Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 8/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,80

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 44
Średnia: 7
σ=1,26

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Karo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Princess Principal

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • プリンセス・プリンシパル
zrzutka

Silne, niezależne bohaterki jako produkt eksportowy.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Jeśli ktoś w popkulturowych zainteresowaniach nie ogranicza się wyłącznie do anime, mógł ostatnimi czasy zauważyć ciekawą tendencję w kinie zachodnim: rosnące znaczenie postaci kobiecych. Miłośnicy DC Comics, złorzecząc scenarzystom filmowych adaptacji ulubionych historii, jednocześnie doceniają występy Gal Gadot jako Wonder Woman. Twórcy konkurencyjnej, lepiej prosperującej franczyzy pozostają czujni i zapowiadają Kapitan Marvel z Brie Larson w roli głównej. Nadzorującej produkcję firmie Walt Disney doświadczenia w tworzeniu bohaterek nie brakuje. Ma już bowiem na koncie postaci Ray (Daisy Ridley) i Jyn (Felicity Jones) z odświeżonego uniwersum Gwiezdnych wojen, nie mówiąc już o Meridzie, Annie czy Moanie z filmów animowanych. Na największych kinowych uniwersach moda się nie kończy. Fani Charlieze Theron zachwycają się rolami aktorki w Atomic Blond i Mad Max: Fury Road, porównując ją do klasycznych heroin kina akcji – Ellen Ripley i Sary Connor. Trend wpływa też na popularność produkcji mniej komercyjnych, takich jak Aquarius, W ułamku sekundy czy Trzy billboardy za Ebbing, Missouri. Internetowi znawcy dziedziny wieszczą przełom: oto nadchodzi koniec ery patriarchatu w kulturze filmowej. Wkrótce to kobiety staną się detektywami, tajnymi agentami i obrońcami Ziemi, a role męskie zejdą na dalszy plan. Filmowcy stają tym samym przed nowym wyzwaniem. To bowiem, co do niedawna uszłoby za szowinizm, dziś może być postrzegane jako artystyczny archaizm i brak oryginalności, a to już zarzuty trudne do zlekceważenia.

Przeciętny miłośnik anime patrzy na to wszystko i niczego nie rozumie. Powód: japońska animacja to od kilku lat jeden z bardziej sfeminizowanych obszarów popkultury. Ile np. serii z ciekawą bohaterką widzieliście w zeszłym roku? Ja przed skończeniem pisania poprzedniego zdania miałem już w głowie pięć tytułów. Nie chodzi jednak wyłącznie o liczby, bo samo zalanie rynku identycznymi haremówkami i seriami o idolkach nie oznacza jego feminizacji. Ważniejsze jest, że kiedy w anime faktycznie pojawia się godna uwagi postać kobieca, to zwykle wykreowana jest w sposób nieosiągalny dla twórców zachodniego kina rozrywkowego. Wielu japońskich autorów dawno zrozumiało, że bohaterce nie wystarczy przebojowość, nieustępliwość czy inna bzdura, marginalna dla budowania charakteru. Poza tym, że będzie ona zdatna do polubienia, powinna być jeszcze interesująca i wiarygodna, a do tego niezbędna jest pewna złożoność. Odwaga i zaradność nie muszą kolidować z wrażliwością i nieśmiałością. Silna, niezależna i odnajdująca się w każdej sytuacji heroina to typ banalny i na dłuższą metę mało efektowny. Większe wrażenie robią postaci niejednoznaczne, niedające się wcisnąć do płytkich szufladek „nieustraszona” czy „zdeterminowana”. Nie próbuje tu analizować czyjejkolwiek narodowej mentalności ani zagłębiać się w kwestie z pogranicza kulturoznawstwa i socjologii, co do których nie czuję się kompetentny. Uważam tylko, że zanim amerykańscy filmowcy nauczą się kreować bohaterki na poziomie Uteny Tenjou, Hitagi Senjougahary czy Shiki Ryougi, minie jeszcze kilka lat. I kilka kolejnych zanim zrozumieją, że płeć postaci pierwszoplanowej nie wpływa na jakość scenariusza.

Tymczasem z pomocą przychodzą studia Actas z 3Hz, serwując anime z niemal wyłącznie żeńską obsadą, umieszczone w realiach przystępnych dla zagranicznego odbiorcy. Akcja Princess Principal rozgrywa się w Albionie – alternatywnej wersji Anglii z początku XX wieku. Odkrycie tam kaworytu – substancji zmniejszającej oddziaływanie grawitacji, wieńczy rewolucję przemysłową i umożliwia powstanie pierwszej w historii floty powietrznej. Na to jednak Albion okazuje się ekonomicznie nieprzygotowany. Zbyt szybka ekspansja i nadmierne bogacenie się władzy wzmagają dyskryminację niższych warstw społecznych, co kończy się krwawym przewrotem. Londyn przedzielony zostaje murem izolującym monarchistyczne Królestwo od zdemokratyzowanej Wspólnoty, stając się tym samym placem boju dla tajnej wojny szpiegów.

O tym, że mamy do czynienia z serią kierowaną po części na zachodni rynek, świadczy nie tylko konwencja, ale też marketing i pewne aspekty techniczne. W anglojęzycznych portalach mocno reklamowane były związane z tytułem gadżety i gra mobilna, a zagraniczne wydanie DVD zapowiedziano jeszcze przed końcem emisji. To wszystko sprawia wrażenie produkcji czysto komercyjnej, ale promocja nie przysłoniła warstwy artystycznej. Choć mamy tu japońską wariację na temat historii alternatywnej, zachowano wykreowaną przez zachodnią popkulturę atmosferę wiktoriańskiego Londynu. W wielu miejscach czuć zaduch okresu końca rewolucji przemysłowej – czy to w zadymionych barach, zakurzonych fabrykach, czy na zamglonych ulicach. Duża w tym zasługa przywiązania do detali i ciekawego (choć nie zawsze wiernego) oddania strojów, rekwizytów i architektury. Cieszą też okazjonalne odniesienia do europejskich miejskich legend i literatury, z których najbardziej oczywistym jest kaworyt, pochodzący z powieści Pierwsi ludzie na księżycu H. G. Wellsa. Twórcy wyraźnie wiedzieli, co robią, i gdyby ich ambicją było wyłącznie nawiązywanie do realiów epoki, efekt byłby w pełni zadowalający.

Niestety znajomość źródeł nie wystarczyła tam, gdzie niezbędna była kreatywność. W wielu miejscach Princess Principal obiecuje steampunk, w istocie będący tylko powierzchowną estetyką. Tak naprawdę jedynym konsekwentnie wykorzystywanym elementem typowym dla tego nurtu jest kolorystyka z przewagą odcieni brązu. W tle przewijają się wymyślne maszyny parowe, ale z braku faktycznych zastosowań nie wydają się integralną częścią świata przedstawionego, a jedynie mało istotnymi elementami scenografii. Naliczyłem raptem dwa dokładniej opisane urządzenia. Wrażenie zmarnowania konwencji wzmaga to, że zostały one zaimplementowane znakomicie – w ramach realiów serii miały sens, posiadały ograniczenia uniemożliwiające im stanie się fabularnymi wytrychami, a ich zastosowania były różnorodne i efektowne. Szkoda, że nie pokazano tego więcej.

Innym problemem jest nieumiejętnie dozowany humor. Wystarczy spojrzeć na stroje bohaterek, żeby zorientować się, że nie mamy do czynienia z realistycznym kinem szpiegowskim, a raczej z superbohaterską wariacją na jego temat. Samo w sobie nie jest to wadą – zarówno anime, jak i produkcje zachodnie przyzwyczaiły nas, że szpiedzy są ciekawsi w odrealnionym wydaniu. Niemniej wymaga to spójności i wyczucia, których tutaj zabrakło. Princess Principal serwuje nastoletnie tajne agentki ubrane w cosplayowe inspiracje, co rusz prezentuje kuriozalne sceny w rodzaju odbijania pistoletowych kul samurajskim mieczem i ogólnie nie stroni od słownych i sytuacyjnych gagów. Przy takim natężeniu absurdu próbuje jednak kreować poważną polityczną intrygę, pełną moralnych dylematów i nierzadko bardzo dosłownej przemocy. To trochę tak, jakby wziąć Jamesa Bonda w wykonaniu Seana Connery'ego i wrzucić go do filmu o Jasonie Bournie. Widz nie wie, czy ogląda poważną produkcję sensacyjną, czy samoświadomą autoparodię. Odpowiedzialny za scenariusz Ichirou Ookouchi napisał też Code Geass i tam podobny kontrast działał bez porównania lepiej.

Bardziej satysfakcjonujący niż konwencja jest drugi filar serii, czyli bohaterki. W anime śledzimy losy pięciu agentek zachodniej Wspólnoty, do których przedstawienia wykorzystano zabieg narracyjny – zakłóconą chronologię. Pierwsze odcinki przeplatają wydarzenia początkowe, poświęcone formowaniu się grupy, z dużo późniejszymi, ukazującymi zgraną drużynę w działaniu. Służą głównie przybliżeniu świata i fabuły, ukazując przy tym bohaterki jedynie powierzchownie. Wydają się one przez to bardzo schematyczne: jedna jest oschła i małomówna, druga pyskata i pewna siebie, trzecia niezdarna, ale oddana sprawie, itp. Fatalne pierwsze wrażenie potęguje ich szpiegowska przykrywka w postaci szkolnego klubu, gdzie czas wolny spędzają, a jakże, jedząc ciastka i pijąc herbatę. Wygląda to zatem jak kolejna „seria o uroczych dziewczętach”, tyle że osadzona w nietypowych realiach. Jest to jednak zmyłka w zestawieniu z odcinkami późniejszymi, achronologicznie wmieszanymi między wcześniejsze, ale ukazującymi przede wszystkim rozwój relacji i osobiste historie. Poszczególne motywacje, antagonizmy i zażyłości stają się wówczas zaskakująco złożone, a początkowa schematyczność charakterów okazuje się grą pozorów, zasadną tyleż narracyjnie, co fabularnie. Z pewnością nie są to wyżyny tego, na co stać japońskich twórców w dziedzinie kreacji postaci kobiecych, ale na potrzeby prostej serii rozrywkowej poziom jest więcej niż wystarczający.

Nie obyło się przy tym bez pewnych kompromisów. Zakłócona chronologia to zabieg ryzykowny i wymagający dużej wprawy: pozwala łatwo urozmaicić nawet najprostszy scenariusz, przekierowując jednak uwagę odbiorcy z atrakcyjności wydarzeń na sposób ich prezentowania. Autorzy Princess Principal owszem, sprawnie wykorzystali go celem ciekawego opisania bohaterek, ale nie zdołali pogodzić tego z jednoczesnym zaskakiwaniem fabułą. Zaburzenie kolejności wydarzeń stosowane jest pobieżnie, wyłącznie w formie zamiany miejsc całych odcinków. Nie ma tu np. mieszania chronologii pojedynczych scen czy wielokrotnego pokazywania ich z różnych perspektyw. Zdarzają się też epizody, których taka, a nie inna kolejność nie jest niczym uzasadniona. Fabularna struktura jest bardzo swobodna i nie daje poczucia obcowania z dokładnie przemyślanym narracyjnym mechanizmem, gdzie każde zdarzenie musi być na swoim miejscu. Zamiast tego sprawia wrażenie scenopisarskiego efekciarstwa i niepotrzebnego komplikowania prostej w gruncie rzeczy intrygi. Zaburzoną chronologię dałoby się zastąpić prostym, jednoodcinkowym in medias res – bohaterki byłyby nie mniej zaskakujące, a historia stałaby się bardziej czytelna. Nie pomaga fakt, że pojedyncze odcinki same w sobie potrafią być niespójne. Sporo tu fabularnych skrótów i ratujących sytuację zbiegów okoliczności, a także zbędnych wątków czy postaci pobocznych.

Trzeba przy tym uwzględnić jedną rzecz: numeracja serii przewidziana jest na dwadzieścia cztery odcinki, tak jakby aktualnych dwanaście, choć zwieńczonych fabularną kulminacją, było niekompletne. Możliwe więc, że ewentualna kontynuacja uzupełni historię, czyniąc ją bardziej spójną i wówczas przyjdzie mi cofnąć opinię o mierności scenariusza. Niemniej w swojej aktualnej, zamkniętej formie wydaje się on przekombinowany.

Grafika serii skłania do spekulacji nad procesem produkcyjnym. Choć zazwyczaj rzemieślniczo przeźroczysta, w pierwszych odcinkach drażni dwiema rzeczami: deficytem ruchomych statystów i nadużywaniem efektów komputerowych, nie tylko w zakresie elementów nieożywionych. Sceny, gdzie oba mankamenty nakładają się, wyglądają naprawdę makabrycznie. Jest tu np. sekwencja balu, gdzie wszystkie postacie na drugim planie to różniące się wyłącznie kolorem trójwymiarowe modele – przypomina to wizualizację sennego koszmaru. Z czasem szczegóły te nie ulegają poprawie, ale stają się mniej widoczne: większość scen miejskich rozgrywa się nocą, kiedy brak ludzi jest uzasadniony, a cyfrowi statyści są sprytnie maskowani odpowiednim rozmyciem, przyciemnieniem lub kadrowaniem. Nie wiem, czy w trakcie emisji doszło do przesunięć w ekipie realizacyjnej, czy też ci sami graficy w krótkim czasie nauczyli się lepiej operować dostępnymi środkami. Anime daje jednak rzadkie w dzisiejszych czasach wrażenie, że późniejsze odcinki wyglądają lepiej.

Kompozycje muzyczne, za które odpowiedzialna jest Yuki Kajiura, można podzielić na trzy grupy: odprężające – wykonywane głównie na skrzypcach i pianinie, dynamiczne – z dodatkiem perkusji i saksofonu oraz podniosłe – z dominującym żeńskim wokalem. Utwory przewrotnie łączące wszystkie te techniki to małe akustyczne epifanie przypominające najlepsze dzieła autorki, do takich serii jak Noir czy Tsubasa Chronicle. Tym bardziej frustrujące jest, że w całej ścieżce dźwiękowej jest ich nie tylko za mało, ale i te obecne wykorzystywane są zbyt rzadko. Jest tutaj masa efektownych scen, które aż proszą się o zastąpienie towarzyszących im neutralnych i niewybijających się przed obraz melodii tymi bardziej słyszalnymi. W efekcie z oprawy muzycznej w pamięci zostaje tylko opening – The Other Side of the Wall, skomponowany przez Ryou Takahashiego i śpiewany po angielsku przez nieznaną mi dotąd wokalistkę o pseudonimie MARU. Utwór energiczny, idealnie dopasowany do klimatu serii i niepodobny do czegokolwiek, co można było usłyszeć w innych anime z 2017 roku.

Oglądając Princess Principal, trudno nie mieć poczucia obcowania z produktem mocno komercyjnym, nastawionym na konkretnego odbiorcę i przemyślanym głównie pod względem marketingu. Takie założenia nie wykluczają dobrej zabawy, o ile kalkulacje producentów są trafne, a warsztatowa poprawność wynagradza brak autorskiego zacięcia. W tym przypadku wyszło nieźle, ale nic ponadto. Ciekawego przedstawienia bohaterek nie udało się pogodzić ze sprawną narracją, a realizacja techniczna, choć miewa przebłyski, jest w wielu miejscach niedopracowana. Anime ma też trudności z wyważeniem komizmu i dramaturgii, przez co nie sposób traktować go jak angażujący, sensacyjny thriller, a taki był chyba zamysł twórców. Princess Principal sprawdza się lepiej, kiedy obniżyć wymagania i porównywać je „w dół” – nastawić się na kolejną serię o uroczych dziewczętach i dać się zaskoczyć nietypową stylistyką, odrobinę cięższą atmosferą oraz złożonością charakterów. Z takim podejściem można wycisnąć z tytułu sporo rozrywki, bo choć niezamierzenie absurdalny, nie jest żenujący ani irytujący. Niezależnie od nastawienia wymaga jednak dużo cierpliwości. Większość zalet jest nieobecna w pierwszych odcinkach, kilka widać dopiero po obejrzeniu całości, a nawet wówczas ma się wrażenie niekompletności historii. Pozostaje mieć nadzieję na kontynuację.

Karo, 27 stycznia 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Actas, Studio 3Hz
Projekt: Fumihiro Katagai, Kouhaku Kuroboshi, Rasenjin Hayami, Ryou Akizuki, Yukiko Akiya
Reżyser: Masaki Tachibana
Scenariusz: Ichirou Ookouchi
Muzyka: Yuki Kajiura

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Princess Principal - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl