Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 9/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

9/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 9,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 9
Średnia: 6,89
σ=1,52

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Gegege no Kitarou [2018]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 97×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ゲゲゲの鬼太郎 [2018]
Gatunki: Przygodowe
Postaci: Duchy, Youkai; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Świat, który widzimy, to nie wszystko, co istnieje. Tuż obok ukrywa się świat dla nas niewidoczny…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Istoty nocy – zjawy, straszydła, upiory, youkai – jakkolwiek byśmy ich nie nazywali, wydaje się, że w dzisiejszych czasach, gdy ciemność rozjaśniają liczne sztuczne światła, zniknęły na dobre. Ale czy na pewno? Ciemność nocy to nie jedyny rodzaj mroku spowijającego ludzkość, zaś ignorowanie dawnych zakazów i łamanie tabu może mieć nieoczekiwane konsekwencje. Mało kto wie, że w pewnym zaułku ukrywa się niepozorna skrzynka na listy, pozwalająca przesłać wiadomość do Kitarou z Lasu Gegege, youkai, który stara się strzec równowagi pomiędzy oboma światami i nie dopuszczać do tego, by jego pobratymcy krzywdzili ludzi. Nie znaczy to jednak, że wierzy w możliwość porozumienia – ludzie i youkai zbytnio się różnią. Ale… czy takie generalizowanie ma sens? Zasady Kitarou staną pod znakiem zapytania, kiedy na swojej drodze spotka Manę Inuyamę, energiczną, acz dość normalną współczesną nastolatkę. Świat stale się zmienia i nic z tego, co dawniej było prawdą, nie jest zapisane w kamieniu i niezmienne.

Rysowana przez Shigeru Mizukiego manga Gegege no Kitarou, wydawana także pod tytułem Hakaba no Kitarou (taki tytuł nosi też jedna z jej późniejszych ekranizacji), powstawała w latach 1960­‑1969. Sama postać Kitarou jest zresztą starsza – wywodzi się ze scenariuszy kamishibai, teatru obrazkowego, pisanych w latach 30. przez Masamiego Itou. Mizuki spopularyzował go na nowo (zmieniając mu zresztą nieco charakter) i wykorzystał bogate tradycje japońskich opowieści niesamowitych, częściowo adaptując klasyczne historie, a częściowo tworząc nowe. Kitarou, jednooki chłopiec będący w rzeczywistości youkai, na dobre wszedł do japońskiej popkultury i stał się postacią rozpoznawaną przez całe pokolenia dzięki oryginalnemu komiksowi oraz jego kolejnym ekranizacjom. W nowej adaptacji postanowiono odmłodzić nieco wiekowy oryginał, przenosząc Kitarou oraz jego towarzyszy do współczesnej Japonii. Trzeba przyznać, że było to posunięcie ryzykowne. Przez ostatnie lata oglądałam sporo tak potraktowanych klasyków i zazwyczaj nie budziły one mojego zachwytu. Mieszanka elementów archaicznych i nowoczesnych sprawdzała się z mojego punktu widzenia kiepsko; lepiej już było, gdy twórcy po prostu wiernie odtwarzali starą konwencję – ale to także było rozwiązanie dalekie od ideału. Nowa odsłona Gegege no Kitarou udowodniła jednak, że tego rodzaju zabiegi mogą wyjść, pod warunkiem, że scenarzyści wiedzą, co robią, a przy tym szanują inteligencję widza.

Okazało się zresztą, że pod wieloma względami jest to tytuł dobrze znoszący operację odmładzającą. Kitarou, mimo wyglądu dziecka, jest przedstawicielem świata istot nadprzyrodzonych i nie starzeje się w ludzkim tempie, podobnie jak jego towarzysze. Mógł sobie działać pół wieku temu, może i teraz – tu nie ma żadnego zgrzytu. Scenarzyści nie próbują mieszać starych rozwiązań fabularnych z nowymi, ale w pełni uwspółcześniają świat, co pozwala unikać kiksów takich, jakie pojawiały się w Banana Fish, gdzie bohaterowie w kluczowych momentach „musieli” zapominać o istnieniu komórek i internetu. Współczesny świat mediów społecznościowych, gwiazd YouTube i niekończących się plotek oraz fejków, jest natomiast idealnym podłożem, na którym w najlepsze kiełkują stare przesądy i nowe miejskie legendy. Wystarczy tylko trochę pomysłowości, a wiele dawnych kaidan z powodzeniem może rozgrywać się w dzisiejszych czasach.

Tu jednak należą się dwa ostrzeżenia dla czytelników zainteresowanych serią z tak wysoką oceną. Po pierwsze, przypominam, że mamy do czynienia z tytułem dla dzieci. Inteligentnym, skłaniającym do myślenia i ogólnie jednym z najlepszych, jakie miałam przyjemność obejrzeć, ale mimo wszystko przeznaczonym dla młodszych odbiorców. Stąd, chociaż nie szafuje się tutaj łatwymi happy endami (o tym później), ogólny wydźwięk jest raczej optymistyczny (acz nie bez pewnej ostrożności). Starszym widzom zgrzytać mogą także sceny, w których np. przemienieni w coś lub pozbawieni wcześniej dusz ludzie wracają do życia – acz warto zauważyć, że dzieje się to głównie we wcześniejszych odcinkach serii, jakby scenarzyści sami zauważyli, że to wychodzi odrobinę sztucznie. Po drugie, chociaż Gegege no Kitarou dobrze przystosowuje się do współczesnych wymogów narracji, są pewne rzeczy, które stanowią po prostu część tożsamości tego tytułu i nie można z nich pochopnie rezygnować. Tu należy zaliczyć shounenowe metody walki głównego bohatera, ale także niezmienność charakterów obsady, w tym, przede wszystkim, Nezumi Otoko. To trzeba zaakceptować jako część konwencji, ale zapewniam, że nie jest to wielka cena za przegląd świetnych historii, jakie dostajemy.

Seria opiera się na jednoodcinkowych epizodach, chociaż z czasem wchodzą także dłuższe wątki – nie dominują jednak całkowicie fabuły. Pierwsze odcinki mogą nasuwać skojarzenia z „potworem tygodnia”, zaś uzasadnione wątpliwości budzi to, czy da się opowiadać spójne historie, a tym bardziej poruszać trudne tematy w tak ograniczonej czasowo formie. Jak się okazuje, jedno i drugie jest możliwe. Jako „anime dla dzieci”, Gegege no Kitarou stara się przekazywać pewne lekcje do przemyślenia i robi to zaskakująco skutecznie. Oczywiście, duża w tym zasługa zwięzłego scenariusza, wykorzystującego każdą scenę tak, by wypełnić odcinek, ale nie przytłoczyć widza zbyt szybkim tempem. Przede wszystkim jednak powiedziałabym, że sekret tkwi w szczerości. Podobne produkcje, zwłaszcza kierowane do młodszych widzów, mają zwyczaj pudrować intensywnie rzeczywistość i polewać problemy lukrem, zapewniając, że przyjaźń, miłość i ciężka praca wystarczą do pokonania wszelkich trudności, zaś źródłem zła jest jakaś interwencja sił nadprzyrodzonych. Tutaj nikt tego nie udaje. Youkai potrafią zwodzić i oszukiwać, ale ludzie są po prostu różni. Dobrzy i źli, szlachetni i podli, czasem zwyczajnie głupi lub zaślepieni chciwością. Bywają ofiarami, ale i sprawcami zła, zaś pod względem jego czynienia są bardziej pomysłowi od najokrutniejszych istot nadprzyrodzonych. Czasem ich winą jest ślepe podążanie za tłumem, dostosowywanie się do trendów lub usprawiedliwianie własnego zachowania tym, że inni postępują podobnie. W poszczególnych epizodach Gegege no Kitarou porusza najróżniejsze tematy i nie daje łatwych recept i odpowiedzi. Pokonanie lub przepędzenie youkai często nie dotyka nawet źródła prawdziwego problemu; są też ludzie, którym zwyczajnie pomóc się nie da, ponieważ tego nie chcą.

Jak łatwo zgadnąć, przy prawie stu odcinkach trudno o idealnie równy poziom, powiedziałabym jednak, że poszczególne historie są co najmniej niezłe – zazwyczaj dobre lub bardzo dobre – zaś pojedyncze odcinki uznałabym za doskonałe. Gegege no Kitarou mimochodem, ale brutalnie rozprawia się z kultem uroku idolek i dążeniem do sławy gwiazd mediów społecznościowych, a w odcinku poświęconym szefowi wykorzystującemu podwładnych przemyca ostrzeżenie przed szkolnymi prześladowaniami. Gdzieniegdzie potrafi być odważniejsze niż większość japońskiej debaty publicznej – tak jak wtedy, gdy konfrontuje bohaterów z widmem drugiej wojny światowej (to w ogóle jeden z najlepszych odcinków serii). Otwarcie ostrzega przed toksycznymi relacjami i umie jednoznacznie oznajmić, że każdy ma prawo decydować o sobie i nie ma żadnych obowiązków wobec innych za to, że chcą być dla niego mili. Przede wszystkim zaś jednoznacznie i głośno wypowiada się przeciwko ksenofobii – ale także nie udaje, że jest to temat łatwy. Potrafi nakreślić scenę, w której okazuje się, że przybysze do Lasu Gegege – youkai będący uchodźcami z innego kraju – mogą nie chcieć podporządkowywać się miejscowym zwyczajom, zaś ich własne zwyczaje są trudne do zaakceptowania dla miejscowych. Nikt nie udaje, że istnieje prosta odpowiedź, jakiś magiczny sposób sprawiający, że wszyscy zostaną przyjaciółmi. Największym złem, jakie może zaistnieć, jest jednak wojna – to przesłanie, pod którym Shigeru Mizuki podpisałby się obiema rękami, gdyby nie to, że jedną z nich stracił podczas drugiej wojny światowej.

Przy tym wszystkim seria nie zajeżdża szczególnie „smrodkiem dydaktycznym”, może właśnie dlatego, że nie daje łatwych recept ani nawet nie stawia bohaterów zawsze na pozycji wyższości moralnej. Choć większość odcinków zmierza do happy endu, bywają konflikty tragiczne, w których żaden wybór nie będzie dobry i które zawsze pozostawią gorzki posmak. Warto zwrócić uwagę, że są także historie, które docenią przede wszystkim osoby dorosłe, ponieważ pokazane w nich problemy da się w pełni zrozumieć dopiero z odpowiedniej perspektywy lat. Ciekawe wydawało mi się to, że anime nie idealizuje nikogo i niczego. Nie wpada w pułapkę powtarzania, że kiedyś to świat był prosty, a ludzie dobrzy – przeciwnie, zdaje się raczej twierdzić, że dopiero współcześnie mamy szanse i możliwości, by dążyć do zrozumienia innych w sposób, jaki wcześniej nie był możliwy. Nowe technologie nie są demonizowane (czego się początkowo obawiałam), ale pokazywane jako narzędzia mogące czynić dobro albo zło, zależnie od tego, do czego zechcemy je wykorzystać. Nie chciałabym też pozostawiać wrażenia, że seria ma nastrój minorowy – przeciwnie, w ogólnym rozrachunku jest raczej optymistyczna, zaś scenarzyści dbają, by bardziej ponure wydarzenia przełamywać humorem, o ile tylko jest to możliwe.

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych decyzji twórców było rozszerzenie obsady o nową bohaterkę, przy jednoczesnym „postarzeniu” jednej z towarzyszek Kitarou, Neko Musume (oryginalnie wyglądającej na rówieśniczkę bohatera, tu natomiast – na starszą nastolatkę lub młodą dorosłą). Nie byłam w pełni przekonana do tego pomysłu, ponieważ początkowe odcinki pokazywały Manę jako typową dziewuszkę do ratowania, niby w miarę ogarniętą, ale jednak trochę męczącą w swojej tendencji pakowania się w kłopoty. Pod koniec serii jednak Mana była już niezwykle potrzebnym członkiem obsady – późniejsze wątki w pełni wykorzystały jej obecność jako łącznika pomiędzy światem ludzi a youkai i uzasadniły jej przydatność dla fabuły. Muszę zresztą uspokoić widzów, że scenarzyści, jak się okazało, od początku byli świadomi jej ograniczeń jako – mimo wszystko – zwykłego człowieka zaplątanego między nadnaturalne potęgi. Zamiast obdarzać ją jakąś wątpliwą mocą (czego się obawiałam, bo to nie byłby dobry pomysł), po prostu uznali, że nie musi brać udziału we wszystkich wydarzeniach, stąd są liczne odcinki, w których w ogóle się nie pojawia. To pozwoliło uniknąć wrażenia, że jest irytującym bagażem, wpychanym wszędzie, gdzie to możliwe, oraz ograniczyć jej uczestnictwo do epizodów, w których ma rzeczywiście do odegrania konkretną rolę. Nie nazwałabym jej postacią bardzo wyrazistą, ale dość udaną – ma na tyle dużo energii, by aktywnie działać, ale nie tyle, by zmieniać się w hiperaktywną wiewiórkę na sterydach. Jest pełna dobrej woli, chociaż popełnia błędy. Widać wyraźnie, że twórcy chcieli uczynić ją reprezentantką młodych odbiorców serii, czasem naiwnie podchodzących do świata, a czasem w ogóle nie zastanawiających się nad pewnymi sprawami, ale z potencjałem czynienia dobra i zostania po prostu przyzwoitym człowiekiem.

Kitarou jest natomiast, tak jak zawsze, postacią dość enigmatyczną, do której myśli praktycznie nie mamy dostępu. Nie każdemu taki bohater, wyhamowany i najczęściej stoicko spokojny, będzie odpowiadać, ale tym bardziej interesujące wydawało mi się obserwowanie drobnych oznak zdradzających jego emocje. Trzeba też przyznać, że jego seiyuu, czyli Miyuki Sawashiro, brzmi rewelacyjnie – minimalne zmiany tonu głosu potrafią sprawiać, że widzowi ciarki przechodzą po plecach. Jego pomocnicy i przyjaciele wywodzą się jeszcze z oryginalnej mangi, co widać w ich „imionach”, będących raczej opisami (jak Medama Oyaji, Neko Musume czy Nezumi Otoko) lub nazwami klasycznych youkai (jak Nurikabe czy Ittan Momen). To oznacza też, że ich charaktery są w dużej mierze „skodyfikowane” i scenarzyści nie mają pełnego manewru, chociaż większość z tych postaci dostaje przynajmniej poszczególne odcinki rozwijające naszą wiedzę o nich lub pokazujące ich funkcjonowanie w nowych czasach.

Warto napisać parę słów o dwójce z nich. Neko Musume, jak wspomniałam wcześniej, została w największym stopniu zmieniona, prawdopodobnie po to, by bardziej odróżnić jej funkcję w fabule od funkcji Many, dla której stała się „starszą siostrą”. Jest najbliższą przyjaciółką Kitarou, do którego żywi też głębsze uczucia, pozostaje też postacią z innej epoki, pełną energii i naturalnego wdzięku, a przy tym samodzielną i pełną inicjatywy. Jej kompletne przeciwieństwo stanowi Nezumi Otoko – typ w nieokreślonym wieku, mocno szemrany i równie godny zaufania, jak obietnice polityków w czasie kampanii wyborczej. To właśnie jego obecność może być dla nowych widzów najtrudniejsza do zaakceptowania – ma on bowiem status „przyjaciela” (a przynajmniej czegoś w tym rodzaju) Kitarou, mimo że wielokrotnie postępuje w sposób, który nakazywałby zerwanie z nim wszelkiej znajomości. To także pozostałość mangi, chociaż nowe anime – nie usprawiedliwiając go – wyraźnie podkreśla, że brak lojalności wobec innych jest odbiciem tego, jak Nezumi Otoko – hanyou, czyli potomek człowieka i youkai – jest traktowany przez przedstawicieli obu światów. Swoją drogą, jest to postać będąca bardzo dobrym papierkiem lakmusowym powagi sytuacji – jeśli Nezumi Otoko zaczyna traktować sprawy serio, to znaczy, że naprawdę nie jest dobrze.

Świetny scenariusz i udane postacie – czy można chcieć czegoś więcej? Jak się okazuje, można, ponieważ ta odsłona Gegege no Kitarou nie zawodzi także pod względem wizualnym. Jak na tak długą serię jest naprawdę bardzo dobrze. Oczywiście, zdarzają się okazjonalne spadki formy, ale prawie w każdym odcinku znajdziemy ujęcia doskonale zanimowane, a co więcej – pięknie wykadrowane i oświetlone. Tworzenia klimatu mogliby się od tego anime uczyć rysownicy „poważniejszych” pozycji dla starszych widzów. Także oprawa muzyczna jest na stosownie wysokim poziomie, co nie powinno dziwić, ponieważ odpowiada za nią jeden z weteranów branży, Yasuharu Takanashi. W czołówce prawie wszystkich serii z tego cyklu (z wyjątkiem Hakaba no Kitarou) możemy usłyszeć tę samą piosenkę, Gegege no Kitarou, której słowa napisał sam Mizuki – tym razem wykonuje ją Kiyoshi Hikawa. Dość często zmieniają się za to piosenki i animacja towarzyszące napisom końcowym, utrzymane w bardzo różnym stylu i śpiewane przez najróżniejszych wykonawców, od idolek po zespoły rockowe.

Nie zamierzam polecać tej serii każdemu – małoletni bohaterowie, pewna umowność świata przedstawionego i brak podanych na talerzu morałów to elementy, które dla wielu widzów okażą się nie do zaakceptowania. Powtórzę jednak, że jest to prawdopodobnie jedna z najlepszych serii anime, jakie zdarzyło mi się obejrzeć, jeśli więc komuś nie przeszkadza taka konwencja, zdecydowanie powinien dać jej szansę. Znajomość poprzednich odsłon naprawdę nie jest potrzebna, można śmiało zacząć właśnie od tej. A po każdym odcinku poświęcić chwilę na zastanowienie się, co takiego scenarzyści chcieli przekazać widzom do przemyślenia.

Avellana, 12 kwietnia 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Shigeru Mizuki
Projekt: Sorato Shimizu
Reżyser: Kouji Ogawa
Scenariusz: Hiroshi Oonogi
Muzyka: -yaiba-, Yasuharu Takanashi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Gegege no Kitarou [2018] - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl