzyka w tle nie mogły być bardziej luźne. A potem znowu potwór z szafy. Naprawdę brakuje jej tylko płetwy na grzbiecie i mogłaby by występować w najnowszej części szczęki.
Ogólnie bawiłem się bardzo dobrze. Show jest mocno przerysowane, wszystko jest bardzo wyraźne, ale nie do przesady. Technicznie nie mam żadnych zastrzeżeń. Sądzę, że może być tutaj sporo zabawy i kreacje głównej pary są w miarę świeże. Miło zobaczyć postać żeńską której autentycznie chce się zrobić krzywdę, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało. Jestem bardzo optymistycznie nastawiony, mimo że wiem że dostaniemy jakieś ckliwie debilne wytłumaczenie jej zachowania, a nasz główny bohater przejdzie transformacje i zaakceptuje wysokokaloryczne jedzenie w swoim życiu (cóż za character arch).
Przemyślenia
Po 1 epku
Reszta postaci jak na razie wypadła raczej blado. Chłopako‑dziewczyna, czyli Kojuurou to nie jest typ postaci, który specjalnie lubię, ale tu chyba z nim nie przesadzą. Zastanawiam się co planują zrobić z Yoshino, bo generalnie nie przepadam za motywami, w którym jedna z postaci wykorzystuje drugą, a ta się na to potulnie zgadza.
Niestety na pewno nie uda się im zamknąć fabuły w anime, zwłaszcza że manga nadal wychodzi, więc pozostaniemy raczej z otwartym zakończeniem. Ale jak to jakoś zgrabnie ujmą, to może nie będzie aż tak źle.
Ogólnie to może wyjść z tego wszystko, ale przynajmniej ten pierwszy odcinek zaprezentował się całkiem oryginalnie. Kilka zgrzytów było, chociażby w postaci zdziecinniałej mamuśki (nie trawię takich chwytów!), ale nic mnie nie odrzuciło. A to przy haremówkach ecchi jest nie lada sztuką.