Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 9/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,67

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 32
Średnia: 6,81
σ=1,1

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Włane (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tsurune -Kazemai Koukou Kyuudou Bu-

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2018
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ツルネ -風舞高校弓道部-
Gatunki: Sportowe
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Czy i ty, jak główny bohater, zachwycisz się tsurune?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Rozpoczęcie nauki w nowej szkole oznacza m.in. konieczność wyboru klubu zainteresowań. Minato Narumiya, Seiya Takehaya i Ryouhei Yamanouchi mogą nazywać się szczęściarzami – już na początku poznają pana Tomio Moriokę, który pragnie ponownie otworzyć klub łuczniczy Kazemai. Panu Morioce jeszcze bardziej los sprzyja, gdyż trójka chłopców nie należy do nowicjuszy w kwestii trzymania łuków i strzał w dłoni. Dodać do tego dwóch innych pierwszoklasistów, Kaito Onogiego i Nanao Kisaragiego, oraz trzy dziewczyny, również z pewnym doświadczeniem (grono pozostałych ochotników, jak łatwo się domyślić, zniknie szybko i bezpowrotnie), i pora strzelać. Nie, to by było zbyt proste zawiązanie akcji. Minato, od czasu przegranego turnieju borykający się tzw. paniką celu, stanowczo odmawia współzawodnictwa. Zachęty kolegów okazują się mało wystarczające, wkrótce jednak w jego życiu pojawia się tajemniczy łucznik, Masaki Takigawa, dzięki któremu Minato na nowo odkrywa miłość do łucznictwa.

Tsurune -Kazemai Koukou Kyuudou Bu- to adaptacja powieści Kotoko Ayano, opowiadającej o klubie łuczniczym w liceum Kazemai. Kyoto Animation, kojarzące się głównie ze spokojnymi historiami, również w przypadku swojej drugiej serii sportowej postawiło na nastrojową opowieść, skupioną nie na zaciekłej rywalizacji, a na warstwie obyczajowej. Kto widział Free!, będzie wiedział, czego mniej więcej się spodziewać. Naszła mnie przy okazji refleksja, że kyūdō, sport bądź co bądź kojarzący się z czymś szlachetnym, idealnie nadawało się na temat kolejnej sportówki KyoAni.

Osoby unikające jak ognia spoilerów niech pominą następne zdania, muszę bowiem wspomnieć o nieoczekiwanym (to ironia) zwrocie akcji, ponieważ bez tego trudno by mi było kontynuować recenzję. Otóż Masaki (nazywany Masą) zostaje, ku zaskoczeniu i radości Minato, trenerem klubu. Pan Tomio nie znika, ale z powodu kłopotów ze zdrowiem nie jest w stanie odpowiednio przygotowywać młodzieży do zawodów, w przeciwieństwie właśnie do młodego i uzdolnionego kolegi. Fabuła nie szuka bynajmniej oryginalnych rozwiązań, serwując widzom co rusz jakiś oklepany wątek czy motyw. Główny bohater zmaga się z problemem nietrafiania w tarczę (najprościej mówiąc), ale także cierpi po stracie bliskiej osoby – mamy zatem podwójnie zranionego chłopaka. Co więcej, w zbliżającym się turnieju czeka go konfrontacja z przyjacielem z gimnazjum, Shuu Fujiwarą, wcześniej zaś musi zmierzyć się z brakiem akceptacji ze strony jednego z kolegów. Za mało dramatu? No to dołóżmy jeszcze Seiyę i jego poczucie winy za pewne wydarzenie i jeszcze parę kwestii z nim związanych, których nie będę tu zdradzać… Sam przebieg turnieju również nie jest szczególnie pasjonujący, choć trudno to uznać za wadę. Najbardziej w całym anime boli mnie jednak potraktowanie wątku Masy. Z czasem poznajemy powód, dla którego zdecydował się przejąć opiekę nad klubem. I gdy już szykujemy się na rozwiązanie tego wątku, gdy Takigawa w końcu postanawia działać, dostajemy zwrot akcji, przekreślający ładnie zapowiadające się zakończenie sprawy. Co prawda później anime wraca do niej i krótko ją podsumowuje, ale w sposób zdecydowanie niesatysfakcjonujący.

Narzekam na schematy, ale czy rzeczywiście nie da się przez nie oglądać anime? Czy jest zrobione źle? Ale skąd. Sztampowość w końcu nie musi przekreślać serii, zwłaszcza jeśli, po pierwsze – nie ma jej aż tak dużo, po drugie – podana została umiejętnie. W końcu (uwaga, rzucam banałami!) nieważne co, a jak. Obserwowanie po raz n­‑ty bohaterów na obozie treningowym nie męczy, a nawet przeciwnie, potrafi wywołać uśmiech na twarzy, przy okazji zaś pozwala zobaczyć „wredną” twarz trenera. Główny bohater przeżył rodzinną tragedię? OK, niech będzie, skoro musi. Rywalizacja z przyjacielem też wypadła w porządku, głównie dzięki ciekawej kreacji Shuu oraz uniknięciu przesadnego dramatyzmu. Jedynie wątku Masy nie jestem w stanie w żaden sposób usprawiedliwić, a i ten związany z Seiyą sprawia wrażenie nieco przesadzonego. W serii można też odnaleźć ciekawe zagrania, nie wiem, na ile i czy w ogóle oryginalne, warte jednak odnotowania. Najbardziej rzuca się w oczy, że klub Kazemai tworzą… sami pierwszoklasiści, nie zobaczymy zatem utarczek młodszych uczniów z senpaiami (muszą się ścierać między sobą albo z trenerem). Ponadto wspomniany trener nie jest jedynie koniecznym dodatkiem do drużyny, a pełnoprawnym uczestnikiem wydarzeń, któremu anime poświęca równie dużo czasu, co jego podopiecznym. Wszystko to i inne, niewymienione tutaj elementy łączą się w całkiem przyjemną w odbiorze produkcję.

Bohaterów, najogólniej mówiąc, określiłabym krótkim „w porządku” – nie są wyjątkowo ciekawi, ale też nie odrzucają. Minato jako główny bohater niczym specjalnym się nie wyróżnia, ot, sympatyczny chłopak, raczej twardo stąpający po ziemi. Na plus należy zaliczyć, że nie rozpacza mimo kryzysu sportowego. Bardziej intrygująco przedstawia się Seiya. Na ogół spokojny, w paru momentach pokazuje jednak pazur. Kaito z kolei wiecznie chodzi poirytowany i byle uwaga może sprowokować go do wybuchu. Mimo sztampowej osobowości, polubiłam go najbardziej, pewnie dlatego, że lubię patrzeć, jak taka postać z czasem prezentuje sympatyczniejsze oblicze. Jego przeciwieństwem jest pogodny Ryouhei. Optymizmu nie można odmówić również ostatniemu z chłopaków, Nanao, ulubieńcowi żeńskiej części szkoły. Pojawiło się wam przed oczami wyobrażenie zapatrzonego w siebie pięknisia? Na szczęście jego kreacja obyła się bez przerysowania, ba, z jego rozmów z Minato czy Onogim wyłania się wizerunek chłopaka całkiem dojrzale podchodzącego do życia.

Mój problem z bohaterami wynika z tego, że nie byłam w stanie przekonać się do nich jako grupy, a to poważny zarzut w przypadku serii sportowej, gdzie obojętność wobec protagonistów nie pozwala w pełni przeżywać ich zmagań z przeciwnikami. Powiem brutalnie – miałam w nosie, czy przejdą kolejne etapy turnieju, ile zaliczą cennych strzałów itp. Podobnie patrzenie na ich spotkania poza klubem nie wywoływało we mnie większych emocji, najwyżej parę razy się uśmiechnęłam. Nie, żeby była to wyłączna wina anime, bardziej mojego odbioru, nie będę jednak udawać, że pod tym względem seria mi się spodobała.

Mimo krytycznego potraktowania wątku Masy samą jego postać bardzo polubiłam. Najprościej byłoby go określić mianem dobrego, ale stanowczego wujka. Ma spore umiejętności i wiedzę w zakresie łucznictwa, którymi może się dzielić z uczniami, co robi cierpliwie i w rzeczowy sposób. Z drugiej strony wie doskonale, że skuteczniej niż słowami pocieszenia albo krzykiem trafi do popełniającego błędy łucznika poprzez surowe spojrzenie i kilka szczerych słów. Nie dziwi zatem, że Minato i reszta są do niego autentycznie przywiązani.

Przydałoby się napisać trochę o trzech dziewczynach – w szeregach klubu znajdują się także Noa Shiragiku, Rika Seo i Yuuna Hanazawa, które także uczestniczą w zawodach, choć tylko indywidualnie. Przydałoby się, ale co? Niestety, próby ukazania perypetii mieszanego klubu spełzły na niczym, bo i tak liczą się wyłącznie chłopcy. Bohaterki są, bo są, trochę strzelają, trochę komentują poczynania kolegów i tyle; nie zostały również obdarzone ciekawymi osobowościami.

Na koniec zostawiłam sobie akapit o drużynie przeciwnej, klubie Kirisaki. Daigo Sase, Kabashima i Yushima są warci jedynie krótkiej wzmianki. Lepiej poznajemy roztropnego i uczynnego nie tylko wobec swoich kolegów Hirokiego Motomurę, przewodniczącego klubu, którego rola sprowadza się w dużej mierze do poskramiana pierwszoklasistów, Mangiego i Senichiego Sugawary. Właśnie, bliźniaki… Bezczelnie pewni siebie, nieprzyjemni w stosunku do innych, także współzawodników – aż szkoda sobie strzępić język. Odczułam małą satysfakcję, gdy pod koniec jeden z nich zaznał problemu, który wyśmiewał u innego bohatera. Idealne zobrazowanie powiedzenia „karma wraca”. Najważniejszą postacią z omawianej ekipy jest jednak Shuu Fujiwara, kolega Minato i Seiyi z gimnazjum, jeden z pierwszych obserwatorów rodzącej się pasji tego pierwszego do łucznictwa. To dojrzale zachowujący się chłopak, na ogół spokojny, ale potrafiący też, gdy trzeba, komuś przygadać. O Minato myśli z sympatią i szczerze cieszy się z jego powrotu do łucznictwa. Nieco chłodniejsze ma relacje z Seiyą – nie żeby się nie lubili, po prostu Shuu zdaje sobie dobrze sprawę z prawdziwego powodu, dla którego Takehaya zdecydował się na założenie hakamy.

Napisałam wcześniej: „Kto widział Free!, będzie wiedział, czego mniej więcej się spodziewać”. Jeśli ktoś w tym momencie pomyślał, że znajdzie tu pokaźną dawkę fanserwisu i zobaczy chłopców w dwuznacznych sytuacjach, to się rozczaruje (jeśli tego oczekiwał), albo ucieszy (jeśli wolał tego uniknąć), bo seria pod tym względem jest bardzo stonowana. Oczywiście głównym tego powodem jest prezentowana dyscyplina sportowa – nie ma co, bohaterowie nie będą strzelać z łuków w samych majtkach. Parę razy mamy jednak okazję podziwiać piękne ciało Masy, nie brakuje też nieodzownej sceny w łaźni. Relacje łączące chłopaków czy też relacje uczniów z trenerem także nie dają powodów do ekscytacji, aczkolwiek w czwartym odcinku puszczono oczko do fanek lubiących wymyślać sobie pary i zaprezentowano scenę z Minato i Masą, zresztą, jedną z lepszych w anime, głównie dzięki bezcennej reakcji Onogiego.

Grafika – patrz: studio. A już na serio – jest ładnie i płynnie, co ja mam więcej pisać? Przyczepię się jedynie do projektu postaci Masakiego. W pewnym momencie dowiadujemy się, że ma on dwadzieścia trzy lata… Zdecydowanie nie wygląda na tak młodego, bardziej na mężczyznę po trzydziestce. Reszta bohaterów prezentuje się w porządku.

Dobrze swoje zadania spełnia również muzyka. Choć mnie zbytnio nie zachwyciła, doceniam jej dopasowanie do wydarzeń i ładne brzmienie, zwłaszcza bodajże najczęściej przewijającą się, spokojną kompozycję pt. The Calm After a Storm. Bardzo spodobał mi się za to opening, Naru, w wykonaniu Luck Life, znacznie mniej zaś ending, Orange Iro, śpiewany przez ChouCho. Trudno się też przyczepić do wyboru seiyuu – wszyscy dobrze wczuli się w swoje postaci. W rolach głównej piątki usłyszymy: Yuuto Uemurę (Juugo z Nanbaka, Thorfinn z Vinland Saga), Aoiego Ichikawę (Mitsuru z Darling in the Franxx), Kaito Ishikawę (Tobio Kageyama z Haikyuu!!), Shougo Yano (Mafuyu Sato z Given) i Ryoutę Suzukiego (Yuu Ishigami z Kaguya­‑sama wa Kokurasetai). Towarzyszy im m.in. Shintarou Asanuma (główny bohater Yojouhan Shinwa Taikei, Takatoshi Tsuda z Seitokai Yakuindomo) i Kensho Ono (tytułowy bohater Kuroko no Basket).

Tsurune -Kazemai Koukou Kyuudou Bu- nie jest złym anime. Nie napiszę – nie oglądać, bo to średniak, łatwo znaleźć dużo lepsze sportowo­‑okruchowe produkcje. Ba, mimo wystawionej średniej oceny i narzekań na fabułę i bohaterów (które z pewnością wielu czytelników uzna za przesadę) mogę nawet ostrożnie zachęcić osoby wahające się do zapoznania się z omawianym tytułem. Moja nota wynika głównie z faktu, że seria mnie „nie wzięła” – a jak coś „nie bierze”, to trudno ocenić na więcej niż 6/10.

Uwaga na koniec – w marcu 2019 roku pojawił się odcinek specjalny, zatytułowany Yabai. Mimo moich obaw wynikających z opisu fabuły okazał się on zaskakująco przyjemnym i zabawnym dodatkiem, w którym, na szczęście, łucznictwo nie zeszło na bardzo daleki plan. Jestem nawet skłonna dodać za niego plus do końcowej oceny.

Patka, 26 września 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kyoto Animation
Autor: Kotoko Ayano
Projekt: Chinatsu Morimoto, Hiroshi Karada, Miku Kadowaki
Reżyser: Takuya Yamamura
Scenariusz: Michiko Yokote
Muzyka: Harumi Fuuki