
Komentarze
Quan Zhi Gao Shou
- Rewach i ciąg dalszy :) : Bez zalogowania : 15.09.2022 12:21:42
- Ogryzki : (:-) : 27.09.2021 14:41:55
- komentarz : :) : 27.09.2021 04:54:27
- Re: Porównanie sezonów King's Avatar : Kings Avatar MMO : 24.09.2021 17:38:40
- Porównanie sezonów King's Avatar : Kings Avatar MMO : 24.09.2021 16:12:36
- Być może najlepsza seria o graniu ( MMORPG) : OGLĄDAĆ! : 23.09.2021 18:22:33
- Re: 7/10 : Kings avatar : 23.09.2021 01:59:23
- Re: nie interesuję się piłką : Chmura : 9.04.2020 23:19:42
- Re: nie interesuję się piłką : Weiter : 3.04.2020 02:43:02
- nie interesuję się piłką : Chmura : 2.04.2020 22:45:37
Rewach i ciąg dalszy :)
Do tego stopnia czułam niedosyt po obejrzeniu animowanych sezonów, że wzięłam się za oglądanie dramy xd
I choć było to trochę jak zderzenie inną rzeczywistością, bo jednak początkowo wolałam charaktery postaci z serii animowwnej, to wkrótce lekkość serialu aktorskiego, delikatny humor i sympatia dla kolejnych postaci zwyciężyła :)
Na pewno wolę oglądać walki w pierwszym animkowym sezonie, niż w live, zwłaszcza zepsuli widmowego kota, ech. Ale później serial aktorski poprawia się pod tym względem i już można przyjemnie śledzić losy bohaterów.
Dla zdeklarowanych wielbicieli pierwszej serii, czy ogólnie tej animacji nie odważę się polecić aktorskiego odpowiednika, zwłaszcza, że nie są identycznie poprowadzone charakterologicznie, a nawet fabularnie. Ale kto bardziej zżył się z postaciami i lubi lekki humor – polecam :)
Porównanie sezonów King's Avatar
Grafika:
W pierwszym sezonie postacie są charakterystyczne, odróżnialne, bardziej dorosłe, wyraziste.
W drugim bardziej standardowe, być może dla wielu ładniejsze, ale różnice między projektami są mniejsze, przez co postacie trudniejsze w identyfikacji.
Jakość kadrów, dopracowania grafiki, stroje, i animacja jakby się poprawiała w drugim sezonie.
Postacie:
W pierwszym sezonie bohater jest trochę jak z serii obyczajowych, bardziej poważny, doroślejszy.
W drugim pokazuje się go od różnych stron, niekoniecznie tych perfekcyjnych, co bywa zabawne.
Postacie wokół głównego bohatera i antagonisci w pierwszym sezonie są wyraziści. Każdy ma jakieś charakterystyczne cechy, lub zachowania, lub motywacje. Nawet jeśli uproszczone, to wyraźne, przez co zazwyczaj bardzo łatwo go rozpoznać.
W drugim sezonie jest jak w seriach fantasy. Główny bohater i wianuszek drugi i trzeciorzadnych osób wokół niego. I tylko pewien 32latek albo manager zwrócili moją uwagę.
Szefowa pełni swoją funkcję i nie da się jej pominąć.
Sposób ukazania fabuły
Oba sezony są o tych samych (plus nowi) graczach MMO RPG o nazwie GLORY. O graczach, którzy są bardzo zaangażowani, dla których gra stanowi sporą część ich życia. Jednak w pierwszym sezonie fokus jest na graczy i ich granie,
a w drugim sezonie na ich postacie i to co dzieje się w samej grze. Dlatego pierwszy sezon jest dużo bardziej realistyczny, a drugi przypomina bardziej wesołe fantasy przygodowe.
Klimat poważniejszy w pierwszej serii (obyczajowy) w drugiej jest zdecydowanie lżejszy, raczej w komediowo przygodowym stylu.
Który sezon jest ciekawszy? To już zależy co kto woli. Dla mnie bardziej odpowiadał pierwszy, ale drugi sezon świetnie poprawia nastrój i zdecydowanie warto go obejrzeć choćby po to.
Być może najlepsza seria o graniu ( MMORPG)
Najpierw uprzedzę. Serial jest chiński. Z chińskimi seiyuu. Z chińskim językiem, który szeleści. (mnie nie przeszkadzał, bo wystarczy obejrzeć 3 serie chińskie pod rząd aby się osłuchać). Ale jak ktoś ma alergię na chiński, to może wyłączyć dźwięk, zostawić napisy i też będzie dobrze.
Wracając do serii. W moim odbiorze jest świetna. Czasem coś nie grało z grafiką, ale poprowadzenie wątku grania w MMORPG i pvp wyszło (jak na animację) bardzo realistycznie. No i o nie żaden isekaj. To jest po prostu gra. Granie jedzenie i spanie – bohatera, który jest koksem . A przepraszam, czasem główny bohater mówił że idzie pracować, ale mam wrażenie, że grał też w godzinach pracy.
W końcu niemało osób grając – ustawia (czy ustawiało) swoje życie osobiste pod grę. Tu jest to bardzo dobrze, naprawdę sensownie pokazane. Gdyby nie niektóre niedostatki grafiki, to byłoby i 10/10
Czasem bywało trochę smutne, ale częściej zabawne (zwłaszcza końcowe odcinki, można momentami zadławić się ze śmiechu) Temat pokazany zacnie. Początkowo wywoływał niemal zachwyt. Trochę dużo tu grania, ale i tak bardzo polecam :)
nie interesuję się piłką
Odświeżający seans
Nie zgodzę się, że jest podobnym bohaterem jak Kirito z SAO. Podobieństwa typu: Zaczynał od zera, miał przeciwników, walczył z potworami itp nie trafiają do mnie. Le Xiu to całkowicie inny bohater z inną przeszłością, motywami i planowaniem. Obaj bohaterzy są najlepszymi graczami. Jednak tutaj Le Xiu jest zdecydowanie nad Kirito. Wiedza, doświadczenie, obycie z grą są na całkiem innym poziomie.
NA PLUS: brak fanserwisu w jakiejkolwiek postaci, dojrzali bohaterowie, nie wyczuwalny romans. Chodzi mi o to, że bliższa relacja pewnej dwójki bohaterów jest widocznie głębsza. Może to być oczywiście jedynie przyjaźń, ale podświadomość podpowiada, że między tą dwójką próbuje pojawić się coś więcej. Ich wątek jest wyraźnie zaznaczony na podświadomości widza, będąc wciąż jedynie wątkiem epizodycznym. Dojrzałe relacje! Nieprzesłodzone realia, brak haremu, główny bohater nie jest ciamajdą jak prawie każdy chłopak w japońskich produkcjach.
NA MINUS: Sponsoring bywa upierdliwy. McDonald jest WSZĘDZIE i w KAŻDYM odcinku. Chińskie dialogi. Po 2‑3 odcinkach można się oswoić, ale wciąż język chiński gryzie się mocno z przyzwyczajeniami. Głosy postaci często są nietrafione, ale ma to miejsce przede wszystkim z postaciami drugo/trzecio planowymi. animacja jest słaba. Rzadko zwracam na to uwagę, ale tutaj bywały sceny z lotu ptaka, gdzie bohaterowie poruszali się jak postać w pierwszym GTA na konsolę PS1. Dynamika postaci została nierealnie odwzorowana do dynamiki scen. W japońskich wersjach często jest odwrotnie. Dynamika nie jest za wolna, ale za szybka.
Nie wiem czy jasno to napisałem. Dla przykładu: w chińskim anime bohater, który powinien zrobić już 10 kroków zrobił zaledwie 4 zaś w japońskim anime bohater, który miał zrobić 10 kroków, zrobił 30.
Na sam koniec.
Chciałbym już zobaczyć następny sezon. Chiński dubbing jest trudny do słuchania, ale dla historii, fabuły, relacji i samych bohaterów oglądnę znowu i znowu. Polecam każdemu, kto boi się tej produkcji przez wzgląd na jej pochodzenie.
Jeszcze tylko muzyka do dodania. Widać, że chińczycy nie potrafią ogrywać kawałków, które przy odpowiednim zmontowaniu łapałyby widza za serce. Niemniej gitara w endingiu to majstersztyk zaś 1‑2 soundtracki potrafiły wywołać ciary na plecach. W ostatnim odcinku został użyty motyw zagrany na klawiszach. W połączeniu ze sceną, potrafił zaangażowanego widza rozczulić.
Polecam oglądać to anime w wersji z angielskimi napisami. Na tę chwilę 13‑07‑2017r polskie napisy są całkiem dobre, ale źle zgrywają się z odcinkami. Są opóźnienia zaś ostatnie 2 odcinki nie są przetłumaczone. Lepiej zobaczyć po angielsku o ile ten język nie sprawia trudności.
Zostawiam 8/10. Tak tworzonych bohaterów i relacji między nimi chciałbym widzieć więcej w japońskich produkcjach. Quan Zhi Gao Shou to bardzo dobra seria, ponieważ da się w nią uwierzyć. Da się uwierzyć w bohaterów i wreszcie da się uwierzyć w realia oraz relacje jakie tam zostały zawarte. Ode mnie ogromna łapka w górę i wielkie serducho dla w/w tytułu.
Dobry przykład dla Japonii
Plusy (jak dotąd):
- główny bohater (z trochę irytującym uśmiechem), który mimo oczywistego podobieństwa do Kirito z SAO już wydaje się być intrygującą i przede wszystkim naturalną postacią, podobnie zresztą jak i inne postacie, np. kliknij: ukryte „szefowa”, która jest całkiem zabawna :) ;
- efekty graficzne, które sprawiają, że naprawdę masz wrażenie, jakbyś oglądał coś ekskluzywnego i „jedynego w swoim rodzaju”;
- muzyka – ost świetnie oddaje klimat wydarzeń, opening jest spoko, a piosenka z endingu już mi wpadła w ucho :) ;
- aktorzy – wykonują bardzo dobrą robotę, są naprawdę na wysokim poziomie, tak jak zazwyczaj seyuu w japońskich anime
- szczegółowa animacja i piękne tła, zwłaszcza nieboskłony xD
Lekkie minusy (bardzo subiektywne):
- kreska postaci – jak dla mnie troszkę za bardzo przesłodzona, taka, która mogłaby dobrze pasować do shonen‑ai, ale w sumie nie ma tragedii;
- język chiński – na początku troszkę dziwnie się go słuchało, ale szybko przywykłam; piszę o tym tylko dlatego, bo dla wielu słuchanie tego języka zdaje się być wielkim problemem, osobiście uważam, że warto się postarać i do niego przekonać, żeby móc doświadczyć czegoś oryginalnego :) ja nie mam już problemu ze słuchaniem tych dialogów, zwłaszcza, że aktorstwo nie jest ani trochę drewniane.
Jak na razie to ta seria ma ode mnie mocne 8, ciekawa jestem jak dalej rozwija się fabuła i relacje między postaciami. Warto oglądać, polecam!
Głównie dlatego, że to pierwsza produkcja chińska (wyjąwszy projekty filmowe i serie dla dzieci), która jest faktycznie dobra. Być może stało się tak dlatego, że to pierwsza produkcja chińska, której w ogóle dano szansę być dobrą – jest przemyślana, ma standardowe, 25‑minutowe odcinki i nie oszczędza zbytnio na wykonaniu. Przede wszystkim jednak jest to anime wykonane z rzadko spotykaną pasją, której zwykle brakuje w japońskich produkcjach, a zauważa się to dopiero przy porównaniu.
Seria porusza powoli tracący już na popularności (po boomie sprzed paru lat) temat gier MMORPG. Podchodzi jednak do tego ze strony nowatorskiej (prowokuję tutaj, żeby wskazać mi podobny tytuł w razie czego). Nie ma przeniesienia do świata gry, główny bohater nie jest nastolatkiem i widać implementację 1:1 motywów i smaczków zakorzenionych w grach oraz związanym z nimi community. Jest więc dwudziestokilkuletni profesjonalny gracz Glory (bardzo popularne MMO z modułem turniejowym, skomercjonalizowane na najwyższym poziomie gamingowym), który dzięki swoim osiągnięciom dorobił się przydomka „Bóg”, ale z pewnych powodów musiał zakończyć karierę i postanawia zacząć wszystko od nowa. Jego główną siłą jest to, że przez 10 lat ciągłego grania zjadł na Glory zęby i jako dobry strateg potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji oraz wykorzystać potencjał innych graczy w drużynie. Całość ma miejsce w światku, w którym ludzie nie rozmawiają o niczym innym niż tylko o grze. Autentycznie nie ma tu w zasadzie wątków pobocznych. Bohater znajduje pracę w kafejce gamingowej (w Chinach mają takie rzeczy) i w dzień tam śpi, a w nocy gra. Inne postacie (w tym urocze panny, które chcąc nie chcąc, gromadzą się wokół protagonisty; ale przynajmniej coś potrafią poza byciem uroczymi) również konwersują wyłącznie o wynikach ostatnich turniejów, nowych serwerach, swoich wirtualnych przygodach. To może być przerażająca wizja, ale jeśli komuś miałoby to przeszkadzać w seansie, niech sobie na to spojrzy jak na pewnego rodzaju fantastykę. Najistotniejsze jednak, że wszystkie te rzeczy układają się dość logicznie i mają odzwierciedlenie w prawdziwych grach tego typu.
Sama gra nosi znamiona miszmaszu kulturowego po chińsku. Ot, w MMO możemy spotkać rycerzy, kleryków i łuczników, ale również snajperów, ludzi z ręcznymi minigunami oraz kolesia walczącego z pomocą metalowych pazurów i cegieł (sic). Główny bohater też posługuje się niecodzienną hybrydą – wojennym parasolem, który może transformować we włócznię i ma funkcję strzelania z sześciolufowego działka. Cóż, przynajmniej mogę napisać, że nigdy czegoś takiego nie widziałem…
Ale ciekawa jest jeszcze kwestia grafiki. Postacie wprawdzie nie przenoszą się do gry, a siedzą przy komputerach, ale wydarzenia w grze przedstawiane są „od wewnątrz”, jakby faktycznie były swoimi awatarami. Bardzo umiejętnie miesza się tradycyjną animację z efektami 3D – te mają dobrze znaną formę postaci z dalekiego tła, ale co rzadziej spotykane, również nieruchomych obiektów otoczenia. Animacja potrafi zrobić dobre wrażenie i to pomimo tego, że pojawia się recykling pewnych sekwencji. Łatwo to jednak wybaczyć, kiedy uświadomi się sobie, że przedstawiane są zaprogramowane ataki, mające swoje nazwy i chcąc nie chcąc wyglądające tak samo. Warto też wspomnieć o openingu i endingu, które zdecydowanie się różnią od utworów j‑popowych wokalistek. Podobnie zresztą projekty postaci wydają się bardziej dorosłe i odbiegają od kanonu piękna typowego dla anime. Wprawdzie na realizm nie ma co liczyć, bo wszyscy są młodzi, szczupli i bez skazy, ale chyba ten styl odpowiada mi bardziej niż typowy japoński.
Zdecydowanie warto dać szansę, a ja czekam niecierpliwie na kolejne odcinki i jestem ciekawy, co z tego wyniknie – zarówno co się stanie z serią, jak i z chińskimi anime, które po paru nieszczęśliwych przypadkach zacząłem już z góry skreślać.