Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 5/10 grafika: 5/10
fabuła: 4/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 32
Średnia: 5,31
σ=1,59

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Clockwork Planet

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • クロックワーク・プラネット
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Postaci: Androidy/cyborgi; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Świat alternatywny
zrzutka

Dużo zębatek, mało sensu – niestety w ten sposób można podsumować całe to anime.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Naoto Miura, młodzieniec w wieku gimnazjalnym, jest mieszkańcem niezwykłej planety, będącej w całości zbudowanym z zębatek skomplikowanym mechanizmem. Za powstanie tego tworu zgodnie z przekazami odpowiada genialny zegarmistrz, który na kartach historii zapisał się tylko pod enigmatycznym inicjałem Y. Jednakże każdy mechanizm kiedyś się psuje, a utrzymanie prawidłowego działania planety wymaga coraz więcej wysiłków wyspecjalizowanej Gildii Zegarmistrzowskiej.

Jednakże wróćmy do Naoto – mimo szczerych chęci, nie jest on szczególnie wprawionym mechanikiem, chociaż może pochwalić się zupełnie niezwykłym słuchem, pozwalającym mu na wychwycenie najdrobniejszych nieprawidłowości w pracy zębatek. Ta zdolność przydaje mu się jednak pewnego dnia, gdy do jego skromnego lokum dosłownie z nieba spada skrzynia przewożąca niezwykle cenny ładunek – stworzony podobno przez samego Y automat z serii Initial­‑Y. Wprawdzie popsuł się on ponad dwieście lat temu, jednak Naoto nie ma o tym pojęcia, wie tylko, że widzi przed sobą prześliczną uśpioną dziewczynę. Nie matura, lecz chęć szczera… w tym przypadku wystarcza, by naprawić i uruchomić RyuZU, ponieważ tak się przedstawia przebudzona piękność, dla której Naoto od tej pory stanie się panem.

Dalszy przebieg wydarzeń jest zbyt złożony, żeby go streszczać, nie mówiąc już o tym, że opowiedziałabym w ten sposób połowę fabuły. Dość, że Naoto i RyuZU szybko wplątują się w całą serię kłopotów. Mechaniczna planeta jest w nie najlepszym stanie, ale mimo to nie brakuje ludzi gotowych popsuć ją trochę bardziej, byle tylko osiągnąć własne, zazwyczaj mocno egoistyczne cele. Naoto nie jest wprawdzie typem bohatera, jednak los nie pozostawia mu wielkiego wyboru, zaś RyuZU, obdarzona ogromnymi możliwościami bojowymi oraz zdolnościami daleko wykraczającymi poza prawa fizyki, stanowi nieocenioną pomoc. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że sami nie zaszliby daleko, gdyby nie pomoc Marie Bell Breguet, młodziutkiej, ale genialnej mechaniczki, której zawsze towarzyszy jej ochroniarz i opiekun, Halter. Dorzućmy do tego jeszcze jeden automat z serii Initial­‑Y, AnchoR, i mamy prawie cały komplet głównych bohaterów. Teraz wystarczy już tylko popsuć fabułę…

Zauważyłam, że Clockwork Planet jest tym zabawnym typem serii, który staje się tym lepszy, im więcej czasu upłynie od seansu. W pamięci pozostają bowiem udane pomysły, zacierają się natomiast irytujące detale, które bardzo skutecznie psuły mi oglądanie. Przede wszystkim należy ostrzec widzów, którzy liczyliby na coś w rodzaju steampunku, że wbrew pozorom mogą się bardzo rozczarować. Świat przedstawiony na pierwszy rzut oka wygląda imponująco, jednak nie jest tak pomysłowy, jak się początkowo wydaje. To w zasadzie zupełnie zwyczajne współczesne społeczeństwo ze współczesnymi wynalazkami, okazjonalną staroświecką stylistyką i mnóstwem zębatek w tle. Ta wizja nie jest i nawet nie próbuje być spójna, mniej i bardziej zaawansowane technologicznie elementy są wrzucane bez żadnego wyjaśnienia, w zależności od bieżącej potrzeby fabularnej. Skoro zaś o fabule mowa, to poszczególne epizody są pozszywane strasznie przypadkowo, trudno wskazać jakiś logiczny kierunek rozwoju wydarzeń – wszystko opiera się bowiem na serii zbiegów okoliczności, w odpowiednim momencie stawiających przed bohaterami odpowiednie wyzwania. Możliwe, że jest to kwestia zbyt wczesnego etapu rozwoju tej historii – jak zawsze, kiedy mamy do czynienia z adaptacją nieukończonej mangi, ale wydarzenia wydają się okropnie przypadkowe, zaś napięcie skacze od zerowego do niewyobrażalnego i z powrotem tak często, że widz przestaje się tym w ogóle przejmować.

Trudno mi jednak oprzeć się wrażeniu, że największe błędy popełniono przy kompletowaniu obsady, poczynając od wepchnięcia tutaj schematu „chłopiec i jego harem”. Odnosiłam podobne wrażenie, jak swojego czasu podczas oglądania Madan no Ou to Vanadis – RyuZU i AnchoR (a także, zapewne, pozostałe automaty z serii Initial­‑Y, które jeszcze się nie pojawiły w fabule) pasują do tego świata jak kwiatki do kożucha. Nie każcie mi nawet zaczynać rozważań nad sensem opierania przyszłości świata na działaniach androidów wyposażonych w ludzkie uczucia, zaś uzasadnienie ich wyglądu jest tylko jedno: dostarczenie widzom cukierków dla oka, a sens niech idzie do diabła.

Na pewno nie pomaga też, że będący mimo wszystko głównym bohaterem Naoto jest przez większość czasu albo nieciekawy, albo wręczy odpychający. Podejrzewam, że nie taka była intencja autora, a pewne tropy wskazują, że sporo mogła popsuć adaptacja, jednak naprawdę trudno go wybronić. Jak sądzę, chodziło o pokazanie typa niedojrzałego i czasem kierującego się hormonami, ale ze złotym sercem, jednak w momencie, kiedy zdecydował się on na podjęcie akcji mającej uratować życie dwudziestu milionom ludzi tylko dlatego, że obiecano mu za to loli­‑pokojóweczkę, był już w moich oczach całkowicie skreślony. Z drugiej strony może nie powinnam tak pisać, ponieważ tak naprawdę Naoto jest po prostu postacią bardzo, bardzo źle napisaną, do tego stopnia, że trudno mówić w jego przypadku o spójnym charakterze. Na pewno skutecznie obrzydzał mi oglądanie, a w najlepszym przypadku po prostu nie przeszkadzał. Trudno mi też napisać coś więcej o RyuZU i AnchoR o tyle, że obie są zagrane na jedną nutę i właściwie po pięciu minutach wiemy o nich wszystko, co warto wiedzieć.

To naprawdę zaskakujące, że w tego rodzaju opowieści znalazło się miejsce dla jakiejś kobiety z kręgosłupem i charakterem, ale Marie, o dziwo, nie zamienia się natychmiast w wielbicielkę Naoto, gotową wykonać każdy jego rozkaz. Ma własne priorytety, ale potrafi je nagiąć i współpracować z kimś, kto szczególnie początkowo zdecydowanie nie budzi jej zachwytu, jeśli wymaga tego wyższe dobro. To zaskakująco udana postać, tym bardziej że fabuła kreuje ją nie tyle na haremetkę, co na równoprawną partnerkę Naoto w naprawianiu świata. Na pewno doskonale robi też pozostawienie praktycznie na pierwszym planie Haltera, opiekuna i ochroniarza Marie – dorosłego twardziela, obdarzonego odpowiednią dozą zdrowego rozsądku, a jeśli trzeba – dystansu. Relację tej dwójki udało się pokazać dokładnie tak jak trzeba, bez cienia niestosownego podtekstu, a przy tym bez sprowadzania Haltera do roli przestawianego z miejsca na miejsce kartonu. Jeśli Naoto psuł mi seans, a jego androidki były mi głęboko obojętne, obecność Marie i Haltera w zasadzie sprawiła, że dotrwałam do końca tej serii i z niejakim zainteresowaniem śledziłam wydarzenia.

