Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 9/10 grafika: 10/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,25

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 10
Średnia: 8,4
σ=1,2

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Thunderbolt Fantasy: Touri-ken Yuuki 2

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Thunderbolt Fantasy: Sword Seekers 2
  • Thunderbolt Fantasy 東離劍遊紀[とうりけんゆうき] 2
zrzutka

Shang Bu Huan nigdy nie zazna spokoju…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Wprawdzie Mie Tian Hai został pokonany, ale to nie rozwiązuje problemów Shang Bu Huana, wędrującego po świecie z magicznym zwojem zawierającym kolekcję niezwykle potężnych i równie magicznych mieczy. Jednakże Dong Li, czyli kraj, w którym rozgrywała się akcja pierwszego sezonu, jest na razie spokojny i bezpieczny, więc nasz bohater dochodzi do wniosku, że może miałby jakieś widoki na pozbycie się niewygodnego bagażu. Zamierza zostawić zwój w świątyni­‑twierdzy, gdzie przechowywane są najpotężniejsze miecze w Dong Li. Plan jest zasadniczo dobry, ale nie bierze pod uwagę tego, że na Shang Bu Huana – i jego zwój – czyhają nowi wrogowie. O krok od osiągnięcia celu jest piękna i specjalizująca się w truciznach Xie Ying Luo, wysłanniczka złowrogiego Huo Shi Ming Huanga, stojącego na czele enigmatycznej, ale bez wątpienia równie złowrogiej organizacji działającej w Xi You, czyli ojczyźnie Shang Bu Huana. Nie udaje jej się zdobyć całego zwoju, wchodzi jednak w posiadanie jego fragmentu, a wraz z nim dwóch mieczy. Jeden z nich jest relatywnie nie taki groźny (czyli jest tylko niebezpieczny jak wszyscy diabli), drugi jednak należy do najpotężniejszych okazów w kolekcji i nie bez powodu nosi wdzięczną nazwę Qi Sha Tian Ling, co można luźno przetłumaczyć jako Siedem Bluźnierczych Śmierci. Jest to zabawka zbyt niebezpieczna nawet dla Xie Ying Luo, choć jak łatwo zgadnąć, trucicielka nie zamierza łatwo oddać tak cennej zdobyczy.

Z Xi You przybywa także wysoki rangą urzędnik, Xiao Kuang Juan, wysłany z misją odnalezienia i aresztowania niebezpiecznego przestępcy Shang Bu Huana, który włamał się do cesarskiego skarbca i zabrał znajdujące się tam magiczne miecze. Dla równowagi pojawia się jeszcze jeden gość z ojczyzny bohatera, jego wieloletni przyjaciel, bard Lang Wu Yao. Sprawami dotyczącymi Shang Bu Huana nieodmiennie interesuje się arcymistrz sztuki złodziejskiej, Lin Xue Ya, liczący na dobrą rozrywkę oraz nowe cele swoich podstępów. Zaś gdzieś tam w tle pojawia się jeszcze jeden istotny uczestnik tej rozgrywki, wędrowny mnich posługujący się imieniem Di Kong.

Naprawdę ogromną przyjemnością jest oglądanie serii opartej na dobrze napisanym scenariuszu. Dorobku Gena Urobuchiego nie trzeba fanom anime przybliżać; odnoszę jednak wrażenie, że w stosunku do swoich wcześniejszych projektów (licząc te, w których jest autorem scenariusza, a nie tylko zajmuje się jego adaptacją) zaczął trochę łagodnieć. Nie chodzi tylko o to, że oszczędza bohaterów – liczba „znanych z imienia” trupów jest tu niższa, niż się początkowo spodziewałam. To akurat można wytłumaczyć wymogami gatunku – Thunderbolt Fantasy to nakreślona z rozmachem opowieść o bohaterach, więc „spotkał ich marny koniec” nie bardzo wchodzi w grę z powodu konwencji. Zwróciłam jednak uwagę na to, że jeśli wyciągnąć spod efektownych wydarzeń warstwę psychologiczną – konflikt światopoglądów i filozofii życiowych – to wnioski, jakie wysnuwa tutaj Urobuchi, są raczej ostrożnie optymistyczne.

Thunderbolt Fantasy 2 jest w oczywisty sposób przeznaczone dla widzów, którzy znają nie tylko poprzednią serię, ale także film i zakłada znajomość postaci oraz powiązań pomiędzy nimi. Z drugiej strony spotykamy tu w większości nową obsadę, a w założeniach świata da się bez większego trudu połapać, dlatego w zasadzie można zacząć od tej części (ale poprzednią serię warto obejrzeć, bo jest zwyczajnie bardzo dobra!). Piszę o tym dlatego, że nowa odsłona opowieści o Shang Bu Huanie jest bardzo różna od wcześniejszej. Tam mieliśmy do czynienia z tym, co w grach nazywa się „questem”. Grupa bohaterów (oczywiście niedobrana) wyruszyła na niebezpieczną wędrówkę, na końcu której czekała ich walka z Demonicznym Złym Władcą oraz odzyskanie skradzionego artefaktu. Takie uproszczenie dalece nie oddaje wdzięku i rozmachu, z jakim była poprowadzona fabuła, ale pozwala nieźle przybliżyć jej charakter. Na szczęście Urobuchi jest zbyt doświadczonym twórcą, by proponować widzom powtórkę z rozrywki. Nowa część kojarzy się bardziej z partią szachów rozgrywaną na wielowymiarowej szachownicy pomiędzy kilkoma graczami. To zaś sprawia, że fabuła wydaje się mniej ukierunkowana niż poprzednio. Nie ma tu dających się śledzić postępów w podróży, scenariusza prowadzącego do wielkiej konfrontacji z głównym złym poprzez szereg potyczek z jego podwładnymi. Duża część nowej serii to rozstawianie pionków w odpowiednich miejscach.

Czy to źle? To niełatwe pytanie. Druga odsłona wydaje się przez to mniej efektowna od pierwszej, trochę statyczna, a chwilami chaotyczna. Pod tym względem może rozczarować część widzów, którzy oczekiwaliby czegoś takiego, jak poprzednio. Trzeba jednak pamiętać, że chaotyczność scenariusza jest tylko pozorna – został on z wprawą rozplanowany w taki sposób, by doprowadzić wydarzenia do zamierzonego przez Urobuchiego finału. Poza tym zdecydowanie należy docenić to, że po raz pierwszy od dawna miałam poczucie, że nie mam pojęcia, co zdarzy się dalej. Owszem, poszczególne elementy dawało się przewidzieć po prostu dlatego, że scenariusz był logicznie skonstruowany, ale każdy zwrot akcji był tylko jednym z możliwych i równie prawdopodobnych. Samo to – plus jak zwykle obszerne dialogi pomiędzy bohaterami – sprawiało mi ogromną przyjemność podczas seansu, ale zdaję sobie sprawę, że pod tym względem ocena może bardzo zależeć od indywidualnych preferencji widza.

Jedno się natomiast nie zmieniło: ozdobą serii są przepyszne postaci. Shang Bu Huan pozostaje moralnym kompasem i stanowi żywy dowód na to, że bohater prostolinijny nie musi być głupi. To zabawne, że mimo pozornej prostoty jego charakteru, sceny z jego udziałem ogląda się doskonale, ponieważ stanowi całkowity kontrast z większością obsady. Dla odmiany Lin Xue Ya jest pokręcony jak korkociąg i całkowicie nieprzewidywalny, ale jego plany i machinacje mają w sobie coś hipnotyzującego. Warto także wspomnieć o roli, jaką odgrywa, przynajmniej w pierwszej połowie serii, Di Kong, którego nihilistyczne podejście do świata i wynikające z niego argumenty są tyleż irytujące (w dobrym znaczeniu tego słowa), co trudne do zbicia. Powiedziałabym, że najbardziej rozczarował mnie chyba Lang Wu Yao. Owszem, jest postacią barwną (także wizualnie), zaś należący do niego magiczny instrument, obdarzona własnym charakterem i głosem pipa, wnosi sporo życia do scenariusza. Nie da się jednak ukryć, że Lang Wu Yao zwyczajnie nie jest tu potrzebny i sprawia wrażenie bardziej efektownej ozdoby niż pełnoprawnego bohatera. Ciekawą, tragiczną postacią okazuje się Xie Ying Luo, zaplątana w konflikt pomiędzy obowiązkiem, własnymi ambicjami, a swoimi faktycznymi możliwościami. Pewna szkoda, że jest to jedyna pierwszoplanowa postać kobieca w tej odsłonie… Chyba że policzymy Qi Sha Tian Ling, miecz obdarzony sączącym uwodzicielską truciznę głosem Aoi Yuuki. Tak, nie zawaham się nazwać tego miecza pełnoprawną postacią, acz tutaj szczegółów nie będę zdradzać, żeby nie psuć widzom przyjemności.

Kiedy jednak mowa o postaciach, należy poczynić bardzo ważne zastrzeżenie, które chyba umknęło mojej koleżance recenzującej pierwszą serię. Lalkowa konwencja narzuca pewne ograniczenia, z których jednym z najważniejszych jest to, że bohaterowie praktycznie są pozbawieni mimiki, zaś swoboda ich ruchów także nie jest tak kompletna, jak w przypadku postaci narysowanej. To wszystko, wraz z ogólnym klimatem historii, sprawia, że nie miałaby cienia sensu próba emulowania dynamiki serii rysunkowej lub aktorskiej. Thunderbolt Fantasy wykorzystuje więc środki wyrazu z innego medium – z teatru. Kiedy idziemy na przedstawienie do teatru, jest oczywiste, że aktorzy na scenie przez cały czas są widziani i słyszani przez widownię. Nie mogą schować się gdzieś za ścianą i rozmawiać szeptem na ucho. Dokładnie to samo dzieje się w tej serii – Thunderbolt Fantasy wymaga przyzwyczajenia się do konwencji spektaklu aktorskiego, a to ma wpływ zarówno na mowę ciała postaci, jak i na grę seiyuu. Podkreślam raz jeszcze, że nie jest to w najmniejszym stopniu wada, jednak nie zdziwiłoby mnie, gdyby część widzów, nieoswojona z czymś podobnym, uznała zachowanie i kwestie postaci za zbyt sztuczne i wystudiowane.

Junichi Suwabe w roli Shang Bu Huana jest świetny, szczególnie gdy przybiera coś, co – w ślad za pewną książką – nazwałabym „tonem łagodnej perswazji podszytej hamowaną pasją”. Dla Kousuke Toriumiego Lin Xue Ya to chyba najlepsza rola w karierze, szczególnie że rzadko kiedy ma on okazję grywać pierwszoplanowych bohaterów. Z ciekawostek warto wspomnieć, że jako Lang Wu Yao występuje tutaj Takanori Nishikawa, znany także pod pseudonimem scenicznym T.M. Revolution. Nie ma w tym o tyle nic dziwnego, że Urobuchi zaprojektował tę postać jako swego rodzaju maskotkę dla Nishikawy w celu promowania serii, dopiero potem zaś postanowił włączyć ją do fabuły. Natomiast w roli mówiącej pipy zwanej Ling Ya usłyszymy Katsuyukiego Konishiego – czyli (między innymi) Kaminę z Tengen Toppa Gurren Lagann i Laxusa z Fairy Tail. Tak, słusznie przypuszczacie, że to była trafiona decyzja obsadowa. Czego by jednak nie mówić, wszystkich przyćmiewa Aoi Yuuki, która po raz kolejny udowadnia, że jest obecnie jedną z najbardziej wszechstronnych seiyuu. Przypomnę tylko, że wcielała się ona zarówno w tytułową bohaterkę Mahou Shoujo Madoka Magica i Tsuyu z Boku no Hero Academia, jak i obłąkaną Clementine w pierwszej serii Overlorda oraz Megumi, czyli szkolną prześladowczynię Hinaty, w drugiej serii Sangatsu no Lion. Jako Qi Sha Tian Ling, miecz opętujący ludzi i narzucający im swoją wolę, jest jednocześnie uwodzicielska i przepełniona bezgraniczną pogardą dla świata. Naprawdę, choćby dla jej występu warto jest sięgnąć po tę serię.

Ze swojej strony drugą odsłonę Thunderbolt Fantasy oceniam o jedno oczko niżej od poprzedniej. Częściowo dlatego, że jednak wspomniane powyżej ustawianie pionków było w niektórych chwilach za bardzo widoczne, częściowo zaś dlatego, że chociaż pewne wątki znalazły swoją konkluzję, zakończenie jest w większości otwarte. Tak, zapowiedziano już kolejną serię, jednak przyznam, że wolę elegancko zamknięte opowieści, takie jak poprzednia część. Mimo wszystko seans wspominam jako naprawdę rzadką przyjemność płynącą z obcowania z serią robioną z wyraźną pasją i zaangażowaniem. Nie powiem, za ciąg dalszy się nie obrażę, bo uniwersum ma spory potencjał, a Gen Urobuchi wyraźnie lubi się bawić lalkami i skoro już się do nich dorwał, nie da ich sobie tak łatwo zabrać.

Avellana, 19 lutego 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Thunderbolt Fantasy Project
Autor: Gen Urobuchi
Projekt: Namaniku ATK, Nitroplus, Satoru Minamoto, Shinobu Mimori
Reżyser: Gen Urobuchi
Scenariusz: Gen Urobuchi
Muzyka: Hiroyuki Sawano