Komentarze
Doushitemo Furetakunai
- Re: I po co się katować? : PWL : 24.01.2017 20:07:14
- Re: I po co się katować? : tamakara : 24.01.2017 19:57:19
- Re: I po co się katować? : PWL : 24.01.2017 19:28:13
- Re: I po co się katować? : jolekp : 24.01.2017 19:21:39
- Re: I po co się katować? : PWL : 24.01.2017 19:11:40
- Re: I po co się katować? : tamakara : 20.01.2017 09:17:46
- Dla naprawdę nikogo. : cg : 20.01.2017 00:35:41
- I po co się katować? : chi4ko : 19.01.2017 22:55:54
Dla naprawdę nikogo.
Jestem wielką fanką Labiryntu Uczuć, to chyba moje ulubione yaoi. Posiadam wersję polską, a zanim ta została wydana wielokrotnie czytałam tę mangę po angielsku. Kiedy kilka miesięcy temu zobaczyłam, że wyszła wersja aktorska, to sama nie i wiedziałam co myśleć, bo jakie są japońskie, aktorskie ekranizacje mang yaoi wie chyba każdy (bardzo słabe), ale z drugiej strony ruchomi i gadający Shima i Togawa kusili.
No i teraz juz wiem, że nie powinnam była włączać tego filmu. Pamiętam, że w czasie oglądania bardzo się frustrowałam i otwarłam gorącą linię z koleżanką (niemalże kompletnym yaistycznym i slasherskim laikiem), na bieżąco jej tam jęczałam i klęłam (stanowiło to główne źródło rozrywki w czasie seansu).
Zabrali wszystko co sprawiało, że manga była taka fajna. Charakterne postacie, humor i naprawdę przemyślane sceny erotyczne (w mandze nigdy nie były jakąś sztuką dla sztuki, w filmie jest ich mniej, a ich wymowa jest bardzo zmieniona – na gorsze) bardzo ograniczony podział na te głupkowate seme i uke – wszystko co niosło jakiś ładunek emocjonalny.
Poza tym film wyglada tanio, praca kamery jest kretyńska, montaż beznadziejny, scenografii prawie nie ma, muzyki nie zauważyłam, aktorów nie skomentuje (szczególnie Shimy), bo nie dysponuję odpowiednio negatywnymi określeniami. Strona techniczna jest gorsza niż średni poziom w tego typu produkcjach, których tam kilka widziałam.
Podsumowując, widzę jedną zaletę: tak zdewastować taką perełkę to też trzeba umieć. Jeśli tak mają wyglądać wszystkie ekranizacje sensowniejszych mang z tego nurtu, to niech nikt tego nie robi. Nigdy.
I po co się katować?
Nowożytnie kino japońskie trzyma się zasady: dużo + szybko + tanio = zapomnij o jakości. Mam taką małą teorię, że większość ludzi z talentem oraz tych którym zalży na artystycznym przekazie wybiera pracę nad anime. A adaptacje mangi to już dolna półka i tak niskiego poziomu.