Wygląd postaci jest bardzo typowy dla tego rodzaju serii. Naoto wygląda na młodszego niż większość protagonistów podobnych historii (jest w gimnazjum, nie w liceum, ale wiek metrykalny często ma niewiele wspólnego z projektem postaci). Marie, RyuZU i AnchoR to klasyczne piękności w zdecydowanie zbyt skomplikowanych i niepraktycznych strojach, zaś postaci drugoplanowe i epizodyczne także nie wyróżniają się niczym szczególnym. Prawdziwe pytanie brzmi jednak, jak wypada świat przedstawiony, który powinien stanowić atrakcyjne i egzotyczne dekoracje. Odpowiedź brzmi: przeciętnie. Ze zrozumiałych względów do pokazania gigantycznych mechanizmów pełnych zębatek wykorzystano komputer i trójwymiarowe modelowanie, które bardzo odcina się od projektów postaci. Co gorsza jednak, te tła są okropnie równe i sterylne, nie udaje się pokazać żadnych niedoskonałości, które jakoś ożywiłyby scenerię i uprawdopodobniły to, że mamy do czynienia z mechanizmem bardzo już starym. Animacja walk, których tu nie brakuje, jest natomiast nierówna – nie ukrywam, zdarzały się sceny pod tym względem bardzo efektowne, ale i takie, gdzie za pomocą kłębów dymu oraz zatrzymanych ujęć oszczędzano, ile wlezie. Ostatecznie nie jest to taki cukierek dla oka, jak mógłby być – ot, solidna przeciętność, parę dobrych pomysłów, ale w sumie nic, co by się zapamiętało na dłużej.

O muzyce można powiedzieć to samo, co o oprawie wizualnej – czyli jest przeciętnie z nieco lepszymi momentami. Na minus wyróżnia się opening, z nieludzko kiczowatą i pełną symboliki animacją oraz piosenką wykonywaną wprawdzie przez FripSide, ale przypominającą raczej słabsze dokonania Ali Project. Seiyuu grają bez większych wpadek, tyle że na zaprezentowanie umiejętności nie pozwalają im źle napisane role, o czym zresztą pisałam już wcześniej.

Clockwork Planet zapowiadało się na jedną z bardziej interesujących propozycji swojego sezonu – ostatecznie steampunk to gatunek w anime rzadko spotykany, a bardzo atrakcyjny wizualnie. Wydawałoby się, że wystarczy w miarę przyzwoita fabuła, a resztę załatwią efektowne dekoracje i powstanie seria, którą będzie można polecać jako porządną pozycję rozrywkową. Ostatecznie jednak dostajemy to, co zawsze, czyli nieciekawego (a w tym przypadku wręcz nieudanego) bohatera, pęczek dziewcząt wprowadzonych w celu cieszenia oka widza i pasujących do świata przedstawionego jak pięść do nosa oraz niezbyt spójną fabułę, której nie zamyka żadna konkluzja. Zdecydowanie nie polecam, chyba że komuś szczególnie przypadnie do gustu akurat ten zestaw bohaterek.

Avellana, 27 sierpnia 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: XEBEC
Autor: Tsubaki Himana, Yuu Kamiya
Projekt: Hidekazu Shimamura, Kenji Teraoka, Kio Edamatsu, Shino, Toshitomo Hara, Yasumitsu Suetake
Reżyser: Tsuyoshi Nagasawa
Scenariusz: Kenji Sugihara
Muzyka: Hanae Nakamura, Kaori Nakano, Satoshi Houno, Shuu Kanematsu

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Clockwork Planet - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl